KFG KRAK’em ALL 2015 w relacji Mechaniora

Krakowski Avatar przyzwyczaił nas już do wielu rzeczy. Ilość cyklicznych wydarzeń, powtarzających się rokrocznie z podziwu godną regularnością, świadczy o prężności tego miejsca i jego niegasnącej energii.

Wśród większych i mniejszych imprez, dotychczas odbywających się na Rybitwach, zaś od niedawna – po przeprowadzce i rozbudowie – u progu Nowej Huty, są również zawody „dla mocarzy”. Wiosenne „Push The Limits” oraz jesienne „Krak’em All”, jakkolwiek nie gromadzą wszystkich najsilniejszych balderowców z kraju, cieszą się dużą popularnością i wysokim poziomem. Tak było również minionej niedzieli podczas zmagań, które mam przyjemność poniżej relacjonować.

KFG KRAK’em ALL 2015 (fot. Maciej Madejski)

KFG KRAK’em ALL 2015 (fot. Maciej Madejski)

***

Jesień A.D. MMXV tym różni się od jesieni poprzednich, że rozegrana właśnie edycja „Krak’em All” towarzyszyła 13. Krakowskiemu Festiwalowi Górskiemu, niejako w zastępstwie Mistrzostw Polski. W latach poprzednich Avatar gościł dwie pierwsze rundy czempionatu – tym razem czempionat, z pewną stratą dla Festiwalu, przeniósł się do Warszawy. Pomysł powiązania zawodów z KFG był więc naturalny.

Naturalne również, zważywszy na avatarową tradycję, było zorganizowanie osobnych zmagań dla „prawdziwych” seniorów oraz mniej doładowanych wspinaczy („amatorów”). Wieloletnie doświadczenie potwierdza słuszność przyjętych rozwiązań – przede wszystkim sposobu rozegrania eliminacji dla wielu kategorii naraz oraz osobnego finału, dzięki któremu zmagania „profesjonalistów” nie spychają w cień rywalizacji wśród reszty (czyli większości). Ciekawa była jego formuła: panie rywalizowały na pięciu, zaś panowie i „old-boy’e” na sześciu problemach, grano flashem bez strefy (45 minut), niemniej liczono również czas potrzebny zawodnikom na osiągnięcie swojego wyniku, tym samym unikając ryzyka ewentualnej dogrywki czy miejsc ex aequo.

W niedzielę na Avatarze, w końcu były Mikołajki (fot. Maciej Madejski)

W niedzielę na Avatarze, w końcu były Mikołajki (fot. Maciej Madejski)

Wizyta, a następnie zaprezentowana dyspozycja sportowa gości spoza najpiękniejszego miasta w Polsce, pozwoliły uniknąć sytuacji z wiosny, kiedy to męski finał „Push The Limits” zamienił się de facto w mistrzostwa niegdysiejszej stolicy. Tym razem w gronie finalistów Grzegorz Karolak (Warszawa), Stefan Bednar (Słowacja), Krzysztof Szalacha (czyli „Młody” z Rzeszowa), wreszcie – last but not least – Kipras Baltrunas, najsilniejszy i najładniejszy wspinacz Litwy. Poza tym trzech lokalsów, czyli Piotr Schab, Piotr „Skręcik” Czarnecki oraz „Tata” Adrian Chmiała, słowem – mocne koroniarze.

Piotrek Schab, świeży Mistrz Polski w prowadzeniu (fot. Maciej Madejski)

Piotrek Schab, świeży Mistrz Polski w prowadzeniu (fot. Maciej Madejski)

U pań nawet ciekawiej, albowiem pomimo dominacji podgórskiej piwnicy finał uzupełniła, oprócz Gosi Rudzińskiej, także 14-letnia Aleksandra Kałucka z Tarnowa. Ponadto jedną z koroniarskich finalistek została trzynastoletnia Maja Rudka. Po raz drugi z rzędu na Avatarze „idzie nowe” – przypomnijmy, wiosenne zwycięstwo Idy Kupś było pół roku temu zaskoczeniem; po miejscach na podium w dorosłym pucharze jej obecność w niedzielnym finale to już oczywistość.

Trudno było się spodziewać, że publiczność niedzielnego finału w jakikolwiek sposób zbliży się liczbą do niezapomnianych tłumów oklaskujących zawodników na Uniwersytecie Ekonomicznym (gdzie odbywa się KFG). Było jak zwykle na Avatarze – niezbyt tłoczno, niemniej na tyle gęsto, aby atmosfera dodawała skrzydeł startującym.

Finały (fot. Maciej Madejski)

Finały (fot. Maciej Madejski)

Szczególnie na początku decydującej rozgrywki publika dawała się we znaki – kiedy sześciu na siedmiu panów topowało nietrudną jedynkę (lekki przewis zamieniony dużymi strukturami w połóg) i kiedy na dwójce większość zawodników (poza Grzegorzem Karolakiem oraz Słowakiem Bednarem) prędzej lub później radzi sobie z technicznym strzałem na starcie (końcówka jest łatwa, nie wiadomo dlaczego spada z niej Piotr Schab; skądinąd tylko on bez topu na pierwszym problemie). W tym samym czasie Ida Kupś jako jedyna topuje drugi problem kobiecy, wcześniej dokonawszy tej sztuki na jedynce wespół z Darią Brylową.

Ida Kupś (fot. Maciej Madej)

Ida Kupś (fot. Maciej Madej)

Potem, niestety, atmosfera zaczyna siadać. U pań przewaga przygotowania fizycznego Idy jest aż nadto widoczna – podobno Daszka Brylowa nie ustępuje jej mocą na Koronie, niestety na zawodach nie przekłada się to na jakość przechwytu. Swoje robi też delikatny parametr na trzecim balderze, dzięki czemu walka Idy o pierwsze miejsce znajduje tutaj swój szczęśliwy koniec w postaci drugiego z rzędu samotnego topu. Dzieje się jeszcze na kłopocie ostatnim: oprócz dwóch najsilniejszych finiszuje jeszcze wspomniana Maja Rudka, tym samym zajmując trzecie miejsce i dając do zrozumienia, że z balderingiem kobiecym w Polsce nie jest najlepiej.

Rywalizacja kobiet, jakkolwiek uboga w topy, była wszakże dosyć ciekawa – cóż, kiedy o jakości wspinaczkowego widowiska decyduje w 80% płeć brzydka. Tymczasem przygotowując męskie baldery chwytowi (pod kierownictwem Marcina Wszołka kręcili: Piotr Suder, Juri Dziubak, Arkadiusz Millan i Mateusz Tarnowski) najwyraźniej się potknęli. Dwa kolejne problemy oparły się bowiem o ten sam schemat co dwójka: trickowy strzał do bonusa i prosta końcówka. Dzięki temu wydarzenia przyjęły nieco losowy obrót, co widać po ilości prób oddanych przez zwycięzcę (siedemnaście, sic!).

Prowadzi Krzysiek Szalacha (fot. Maciej Madejski)

Walka w finale (fot. Maciej Madejski)

Brawa dla Krzysia Szalachy za udane skakanie (dało mu wyłączność na czwórce, jedyny wśród finalistów komplet oraz zwycięstwo), brawa dla Piotrka Schaba za honorowy top na trójce (nie odebrał mu co prawda siódmej lokaty, niemniej zrzucamy to na karb wygranych dzień wcześniej Mistrzostw w prowadzeniu), szkoda jednak, że finał nie dał nam odpowiedzi na pytanie: „Kto tego dnia był najlepszym wspinaczem?”.

Z pobieżnych obserwacji wynikało, że Piotrek Czarnecki – na dwóch pierwszych problemach (jedynych, na których miał okazję pokazać wspinanie) wyglądał zdecydowanie najpewniej – niemniej naprawdę trudno to ocenić po rundzie, w której nie było ani jednego trudnego ruchu, nie licząc skoków. Stefan Bednar zdawał się nawet prowadzić coś w rodzaju bojkotu, wszystkie trzy strzały uparcie chcąc oszukać techniką, ale był to głos wołającego na puszczy, w dodatku sportowo nieskuteczny (błędy błędami, niemniej chwytowi to fachowcy i zadbali o szczegóły).

Piotrek Czarnecki (fot. Maciej Madej)

Piotrek Czarnecki (fot. Maciej Madejski)

Panująca ostatnio moda na unikanie siłowych przechwytów w imię widowiska (vide: finał na Bloco sprzed dwóch tygodni) okazała się w Krakowie dla widowiska zabójcza. Coraz subtelniejsze zagrywki techniczne, przetykane tu i ówdzie, zaś w niedzielę zagłuszone przez asymetryczne monosy (paradoks?!) poprzedzone bieganiem po trójkątach, wymagają od zawodników stałego poszerzania palety ruchowej, ale przy braku przeciwwagi w postaci zdrowego zginania rąk na słabych chwytach zaczynają oddalać zawody wspinaczkowe od sensu dyscypliny. Sensem bowiem jest wspinanie, a wspinanie polega na tym, żeby było trudno! Tymczasem z zawodów na zawody jest coraz łatwiej… głupio spaść i wyjść na nieokrzesanego prymitywa, zarazem coraz ciężej jakkolwiek wykorzystać posiadaną siłę oraz stricte wspinaczkowe umiejętności.

Nie nawołuję do porzucenia trendy-settingu, tylko do równowagi – gdyż ostatnio zniknęły nawet, bardzo skądinąd trendy-settingowe, kompresje na paczkach. Wszystko w imię źle pojętej estetyki, tak jakby dobrą muzykę można było pisać jedynie piano i pianissimo. Przypomnijmy sobie „Masters of Stone” i fascynację, z jaką naśladowaliśmy bohaterów młodości, drąc się wniebogłosy przy każdym ruchu, a potem spróbujmy wydrzeć się tak na jednym z trzech finałowych pionów tych czy innych zawodów pucharowych, kiedy noga zjeżdża ze śliskiej struktury, zaś ręka trzęsie się na nieistniejącym szpaksie! Powiem szczerze – czekam dnia, w którym chwyty na powrót staną się większe od stopni, zaś baldery łatwiej będzie robić w butach wspinaczkowych, a nie rozklepanych, tarciowych podejściówkach. I nos mi mówi, że czekam tego nie tylko ja jeden…

kfg-2015-krakem-all

***

Dorzuciwszy szczyptę osobistej goryczy podsumowuję wszakże krakowską imprezę jako zwyczajowo udaną, a także – również zwyczajowo – bardzo sympatyczną. Chwytowi wykonali rzecz jasna kawał świetnej roboty. Gratulacje dla ekipy za ogarnięcie konferansjera, albowiem tu bywało na Avatarze różnie, tym razem zaś osiągnięto niezwykle profesjonalny poziom. Czekam jeszcze potańcówki po zawodach w którymś z godnych krakowskich miejsc, aczkolwiek rozumiem, że w niedzielę na przeszkodzie stanęło sobotnie balowanie w ramach KFG. Nareszcie – winszuję nowej hali, a zwłaszcza nowego kompleksu balderowego, który wprowadza inną jakość na trochę zaśniedziały, podwawelski rynek wspinaczkowy. To tyle z Krakowa i do zobaczenia w tym samym miejscu na wiosnę!

Andrzej Mecherzyński-Wiktor

Galeria zdjęć z zawodów Macieja Madejskiego.

Pierwsze trójki KFG KRAK’em ALL 2015:

Kobiety amatorki:

  1. Patrycja Maroszek
  2. Katarzyna Baruch
  3. Anna Swatek

Mężczyźni amatorzy:

  1. Daniel Barbour
  2. Artur Jagusztyn
  3. Jakub Sucharski

Kobiety zawodniczki:

  1. Ida Kupś
  2. Daria Brylowa
  3. Maja Rudka

Mężczyźni zawodnicy:

  1. Krzysiek Szalacha
  2. Kipras Baltrunas
  3. Piotrek Czarnecki

Oldboy:

  1. Robert Wykręt
  2. Sebastian Dudek
  3. Jacek Jastrzębski

Pełne wyniki znajdziecie tutaj.

Zawodom patronowało

wspinanie.pl_120_33




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum