19 czerwca 2015 09:27

To była długa walka, żeby nie powiedzieć „wojna” – Mateusz Haładaj o pracy nad Papichulo 9a+

Długo przyszło nam czekać na pierwsze polskie 9a+. Ponad sześć lat minęło odkąd Łukasz Dudek jako pierwszy sięgnął granicy 9a na Weście (w 2009 roku poprowadził Martina Krpana w Ospie).* W kolejnych sezonach „dziewiątki a” poddawały się polskim wspinaczom coraz częściej. W 2013 roku krok do przodu zrobił Mateusz Haładaj przechodząc Ciudad de dios 9a/a+ w Santa Linya. I to właśnie Mateusz w maju tego roku postawił kropkę nad i, prowadząc Papichulo 9a+.

Znów możemy się cieszyć z przełomu w historii naszego wspinania sportowego. Póki co, poza Mateuszem, żaden z Polaków nie pokonał tak wysoko cenionej drogi. Czy teraz będzie już łatwiej? Zobaczymy…

Mateusz nad Papichulo spędził z przerwami rok czasu, pokazując niesamowitą determinację i konsekwencję. Zapytałam go, czym dla niego jest przejście tak wyśrubowanych trudności.

mateusz-haladaj-papichulo

***

Dorota Dubicka / wspinanie.pl: Długo wyczekiwane pierwsze „polskie” 9a+ wreszcie padło. Mamy przełom w naszym wspinaniu, ale też poprowadzenie takiej drogi to Twój ogromny, osobisty sukces. Jakie uczucie towarzyszy takiemu przejściu :) Oprócz ulgi, radości etc. Czujesz, że teraz inne, podobnie trudne linie stoją przed Tobą otworem, że teraz będzie już łatwiej?

Mateusz Haładaj: W pierwszej chwili po przejściu pojawia się oczywiście euforia, później przychodzi ogromna satysfakcja, ale też ulga – to była w końcu długa walka, żeby nie powiedzieć „wojna”. Napięcie opada.

Przejście Papichulo to dla mnie osobisty przełom, nie tylko w kwestii stopnia trudności, udało mi się zrealizować sportowe marzenie – przejść drogę, której charakter bardzo odbiega od moich predyspozycji. Myślę, że po doświadczeniach z tej drogi będę uważniej dobierał cele w przyszłości. Znam już kilka innych dróg o podobnej trudności i podejrzewam, że uda mi się je zrobić znacznie szybciej, bo wiem, jak się lepiej przygotować. Kolejny cel będzie z pewnością krótki i boulderowy :).

Jak myślisz, dlaczego tak długo czekaliśmy w Polsce na przeskok z 9a na 9a+?

Proces pracy nad tak trudną drogą wymaga po prostu dużo większego zaangażowania mentalnego i siłowego niż przejście drogi, która nie jest na granicy możliwości. Podejrzewam, że nasi najbardziej utalentowani wspinacze wolą po prostu przechodzić łatwiejsze drogi w ekspresowym tempie, bo jest to o wiele mniej obciążające. Mnie bardziej motywują ambitne cele, bo ich realizacja, mimo dużego obciążenia, daje znacznie większą satysfakcję.

Wracając do Papichulo… To jedna z tych dróg w Olianie, po którą sięga ścisła czołówka. Jedna z wizytówek rejonu. Co Tobie się w niej spodobało najbardziej?

Według mnie Papichulo jest po prostu piękną linią, prezentuje się tak dobrze jak Biographie czy La Rambla – to długi ciąg trudności, który zdaje się nie mieć końca. Linia w Olianie ma charakter wybitnie wytrzymałościowy i dlatego wydaje się przystępna dla zawodników z czołówki Pucharu Świata (czyli nie dla mnie)…

W Papichulo urzekł mnie przede wszystkim ten solidny ciąg z kilkoma trudnymi miejscami oraz fakt, że droga jest prawie całkowicie naturalna, forsuje długi odcinek estetycznej skały położonej w pięknym miejscu.

Dolny fragment w   pomarańczowej skale znakomitej jakości (fot. Manabu Yoneyama)

Dolny fragment w pomarańczowej skale znakomitej jakości (fot. Manabu Yoneyama)

Linia Chrisa Sharmy to rzeczywiście kawał solidnego wspinania, sięga około 50 metrów. Ostatnie sezony, o czym sam wspominałeś, spędziłeś głównie pod dachem Santa Linya. Tymczasem Papichulo odbiega charakterem od siłowych, atletycznych dróg w hiszpańskiej jaskini. Jak odnalazłeś się w „innej formacji” i jakie było Twoje pierwsze wrażenie, kiedy wstawiłeś się w drogę?

Tak jak wspominałem, chciałem spróbować trudną drogę o zupełnie innym charakterze niż dotychczas. Styl wspinania w Olianie różni się od stylu wspinania w Santa prawie pod każdym względem, to jak inny sport. Nagle średniodystansowiec musi przebiec maraton…

W Olianie wszystko koncentruje się na wytrzymałości przedramion. Na tym, czy możesz pokonać średnio trudne ruchy bez zbułowania i zrestować na średnio dobrym chwycie. Dlatego właśnie zawodnicy tak upodobali sobie ten rejon. Mnie zdecydowanie bardziej imponują trudne, skomplikowane sekwencje boulderowe i praca całym ciałem w dużym przewieszeniu.

O dziwo od samego początku czułem się w Olianie bardzo komfortowo, osiągałem szybki progres i sukces wydawał się bliski, ale ostatecznie do poprowadzenia drogi musiałem podnieść swoją wytrzymałość na dużo wyższy poziom, a to okazało się bardzo trudne.

Jeden z kluczowych ruchów w górnej partii "Papichulo" (fot. Przemek Ziółek)

Jeden z kluczowych ruchów w górnej partii „Papichulo” (fot. Przemek Ziółek)

Powiedz, co jest kluczem do sukcesu na takiej drodze? Poza wspomnianą wytrzymałością, dobrą pogodą, bo Papichulo jest ponoć wyjątkowo podatna na warunki. Przypomina mi się zresztą Magnus Midtboe, którego tegoroczne prowadzenie, notabene zakończone sukcesem, miało miejsce w wyjątkowo paskudnej aurze (wilgoć, deszcz, wiatr)…  

W moim przypadku kluczem była konsekwencja. Obserwując stały, lecz powolny progres starałem się nie odpuszczać i mimo że wspinałem się od roku głównie na jednej drodze, utrzymałem wysoką motywację. Ogromnie ważne jest oczywiście wsparcie otoczenia, Ela ogromnie mnie motywowała do walki, miałem też szczęście poznać przy okazji wspinania w Olianie wielu ciekawych ludzi, bo przez większość czasu byłem tam sam.

Kluczowy trawers w górnej części drogi (fot. Krzysztof Wanat)

Kluczowy trawers w górnej części drogi (fot. Krzysztof Wanat)

Ostatecznie przeszedłem drogę w warunkach dalekich od ideału, co potwierdziło, że najważniejsze we wspinaniu jest to, co dzieje się w głowie. Niemniej skała w Olianie jest wyjątkowo wredna, o czym przekonałem się dopiero podczas poważnych prób. Górna część muru to szary wapień przypominający charakterem piaskowiec, chwyty są płaskie i obłe, a więc dobre tarcie jest tu kluczowe. W pochmurny dzień nie byłem w stanie wykonać pojedynczych ruchów, podczas gdy w upale, przy lekkim wietrze przeszedłem drogę. Magnus także miał pecha i sporo się namęczył, ale dla niego Papichulo nie była drogą na granicy możliwości i myślę, że mógł ją zrobić w dowolnych warunkach… Śmialiśmy się, że dla mnie Papichulo było tym, czym dla niego Neanderthal (9b).

Wspomniałeś o konsekwencji. Trzeba mieć zapas motywacji, samozaparcia i siły, żeby pracować nad celem tyle czasu. Były momenty zwątpienia, myśli o przerzuceniu się na inną drogę etc.?

Przejście drogi to zwieńczenie pewnego skomplikowanego i długiego procesu, który mimo wielu trudnych momentów dużo mnie nauczył i wzbogacił. Dlatego to ważny krok nie tylko w mojej karierze wspinaczkowej, ale i w życiu.

''No hand'' w Albarracin w przerwie w pracy nad "Papichulo" (fot. Ela Miśkiewicz)

”No hand” w Albarracin w przerwie w pracy nad „Papichulo” (fot. Ela Miśkiewicz)

Oprócz pracy nad głównym projektem w Olianie dużo wspinałem się w innych miejscach bez znajomości, co pozwoliło mi zachować świeżość, ale były oczywiście momenty kryzysowe. Jesienią ubiegłego roku przyjechałem w dobrej formie, ale pogoda praktycznie uniemożliwiała sensowne próby. Nauczyłem się wtedy pokory.

Znakomite formacje piaskowcowe w Albarracin (fot. Ela Miśkiewicz)

Znakomite formacje piaskowcowe w Albarracin (fot. Ela Miśkiewicz)

To było twoje pierwsze zetknięcie ze stopniem 9a+, czy próbowałeś takich trudności już wcześniej? Do tej pory Twoim topowym przejściem było Ciudad de dios 9a/a+ w Santa Linya. A więc właściwie prawie 9a+…

Dawno temu wstawiałem się w Biographie, próbowałem też La Ramblę, ale wybrałem cel w Olianie, bo nie ma tam długiego podejścia oraz parametrycznych ruchów na drodze. Ciudad z kolei jest faktycznie o wiele trudniejszy niż wszystkie 9a, które przeszedłem, ale im bliżej końca skali, tym różnice trudności są wyraźniej odczuwalne. Różnica między 9a/+ i pełnym 9a+ jest bardzo znacząca.

No to jakie najbliższe plany? Jesteś gotowy do podjęcia kolejnego wyzwania? :)

Oczywiście, że jestem gotowy, motywacja jest również większa niż dotychczas. Tym bardziej, że rozpatentowałem podczas ostatniego wyjazdu w Hiszpanii dwie kolejne trudne drogi. Teraz jednak muszę odpocząć i trochę się zregenerować, a do jesieni podziałamy pewnie jak zwykle na Franken.

Na końcu chciałbym podziękować swoim bliskim za wsparcie, sponsorom za umożliwienie realizacji mojego celu oraz Marcinowi Machowi z motionlab za pomoc w walce z kontuzją.

***

*Osobnym, absolutnie przełomowym, wydarzeniem w naszym wspinaniu było oczywiście przejście przez Rafała Mouckę w 2001 roku Pandemonium, które wycenił na VI.8. Dopiero w 2014 roku droga doczekała się powtórzenia przez Łukasza Dudka, który potwierdził „zadane” przez Rafała trudności (wg Łukasza korespondujące z 9a).

***

 

 mateusz-haładaj-sponsorzy




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Litości [9]
    Myślałem, że od wczoraj się ktoś zorientuje. Więc Rafał Moucka…

    20-06-2015
    Majkel