18 sierpnia 2014 17:13

Z Andrzejem Nowackim rozmawia Janusz Kurczab

Poprzednim rozmówcą w serii wywiadów wspomnieniowych był Krzysztof Zdzitowiecki. Tym razem ponownie wracamy za Ocean, by porozmawiać z Andrzejem Nowackim. Andrzej jest współautorem  sławnej Momatiukówki, w latach 60. ubiegłego wieku należał do ścisłej polskiej czołówki taternickiej i alpinistycznej. Wraz ze Zbigniewem Jurkowskim tworzył zespół, którego przejścia odznaczały się nienagannym stylem i szybkością.

Andrzej Nowacki ok. 1960 roku (fot. Czesław Momatiuk)

Andrzej Nowacki ok. 1960 r. (fot. Czesław Momatiuk)

***

Janusz Kurczab: w końcu lat 50. i w latach 60. należałeś do najściślejszej czołówki alpinistycznej Polski. Tymczasem twojego nazwiska brakuje w Wielkiej Encyklopedii Tatrzańskiej, a w VI tomie Wielkiej Encyklopedii Gór i Alpinizmu, hasło Andrzej Nowacki jest wyjątkowo skromne, brakuje nawet daty urodzenia… Jaka jest tego przyczyna? Czy to może być spowodowane brakiem kontaktu z Tobą, od czasu, gdy wyemigrowałeś do USA?

Andrzej Nowacki: Faktycznie. Poza niewielką grupą przyjaciół nie miałem żadnych kontaktów z polskim środowiskiem wspinaczkowym. Opuściłem Polskę w marnym, jak sądzę, politycznym okresie. Z jednej strony uważałem, że lepiej dla moich znajomych będzie, jeśli nie będą mieli ze mną żywszych kontaktów, a z drugiej strony tęskniłem za środowiskiem taternickim i sądziłem, że będzie mi łatwiej zaaklimatyzować się w nowym środowisku, jeśli się bardziej odseparuję.

A więc uzupełnijmy te braki. Niewiele wiem o twoich pierwszych kontaktach z górami. Jak to się zaczęło? Wydaje mi się, ale nie jestem pewien, że podobnie jak twój stały partner Zbigniew Jurkowski, pochodzisz z Wybrzeża, a więc daleko od Tatr…

Urodziłem się w Lublinie w 1938 roku, ale szkołę średnią skończyłem w Szczecinie, a studia na Politechnice Gdańskiej. Zanim zacząłem się wspinać chodziłem dużo turystycznie po Tatrach, głównie z Piotrem Wojciechowskim. Podczas tych wycieczek po raz pierwszy zetknąłem się z taternikami i szybko „zaraziłem” się górami. Gdy zacząłem studia na Politechnice, odnalazłem w Trójmieście oddział Klubu Wysokogórskiego. Tam skończyłem pierwszy kurs wspinaczkowy, poznałem się ze Zbyszkiem Jurkowskim, który stał się szybko mym „wiernym druhem” górskim. Razem wkrótce zaczęliśmy się wspinać po maleńkich piaskowcach nad brzegiem Bałtyku. Jednak każdą możliwość wykorzystywaliśmy, aby być i wspinać się w Tatrach.

Pierwszy raz spotkałem się z tobą i Zbyszkiem w 1959 roku na obozowisku przy Morskim Oku. Pewnie sobie tego nie przypominasz, bo przecież ja byłem wtedy jeszcze początkującym taternikiem. Obserwowałem przez lunetę schroniskową wasze przejście Wariantu R na Mnichu – było to dopiero trzecie z kolei. Nie umknął mi wtedy twój kilkumetrowy lot, gdy wyskoczył hak na płytach. Takie loty na hakówce nazywaliśmy wtedy „przysiadami”… Jakiś komentarz?

Wariant R na Mnichu był dla nas w pewnym sensie wspinaczką przełomową. Rzeczywiście, zaliczyłem tam lot na płytach. Przyczyną tego było urwanie się pod mym ciężarem starego drutu nawiniętego na równie niepewny nit. Jak pamiętasz, ten sprzęt był wtedy bardzo prymitywny.

Wspinałeś się w Alpach i na Kaukazie. Mogę wymienić takie twoje przejścia jak pierwsze polskie Filara Croza na Grandes Jorasses, drugie całkowite przejście północnej ściany Donguz Orun i północną ścianę Matterhornu w zimie. Może podzielisz się paroma wrażeniami z tych, a może jeszcze innych, wspinaczek?

Północną ścianę Donguz Orun cenię sobie szczególnie. To śliczna i imponująca ściana.

Górne partie północnej ściany Donguz Orun (fot. summitpost.org)

Górne partie północnej ściany Donguz Orun (fot. summitpost.org)

Droga Chergiani-Kachiani na północnej ścianie Donguz Orun (fot. i topo Janusz Kurczab)

Droga Chergiani-Kachiani na północnej ścianie Donguz Orun (fot. i topo Janusz Kurczab)

Poza tym na Kaukazie wraz ze Zbyszkiem Jurkowskim i Jerzym Krajskim zrobiliśmy jedno z nielicznych wtedy powtórzeń lodowej zachodniej ściany Bżeducha.

Kaukaz 1961. Od lewej: Maciej Popko, Zbigniew Jurkowski, Andrzej Nowacki, Josip Kachiani – współzdobywca północnej ściany Donguz Orun, Jerzy Krajski, Marian Bała i Henryk Furmanik (fot. arch. Andrzej Nowacki)

Kaukaz 1961 r. Od lewej: Maciej Popko, Zbigniew Jurkowski, Andrzej Nowacki, Josip Kachiani – współzdobywcą północnej ściany Donguz Orun, Jerzy Krajski, Marian Bała i Henryk Furmanik (fot. arch. Andrzej Nowacki)

Na Filarze Croza byliśmy bliscy poważnych kłopotów. Na biwaku – dość już wysoko w ścianie – znaleźliśmy się w kamiennej lawinie, po której ja wspinałem się przez następne półtora dnia ze złamaną kością łopatki i poważną raną głowy. Wspinaliśmy się także ze Zbyszkiem w Dolomitach i zrobiliśmy nową drogę na zachodniej ścianie Monte Pelf. Później i już bez mego „wiernego druha” wspinałem się jeszcze raz w Dolomitach, tym razem w zimie, wraz z Eugeniuszem Chrobakiem, Tadeuszem Łaukajtysem i Jerzym Michalskim. W 1967 roku zrobiłem drogę Laupera na Eigerze wraz z Janem Stryczyńskim, Ryszardem Berbeką i Januszem Hierzykiem.

Andrzej Nowacki na tle północnej ściany Grandes Jorasses latem 1973 r. Zaznaczono linię drogi Filarem Croza (fot. arch. Andrzej Nowacki)

Andrzej Nowacki na tle północnej ściany Grandes Jorasses latem 1973 r. Zaznaczono linię drogi Filarem Croza (fot. arch. Andrzej Nowacki)

Eiger od północnego wschodu. Po prawej ściana północna, po lewej północno-wschodnia, którą wiedzie "Droga Laupera" (fot. summitpost.org)

Eiger od północnego wschodu. Po prawej ściana północna, po lewej północno-wschodnia, którą wiedzie „Droga Laupera” (fot. summitpost.org)

 

Masz w dorobku wiele świetnych przejść tatrzańskich, w doskonałym stylu, szybkich i sprawnych. Twój znaczący udział w prowadzeniu nowej drogi na Kazalnicy, zwanej popularnie Momatiukówką, był powszechnie znany, przynajmniej w moich czasach. Jednak dzisiejsza młodzież taternicka w większości jest z historią na bakier. Prosiłbym więc o parę wrażeń z Kazalnicy i wymienienie kilku innych ważniejszych twoich osiągnięć w Tatrach.

Na Kazalnicy zapoczątkowaliśmy w kilku próbach wraz z Jurkowskim drogę, która sądzę nazywa się teraz Filarem Kazalnicy. Dla nas skończyło to się jednak tylko na próbach. Później po śmierci na Grani Kościelca naszego przyjaciela Jana Dlugosza, „Moma” (Czesław Momatiuk – przyp. red.) wymyślił, że powinniśmy zrobić drogę środkiem Kazalnicy, aby uczcić w ten sposób pamięć „Palanta”. Tak więc wraz z Momą, Zbyszkiem Jurkowskim, Adamem Szurkiem i Adamem Wojnarowiczem zaczęliśmy oblężenie Kazalnicy. Było w tym trochę zabawy, bo marzyliśmy wtedy o wyprawach w Himalaje, które były dla nas niedostępne i traktowaliśmy tę wspinaczkę jakby to była wyprawa w wielkie góry, które – jak sadziliśmy – wymagać będą etapów zdobywania.

W Tatrach wspinaliśmy się bardzo intensywnie i zrobiliśmy chyba większość istniejących wtedy ambitnych dróg, tak po polskiej stronie, jak i słowackiej, w lecie i w zimie. Najlepiej pamiętam nasze wspinaczki na Galerii Gankowej, Małym Kieżmarskim i Małym Młynarzu w zimie.

Północno-wschodnia ściana Kazalnicy Mięguszowieckiej z oryginalną linią "Momatiukówki". Pierwszego przejścia drogi dokonał zespół w składzie: Zbigniew Jurkowski, Czesław Momatiuk, Andrzej Nowacki, Adam Szurek i Adam Wojnarowicz latem 1962 r. (fot. Krzysztof Dudzik / Wikipedia, topo Janusz Kurczab)

Północno-wschodnia ściana Kazalnicy Mięguszowieckiej z oryginalną linią „Momatiukówki”. Pierwszego przejścia drogi dokonał zespół w składzie: Zbigniew Jurkowski, Czesław Momatiuk, Andrzej Nowacki, Adam Szurek i Adam Wojnarowicz latem 1962 r. (fot. Krzysztof Dudzik / Wikipedia, topo Janusz Kurczab)

W pewnym momencie przeniosłeś się z Trójmiasta do Zakopanego. Wiem, że pracowałeś wtedy przez jakiś czas w jednej firmie z Ryszardem Szafirskim. Co to była za praca? Przy okazji, powiedz coś o swoim wykształceniu i zawodzie.

Po ukończeniu studiów w 1963 roku od razu przeniosłem się do Zakopanego. Moja pierwsza zawodowa praca inżyniera łączności była w stacji mikrofalowej na Gubałówce. W tym czasie zrobiłem także licencję przewodnika tatrzańskiego. Brałem udział w wielu akcjach ratunkowych Grupy Tatrzańskiej GOPR jako ratownik i udzielałem się w szkółce taternictwa, jako tzw. starszy instruktor. Pełniłem też wraz z Jerzym Hajdukiewiczem przez jakiś czas funkcję analityka przyczyn wypadków taternickich dla Zarządu Głównego Klubu Wysokogórskiego, a nawet występowałem niegdyś, o dziwo, w sądzie w Zakopanem, jako rzeczoznawca od spraw wspinaczkowych.

Jeśli mnie pamięć nie myli, ostatnią twoją wspinaczką alpejską był nowa droga na Monte Pelf w Dolomitach. To był rok 1965. Czy wspinałeś się jeszcze potem?

Po Monte Pelf wspinałem się także na północno-wschodniej ścianie Eigeru, a także zimą w Chamonix i w Dolomitach. W roku 1968 wspinałem się na północnej ścianie Eigeru wraz z poznanym w Szwajcarii alpinistą z Japonii, co wydaje mi się zabawne, ponieważ nie miałem z moim japońskim partnerem żadnego wspólnego języka. Wycofaliśmy się już z Drugiego Pola Lodowego z pewnymi przygodami, wynikającymi także z trudności porozumiewania się. Później zrobiłem ładną hakową drogę w Alpach Urneńskich, wraz z dwoma szwajcarskimi wspinaczami poznanymi pod Eigerem. To były chyba moje ostatnie wspinaczki w Europie.

Zachodnia ściana Monte Pelf w Dolomitach Belluńskich widziana z grani Schiary (fot. alpintouren.com)

Zachodnia ściana Monte Pelf w Dolomitach Belluńskich widziana z grani Schiary (fot. alpintouren.com)

Jak doszło do twojego wyjazdu do USA i podjęcia decyzji o pozostaniu tam na stałe?

Historia mego wyjazdu do USA jest skomplikowana i pełna przygód. Opuszczając Polskę, w zasadzie spodziewałem się, że będę przebywał w Europie i naiwnie myślałem, że osiądę w Szwajcarii. Miałem jednak w Europie nieustanne kłopoty z wizami i z legalnym prawem pobytu. W końcu moja żona Ann, urodzona Amerykanka, która także miała ochotę mieszkać w Europie, przekonała mnie, że powinniśmy jednak spróbować pobytu w USA. Była to bardzo dobra rada i z tej decyzji byłem i jestem bardzo zadowolony.

Marzec 1962 r. w Zermatt. Od lewej: Andrzej Nowacki, Zbigniew Rubinowski, Zbigniew Jurkowski, Jan Mostowski i Ann – przyszła żona Andrzeja Nowackiego (fot. arch. Andrzeja Nowackiego)

Marzec 1962 r. w Zermatt. Od lewej: Andrzej Nowacki, Zbigniew Rubinowski, Zbigniew Jurkowski, Jan Mostowski i Ann – przyszła żona Andrzeja Nowackiego (fot. arch. Andrzeja Nowackiego)

Czy mieszkając już w Stanach, kontaktowałeś się z innymi polskimi alpinistami, chodziłeś jeszcze po górach?

Spośród polskich kolegów, w USA spotykałem się lub wspinałem z Jerzym Sznytzerem, Janem Mostowskim, Czesławem Momatiukiem i Ryszardem Berbeką, ale naturalnie najczęściej chodziłem i chodzę po górach lub wspinam się z miejscowymi wspinaczami. Razem zrobiliśmy nawet kilka nowych dróg, co w tych rozlicznych górach USA nie jest niczym niezwykłym. Tym bardziej, że przejścia te nie należą do jakichś wyczynów.

Krajobraz Północnych Gór Kaskadowych, gdzie Andrzej mieszka i stale chodzi (fot. Andrzej Nowacki)

Krajobraz Północnych Gór Kaskadowych, gdzie Andrzej mieszka i stale chodzi (fot. Andrzej Nowacki)

Andrzej Nowacki na wspinaczce w Północnych Górach Kaskadowych (fot. arch. Andrzeja Nowackiego)

Andrzej Nowacki na wspinaczce w Północnych Górach Kaskadowych (fot. arch. Andrzeja Nowackiego)

Być może ciekawostką jest to, że kilka lat temu weszliśmy wraz z „Mostem” na najwyższy w Stanie Washington szczyt Mount Rainier (4321m). Wprawdzie wymaga to sprzętu wspinaczkowego i umiejętności oraz na ogół trwa dwa dni, ale nie byłoby w tym nic specjalnego, gdyby nie to, że „Most” wtedy miał 81 lat, a ja byłem 10 lat od niego młodszy.

Powiedz parę słów o swoim życiu na kontynencie amerykańskim: praca, zainteresowania, rodzina itp.

Jak już wspomniałem, moja żona urodziła się w USA i do Europy przyleciała, aby studiować język francuski na południu Francji. Tam i w czasie podróży do Szwajcarii poznała się z Chrisem Boningtonem, Donem Whillansem oraz Polakami Janem Długoszem, Czesławem Momatiukiem, Janem Mostowskim i Stanisławem Bielem, a nieco później ze mną. Chodziliśmy razem po górach, a nawet trochę się razem wspinaliśmy, ale ważniejsze dla niej były góry niż wspinaczka. Dlatego nasz wspólny pobyt w USA zaczęliśmy od szukania miejsca w górach, które by nam odpowiadało i chociaż zmienialiśmy miejsca pobytu kilka razy, zawsze mieszkaliśmy w górach i na zachodnim wybrzeżu USA.

W 1974 roku na szosie w Alasce Andrzej Nowacki wyprzedził 2 samochody – jelcza i nysę, którymi podróżowała śląska wyprawa w góry Alaski i Yukonu, kierowana przez Henryka Furmanika. Posługując się kartką przyklejoną do tylnej szyby, doprowadził do zatrzymania się i niespodziewanego spotkania po latach. Na zdjęciu Andrzej z małżonką (fot. arch. Andrzeja Nowackiego)

W 1974 roku na szosie w Alasce Andrzej Nowacki wyprzedził 2 samochody – jelcza i nysę, którymi podróżowała śląska wyprawa w góry Alaski i Yukonu, kierowana przez Henryka Furmanika. Posługując się kartką przyklejoną do tylnej szyby, doprowadził do zatrzymania się i niespodziewanego spotkania po latach. Na zdjęciu Andrzej z małżonką (fot. arch. Andrzeja Nowackiego)

Pracowałem najdłużej, pewnie około 20 lat, dla przedsiębiorstwa budującego wyciągi narciarskie. Budowaliśmy te wyciągi w USA i w Kanadzie, w Europie, Japonii, Korei i Chile. Miałem więc szansę, także zawodowo, być w różnych górach. Właściwie poza krótkim okresem, zawsze bylem zawodowo niezależny – pracowałem i pracuję do dzisiaj, jako konsultant lub podwykonawca. Taka niezależność, być może wynikająca z moich doświadczeń górskich, zawsze była dla mnie ważna. Przez ostatnie 10 lat pracuję przy solarnych instalacjach odsalania wody morskiej w Meksyku. Moje główne zainteresowania jednak zawsze łączyły się z górami i tak jest do dzisiaj. Wprawdzie gdzieś przed rokiem oświadczyłem moim górskim partnerom, że skończyłem ze wspinaniem i że będę z nimi tylko chodził po górach. Być może jednak nie wzięli oni tego zbyt poważnie, bo wspinałem się znowu miesiąc temu, aby spełnić życzenie urodzinowe mojego 75-letniego partnera.

Jak zauważyłeś, wspominam wiele nazwisk. To dlatego, że pamiętam, co niegdyś powiedział mi „Moma”. Zauważył wtedy: Znacznie mniej ważne jest, na jaką górę lub ścianę się wspinasz, od tego, z kim się wspinasz.

Myślę, że miał rację, dlatego wszystkim moim partnerom i taternikom, z którymi spotkałem się w Tatrach, wyrażam szczere słowa podziękowania za wspaniały czas spędzony razem w górach.

Dziękuję za rozmowę!

Janusz Kurczab

W cyklu „wywiady wspomnieniowe” Janusz Kurczab rozmawiał wcześniej z:

 




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum