Hagshu 6515 m – wspomnienie Pawła Józefowicza o pierwszym wejściu na szczyt
***
Hagshu
Tekst: Paweł Józefowicz
Buka nr 6
Całkowicie skostniały wiercę się w jamie wykopanej poprzedniego wieczoru na platforemce filara. Świta. Powoli robi się coraz jaśniej i widzę, że tuż obok Darka jest dziura, przez którą widać kilkaset metrów północno-wschodniej ściany – w dół. Ładna perspektywa…..
Ale po kolei…. Pierwsza wyprawa UKA pojawiła się pod Hagshu, wybitnym i niezdobytym szczycie w Himalajach Zachodnich, w 1988 roku. Cel znalazł Tadek Słupski w czasie jednej ze swoich licznych podróży po Zanskarze. Szczyt był już wcześniej parokrotnie bezskutecznie atakowany przez Anglików. Wtedy postanowiliśmy, podobnie jak oni, atakować szczyt od strony północnej. Z tej strony był on piękną, klasyczną piramidą. Akcja górska rozwijała się sprawnie, dość silny zespół miał na pewno szanse zdobycia szczytu. Jednak pięciodniowy, nieustanny opad, w czasie którego przybyło dwa metry śniegu, pokrzyżował nasze plany. Straciliśmy większość sprzętu i….chęć do dalszej walki.
W następnym roku postanowiliśmy zaatakować szczyt od strony południowej, z doliny Kishtwaru. W skład wyprawy wchodzili: Marek Głogoczowski, Paweł Józefowicz, Marta i Radek Motrenko, Paweł Szczepkowski i Darek Załuski.
Dziesięć dni po założeniu bazy na morenie lodowca Sechuan, udało nam się założyć depozyt na plateau u stóp filara wyprowadzającego na szczyt na wysokości około 5300 m. Dokładnie do tego samego miejsca dotarliśmy od strony północnej w poprzednim roku. Potem pogoda się zepsuła i część ekipy postanowiła przejść na parę dni do doliny Zanskaru, aby odwiedzić znajome miejsca i ludzi poznanych na poprzedniej wyprawie. Mieli wrócić za kilka dni. Darkowi i mnie jakoś nie chciało się ruszać spod Góry.
Wieczorem, dwa dni po odejściu reszty ekipy, pogoda zaczęła się poprawiać. Następnego dnia o 4 rano wychodzimy. Po kilku godzinach torowania w metrowej warstwie świeżego śniegu dochodzimy na lodowiec otoczony z trzech stron stromymi zboczami. Słońce operuje już mocno i zaczynają schodzić lawiny. Po pół godzinie naszym kuluarem co chwila zjeżdżają pociągi. Chronimy się pod skałą i podziwiając kolejne, coraz większe lawiny, przeczekujemy resztę dnia. Ruszamy wieczorem i zaczynamy się wspinać jednym z koryt wyżłobionych przez lawiny. Idealnie równa, stroma rynna po kilku godzinach wyprowadza nas na plateau. Zaczyna świtać. Do depozytu dochodzimy już w pełnym słońcu. I znów zaczynają się lawiny. Rozstawiamy namiot pod potężnym blokiem i przez resztę dnia gotujmy i pakujemy się do dalszej wspinaczki. Chcemy iść „na lekko”; zabieramy 4 śruby, komplet kości, 10 haków i jedzenie na jeden dzień.
[…] Hagshu wurde 1989 von den Polen Pawel Jozefowicz and Dariusz Zaluski erstmals bestiegen – allerdings ohne Genehmigung. Die erste „legale“ Besteigung gelang eine Woche später […]
[…] 1989, the Hagshu was climbed for the first time by Pawel Jozefowicz and Dariusz Zaluski from Poland – but without permit. The British team of Robin Beadle made the first “legal” ascent a […]
[…] 1989, the Hagshu was climbed for the first time by Pawel Jozefowicz and Dariusz Zaluski from Poland – but without permit. The British team of Robin Beadle made the first “legal” ascent a […]