Zdradliwa rutyna. Szczegóły wypadku Thomasa Hubera
Na początku lipca Thomas Huber, jeden z najbardziej znanych niemieckich wspinaczy, miał bardzo groźny wypadek w ścianie Brendlberg w regionie Berchtesgaden w Bawarii.
Wypadki nie omijają początkujących, doświadczonych i bardzo doświadczonych. Ponieważ zawsze warto uczyć się na cudzych błędach, zachęcamy do przeczytania relacji Thomasa z jego wypadku:
Przyczyną była rutyna. Kiedy wspinasz się na jakiejś ścianie po raz pierwszy, boisz się nie tylko na El Capitanie, ale także na Brendlberg, pomimo tego, że ta ściana ma tylko 70 metrów, jest pionowa, alpejska. Wspinałem się tam przez ostatnie 2 miesiące i zrobiłem wiele dróg. Czułem się tam jak w domu, komfortowo. Był to mój drugi dom, letnia praca przed ekspedycją.
Robiliśmy film na drodze Watzmannflimmern 9+. Chciałem powiesić linę dla kamerzysty. Podczas patentowania tej drogi (poprowadziłem ją wcześniej) zawsze korzystałem z 60-metrowej liny. Była wystarczająco długa, by dojechać do półki i zostawało jeszcze 5 metrów. Ale lina, z której podczas wypadku skorzystałem, należała do przyjaciela. Nie wiedziałem, że została skrócona. Zjechałem i wypiąłem 3 ekspresy z pierwszego wyciągu sąsiadującej drogi. Wszystko gra, zjeżdżam do półki. I – bam! – lecę.
Thomas wyjechał z przyrządu (nie miał zawiązanego węzła) i poleciał 16 metrów na ziemię. Miał bardzo dużo szczęścia. Doznał pęknięcia czaszki i konieczna była operacja, ale jak na swobodny lot z 16 metrów to bardzo niski wyrok.
My tradycyjnie w takich przypadkach zachęcamy do stosowania zasady, którą można nazwać dobrą rutyną, wyrażonej w naszym cyklu „BHP wspinania” przez Andrzeja Makarczuka:
Przyjmijmy za zasadę, że: jeśli się wspinamy to na drugim końcu liny przywiązany jest partner albo zawiązany jest węzeł.
Przed wypadkami chronią nas doświadczenie, rozwaga, ale także dobre i konsekwentnie stosowane nawyki. Wiązanie węzła na końcu liny jest jednym z nich.
Mysza
Źródło: blogs.dw.com