12 listopada 2014 09:00

Książkę „Przeżyłem, więc wiem” Ryszarda Szafirskiego czyta sie znakomicie

Tytuł książki Ryszarda Szafirskiego„Przeżyłem, więc wiem” – jest zdecydowanie jej najsłabszą stroną, sugeruje bowiem, iż będziemy mieli do czynienia z narratorem aroganckim i przemądrzałym, ferującym „z ciepłego fotela” wyroki wobec tych, którzy mieli mniej szczęścia niż on sam. Co więcej, podtytuł Nieznane kulisy wypraw wysokogórskich nastawia czytelnika na szukanie sensacji i odkrywanie mrocznych sekretów osób i wydarzeń, niczym ponury szaszłyk nadzianych na lancet złośliwości narratora.

Tymczasem ze wspomnień Ryszarda Szafirskiego, spisanych przez Klaudię Tasz, wyłania się człowiek o bogatym życiorysie, uroczej osobowości i urzekającym zacięciu narracyjnym. Książka ma charakter luźnych, choć zarazem uporządkowanych chronologicznie wspomnień z wypraw wysokogórskich w różne rejony świata, w tym także w góry najwyższe.

Przeżyłem, więc wiem. Nieznane kulisy wysokogórskich wypraw (Ryszard Szafirski)
Ciekawą introdukcję stanowią słowa wstępu, pisane aż przez trzy osoby: Andrzeja Paczkowskiego, Lecha Korniszewskiego i Klaudię Tasz: trzy odrębne noty, ten sam, nader pozytywny, stosunek do narratora.

Sama opowieść Szafirskiego rozpoczyna się od mglistego wspomnienia z wczesnego dzieciństwa, naznaczonego fascynacją Tatrami, a konkretnie północną ścianą Giewontu, obserwowaną ze szczytu Gubałówki. Jednak dopiero mając dziewiętnaście lat, Szafirski odkrywa w sobie umiłowanie do górskich wędrówek, które skłoni go do pokonywania kolejnych tatrzańskich klasyków i ekstremów, wyjazdów w inne góry Europy i świata, a w konsekwencji – zainspiruje do wypraw w góry najwyższe.

Dysponując bezpretensjonalnym, chwilami nieco rubasznym poczuciem humoru, gawędziarz skupia się w głównej mierze na zabawnym konglomeracie młodzieńczej wiary we własne siły, nieposkromionych ambicji i pomysłów, które nie zawsze przynosiły spodziewane efekty. Jeśli jednak uwaga Szafirskiego skupia się na momentach tragicznych, jest on daleki od waloryzacji osób, których działania mogły się przyczynić do nieszczęścia – raczej spokojnie rozważa faktyczny lub prawdopodobny przebieg wydarzeń, dążąc do wyciągania wniosków z tych trudnych doświadczeń. Z rzadka używanych, a więc tym ostrzejszych słów krytyki nie szczędzi jednak Szafirski kilku sławom wspinaczkowym z Reinholdem Messnerem i Tonim Hiebelerem na czele.

Na podobieństwo swego imiennika, Ryszarda Pawłowskiego, narrator ujawnia swój niechętny stosunek do tubylców pakistańskich:

Z bólem zaczęliśmy się przekonywać, że oszukiwanie białych (czytaj: niewiernych) było w tym kręgu kulturowym cechą jeśli nie wrodzoną, to co najmniej wpojoną z podstawami wiary. Tubylcy traktowali szachrajstwo i wymuszenia jako dobry uczynek i ukłon w stronę swojego boga.

Zupełnie niespodziewanie jawi się Szafirski w tym miejscu jako nonszalancko okcydentalizujący, przekonany o swojej wyższości pionier cywilizacji i kultury ekonomicznej. Nie przeszkadza mu to jednak obdarzać ciepłym, choć (jak deklaruje) jedynie platonicznym uczuciem miejscowych kobiet. Zresztą, fragmenty o kobietach i wrażliwości narratora na ich urodę składają się na najbardziej chyba urokliwy aspekt książki, który u co bardziej uczuciowych czytelniczek wywoła przyspieszone bicie serca. O relacjach damsko – męskich opowiada Szafirski szczerze i nie bez melancholii. Miłością jego życia okazuje się jednak nie partnerka, lecz córka, której zresztą nadał oryginalne imię Laila, dając tym samym wyraz swojej fascynacji górami Pakistanu.

Łagodzący wpływ Klaudii Tasz wyczuwa się w niemal zupełnym wyrugowaniu z opowieści wulgaryzmów (które, jak można przypuszczać, sypały się obficie w zmaskulinizowanym gronie zdobywców). Jej kolejną zasługą jest bogactwo precyzyjnie dobranych fotografii ( z których wiele jest autorstwa Szafirskiego, czym ujawnia on wrażliwość na piękno krajobrazu i wnikliwe „oko” fotografa) oraz – całościowo rzecz ujmując – wizualny aspekt tej pięknie wydanej książki.

Swoistą perełką są krótkie noty biograficzne, ujęte w formę anegdoty na temat konkretnej postaci spośród tych, o których mowa była w toku opowieści. W tym miejscu Szafirski swobodnie daje wyraz swoim sympatiom i antypatiom. O niektórych osobach, jak Bogdan Jankowski, Zdzisław Kiszela, Maciej Berbeka czy Władysław Cywiński mówi z ujmującą sympatią, czy wręcz podziwem, innym – zwłaszcza Ryszardowi Gajewskiemu – nie szczędzi cierpkich słów i złośliwej krytyki.

Książkę czyta się znakomicie. Nie jest skrupulatną relacją, patetyczną epifanią ani ckliwym strumieniem melancholii nad gloryfikowaną zwykle przeszłością. Stanowi za to wnikliwy, nieskrywanie subiektywny obraz środowiska górskiego. Mocną stroną Szafirskiego jako narratora jest szczerość, pogoda ducha, bezpretensjonalność. Nie ukrywa on także swoich wad, do których, poza typowym dla wszystkich wspinaczy egotyzmem, bywa nadmierna słabość do kobiet i dawanie emocjom prymatu nad racjonalnym osądem. Nikt nie jest pozbawiony wad, Szafirski również, i dobrze, że w swojej, pisanej gawędami biografii, nie próbuje ich ukrywać. Powstaje dzięki temu obraz nietuzinkowy, kompletny, zajmujący.

Książki nie trzeba specjalnie rekomendować, gdyż przypadnie do gustu niemal wszystkim. Czytelnikom pozostaje intrygujące zadanie wytypowania osób, którym opowieść raczej się nie spodoba.

Ilona Księżniczka Łęcka

Książka Ryszarda Szafirskiego „Przeżyłem, więc wiem” dostępna jest w księgarni wspinanie.pl.

Polecamy też lekturę tekstu Janusza Kurczaba o Ryszardzie Szafirskim: Ryszard Szafirski i jego książka.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    nowa recenzja autorstwa Ksieżniczki [19]
    Księżniczko, jestem miło zaskoczony najnowszą recenzją - naprawdę czyta się…

    12-11-2014
    greg