2 października 2014 17:40

Przechodząc drogi Rafała czułem się tak, jakbym robił pierwsze przejście – rozmawiamy z Łukaszem Dudkiem

30 września Łukasz Dudek (8a.pl, Portal Górski) poprowadził Pandemonium VI.8, ostatnią jurajską „niewiadomą” Rafała Moucki. „W czasie mojego życia wspinaczkowego było kilka momentów przełomowych. Zrobienie Pandemonium jest jedną z takich chwil” – powiedział po przejściu. Do Łukasza należą też pierwsze powtórzenia dwóch innych dróg Rafała – Mental Terror i Snu astralnego (czwartą w łamigłówce, Arachnofobię, powtórzył Michał Jagielski).

Zapytaliśmy Łukasza, czym jest dla niego poprowadzenie Pandemonium, jak patrzy na drogi-mity, jaki potencjał według niego kryje jeszcze nasza Jura etc. Zapraszamy!

Łukasz Dudek na "Pandemonium", Gołębnik (fot. Wojciech Barczyński)

Łukasz Dudek na „Pandemonium” VI.8, Gołębnik (fot. Wojciech Barczyński)

***

Dorota Dubicka / wspinanie.pl: 13 lat minęło… Tyle lat czekało na powtórzenie Pandemonium – droga, która obrosła legendą. Zrobiłeś jedno z najlepszych, co tu dużo mówić, pewnie najlepsze przejście ostatnich lat w polskich skałach. Po przejściu innej z dróg Rafała Moucki, o ile dobrze pamiętam Mental Terror, napisałeś „przełamywanie mitów smakuje wybornie”. Co byś powiedział teraz? :)

Łukasz Dudek: Nie zmienię zdania. Nadal smakuje wybornie.

Nie ulega wątpliwości, że poprowadzenie przez Ciebie Pandemonium, największej jurajskiej zagadki minionej dekady, zamknęło pewien rozdział w historii polskiego wspinania sportowego. Ostatnią w łamigłówce (czterech) dróg Rafała Moucki pozostawała właśnie linia na Gołębniku, de facto jedyna którą Rafał zdecydował się wycenić (na VI.8). Jak sam stwierdziłeś, nie pomylił się :) Postawiłbyś Pandemonium na samym szczycie swojej piramidki?

Trudno powiedzieć, czy na samym szczycie. W czasie mojego życia wspinaczkowego było kilka momentów przełomowych. Zrobienie Pandemonium jest jedną z takich chwil. Tak już jesteśmy skonstruowani, że czym więcej wysiłku musimy w coś włożyć, tym radość z finalnego sukcesu jest większa. Pandemonium jest jedyną z pokonanych przeze mnie VI.8, która ma charakter stricte boulderowy. Pozostałe tzn. Sprawa honoru (2012 – przyp. red.) i Made in Poland (2010 – przyp. red.) stanowiły połączenie kilku dróg i wiedziałem, że prędzej czy później połączę je w jeden ciąg. Na Gołębniku do końca nie byłem pewien sukcesu.

Kiedy po raz pierwszy stanąłeś pod drogą i stwierdziłeś – chcę ją poprowadzić, jest do przejścia…

Muszę przyznać, że początki były bardzo optymistyczne. W marcu pierwszy raz zdecydowałem się zjechać linią drogi i ją zapatentować. Tego dnia bez większych problemów wykonałem wszystkie przechwyty i byłem przekonany, że prowadzenie to będzie kwestia kilku dni. Moment rozpoczęcia pracy nad drogą nie był przypadkowy. Zimą dużo boulderowałem robiąc bardzo dobrą formę i na bazie tego ruszyłem na Gołębnik. Taktyka była bardzo prosta – wykorzystać doskonałe warunki atmosferyczne, przygotowanie fizyczne i uporać się z tym na szybkości. Problem leżał jednak w specyfice chwytów i szybkim naciągnięciu fakera.

No właśnie, nie jest chyba jakąś wielką tajemnicą, że Pandemonium to nie jest przyjemna droga do patentowania. Palczaste, generujące kontuzję przechwyty. Powiedz, jak często wstawiałeś się w drogę i jak w skrócie wyglądała historia pierwszego powtórzenia?

Kontuzjogenny w stosunku do reszty jest tak naprawdę jeden chwyt – faker . Trzeba do niego strzelić, a później targnąć do pasa. Właśnie na nim naciągnąłem palca, co uniemożliwiło mi skuteczne próby.

Do drogi wstawiałem się max 2 razy w tygodniu z kilkudniową przerwą między nimi. Zawsze na świeżo, pełen sił i energii. Tak naprawdę gdybym posiadał wiedzę na temat drogi, jaką mam obecnie, pewnie pokonałbym ją już trzeciego dnia. Niestety, łapiąc się kończącego trudności podchwytu miałem źle dograne wyjście z niego i spadłem. Podczas tej samej próby naciągnąłem sobie palca i w zasadzie wiosnę miałem z głowy. W czerwcu i lipcu zdecydowałem się na wzmocnienie pojedynczych palców na kampusie. Efekt był bardzo pozytywny. We wrześniu po ustaniu wysokich temperatur, z każdym dniem z mozołem dokładałem ziarenko do ziarenka, aż w końcu wystarczyło na poprowadzenie całości.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum