Kawa po turecku, czyli Petzl RocTrip 2014
Stoimy grzecznie w długiej kolejce po omlet, przed nami 10, może 15 osób. Towarzystwo mocno międzynarodowe, obok rozmawiają dziewczyny z Iranu, głośno śmieją się Amerykanki, niedaleko Daniel Woods przeciska się z kawą do siedzących przy zatłoczonym stole kolegów. Kawa będzie pewnie biała – wszak śniadanie zje ze śmietanką amerykańskiego free climbingu – Paulem Robinsonem, Jonem Cardwellem i Dave’em Grahamem.
Wspomniany omlet stanowi największą śniadaniową atrakcję, z nabożeństwem przygotowywaną przez kucharza. Na wpół uśmiechnięty Turek – jakby zdawał sobie sprawę z tego, że od jego wprawy i tempa zależy długość rosnącej coraz bardziej kolejki – bez pośpiechu rozbija jajko w miseczce, dodaje odrobinę sera, szczyptę pietruszki, trochę papryki, pieczarek i zielonej cebulki, wszystko to miesza energicznie i wylewa na patelnię. Stoimy, rozmawiając o czekającym nas kolejnym dniu wspinania…
Tegoroczny Petzl RocTrip należałoby, ze względu na nową formułę, nazwać raczej RoadTripem. Wystartował na początku września w Rumunii, w Baile Herculane, by poprzez Bułgarię (Wratsa, Karlukowo), Macedonię (Prilep) i Grecję (Meteory) dotrzeć w końcu do Turcji, gdzie zaplanowano tygodniową, finałową odsłonę tej jednoznacznie wspinaczkowej imprezy. Zanim jednak będzie o październikowym wspinie w tureckich rejonach musimy się cofnąć o rok, kiedy to do nowego rejonu zawitała ekipa eksploratorów spod znaku Petzla.
Tradycją RocTripa jest ubezpieczanie nowych rejonów wspinaczkowych, czasami niezwykle spektakularnych, jak choćby chińskie Getu (2011) czy argentyńskie Pietra Parada (2012). Tym razem wybór padł na Turcję i oddalony o 28 kilometrów od popularnego Geyikbayiri, rejon Citdibi.
To właśnie ten położony na górskim zboczu mur skalny stał się wizytówką Petzl RocTripa, gdzie za nowe linie odpowiadają takie nazwiska jak Michael Piola, Nina Caprez, Mélissa Le Nevé, Klemen Bečan, Daniel Du Lac, Cédric Lachat oraz lokalni wspinacze.
Wróćmy jednak do początku tego RocTrip’owego tygodnia i do pierwszego przystanku w Geyikbayiri, gdzie zjechało kilkuset wspinaczy z kilkudziesięciu krajów świata. RocTrip to impreza otwarta dla wszystkich, jednak Petzl w tym roku ułatwił wyjazd szczęśliwcom, którzy wygrali specjalne konkursy. Zwycięzców wyłoniono również w Polsce. W przeciwieństwie do większości krajów, gdzie przeważnie odbyły się konkursy fotograficzne, u nas wylosowano ich spośród najlepszych ekip krakowskiego Memoriału Andrzeja Skwirczyńskiego. Do Turcji wybrał się w rezultacie zespół Marcin Michałek i Angelika Miśkowska. Polską ekipę uzupełnili – Michał Król allround’owy wspinacz wspierany przez polskiego dystrybutora Petzla firmę AMC, ceniony fotograf wspinaczkowych (i nie tylko) klimatów Adam Kokot oraz piszący te słowa.
Geyikbayiri jest rejonem dobrze znanym, to sprawdzona zimowa i wczesnowiosenna „miejscówka”. Położony 30 km od turystycznej Antalyi wydaje się być oazą spokoju i prostoty. Oferuje kilka efektownych murów skalnych, a wspinania spokojnie wystarczy na dobrych kilka tygodni.
Na wspinaczy czeka tutaj kilka campingów. Większość zlokalizowana jest wśród gajów oliwnych i drzewek z granatami. Oferują miejsca biwakowe oraz „bungalowy”, czyli proste drewniane domki, niektóre z tarasem. Każdy z nich ma swoje zalety – np. Rido Camping zlokalizowany jest blisko popularnych zacienionych sektorów, Climbers Garden przyciąga knajpką z kawą i bardzo dobrymi stekami (sic!), Kezban’s Guesthaus dużą świetlicą, a Josito Guesthouse lekko niemieckim stylem, co dla niektórych może być gwarancją wyższego standardu :-)
„Tripowiczów” przywitał spiritus movens całego zamieszania – Mumin Karabas, współwłaściciel campingu Kezban’s Guesthouse, świetny wspinacz (członek teamu Petzla), organizator i, co równie ważne, kucharz. Po szybkim wprowadzeniu w tajniki tego zakątka zapowiedział – po wspinaniu zapraszam na prawdziwego tureckiego kebaba.
Wspinacze wylądowali w zacienionym sektorze Trebenna, który może nie jest najlepszą ofertą rejonu, ale posiada niewątpliwe perełki (vide świetne zdjęcia Adama). Wieczorem, gdy każdy zaliczył po kilka mniej lub bardziej wymagających wspinaczek, Mumin czekał już na nas na kempingu Rido przygotowując wyśmienite placki, do których z wielką wprawą wkładał mięso i warzywa – faktycznie kebaby smakowały zdecydowanie lepiej niż w okolicach krakowskiego rynku :-) Atmosfera szybko stała się imprezowa – mimo drogiego jak na wspinaczkowe standardy piwa – a co poniektórzy jeszcze długo czuli tego konsekwencje…
Kolejny dzień to już wizyta w nowym Citdibi. Położony na wysokości 1000 m n.p.m. rejon robi wrażenie – w głównym sektorze zniewala wznoszącą się na kilkadziesiąt metrów, lekko przewieszoną ścianą. Całość dopełnia urzeźbienie pełne delikatnych kaloryferów oraz przepiękna, ciepła, szaro-pomarańczowa kolorystyka skały.
To tutaj atleci Petzla mieli do swojej dyspozycji otwarte projekty, sięgające trudnościami 9a. Fotografowie mieli z kolei ułatwione zadanie – w centralnym sektorze naprzeciwko głównej ściany wznosi się mniejsza, pozwalająca na bezproblemowy dostęp do wspinaczy, bez konieczności uciążliwych zjazdów. Co ciekawe, kanion zapewnia chłodek nawet w środku dnia i czyni Citdibi dobrym miejscem na upały – same skały mają wschodnią wystawę.
Rejon oferuje około 60 dróg (zdecydowana większość powyżej 7a) – przez wielu uważany jest za „world class”, można było jednak spotkać bardziej stonowane głosy. Zachwytów nad wspinaniem w Citdibi nie kryli np. Nina Caprez czy Sean Villanueva O’Driscoll, niektórzy – jak choćby Dave Graham „narzekali” na małe przewieszenie i nikłą rzeźbę wymuszające palczaste i techniczne ruchy. Dobrze radziły sobie w tutaj panie – Ninie oraz Melissie Le Neve udało się rozpracować jedną z tamtejszych 8c (patrz news).