23 kwietnia 2015 13:14

„Spełniło się kolejne marzenie” – relacja z trawersu Tatr Zachodnich

14 kwietnia 2015 roku „dwóch emerytów” z KS Kandahar, Adam Gomola „ALPINKA” i Jacek Czech „W SKALE” przeszło trawers Tatr Zachodnich z Huciańskiej Przełęczy do Przełęczy Liliowe. Trasę o przewyższeniu ponad 5000 m pokonaliśmy w czasie 14h50′.

Adam Gomola i Jacek Czech

Adam Gomola i Jacek Czech

***

Nasz trawers był kolejnym etapem głównego celu, jakim jest przejście całych Tatr non stop poniżej 24 godzin. Jest to ogromne wyzwanie, które kilka lat temu zakiełkowało mi w głowie. Pokonać ponad 10 000 metrów przewyższenia w terenie dość trudnym nie jest sprawą łatwą, ale przy sprzyjających warunkach śniegowo-pogodowych chyba realną.

Wydawało mi się, że trawers Tatr Zachodnich będzie łatwiejszy od wcześniejszych moich przejść w Tatrach Wysokich. Góry jednak, jak zwykle, dały nam lekcję pokory i zmusiły do maksymalnego wysiłku.

Nasz trawers był kolejnym etapem głównego celu, jakim jest przejście całych Tatr non stop poniżej 24 godzin

Nasz trawers był kolejnym etapem głównego celu, jakim jest przejście całych Tatr non stop poniżej 24 godzin

Naszą przygodę rozpoczęliśmy z Jackiem Czechem na przełęczy Huciańskiej o godz. 5.45. Pogoda miała być dobra, więc optymizm nas nie opuszczał. Początkowo wszystko szło dobrze. Pierwsze ziarnko niepewności pojawiło przy podejściu na Salatyn. Zerowa widoczność i silny wiatr utrudniały nam utrzymanie właściwego kierunku marszu. W takiej pogodzie nie mieliśmy żadnych szans na kontynuowanie przejścia. Na szczęście podczas zjazdu do Doliny Głębokiej przejaśniło się i na nowo wstąpiła w nas nadzieja.

Z doliny podeszliśmy na rakach na Spaloną, by później w pięknym słońcu zjechać do Spalonej Doliny i przez Rohackie Stawy dostać się do Doliny Smutnej i znów podejść, tym razem na Jamnicką Przełęcz. W ten sposób zakończyliśmy po 5,5 godzinie pierwszy (chyba najciekawszy) etap naszego trawersu.

Drugi etap to klasyczna, narciarska graniówka przez Jarząbczy, Starorobociański i Błyszcz na Pyszniańską Przełęcz. Na tym odcinku najprzyjemniejszy był zjazd ze Starorobociańskiego Wierchu. Po dłuższym odpoczynku i posiłku mieliśmy siły by ruszyć dalej. Cały czas walczyliśmy z silnym wiatrem.

Cały czas walczyliśmy z silnym wiatrem

Cały czas walczyliśmy z silnym wiatrem

Trzeci etap prowadził z Pyszniańskiej Przełęczy przez Kamienistą, Smreczyński Wierch i Tomanowy Wierch Polski do Tomanowej Doliny. Było już późne popołudnie, a nas czekało podejście przez Świstówkę Liptowską na Krzesanicę. Nasze siły powoli wyczerpywały się, a do Liliowego było jeszcze daleko. Musieliśmy się wziąć w garść i przyspieszyć, by zdążyć przed zmrokiem. Niestety, przejście przez Goryczkowe Czuby w miękkim, bryjowatym śniegu ciągnęło się w nieskończoność. Zrobiło się ciemno. Na szczęście byliśmy już na Kasprowym. Przez Beskid doszliśmy do Przełęczy Liliowe o 20.35. Na deser mieliśmy powrót na Kasprowy i zjazd z jedną czołówką do Kuźnic.

Dzięki pomocy Magdy Ziai i Jacka Żebrackiego dotarliśmy z powrotem do samochodu, który czekał na nas na Huciańskiej Przełęczy. W sumie pokonaliśmy ok. 5100 m przewyższenia. Spełniło się kolejne marzenie. Góry okazały się dla nas łaskawe i pozwoliły nam wrócić cało i zdrowo do domu.

Spełniliśmy swoje marzenie

Spełniliśmy swoje marzenie

Ostatni raz szedłem w teamie z Jackiem Czechem dobrych kilka lat temu. Teraz, tak jak kiedyś, rozumieliśmy się bez słów. Nasza konwersacja ograniczała się do krótkich komend- raki, narty, foki. Czasami nie trzeba ze sobą rozmawiać, wystarczy po prostu być.

Adam Gomola

Był Bóg, Adam, góry i ja – to był cudowny dzień. Dzięki Adaś, że zabrałeś mnie na tą wycieczkę.

Jacek Czech




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum