19 sierpnia 2014 14:26

Z kim wojuje Andy Kirkpatrick? – recenzja książki „Zimne wojny”

Zimne wojny Andy’ego Kirkpatricka to ułożony chronologicznie zbiór opowieści o wielowyciągowych wspinaczkach, których autor dokonał w latach 2002-2005, solo bądź w zespole, przeplatanych opowieściami o życiu „na nizinach”.

Zimne Wojny (Andy Kirkpatrick), 2014

Z kim wojuje Andy Kirkpatrick? Przede wszystkim z samym sobą.

Sączący się przez słynne, antyromantyczne „szkiełko i oko” świetlny strumień krytyki niestety musi wywołać pożar:

Oto bowiem, zachęceni emfatyczną intradą Anny Gołębiowskiej, autorki przedmowy, z przyjemnością przystępujemy do lektury. Pierwszym wrażeniem jest… zwątpienie we własne umiejętności percepcyjne; drugim – nadzieja, że szumne deklaracje tłumaczki zrealizują się później, że, mówiąc kolokwialnie, „doczyta się”; trzecim wreszcie konstatacja, że lepiej już nie będzie, że przyjdzie nam zmierzyć się z kiepską formą dobrej treści.

Wbrew zapewnieniom tłumaczki, autor bynajmniej nie posługuje się „barwnym, potoczystym językiem”. Budowane przezeń frazy są bowiem sztampowe, przeważnie krótkie i mdłe. Jest to być może spowodowane dysleksją autora (za którą on sam przeprasza raz, a tłumaczka – aż dwukrotnie). Zakładając, że Kirkpatrick skłania się ku surowej estetyce narracji dokumentarnej, należy przyznać, iż wpada on w sidła pozornej tylko łatwości tejże dominanty narracyjnej, przez co jego opowieść jest, niestety, nudna. Nie potrafi on, a może nie chce, przybliżyć czytelnikowi pełni unikatowego świata wielowyciągowych ekstremów. Zaskakujące przy tym, iż wobec niektórych spośród obranych przez siebie celów wspinaczkowych narrator odczuwa wręcz, poza strachem i zmęczeniem, jawną niechęć. A mimo to się wspina.

Odnosi się wrażenie, że obecność narratora w zbudowanym opowieścią świecie jest w gruncie rzeczy przypadkowa: zapraszany na prelekcje nie wie, co i dlaczego ma mówić; będąc z rodziną, nudzi się i marzy; w górach odczuwa tęsknotę za domem, lęk i zniechęcenie; pośród znajomych czuje się nieswojo, a będąc sam – boryka się z poczuciem osamotnienia. Narzeka na nowych partnerów wspinaczkowych lub irytuje się przewidywalnością stałych. Może właśnie to miotanie się jest istotą Zimnych wojen?

Z drugiej strony, można spojrzeć na książkę przez pryzmat „serca”, emocji, o jakich mówi i jakie wzbudza. Kirkpatrick tworzy sympatyczny, spójny obraz swojej rodziny, a zwłaszcza dzieci. Zdarza mu się zabłysnąć humorem sytuacyjnym czy słownym. Jego szczerość, choć miejscami brutalna, przekonuje czytelnika, iż mamy do czynienia z portretem autentycznym i nieszablonowym.

Równie otwarcie mówi autor o swych sukcesach, co o porażkach. Nie spotkamy tu przechwałek, triumfalnej radości ze zdobycia danego szczytu czy pokonania jakiejś drogi, co równie dobrze można złożyć na karb cechującej go skromności, jak uznać za egzemplifikację filozoficznej maksymy, że liczy się sposób osiągnięcia celu, a nie cel sam w sobie. Wierny przyjętej przez siebie zasadzie szczerości wobec odbiorcy, Kirkpatrick przyznaje się do chwil lęku i słabości. Nie boi się szokować kilkakrotnie wyrażonym mniemaniem, iż rodzina ogranicza wspinacza i przeszkadza mu w osiąganiu celów. Tak też bywa w przypadku Kirkpatricka, mimo iż w poświęconych dzieciom, Elli i Ewenowi, rozdziałach, wyraźnie wyczuwa się ojcowską miłość i dumę z potomków.

Autor w pewnej chwili tłumaczy, dlaczego powtarza trudne drogi, wyrażając tym samym ciekawą, choć zarazem naiwną filozofię wspinania:

Nigdy zbytnio nie interesowało mnie wspinanie po nowych drogach, chociaż wydaje się, że to obsesja większości wspinaczy. Jak dla mnie, wspinanie nigdy nie odnosiło się do tej części ego, do przysłowiowego „zasadzenia drzewa”. Raczej bardziej chodziło mi o zdobywanie szczytów w samym sobie. Miałem potrzebę iść po śladach moich idoli, moich bogów – wspinać się po ich drogach, nie po własnych. Kiedy jest się na samej krawędzi, myślenie zostaje okrojone do instynktów, zatem to co się widzi, to czego się dotyka, to o czym się myśli, jest lustrem doznań i doświadczeń naszych boskich prekursorów. Przez krótki moment wie się, jak to jest być którymś z nich.

Siła Kirkpatricka nie wynika z wytrenowania (rozczulająco przyznaje się on do faz skrajnego lenistwa, przetykanego morderczym wysiłkiem), lecz z jego determinacji i wewnętrznej potrzeby zakończenia tego, co się rozpoczęło. Ten impuls pcha go ku miejscom niezwykłym, jak Ziemia Królowej Maud (południowa ściana Ulvertanny, 2014), Romsdallen w Norwegii (Troll Wall, zimowe wejście, 2013, na której wspinał się już w 1974 roku Drogą Francuską Wojtek Kurtyka), Yosemite (wspinaczka na El Capitan z niewidomym partnerem), Kolorado (Diamond), Patagonia (Aguja Mermoz ), Alpy (Petit Dru, Droga Lafaille’a).

Sporo uwagi poświęca autor partnerom, którzy towarzyszyli mu podczas wypraw, a także postaciom ze świata wspinaczkowego, które darzył podziwem i uznaniem, jak Pep Masip, Leo Houlding, Jean-Christophe Lafaille, Andy Parkin

O Wojtku Kurtyce mówi:

Jego imię stało się marką i kojarzyło z „drogami śmierci”, a jego osobę utożsamiano z archetypem szaleńca [sic!] ze wschodniej Europy. (…) W rzeczywistości cechowała go skromność, miał łagodny głos, a to, czego dokonał, nie wynikało z szaleństwa; zawdzięczał to talentowi, sile i doświadczeniu we wszystkich dziedzinach wspinania. Wojtek był Polakiem, a lista jego osiągnięć – począwszy od pierwszego zimowego przejścia Troll Wall, poprzez późniejsze Himalaje, gdzie ustanowił nową jakość zaangażowania w górach, wspinając się na najtrudniejszych ścianach w najczystszym ze stylów – wystarczała, żeby każdemu wspinaczowi opadła szczęka. (…) We wspinaniu był miarą sam dla siebie.

Cechy, które czynią Kirkpatricka dobrym kompanem: szczerość, prostoduszność, sytuacyjne poczucie humoru – jednocześnie rzutują negatywnie na jego warsztat literacki w wymiarze estetycznym. Zimne wojny to nie jest książka wybitna, choć może być interesująca, szczególnie dla miłośników wielowyciągowej wspinaczki górskiej.

Ilona „Księżniczka” Łęcka

Książka jest dostępna w księgarni wspinanie.pl.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Dżisus, tym razem nie wytrzymam [15]
    Pomijając pseudofachowy język Księżniczki, który - jak zakładam - zniechęci…

    19-08-2014
    Eddie