26 września 2016 12:44

Grań Mittellegi i Trylogia Berneńska w relacji członków KW Bielsko-Biała

W dniach 13-16 sierpnia czterech członków KW Bielsko-Biała (Rysiek Cieślak, Andrzej Ficek, Arek Heller, Adam Rozum) działało w Alpach Berneńskich, za główny cel obierając przejście słynnej, ostrej jak nóż, grani Mittellegi na Eigerze (3970 m.). Przy okazji postanowili do kolekcji dołożyć jeszcze wejście na Mönch (4107 m) i Jungfrau (4158 m), a więc pozostałe dwa szczyty wchodzące w skład kompletnej „Trylogii Berneńskiej”. Poniżej relacja z wyjazdu.

Grań Mittellegi i Trylogia Berneńska dla członków KW Bielsko-Biała (fot. www.kw.bielsko.org)

Grań Mittellegi i Trylogia Berneńska dla członków KW Bielsko-Biała (fot. www.kw.bielsko.org)

***

W Grindelwald stawiamy się w sobotę po 10 rano, zerkamy na słynną Północną Ścianę (Eiger Nordwand) i dwoma kolejnymi kolejkami docieramy do Jungfraujoch. Żeby wyrobić się z naszym ambitnym planem, już w pierwszy dzień musimy wejść na Möncha. Dlatego od razu po dotarciu do schroniska Mönchsjoch robimy szybki przepak i ruszamy w stronę pierwszego celu.

Mönch (fot. www.kw.bielsko.org)

Mönch (fot. www.kw.bielsko.org)

Na początek odcinek skalny (trudności miejscami II-III), później trochę śniegu i znowu skały. Słońce strasznie daje popalić, a my mocno odczuwamy braki w aklimatyzacji – przejście grani szczytowej nie jest w tej sytuacji zbyt komfortowe, biorąc pod uwagę lufę z jednej i z drugiej strony. Szczyt zdobywamy jednak sprawnie i bez przygód oraz niespodziewanych trudności, spokojnie zdążamy na kolację do schroniska, chociaż nikt nie ma apetytu z powodu mocno dokuczającego bólu głowy.

W drodze na szczyt (fot. www.kw.bielsko.org)

W drodze na szczyt (fot. www.kw.bielsko.org)

Drugi dzień rano, pomimo słabo przespanej nocy, czujemy się dużo lepiej. Pogoda nadal jest kapitalna, więc zapowiada się przyjemny dzień. Ruszamy dość późno bo po 7.00 (większość ekip wyruszała ok. 5.00), przez co słońce daje nam się później mocno we znaki, ale wiemy też, że zapas czasu mamy bardzo duży. Tempo mamy dobre, więc szybko przechodzimy lodowiec, później kawałek skalnego żebra, górne pola śnieżne i na grani doganiamy niektóre wcześniejsze ekipy.

Pogoda jest kapitalna (fot. www.kw.bielsko.org)

Pogoda jest kapitalna (fot. www.kw.bielsko.org)

Tutaj trochę zwalniamy, bo śnieg puszcza i jest dość czujnie, ale i tak docieramy na szczyt szybciej niż planowaliśmy (w trochę ponad 3 godziny). Na piku zabawiamy dłużej niż dzień wcześniej, jemy włoskie ciasto i robimy sesję zdjęciową :). Na zejściu zupełnie się nie spieszymy, a po przejściu lodowca obserwujemy tłum rozlany w okolicy górnej stacji kolejki.

Czujnie do góry (fot. www.kw.bielsko.org)

Czujnie do góry (fot. www.kw.bielsko.org)

Czas na sesję zdjęciową (fot. www.kw.bielsko.org)

Czas na sesję zdjęciową (fot. www.kw.bielsko.org)

Po dwóch dniach intensywnego działania, w poniedziałek mamy trochę lżej – w planach tylko przenosiny do schroniska Mittellegi.

Ponieważ mamy mnóstwo czasu, ponad godzinę poświęcamy na zwiedzanie podziemnych tuneli naszpikowanych atrakcjami. Na szczęście z dołu kolejka jeszcze nie przyjechała, mamy więc wszystko tylko dla siebie :). Wyjeżdżamy też windą na górny taras, by pooglądać okolicę z tej perspektywy. W końcu wsiadamy jednak do pociągu i podjeżdżamy jeden przystanek, wysiadając we wnętrzu góry – na stacji Eismeer. Miła Pani konduktor na szczęście objaśnia nam, jak się stąd wydostać na lodowiec (schody w tunelu), bo już się przymierzaliśmy do zjazdów z okien widokowych :).

Na śniegu lampa jest niesamowita, podchodzimy więc bardzo mozolnie pod ścianę, którą trzeba trawersować, by dostać się do schroniska na grań – najpierw pokonujemy dwa trójkowe wyciągi, później już na lotnej idziemy kilkaset metrów wyszukując najłatwiejszego terenu.

Podchodzimy mozolnie pod ścianę, którą trzeba trawersować, by dostać się do schroniska na grań (fot. www.kw.bielsko.org)

Podchodzimy mozolnie pod ścianę, którą trzeba trawersować, by dostać się do schroniska na grań (fot. www.kw.bielsko.org)

W schronisku Mittellegi meldujemy się po 12.00, poznajemy sympatyczną szefową (Corinnę), która dobrodusznie przydziela nam osobny schron obok schroniska – rezerwację mieliśmy co prawda na nocleg w głównym budynku, schron jest jednak o wiele bardziej komfortowy (8 miejsc w porównaniu z 24 w pokoju schroniskowym). Kolacja jest świetna, a atmosfera prawie domowa, więc humory dopisują. Po towarzystwie widać, że nie ma tu raczej ludzi przypadkowych – tylko przewodnicy z klientami i z 4-5 „prywatnych zespołów“. Niedługo po kolacji kładziemy się do łóżek i staramy się trochę przespać.

Komfortowy schron (fot. www.kw.bielsko.org)

Komfortowy schron (fot. www.kw.bielsko.org)

O 5 rano stawiamy się na szybkim śniadaniu, szpeimy się i ruszamy! Człowiek zaspany, ciemno, ślisko, a tu od razu taka lufa i w jedną i drugą stronę. Już po kilkudziesięciu metrach łapiemy korek przed pierwszą ścianką z trudnościami – okazuje się, że niektórzy przed nami chyba nie są jednak zbyt doświadczeni we wspinaniu górskim, bo zachowują się dość niepewnie i asekurują na sztywno praktycznie każdy trudniejszy odcinek. Przewodnicy z klientami oczywiście znikają nam z pola widzenia po kilku minutach.

O 5 rano stawiamy się na szybkim śniadaniu, szpeimy się i ruszamy... (fot. www.kw.bielsko.org)

O 5 rano stawiamy się na szybkim śniadaniu, szpeimy się i ruszamy… (fot. www.kw.bielsko.org)

(fot. www.kw.bielsko.org)

(fot. www.kw.bielsko.org)

Związany jestem z Ryśkiem i cały czas idziemy tylko na lotnej, zmieniając się na prowadzeniu. Arek z Adamem asekurują się na bardziej wymagających ściankach. Jak tylko wychodzi słońce, od razu jest lepiej, rozgrzewamy się i wpadamy w trans wspinania – jest pięknie, droga jest oczywista, ekspozycja niesamowita, trudności niezbyt wygórowane (pionowe odcinki trójkowo-czwórkowe przeplatane zero-jedynkowymi odcinkami prostymi, wszystko powyżej III-IV ma stałe liny). Krótko mówiąc – piękna alpejska grań!

Jest idealnie (fot. www.kw.bielsko.org)

Jest idealnie (fot. www.kw.bielsko.org)

Po pewnym czasie mieszamy w naszych zespołach, ja „biorę” najbardziej zmęczonego wysokością Arka, Rysiek Adama i gnamy dalej do góry na lotnej. Miejscami jest krucho i trzeba uważać na chwyty zostające w rękach, generalnie jednak asekuracja jest raczej komfortowa, jak ktoś czuje się pewnie, to spokojnie da radę nawet bez asekurowania się na sztywno. Na koniec jeszcze tylko dość psychiczny trawers po zmrożonych śniegach tuż nad ścianą północną i słynny Eiger jest nasz!

Miejscami jest krucho i trzeba uważać na chwyty zostające w rękach (fot. www.kw.bielsko.org)

Miejscami jest krucho i trzeba uważać na chwyty zostające w rękach (fot. www.kw.bielsko.org)

Jeszcze tylko psychiczny trawers po zmrożonych śniegach tuż nad ścianą północną i słynny Eiger jest nasz! (fot. www.kw.bielsko.org)

Jeszcze tylko psychiczny trawers po zmrożonych śniegach tuż nad ścianą północną i słynny Eiger jest nasz! (fot. www.kw.bielsko.org)

Mimo iż jest dopiero 10:30, nie rozsiadamy się na górze – czeka nas dużo większe logistycznie wyzwanie, zejście Zachodnią Flanką owiane jest złą sławą, na dodatek po południu zapowiadane są opady. Do przejścia mamy prawie 2 kilometry w pionie, więc co jakiś czas nerwowo zerkamy na zegarek. Niestety, po dość oczywistym, śnieżnym początku, wchodzi się w bardzo rozległy skalny teren, gdzie odnalezienie właściwej drogi graniczy z cudem.

(fot. Summitpost)

(fot. Summitpost)

Posuwamy się bardzo powoli, nieprzyjemne zejścia zagruzowanymi ściankami przeplatając kilkunastoma zjazdami z tego, co znajdujemy – teren jest paskudny. Nic dziwnego, że tak wiele zespołów zastaje tu noc, a mnóstwo ludzi wybiera na zejście grań południową. Na szczęście pogoda wytrzymuje (chwilę postraszyło grzmotami i przelotnym opadem), poniżej zjawia się nawet helikopter na akcji ratunkowej (ktoś schodzący przed nami najwyraźniej miał wypadek), a gdy chmury się rozchodzą, wypatrujemy ludzi na miejscu biwakowym w połowie zejścia. Okazuje się, że są to Ukraińcy wybierający się kolejnego dnia Flanką na szczyt. Chłopaki trochę nam pomagają, bo najpierw jeden z nich wychodzi nam naprzeciw (robiąc sobie rozeznanie), a gdy już docieramy do reszty grupy tłumaczą, jak przyspieszyć zejście używając skrótu, którym wychodzili do góry.

Z tego miejsca nabieramy już mocnego przyspieszenia i nadajemy ostre tempo, by wyrobić się na ostatnią kolejkę ze stacji Eigergletscher do Grindelwald. Na peronie składamy sobie gratulacje – Trylogia Berneńska i dodatkowo grań Mittellegi są nasze! Wieczorem znajdujemy sympatyczny hotelik, kąpiemy się (w końcu) i ruszamy na miasto świętować sukces. Sprzed parkingu zerkamy w górę – dwa kilometry wyżej na grani widać małe światełko z Mittelleggihütte – ciężko nam uwierzyć, że jeszcze rano tam byliśmy.

Ciężko nam uwierzyć, że jeszcze rano tam byliśmy (fot. Summitpost)

Ciężko nam uwierzyć, że jeszcze rano tam byliśmy (fot. Summitpost)

Andrzej Ficek




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum