Trzynasty nie znaczy pechowy – Beata Słama o Krakowskim Festiwalu Górskim

Za nami kolejna edycja Krakowskiego Festiwalu Górskiego. Impreza znowu się udała, a jedyny zarzut, jaki można postawić organizatorom, jest taki, że działo się za dużo i nie sposób było zaliczyć wszystkich wydarzeń, na które miało się ochotę. Dlatego relacja ta jest z konieczności wybiórcza. Mam jednak nadzieję, że udało mi się uchwycić wszystko, co interesujące i istotne.

Przyjaciel i wierny widz KFG... od kilku lat ;) (fot. Adam Kokot / KFG)

Przyjaciel i wierny widz KFG… od kilku lat ;) (fot. Adam Kokot / KFG)

***

Dzień pierwszy – brytyjsko-hiszpański, raczej skałkowy, z wątkami rodzinnymi

Pierwszymi filmami konkursowymi, jakie mogliśmy obejrzeć, były filmy poświęcone wspinaczce skałkowej – jeden zdecydowanie nieciekawy, a drugi nieco pretensjonalny. Nie wiem, czy zostały tak zestawione celowo, opowiadają bowiem o dwóch rożnych postawach życiowych i o różnym podejściu do wspinania, można więc pokusić się o porównanie.

Publiczność (fot. Adam Kokot / KFG)

Publiczność (fot. Adam Kokot / KFG)

Bohater pierwszego z nich, francuskiego „So High”, Romain Desgranges, wspinacz utytułowany, chcąc oderwać się nieco od mozolnego pakowania na ściance, jedzie do Joshua Tree, żeby dla odmiany powspinać się trochę na łonie natury. Niestety, w czasach gdy piękne zdjęcia kręcone w cudownych okolicznościach przyrody nie są już niczym szczególnym, to trochę za mało, by zrobić interesujący film. Potrzebny jest jeszcze ciekawy bohater, który ma choć odrobinę charyzmy, lecz tu takiego zabrakło, bowiem Romain nie ma nam do powiedzenia niczego szczególnego. Dla niego liczy się głównie cyfra i nie odnosimy wrażenia, by stała za tym jakaś oryginalna filozofia. Lub jakakolwiek filozofia.

Filozofuje za to na potęgę Jordi Salsa „Pelón” , hiszpański solista, o którym opowiada film ”Solo. Escalada a la vida”. Dla niego wspinanie to sposób życia i narzędzie doskonalenia umysłu. Stara się żyć niejako poza systemem i nie daje się porwać rozbuchanemu konsumpcjonizmowi. Trudno jednak uwierzyć komuś, kto jeździ mercedesem, na ręku ma bransoletkę firmy Diesel, a na jego piersi widnieje logo znanego wytwórcy odzieży sportowej – bo to, jak wiecie, nie są rzeczy tanie. Bohater dzieli się z nami swoimi głębokimi przemyśleniami na różne tematy, wspina się solo i pręży wspaniałe, choć niemłode już ciało, co przynajmniej dla damskiej części widowni stanowiło jakąś pociechę.

Nie filozofowała za to nadmiernie urocza Hazel Findlay, gwiazda wspinania tradowego z Wysp Brytyjskich. Ma na koncie wspaniałe osiągnięcia (jako pierwsza kobieta przeszła trudności E9), jednak umówmy się, to trochę za mało, by wygłosić mrożącą krew w żyłach prelekcję. Można za to wygłosić prelekcję ciekawą, co Hazel się udało.

Urocza Hazel Findlay (z prawej) (fot. Adam Kokot / KFG)

Urocza Hazel Findlay (z prawej) (fot. Adam Kokot / KFG)

Dowcipnie i z dużym dystansem do siebie opowiedziała o wspinaniu w Anglii („W Anglii jest mało skał, więc Anglicy wspinają się po wszystkim”), o swoich wspinaczkowych początkach (rola taty nie do przecenienia) i osiągnięciach. Próbowała także wprowadzić nas w tajniki skali brytyjskiej, posługując się skomplikowanym wykresem, choć, jak stwierdziła, kto nie urodził się na Wyspach, nic z tej skali nie zrozumie.

W secie wieczornym pokazano, między innymi, dwa niezwykle interesujące i ważne filmy. Pierwszym był „Sati” w reżyserii Bartka Świderskiego ze zdjęciami Darka Załuskiego, którego bohaterami są Olga i Piotr Morawscy. Był to pokaz specjalny, ponieważ film nie startował w konkursie. Ani w tym, ani w żadnym innym w Polsce – tak zadecydowała Olga. Zdobył za to m.in. Złotą Gencjanę na festiwalu w Trento.

Tuż po śmierci Piotra Morawskiego pod Dhaulagiri Darek Załuskich postawił przed jego żoną kamerę i uważnie słuchał tego, co mówi. Powstał w ten sposób przejmujący zapis żałoby z niemal wszystkimi jej stadiami: zaprzeczeniem, gniewem, targowaniem się, depresją i akceptacją. Opowieść Olgi reżyser, Bartek Świderski, uzupełnił fragmentami filmów z Piotrkiem kręconych podczas wyprawy w Himalajach. To film skromny i przejmujący, realizatorzy nie oceniają, stoją z boku i pozwalają przemówić obrazom i wybrzmieć słowom. Nie ma w nim żadnych chwytów formalnych i koncepcyjnych fajerwerków i w tym leży jego siła.

Pokaz specjalny filmu "Sati" - przejmujący zapis żałoby z niemal wszystkimi jej stadiami (fot. Adam Kokot / KFG)

Pokaz specjalny filmu „Sati” – przejmujący zapis żałoby z niemal wszystkimi jej stadiami (fot. Adam Kokot / KFG)

Drugi film to „Citadel” Alstaira Lee. Była to jedna z wielu premier na tym festiwalu, bo zaznaczyć należy, że krakowianom – mimo iż mamy za sobą dwa ważne festiwale, w Zakopanem i Lądku – udało się pokazać zupełnie innych zestaw filmów zagranicznych, w tym kilka premier (oczywiście niektóre się powtarzały – „Nini” , „Redemption” czy film Barabasza o Wiesławie Stanisławskim).

Dwóch brytyjskich wspinaczy – Matt Helliker i Jon Bracey – wybrało się na Alaskę, by wspinać się na Citadel, szczyt w odległym paśmie Neacola. To niezwykle efektowny, zrealizowany fachowo obraz – jego autorem jest przecież Alstair Lee – nie dostał jednak żadnej nagrody, choć porusza bardzo istotną kwestię, która być może wielu widzom umknęła.

Wspinacze nie kończą drogi, ponieważ partie podszczytowe są tak trudne, że aby je pokonać, musieliby osadzić spity, a tego zdecydowanie chcieli uniknąć. Ktoś może pomyśleć: odległe pasmo, w które być może przez wiele lat nikt nie zajrzy, jedna z setek niezdobytych alaskańskich gór, cóż to szkodzi, że znajdzie się na niej kilka spitów? Może nic, chodzi jednak o podejście do gór prezentowane przez Jona i Matta – to nie my naginamy góry do siebie, lecz dostosowujemy się do nich, ponieważ to dzięki nim poznajemy granice naszych możliwości i się doskonalimy. A pielęgnowanie w sobie pokory jest ważnym tego doskonalenia się elementem. Leave no trace – ta zasada obowiązuje nawet na bezkresnym odludziu.

Hazel Findlay podczas prelekcji opowiadała o swoim tacie – również wspinaczu. W tym dniu poznaliśmy jeszcze jeden wspinaczkowy team rodzic-dziecię. Hiszpański film „Panaroma” to relacja z przejścia drogi Pan Aroma 8c Alexa Hubera na Cima Ovest w Dolomitach, uznawanej za jedną z najtrudniejszych wielowyciągowych dróg na świecie. Zabiera na nią swojego tatę Edu Marin, doskonały hiszpański wspinacz sportowy. Tata służy co prawda za samobieżny przyrząd asekuracyjny, jednak niewielu jest sześćdziesięciodwulatków w tak doskonałej formie i z taką fantazją. Nie jest to może film wybitny, jednak daje dużo radości, a widok ojca dumnego z wyczynów syna – bezcenny.

Nie był to jedyny film „familijny” w konkursie, więc aby nie stracić wątku, wybiegnę naprzód, ponieważ chcę napisać o filmie Jakuba Brzoski „Ojcowie i synowie”. (Jeżeli chodzi o konkurs polski, jedynym profesjonalnym i przemyślnym filmem był „No Ski No Fun” Darka Załuskiego, więc właściwie żadnej konkurencji nie było, a przyznanie mu głównej nagrody nie zdziwiło).

Jeden z jurorów powiedział o filmie Brzoski, że to stracona szansa. To prawda. Temat wymyślił Kuba doskonały – ojcowie i synowie, ratownicy TOPR. Wspaniała tradycja, wspaniali ludzie. Więc dlaczego powstał o tym tak zły film? Święcący triumfy na zeszłorocznych festiwalach światowych i krajowych „Valley Uprising” Petera Mortimera i Nocka Rosena wyznaczył nowe standardy w górskim dokumencie. Po nim nic już nie będzie takie samo. Nie znaczy to, że należy bezmyślnie naśladować Amerykanów, jednak film Brzoski, zrealizowany w estetyce dydaktycznego dokumentu, pełen nienaturalnych, zainscenizowanych scen, którym towarzyszy patetyczna muzyka, niedbale zmontowany i koncepcyjnie nieprzemyślany raczej się nie broni. Został co prawda przemontowany i skrócony, jednak sopranowa pieśń wieńcząca dzieło została, stanowiąc gwóźdź do trumny tej produkcji.

Plakat 13. Krakowskiego Festiwalu Górskiego, autorstwa Wojtka Kołka

Plakat 13. Krakowskiego Festiwalu Górskiego, autorstwa Wojtka Kołka

Dzień drugi – celebrycko-naukowy

Dzień ten rozpoczął się od zestawu konkursowych filmów polskich, jednak, jak napisałam wcześniej, właściwie żaden nie zasługiwał na uwagę. Był jeden film przyczynkarski i potrzebny – „Jerzy Hajdukiewicz. Człowiek gór” Roberta Szwasta i Bartosza Żurakowskiego, upamiętniający ważnego wspinacza i ważnego lekarza, oraz jeden film śmieszny, teledysk „Wspin” Krzysztofa Kurendy i Jareckiego. Ten drugi otrzymał II nagrodę.

Przez cały dzień w mniejszych salach odbywały się prelekcje – od „fachowych”, traktujących o tym, jak nie zabić się w górach (warsztaty „Bezpieczne góry”) i nie przestraszyć żyjących w nich zwierząt, po promocje książek, relacje ze wspinaczek i wspomnienia.

Warsztaty (fot. Adam Kokot / KFG)

Warsztaty (fot. Adam Kokot / KFG)

Warsztaty (fot. Adam Kokot / KFG)

…warsztaty (fot. Adam Kokot / KFG)

Mnie zainteresował wykład Jana Krzeptowskiego z TPN poświęcony specyfice turystyki tatrzańskiej i filozofii Leave no trace. Krzeptowski opowiadał, jak w górach nie być intruzem, a szanującym rządzące w nich prawa gościem, jak planować wycieczki i dokąd się wyprawiać. Gdyby podczas wędrówki lub wspinaczki groziły nam lawiny, Andrzej Maciata z TOPR-u uczył, jak ich unikać, a o leczeniu hipotermii głębokiej opowiadali Sylweriusz Kosiński, Tomasz Darocha i Jacek Majkowski.

Wiele obiecywałam sobie po spotkaniu z Jerzym Surdelem. Gdy zaczynałam się wspinać, był postacią niemal legendarną: przystojny pan z telewizji, a na dodatek himalaista. A tak poważnie, autor doskonałych filmów górskich, przede wszystkim kultowego tryptyku tatrzańskiego „Dwóch”, „Odwrót” i „Akcja”. Spotkanie było jednocześnie promocją jego wspomnień, wydanych właśnie przez wydawnictwo Annapurna, pod zawiłym i dziwnym tytułem „Góry. Ludzie. Kontynenty. W obiektywie ekstremalnej kamery”. Niestety, Surdel nie jest mistrzem narracji, a pytania zadawane nieudolnie przez Andrzeja Mirka nie pomagały.

Spotkanie z Jerzym Surdelem, przepytywał Andrzej Mirek (fot. Adam Kokot / KFG)

Spotkanie z Jerzym Surdelem, przepytywał Andrzej Mirek (fot. Adam Kokot / KFG)

Przykładem niezwykle interesującego spotkania było za to spotkanie z profesorem Zdzisławem Rynem. Ono również związane było z promocją książki – „Góry. Medycyna. Antropologia”. Prowadziła je Ilona „Księżniczka” Łęcka i wielu innych rwących się do prowadzenia podobnych wydarzeń mogłoby się od niej sporo nauczyć – jej znajomość tematu i elokwencja sprawiały, iż była partnerką dla profesora Ryna, pana o niezwykłej kulturze i wiedzy. Ja byłam jednak nieco rozczarowana, bowiem spodziewałam się opowieści o deterioracji, dziwnych motywacjach, wspinaczkowych neurozach i aberracjach, tymczasem dużo było o Janie Pawle II, Ignacym Domejce i Ameryce Południowej, co nie zmienia faktu, że były to powieści niezwykle interesujące.

Prof. Zdzisław Ryn, spotkanie prowadziła Ilona Łęcka (fot. Adam Kokot / KFG)

Prof. Zdzisław Ryn, spotkanie prowadziła Ilona Łęcka (fot. Adam Kokot / KFG)

Ostatnim punktem programu przed gwoździem wieczoru była prelekcja Bogumiła Słamy. Hmm… trochę głupio pisać o występie byłego męża, nie byłam nim też szczególnie zainteresowana, bo czegóż nowego mogłabym się jeszcze dowiedzieć? Zajrzałam więc do sali tylko na chwilę… i zostałam do końca. Większości anegdot nie znałam, większości dowcipów nie słyszałam. Bogdan opowiadał o swoich pierwszych krokach w urwiskach, o partnerach, autorytetach, dalekich górach, sprzęcie i dziwnej odzieży, a wszystko to poczuciem humoru i wrodzoną swadą i lekkością.

Wychodząc z prelekcji (odbywała się, jak wiele innych wykładów i spotkań, w mniejszej auli), pomyślałam, że w w krakowskiej imprezie niezwykłe jest to, że mimo iż w głównej sali i w kuluarach dzieje się mnóstwo ciekawych rzeczy, takie prelekcje i wykłady cieszą się ogromnym powodzeniem, a sale są zapełnione do ostatniego miejsca niezależnie od tego, czy jest to spotkanie z Anną Okopińską (opowiadała o Gaszerbrumach), wesołymi „chłopcami z Syczuanu” – Marcinem Rutkowskim, Wojtkiem Ryczerem i Rafałem Zającem, czy też dywagacje fachowe poświęcone technice wspinaczkowej, asekuracji lub sprzętowi.

Członkowie Tagas Expedition podczas spotkania z Jerzym Walą (fot. Adam Kokot / KFG)

Członkowie Tagas Expedition podczas spotkania z Jerzym Walą (fot. Adam Kokot / KFG)

Aż wreszcie nadszedł wspomniany już gwóźdź KFG, czyli spotkanie z sir Chrisem Boningtonem. No cóż, gdyby połączyć osiągnięcia sir Chrisa z narracyjną swadą choćby Alexa Hubera, mielibyśmy wspaniałą prelekcję, tymczasem opowieść była po brytyjsku powściągliwa, zaprawiona ostrożnie dawkowanym brytyjskim humorem, co nie znaczy, że nie słuchało się jej z przyjemnością. Bonington to wspaniały człowiek, niezwykle skromny, doskonały wspinacz i autor niezłych książek, nic więc dziwnego, że publiczność zgotował mu owację na stojąco – za całokształt.

Sir Chris Bonington z organizatorami festiwalu, Piotrem Turkotem (po lewej) i Wojciechem Słowakiewiczem (po prawej) (fot. Adam Kokot / KFG)

Sir Chris Bonington z organizatorami festiwalu, Piotrem Turkotem (z lewej) i Wojciechem Słowakiewiczem (z prawej) (fot. Adam Kokot / KFG)

Każdy chciał mieć z Sir Chrisem zdjęcie (fot. Adam Kokot / KFG)

Każdy chciał mieć z sir Boningtonem zdjęcie (fot. Adam Kokot / KFG)

Dzień trzeci – spotkania, nagrody, rozstania

Ostatni dzień takiej imprezy jest na ogół dniem schyłkowym, wielu zbiera się do wyjazdu (jak w Lądku czy w Zakopanem), publiczność jest nieco znużona, akcja traci impet, na ten dzień odkłada się wydarzenia mniej prestiżowe. Ale nie w Krakowie. Ponieważ przychodzi głównie publiczność „miejscowa”, frekwencja nie maleje, a impet nie słabnie.

Od rana ruszyła seria wykładów poświęconych bezpieczeństwu w górach. O zjazdach opowiadał Jan Kuczera, o zagrożeniach obiektywnych Bogusław Kowalski, o tym, jak wybrać bezpieczną trasę Marcin Józefowicz (TOPR), a Maciej Ciesielski zdradzał, jak chodzić w góry na lekko (i bezpiecznie).

Ogromnym zainteresowaniem (jak zawsze) cieszyła się prelekcja Krzysztofa Wielickiego. Tym razem poświęcił ją swoim solowym wyczynom. Gdyby Krzysztof nie oddał się bez reszty wspinaniu, powinien zostać mówcą motywacyjnym lub gwiazdą stand up comedy, bo jego talent do snucia opowieści i przemycania w nich ważnych ważnych dygresji jest doprawdy niezwykły. Kolega, gdy narzekałam pewnego razu, że organizatorzy imprez górskich zapraszają zbyt mało zagranicznych gwiazd, odrzekł: „A po co? I tak wszyscy przyjdą na Wielickiego”. I w tym przypadku opowieść łączyła się promocją książki, bowiem na półki stoiska „Gór” trafił jeszcze ciepły drugi tom wywiadu rzeki, jaki przeprowadził z Wielickim Piotr Drożdż.

Krzysztof Wielicki (fot. Adam Kokot / KFG)

Krzysztof Wielicki (fot. Adam Kokot / KFG)

Kolejną promowaną tego dnia książką była pozycja wydawnictwa Stapis „magisterkowalski.blog. Historia przerwanej miłości” Agnieszki Korpal. Agnieszka opowiadała o swoim chłopaku, Tomku Kowalskim (zginął na Broad Peaku), i o tym, jak doszło do powstania tej książki. Towarzyszył je wydawca Stanisław Pisarek w marynarce – poniekąd współtwórca tej książki.

Potem przyszła kolej Andrzej Bargiela, Janusza Gołąba i Marcina Tomaszewskiego, a na koniec ogłoszono zwycięzców konkursu filmowego.

Marcin "Yeti" Tomaszewski na ściance (fot. Adam Kokot / KFG)

Marcin „Yeti” Tomaszewski na ściance (fot. Adam Kokot / KFG)

I Janusz Gołąb na prelekcji (fot. Adam Kokot / KFG)

Janusz Gołąb na prelekcji (fot. Adam Kokot / KFG)

I Andrzej Bargiel na prelekcji (fot. Adam Kokot / KFG)

I Andrzej Bargiel na prelekcji (fot. Adam Kokot / KFG)

O nagrodzie za najlepszy film polski już pisałam. Główną nagrodę w konkursie zagranicznym otrzymał „Adventures of the Dodo” w reż. Seana Villanuevy O’Driscolla. W tym roku w Krakowie nie było naprawdę dobrych filmów, ta nagroda jednak dziwi, bowiem jest to film lekki, łatwy i przyjemny – i nic poza tym. Sean i jego trzech kompanów (w tym weseli bracia Favresse) pływają sobie na jachcie z przemiłym skiperem po lodowatych akwenach, przygrywają sobie na harmoszce, śpiewają, gotują, popijają i i wspinają się na niesamowitych ścianach Ziemi Baffina.

Grand Prix 13. KFG zdobył „Adventures of the Dodo” w reż. Seana Villanueva O’Driscolla (fot. Adam Kokot)

Grand Prix 13. KFG zdobył „Adventures of the Dodo” w reż. Seana Villanueva O’Driscolla (fot. Adam Kokot)

Ważnym filmem, który na szczęście doceniło wspinanie.pl, przyznając mu nagrodę, jest moim zdaniem „Redemption. James Pearson story” Paula Diffleya i Chrisa Prescotta. Przyznam się, iż pobieżnie zerknęłam na streszczenie filmu i zapamiętałam tylko tyle, że James Pearson, doskonały brytyjski wspinacz skałkowy, z jakiegoś powodu okrył się hańbą. A cóż takiego zrobił ten biedny młodzieniec? – zastanawiałam się. Powiedział, że przeszedł, a nie przeszedł? Podrasował zdjęcie, żeby pion i trudności były większe? Takie historie przecież nie są nam w Polsce obce! Nic z tych rzeczy.

James we wspinaczkowym zapale zrobił drogę w swoim mniemaniu tak trudną, że wycenił ją na E12 w skali brytyjskiej (The Walk of Life). Przyjechał Dave MacLeod i powiedział: E12? Ależ skąd. Najwyżej E9. I od tej chwili Pearson nie miał łatwego życia. Aby uciec przed nagonką, wyjechał do Austrii, spędził tam jakiś czas, po czym wrócił, by zmyć hańbę. Po powrocie wybiera się na słynną Rhapsody E11, której próbował bez powodzenia już kilka lat wcześniej i której trudności w tamtym czasie kwestionował. Świadkiem przejścia jest sam autor, MacLeod. To film niezwykle szczery, jest swego rodzaju spowiedzią Pearsona, mówi też o etycznym rygoryzmie, którym przecież wspinanie stoi, o czym u nas niektórzy zdają się zapominać.

Najcenniejsze statuetki konkursów filmowych 13. KFG (fot. Adam Kokot / KFG)

Najcenniejsze statuetki konkursów filmowych 13. KFG (fot. Adam Kokot / KFG)

Druga nagroda przypadła filmowi „K2 and the Invisible Footmen” w reżyserii Iara Lee. To film potrzebny, opowiadający o ciężkim losie tragarzy w Karakorum, bez których wiele ekspedycji nie urobiłoby w górach ani metra, jednak, mówiąc delikatnie, nie był porywający.

W tym roku specjalną nagrodę przyznał także sklep Polar Sport. Otrzymał ją film „Nini” Gigiego Giustinianiego (reżyser i pozostali twórcy byli na widowni). Latem 1932 roku Gabriele Boccalatte i Ninì Pietrasanta poznali się pod Mont Blanc, połączyła ich wspinaczka i uczucie. Pobrali się pod koniec 1936 roku. Przeszli razem wiele wspaniałych i trudnych dróg, a Nini była jedną z pierwszych włoskich alpinistek. Swoje przygody uwiecznili na zdjęciach, Nini kręciła też filmy z ich wspinaczek. W 1937 roku rodzi się ich syn Lorenzo. Rok później Gabriele ginie w górach. Nini porzuca ekstremalną wspinaczkę, by wychowywać syna.

Po jej śmierci, w 2000 roku, Lorenzo odnalazł w archiwach kręcone przez nią filmy, a Gigi Giustiniani postanowił opowiedzieć ich historię. Opowiada ją szeptem, subtelnie, przemawia do nas obraz i to, co niewypowiedziane. „Nini” na festiwalu w Trento otrzymała Złotą Gencjanę (tak jak film „Sati”, opowiadający tak naprawdę o tym samym), a także nagrodę specjalną na Spotkaniach z Filmem Górskim w Zakopanem.

***

I tak zakończyła się ostatnia duża impreza górska sezonu. Teraz wszyscy ruszą w góry pracować na wspomnienia, by mieć o czym opowiadać za rok.

Beata Słama

Galerię zdjęć z 13. KFG autorstwa Adama Kokota znajdziecie tutaj.

Organizatorami 13. KFG są: wspinanie.pl, TKN Wagabunda, Uniwersytet Ekonomiczny i Magazyn Góry.

kfg-2015-plansza-sponsorzy-media




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum