6 listopada 2014 20:45

Miejsce absolutnego oddalenia – Pik Kosmos 2014

Chodźmy na lody

„Idzie facet przez pustynię, nie ma nic do picia, a Piciu go i tak dorwał”. I śmialiśmy się wtedy z tego kawału, ale był to raczej histeryczny śmiech, który krył w sobie niepokój. Szczery niepokój wywołany brakiem czystej wody pitnej. Wyspa, jaka sama nazwa wskazuje, jest wyspą, ale na bezkresnym oceanie kamieni. Na samym środku rozlewiska, cudem zachowana i nieprzemielona przez wiosenne spływy, stawia opór siłom natury. Wokół wyspy rozrzucone są miliony ton drobnych kamieni, które wiosną szlifuje rozłożysta rzeka, a wczesnym latem już delikatne cieki wodne, które przefiltrowane przez skalno-piaszczyste podłoże, są krystalicznie czyste. Niestety, późnym latem te cieki wysychają, a jedynym źródłem wody pitnej staje się główny nurt, czyli brudna rzeka, która płynie swoim wąskim korytem, i zawsze jest ohydnie zapiaszczona.

Wejście do Mordoru i transporty na wyspę

Wejście do Mordoru i transporty na wyspę

8 sierpnia był dniem, w którym wyraźnie brakowało nam wody. Wcześniejsze próby jej filtrowania przez czyste skarpetki, okazały się bezskuteczne. Mimo że wielokrotnie odrzucaliśmy kilogramy piasku, zawsze coś chrzęściło w zębach. Gnany naturalną potrzebą zamoczenia ust w czystej wodzie, z samego rana udaję się w głąb doliny Grigorieva, i odkrywam – drogę na lodowiec, przepiękne oczka lodowcowe o błękitnym kolorze, i nieśmiałe cieki wodne, które oddalone od wyspy o kilkaset metrów i sprytnie ukryte pomiędzy kamieniami, stają się naszym jedynym czystym wodopojem.

Transporty na lodowcu

Transporty na lodowcu

Koło południa jesteśmy gotowi na lodowiec. Plecaki upakowane trzydziestoma kilogramami sprzętu i jedzenia, z tępym wyrazem twarzy zarzucamy na plecy i ruszamy w górę. Wreszcie wchodzimy na lodowiec, ale droga nie jest łatwa. Przez dziesiątki lat wytapiane globalnym ociepleniem, czoło lodowca przybrało kształt litery U. Środkiem i pomiędzy wielkimi serakami płynie rzeka, a jedyna możliwa i niekoniecznie bezpieczna droga wiedzie skrajem lodowca.

Przez kolejnych kilka godzin kluczymy między wantami, szczelinami, lodowo-kamiennymi kopcami, aż wreszcie naszym oczom ukazuje się Pik Kosmos. Zatrzymujemy się…

Pik Kosmos. Pierwszy widok na ścianę

Pik Kosmos. Pierwszy widok na ścianę

Kurwa! To jedyne słowo, na jakie nas było stać, i jedyne, które potrafiło tak obrazowo opisać niezwykłą urodę i potęgę góry. Kosmos jest potężny, to wiedzieliśmy, ale gdy po raz pierwszy zobaczyliśmy rozłożystą ścianę, która dominowała nad doliną, nie było sposobu na wyrażenie się bardziej lapidarnie i celnie.

Po godzinnym zachwycie zakładamy depozyt i wracamy na wyspę. Kolejnego dnia, z całym majdanem pokonujemy raz jeszcze tą samą drogę, i idziemy dalej na lodowiec. W odległości 2 km od ściany i 7 km od wyspy, na względnie wygodnym lodowcu (3940 m n.p.m.), wybijamy czekanami platformy i rozbijamy namioty. ABC staje się faktem dokonanym, a wieczorną kolację umila świecący księżyc i prężąca się w skrzącym mrozie północna ściana Piku Kosmos. Do przeniesienia pozostaje nam depozyt, który 10 sierpnia, w pełnym słońcu, przynosimy do obozu. Misja zakończona, 20 kilometrów zrobione, a przed nami tylko 2 tysiące metrów w pionie, i dwa dni zasłużonego odpoczynku, po 11 dniach roboczych.





  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Graty za Kosmos!!!! [1]
    wielkie gratulacja za realizacje przedsiewziecia :) szkoda tylko ze nie…

    7-11-2014
    toldi