15 października 2015 10:35

Czuję, że muszę znaleźć nowe wyzwania – rozmawiamy z Ueli Steckiem

Jeden z najlepszych alpinistów świata, Ueli Steck, był gościem wrześniowych 11. Spotkań z Filmem Górskim w Zakopanem. Udało nam się namówić zabieganego Szwajcara na krótką rozmowę – Ueli właśnie wrócił z „krótkiego” biegania, podczas którego zaliczył Kopę Kondracką.

Ueli Steck

***

Kacper Tekieli i Piotr Turkot / wspinanie.pl: Na początku chcielibyśmy Cię zapytać o Twój ostatni wyczyn, czyli 82 szczyty w 80 dni (wejście w 80 dni na wszystkie 82 czterotysięczne szczyty Alp).

Ueli Steck: To nie był wyścig. Podczas takiej łańcuchówki wszystko zależy od pogody. Nie da się tego porównać do innych przejść i prób. Każda ma swój charakter, równe są warunki, jakie możesz zastać w górach i na poszczególnych ścianach. Oczywiście nie ja wpadłem pierwszy na ten pomysł – przede mną był słynny Patrick Berhault i Słoweniec [Miha Valič zrealizował ten projekt w 102 dni – przyp. red]. Warunki w górach były generalnie bardzo dobre – gdyby było inaczej, to zajęłoby to więcej czasu.

Ueli Steck z publicznością 11. Spotkań Górskich w Zakopanem (fot. Łukasz Ziółkowski)

Ueli Steck z publicznością 11. Spotkań Górskich w Zakopanem (fot. Łukasz Ziółkowski)

Domyślamy się, że był to przede wszystkim wyczyn logistyczno – kondycyjny?

Logistyka to faktycznie niełatwa część tego przedsięwzięcia, zwłaszcza że nie da się go dokładnie zaplanować. Często improwizowałem. Wiele zależało od sytuacji, jeśli schodziłem inną drogą ze szczytu, na inną przełęcz, to tam „zamawiałem” dostarczenie roweru.

To było również mentalne wyzwanie – obciążeniem była wielkość tego projektu. Mimo sukcesów na kolejnych szczytach wciąż pozostało ich wiele do zdobycia. Dla mnie to była frajda. Fajnie, że mając blisko 40 lat wciąż jestem w dobrej formie i mogę pokusić się o takie wyczyny wydolnościowe i szybkościowe.

Ile osób pracowało na ostateczny sukces?

W trakcie projektu miałem wsparcie od mojego przyjaciela Daniela, spędziliśmy prawie dwa miesiące razem. Zacząłem wspinanie z Michaelem Wohllebenem, ale po tym jak nabawił się kontuzji, wspinałem się z różnymi ludźmi, m.in. z żoną, przyjaciółmi. Około 40 szczytów zdobyłem sam. To było najfajniejszy element tej podróży – wspinanie z różnymi, entuzjastycznie nastawionymi do projektu ludźmi.

Michi Wohlleben i Ueli Steck na Piz Bernina pierwszym szczycie z 82 do zdobycia

Michi Wohlleben i Ueli Steck na Piz Bernina pierwszym szczycie z 82 do zdobycia

Jak dobierałeś szpej do poszczególnych szczytów?

Wspinałem się zawsze na lekko, czasem używałem dwóch czekanów, oczywiście raków. Zawsze był to plecak 20-litrowy. Wszystko robiłem na szybko, więc ekwipunek nie był skomplikowany :)

Ueli Steck na Mont Blanc (fot. Jonathan Griffith)

Ueli Steck na Mont Blanc (fot. Jonathan Griffith)

Podczas jednej z Twoich ostatnich wspinaczek doszło do tragicznego wypadku. Zginął Holender Martijn Seuren.

Tak, to faktycznie bardzo smutna historia. Zadzwonił do mnie i zapytał, czy nie mógłby mi towarzyszyć. Grandes Jorasses to był jeden z ostatnich szczytów w jego kolekcji. Wspinaliśmy się osobno, mieliśmy się spotkać w pewnym momencie na grani, ale gdy dotarłem do tego miejsca Martijn już nie żył…

Jak dobrze znaliście się przed wspinaczką?

Nie znaliśmy się w ogóle. To była bardzo spontaniczna decyzja, kierowana jego prośbą o dołączenie do tej części projektu.

Wróćmy na Annapurnę (patrz: relacja Ueli Stecka z południowej ściany Annapurny). To twój największy wyczyn – opowiedz, jak po kilku latach patrzysz na tę wspinaczkę?

To był horror. Osiągnąłem wtedy swój absolutny limit możliwość. Nie było już żadnego marginesu bezpieczeństwa. Bez dodatkowego ubrania, bez namiotu, śpiwora i kurtki puchowej. Dostałem świetną prognozę, która zapowiadała spokojną noc z ujemną temperaturą – stąd właśnie decyzja o akcji nocnej. Warunki śnieżne były kluczowe – 2 dni padał śnieg, było ciepło i zrobiła się śnieżna pokrywa – więc w zasadzie wspinałem się po śniegu i lodzie, który w wielu miejscach pokrywał trudniejszą skałę.

Don Bowie i Ueli Steck pod ścianą (fot. patitucciphoto.com)

Don Bowie i Ueli Steck pod ścianą Annapurny (fot. patitucciphoto.com)

Jesteś w stanie odtworzyć swój stan umysłu podczas tej wspinaczki?

Wspinałem się bardzo zdecydowanie, ale ostrożnie – wbijałem czekan tylko raz i nie już poprawiałem, starałem się wspinać jak najszybciej. Właściwie każdy błąd kosztowałby mnie życie – czy to złe wbicie czekana, czy to ześlizgnięcie raka, czy też utrata dziaby. Generalnie wspinanie śmiertelne – zdawałem sobie sprawę, że ryzyko jest bardzo duże, ale je akceptowałem. Mimo wszystko czułem w czasie wspinania przyjemność.

Miałeś jakieś kryzysy lub nieprzyjemne przygody?

Raz trafiła mnie lawina pyłówka. Zgubiłem wtedy rękawiczkę i aparat.

Opinia publiczna porównuje Twoje przejście z przejściem francuskiego zespołu (Yannick Graziani – Stéphane Benoist). Jak się do tego odnosisz?

Uważam, że niesłusznie porównuje się oba przejścia; jeden z Francuzów miał chorobę wysokościową. Spędzili łącznie trzy noce w namiocie. Na części ściany asekurowali się i wspinali się maksymalnie 6-7 godzin dziennie. Nasze czasy przejścia „netto” są więc bardziej zbliżone niż się to wydaje.

Generalnie uważam, że nie da się porównać czasu sprawnego solisty do czasów przejść zespołowych. Najbliższe przykłady: Andrzej Bargiel na Manaslu w zestawieniu z tradycyjną wyprawą, której atak trwa 3 dni… Czasy Krzysztofa Wielickiego na Broad Peak czy Shishapangma… Solista zawsze będzie znacznie szybszy.

Nowe drogi z 2013 r. na pd. ścianie Annapurny. Linia czerwona -Ueli Steck, zielona - wariant Francuzów (fot. Marcin Miotk, topo Janusz Kurczab)

Nowe drogi z 2013 r. na pd. ścianie Annapurny. Linia czerwona -Ueli Steck, zielona – wariant Francuzów (fot. Marcin Miotk, topo Janusz Kurczab)

Nie wszyscy jednak przyjmują taką argumentację. Dla wielu osób liczy się to, że nie masz zdjęcia szczytowego (patrz:„Annapurna, góra wątpliwości” – francuski „Le Monde” o przejściu Ueli Stecka).

Zawsze znajdą się po prostu zazdrośni wspinacze, którzy będą podważać przejście. Nie miałem zdjęcia ze szczytu, ale jakbym miał nocne zdjęcie, to też by je można było zakwestionować. Cały alpinizm opiera się na zaufaniu – choć oczywiście w historii były kłamstwa i w sumie to się nie dziwię, że ktoś może nie wierzyć. Zaufanie to podstawa – przy solówkach zawsze można oszukać, tak samo jest np. w przypadku, gdy robisz w zespole klasyczne pierwsze przejście – asekurant nie widzi cię przez cały czas twojego prowadzenia. Przykłady można mnożyć.

Ciągnie cię znów to podobnej ekstremalnej wspinaczki?

Chcę się wspinać do końca życia, ale też trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić ekstremalne wspinaczki. To jest bilet w jedną stronę. Bardzo ważne jest, aby zrozumieć, jak wielu ludzi zginęło. Od lat 80. przy życiu zostało tylko kilku francuskich wspinaczy, w tym Christophe Profit. Wielu już nie żyje, np. Słoweniec Tomaž Humar. Bardzo trudno się do tego zdystansować. Wiem, że jakbym znowu był w tej samej sytuacji jak na Annapurnie, to podjąłbym te same decyzje, ponieważ mi się to podoba i fajnie jest się wspinać w takim stylu.

Ale pewnie znowu podejmiesz ryzyko…

Sam nie wiem, ale czuję, że muszę znaleźć nowe wyzwania. Jak mi się uda, to może nie będę podejmował ryzyka. Może nie znajdę się znowu w tej samej sytuacji.

Co sądzisz o wyzwaniach w nowoczesnym alpinizmie i himalaizmie? Co byłoby największym wyczynem? Która ściana może być najtrudniejsza?

Moim zdaniem ośmiotysięczniki kumulują w sobie wszystkie największe trudności. Bez dwóch zdań, to co dzieje się w górach wysokich jest odzwierciedleniem aktualnego poziomu alpinizmu. To nie podlega dyskusji. Siedmiotysięczniki są w porządku, ale to zupełnie inny świat. Na ośmiotysięcznikach są olbrzymie, techniczne ściany, których nikt jeszcze nie zrobił w stylu alpejskim – jak Zachodnia Ściana Makalu. Wciąż uważam, że nikt nie zrobił prawdziwie technicznej drogi w stylu alpejskim na ośmiotysięczniku. Np. Annapurna nie jest zbyt trudna, jeśli trafisz na dobre warunki, jak to było w moim przypadku. Jest tam śnieg i lód, więc obecnie nie przedstawia to większych trudności.

Gasherbrum IV? Zrobiona przez Kurtykę i Schauera…

Ale ja nie sądzę, żeby była to bardzo trudna droga… Miała około V, a jej pierwsza część biegnie lodowym kuluarem. Sądzę, że np. Zachodnia Ściana Makalu mogłaby być naprawdę trudna – jest wielka i ma dużo skały.

Trudno jest znaleźć coś trudnego. Jeśli jest lód, to obecnie nie stanowi to żadnego wyzwania – na czekanach możemy zrobić dziś wszystko.

A co sądzisz o wejściach zimowych. O niezdobytym zimą K2 i Nanga Parbat?

Ci ludzie są szaleni. To jest sport tylko dla Polaków i Rosjan. Nie ma co dyskutować, to jest po prostu wariactwo. A poważnie mówiąc, sądzę, że to jest bardzo interesujące, choć oznacza dużo cierpienia.

Byłbyś czymś takim zainteresowany?

Ogólnie tak. Chciałbym zobaczyć, czy wytrzymałbym w tym zimnie. Ale to jest zupełnie inna dyscyplina.

Ten typ wspinania Wojtek Kurtyka nazwał „sztuką cierpienia”…

Nie powinniśmy jednak tego osądzać – w alpinizmie jest tak wiele dyscyplin. To czyni wspinanie interesującym. Himalaizm, techniczne ściany alpejskie, wspinaczka sportowa, drytooling – to wszystko jest ciekawe. I to jest niesamowite we wspinaniu – nie musisz niczego wartościować i niczego porównywać. W zeszłym roku byłem po raz pierwszy na Sziszapangmie z nartami. Było bardzo fajnie, nigdy wcześniej niczego takiego nie próbowałem. To coś innego. I nie da się powiedzieć, że coś jest mniej wartościowe, a coś innego bardziej. Nie o to w tym wszystkim chodzi.

I ostatnie pytanie, jakie są twoje najbliższe plany? Wspinanie? Bieganie? Szwajcaria?

Nie, wkrótce jadę na Nuptse i chcę spróbować jednej z istniejących już dróg w stylu alpejskim.

W takim razie powodzenia i dziękujemy za rozmowę.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum