„Directe de l’Amitié” na Grandes Jorasses dla zespołu Pesce-Elias
Włoch Corrado „Korra” Pesce kontynuuje dobrą passę na Grandes Jorasses. Po samotnym przejściu kombinacji dwóch polskich dróg na Pointe Helene, postanowił zmierzyć się z Directe de l’Amitie, która kulminuje na Pointe Whymper.
Directe de l’Amitie poprowadzona zimą 1974 roku przez francuski zespół Louis Audoubert, Michel Feuillarade, Marc Galy i Yannick Seigneur, została określona przez Włocha jako najbardziej wymagająca droga na „Żorasach”. Francuzom poprowadzenie drogi w styczniu 1974 roku zajęło 20 dni, podczas których musieli się zmagać z bardzo ciężkim warunkami w ścianie, która nawet w łagodne zimy jest wyjątkowo zimnym i odizolowanym miejscem. Przez lata droga obrosła mitem najtrudniejszej drogi na ścianie.
Pierwszego powtórzenia dokonali Anglicy Nick Colton i Roger Baxter-Jones w ciągu 5 dni we wrześniu 1977 roku. Na trzecie przejście droga czekała przez 17 lat. Latem 1994 roku mocny francuski zespół w składzie: Fauquet, Vimal, Rhem i Escoffier o mały włos nie przeszedł drogi w ciągu jednego dnia. Idąc w stylu, jakbyśmy nazwali to obecnie light&fast, zespół wspinając się klasycznie i posiłkując hakówką został zatrzymany przez burzę tuż poniżej wierzchołka, który osiągnęli rankiem drugiego dnia.
Czwartego i piątego przejścia dokonali w 1998 roku Rosjanie, którzy w ramach zawodów zorganizowanych przez ich związek wspinaczkowy przeszli większość dróg na Grandes Jorasses, w tym dwukrotnie Directe de l’Amitie. Zespół Sołdatow i Sibajew w cztery dni, a zespół Dewy-Klenow w zaledwie dwa dni. Piątego przejścia w ogóle i jednocześnie pierwszego zimowego powtórzenia dokonali dopiero w 2005 roku Stephane Benoist, Patrice Glairon-Rappaz i Paul Robach, przechodząc drogę w 6 dni. Potwierdzili oni trudności hakowych wyciągów, niesamowitą ekspozycję i brak półek biwakowych.
Po tym przejściu nikt nie podjął poważnej próby przejścia drogi, aż do września br. Corrado „Korra” Pesce i Martin Elias postanowili potraktować wyzwanie poważnie, rezygnując z wydawałoby się niezbędnego sprzętu. Nie zabrali kartuszy z gazem, ławek do haczenia – wzięli za to Camalota #5 rekomendowanego przez poprzedników i więcej haków. Wszystko zmieściło się do dwóch niedużych plecaków, które nie wymagały holowania w ścianie.
Drogę przeszli w dwa dni zaliczając siedzący biwak (nie mieli portaledża), który zgodnie określili jako najmniej komfortowy ze wszystkich, jakie przyszło im spędzić w górach. Górna część drogi jest totalnie przewieszona. Wycena 1100-metrowej drogi w warunkach lodowych opiewa na VII,M7/A3 ,90° i 6c,7a/A1, gdy trafi się na bardziej suchą skałę.
Wilan
źródło: www.planetmountain.com