Gdzie diabeł nie może tam babę pośle – Kobiecy Miting Wspinaczkowy w Morskim Oku 2014
W dniach 21-23 marca odbył się w Morskim Oku zimowy miting kobiet, zainicjowany i zorganizowany przez Edytę Sadowską. Celem spotkania było zintegrowanie kobiet wspinających się zimowo w Tatrach oraz wszystkich pań zainteresowanych tematem. Mimo niesprzyjającej aury na zgrupowanie przybyło 12 kobiet.
Podczas mitingu, poza wspinaniem oczywiście :), można było wziąć udział w zajęciach lawinowych prowadzonych przez Sebastiana Fijaka. Ze szkolenia chętnie skorzystały Aleksandra Bęben, Agnieszka Kościuczyk, Edyta Sadowska oraz Kaja Zelechowska.
Również podczas mitingu, dzięki wsparciu sklepu górskiego Polar Sport, można było przetestować dziabki Cassina – X Dreamy, z których z zadowoleniem korzystały Oliwia Marcia i Agata Wieruszewska. Swoim doświadczeniem zimowym dzielił się z dziewczynami Damian Granowski, który w weekend wspinał się w duecie z Izą Czaplicką.
W samo południe
Aneta Dyjas i Dorota Jakubowska o Kuluarze Kurtyki
„Kobiecy Miting Wspinaczkowy to moje pierwsze wspinanie zimowe. Zdałam się na bardziej doświadczoną partnerkę, która jako cel wybrała Kuluar Kurtyki. Szybkie sprawdzenie w google jak wygląda droga i doszłam do wniosku, że sobie poradzę. W sobotę podeszłyśmy pod cel dość późno, bo dopiero około południa. Przed nami wspinały się tam już dwa zespoły. Aneta sprawnie dotarła do pierwszego stanowiska i czekała na mnie moknąc w kroplach topiącego się lodu. Dla mnie dalsza droga nie wyglądała szczególnie stabilnie – martwiłam się o solidność asekuracji.
Aneta przeszła jeszcze mały trawersik sprawdzając warun, ale ostatecznie postanowiłyśmy się wycofać. Zjeżdżałyśmy na dół, przez chwilę obserwujemy wspinające się na sąsiedniej drodze Agatę i Oliwie, a potem wróciłyśmy do schroniska. Na Miting jechałam pełna wątpliwości, głównie ze względu na brak doświadczenia we wspinaniu zimowym. Teraz jestem zadowolona, że wzięłam udział w spotkaniu. Była to dla mnie świetna okazja, żeby lepiej poznać specyfikę wspinania zimowego. Dodatkowym atutem były zajęcia lawinowe dla chętnych oraz fantastyczna atmosfera towarzyska. Jestem pewna, że będę miło wspominała ten weekend i chętnie wezmę udział w kolejnych edycjach.” – Dorota Jakubowska
„Na stanowisku po pierwszym wyciągu miało się wrażenie jakby ktoś nad nami zamontował prysznic. Przystawiłam się do zrobienia drugiego wyciągu. Krótki trawers, próba wkręcenia śruby (ups weszła jak w masło), brak perspektyw na założenie czegoś w skale zaowocował podjęciem decyzji o wycofie. Pierwszy raz wspinałam się z Dorotą, więc nie załamując się potraktowałyśmy wyjście na Kuluar jako trening zapoznawczy. Na pewno tam wrócimy!” – Aneta Dyjas.
Odcienie szarości
Daria Krynicka i Olga Kosek o Szarym Zacięciu
„Szalonym pomysłem wybrania się na Szare Zacięcie błysnęłyśmy z Darią. Mimo małego doświadczenia zimowego górskiego (zwłaszcza w moim przypadku), postanowiłyśmy, że jak spadać to z wysokiego konia i nie zrażając się niczym w sobotę udałyśmy się na Czołówkę MSW. O godzinie 10:00 wbiłyśmy się w ścianę. Po 6h znalazłyśmy się na półce za trójkątnym okapem z głębokim przekonaniem, że trudności drogi są za nami. Warto dodać, że wszystkie wyciągi były prowadzone na zmianę i padły w pierwszej próbie (nie można pisać o stylu OS, gdyż drogę robiłam latem).
Kolejne dwa wyciągi to hart ducha Darii, odzywający się mój po-urodzinowy kac i zmęczenie oraz pogarszające się warunki ze względu na halny. Niestety, nie udało się nam pokonać klasycznie tego fragmentu (jak się później okazało – nie do końca właściwego, niechcący wybrałyśmy VI-owy wariant zamiast IV-owy) i dwa miejsca pokonałyśmy w stylu AF. Do stanowiska z limbą dotarłyśmy już po zmroku. Przy pogarszających się warunkach próbowały odnaleźć ostatni – II-kowy wyciąg, jednak bez skutku. Podjęta została konsultacja telefoniczna, gdyż schemat byt dość niejasny. Dwie próby wbicia się w okoliczne zacięcia były nieskuteczne ze względu na bardzo słabą asekurację. Niepewność przebiegu i pogarszające się warunki sprawiły, że podjęłyśmy decyzję o zakończeniu drogi w tym miejscu.
Czas pokazał, że był to początek przygód. Dość rzec, że zostawiłyśmy w ścianie sporo sprzętu, łącznie z obiema linami. Dobrych humorów jednak to nie zepsuło i już około 22:00 udało nam się dotrzeć do stawu, przez który, w przypływie amoku po-wspinaczkowego, próbowałyśmy wrócić do schroniska. Próba skończyła się bliskim spotkaniem moich kostek z topniejącą taflą i wodą. Do schroniska wróciłyśmy ok 23:00 po wcześniejszym spotkaniu z Edytą i Przemkiem, którzy wyszli w naszą stronę z ciepłą herbatą. Mała rzecz a cieszy.” – Olga Kosek.
„Spełniło się moje małe marzenie – zimowe wspinanie w kobiecym zespole. Wspinaczka z Olą na Szarym Zacięciu to dla mnie rozpoczęcie wspaniałej przygody. Przygody będącej początkiem nowej przyjaźni oraz szalonych pomysłów.” – Daria Krynicka.
Zespół demi-kobiecy
Damian Granowski i Izabela Czaplicka
Podczas mityngu Iza Czaplicka wraz z Damianem Granowskim wykorzystali warunki najlepiej, jak można było prowadząc trzy drogi: w sobotę zrobili Kuluar Kurtyki i Robakiewicza, a w niedzielę Szare Zacięcie. Mimo ocieplenia udało im się odnaleźć lód na Kuluarze Kurtyki i wspinaczka przebiegła sprawnie mimo otaczających ich wodospadów. Później, tego samego dnia, dorzucili Robakiewicza na Mnichu. Poza pierwszym wyciągiem, gdzie w zacięciu leżało trochę śniegu – reszta drogi była czysto skalna.
W niedzielę, mimo zapowiadanej zlewy, zespół wybrał się na Szare Zacięcie na Czołówce MSW. Całość, wraz z dojściem ze schroniska i z powrotem, zajęła im 10h.
„Przyjechałam, powspinałam się i tyle ;-) Dzień jak co dzień. Miło było poznać kilka nowych osób, to pewnie zaprocentuje w przyszłości. Środowisko, zwłaszcza kobiet wspinających się zimą, jest małe, więc dobrze jest nawiązać nowe kontakty.” – Iza Czaplicka.
„Przybyli, zobaczyli, załoili ;-)“ – Damian Granowski.
Per aspera ad… noc
Agata Wieruszewska i Oliwia Marcia o Wesołych Zabawach
„Do ostatniej chwili nie wiedziałyśmy, czy jechać. Prognozy pogody nie wyglądały zachęcająco.
– Ściany będą zaprute, nie ma sensu jechać- przekonywali nas bardziej doświadczeni koledzy. Piątkowy wieczór. Pakuję plecak i odświeżam nerwowo yr. Dzwoni Agata:
– Jedziemy? – pyta.
– Cholera, nie wiem. W MOKU na plusie. Co sądzisz? – pytam z nadzieją, że powie jednak „Nie jedźmy. Pojedziemy na Jurę”. Oczyma wyobraźni widzę już siebie, jak tańczę na suchej, ciepłej skale. Bez tony szpeju na sobie, bez krępującego ruchy plecaka. I czuję już nawet promienie słońca na skórze.
– Słuchaj zbliża się 22. Trzeba wychodzić – komunikuje sucho Agata. Zatem decyzja zapadła. Ech… I znów trzeba będzie się wspinać … 22:50. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że powinnyśmy jednak zostać w Warszawie. Krążymy wokół Dworca Zachodniego. Nie zauważyliśmy skrętu, a zawrócić nie można.
– Michał zrób coś, bo nie zdążę… Może złamiemy przepisy?- rozpaczliwym głosem proszę chłopaka. Drrrrrrrrrrr!!!!! Znowu Agata.
– Czekasz już?! – krzyczę w słuchawkę.
– Zaraz będę. Musiałam odwieźć kota.
– Kota?- pytam próbując zrozumieć sytuację.
– No, Ninę. Wlazła do torby ze szpejem i zobaczyłam dopiero na dworcu.
– Aha – nie do końca dociera do mnie co powiedziała Agata, jaką linę, co ona bredzi?
– Aga, błagam Cię połóż się na jezdni i nie pozwól mu odjechać beze mnie. Będę za 5 minut. 23:30. Siedzimy zadowolone w PKS-ie. Zdążyłyśmy, jedziemy w Tatry, będzie lampa, poznamy inne wspinające się babki. Czego chcieć więcej . Przeglądamy topo i omawiamy jutrzejszą drogę.
– Ała!- wrzeszczę. Agata kurczowo trzyma mnie za rękaw i patrzy na mnie przerażonymi oczami.
– Zostawiłam dziabki na przystanku…- mówi.
– Jaja sobie robisz? – pytam z nadzieją w głosie.
– Nie – lakonicznie stwierdza moja partnerka. Przez moment patrzymy na siebie w milczeniu po czym wybuchamy gromkim śmiechem.
– Ale z Nas taterniczki… Najwyżej dam ci czekan i będziemy się wspinać z jednym. – proponuję Agacie.
– A może tylko prowadzący będzie miał dziaby, a drugi będzie prusikować? – dzieli się ze mną swoim genialnym pomysłem Aga.
– Ej przecież Edyta (organizatorka obozu) mówiła, że będą dziabki z Polar Sportu do przetestowania – przypomina sobie moja partnerka. Chwytam za telefon.
13:00 – docieramy pod ścianę. Nieprzespana noc, podejście z Zakopanego zrobiły swoje, zaraz wyzionę ducha. Jedyną rzeczą, o której marzę jest ciepłe łóżko, a nie wspinanie w mokrym śniegu. Bez entuzjazmu wyciągam szpej. Agata zakłada stanowisko. Tuż obok w Kuluarze Kurtyki wspina się Aneta z Dorotą. Kuluar płynie, mimo to dziewczyny walczą. Agata powoli rusza. Dziewczęta ze względu na wątpliwą asekurację postanawiają się wycofać. Zakładają zjazd.
– Mam auto! – drze się Agata.
– Nie asekuruję, wybieraj!- krzyczę.
– Chodź!- woła do mnie moja partnerka.
– Wybierz!- ponaglam Agatę.
– No przecież wybrałam! Chodź!
– Jak mam iść z 8 metrami luzu?! – Tracimy czas próbując odklinować linę. W końcu udaje się. Docieram na stanowisko. Dochodzi 14.30, a my wciąż jesteśmy na pierwszym wyciągu.
– Aga, jest już późno… Może zrobimy wycof z kosówki? – pytam nieśmiało.
– Nie ma mowy- ucina krótko Agata. Rozsądek krzyczy „nie”. W tym tempie nie skończymy tej drogi przed zmrokiem. Warun w ścianie jest słaby. Jesteśmy całe przemoczone. Będziemy musiały schodzić po ciemku. Nie podoba mi się to, ale rozumiem co czuje Agata. Nie po to przejechałyśmy taki kawał drogi, żeby teraz wycofać się z pierwszego wyciągu… Dwa kolejne wyciągi idą nam sprawniej niż pierwszy, ale… Zgubiona na pierwszym wyciągu rękawiczka rozpoczyna czarną serię lotów. Na trzecim w jej ślady idzie friend. Zamieramy w bezruchu obserwując lot cama. Uff, zatrzymał się kilka metrów pod nami.
– Co robimy? – pytam Agatę.
– Największy. Prawie 400 zł…- mówi smutno moja partnerka. Zaczynam szykować się do zjazdu. Robi się szaro. Przed Nami ostatni wyciąg. Wybieram środkowy wariant. U góry majaczy hak. Wchodzę powoli w zacięcie. Niewygodnie mi, nie umiem się odpowiednio ustawić. Odnoszę wrażenie, że teren się lekko przewiesza.
– Jeszcze tylko kilka metrów i będzie po wszystkim – w myślach dodaję sobie odwagi. – Jeszcze minutka! – krzyczę do zniecierpliwionej Agi. Próbuję sięgnąć dziabką do drzewa. Nie udaje mi się. Jestem za niska. Lecę. Mój pierwszy lot zimą. Wracam po zaklinowaną lewą dziabkę. Chcę włączyć czołówkę i spróbować jeszcze raz. Macam ręką po kasku – nie ma!!!! A przecież zaraz zrobi się ciemno. Zdenerwowana zjeżdżam do Agi. Zapada noc. Zastanawiamy się co zrobić. Zjeżdżać z nadzieją, że po drodze znajdziemy straconą podczas lotu czołówkę, czy iść dalej? Agata chce się wycofać. Ja jestem za tym, aby iść dalej. Po krótkiej dyskusji podejmujemy decyzję – idziemy do góry, ale tym razem prawym zacięciem. Stoję w ciemności na stanowisku obserwując Agatę. Ostrożnie wchodzi na płytę. Strasznie wredna ta płyta, czujna.
– Jak tam?! – krzyczę do Agi próbując nawiązać rozmowę.
– Słabo… Nie odzywaj się! – mówi oschle moja partnerka. Agatka robi się nerwowa, czyli musi być trudno – myślę. Patrzę na nią z podziwem. Walczy dzielnie. Po chwili światełko czołówki znika. Agata znika za załomem.
– Mam auto!!!- krzyczy. Jestem głodna, zmęczona, przemoczona i… ślepa. Likwiduję ostrożnie stanowisko, po czym powoli ruszam. Na płycie jest mi ciężko. Nie widzę stopni. Nie widzę ani jednego dogodnego miejsca, w które mogłabym wbić czekan. Co więcej nie widzę nawet przelotów. Nie wiem jak, ale jakimś cudem udaje mi się dotrzeć do Agaty. Szybka wymiana szpeju i moja partnerka rusza dalej. Wieje silny wiatr. Nie słyszę Agaty, ale czuję trzy mocne pociągnięcia liny. Zatem mogę znów rozpocząć swój balet w ciemnościach. Wyczerpana docieram w końcu na stanowisko. Radość – tym razem ostatnie. Moja partnerka przytula mnie z całych sił i mówi – Oliwia, jesteś najdzielniejsza na świecie!” – Oliwia Marcia.
Coda
„Kiedy wrzucałam wiadomość na facebook’u na temat planowanego spotkania kobiecego nawet nie śmiałam przypuszczać, że będzie aż tak duże zainteresowanie. Myślałam, że zgłosi się 5 dziewczyn, a tu liczba rosła i w efekcie końcowym przyjechało 12 osób. Dla mnie to duża radość jako dla początkującego organizatora. Mam nadzieję, że idea gdzieś tam została zasiana. Bardzo się cieszę, że się poznałyśmy, że dziewczyny poznajdywały partnerki. Myślę, że idea kobiecego wspinania, zwłaszcza zimowego, rodzi się na nowo. Przed nami jeszcze sporo pracy, ale widząc zaangażowanie dziewczyn mogę pracować dzień i noc na wspólny sukces. Życzę sobie i dzielnym zimowym łojantkom, żeby się udało! Hej, przecież jesteśmy, czego dowodem są drogi zrobione przez kobiece zespoły w tym sezonie. Myślę, że będą z tego same dobre rzeczy! W grupie siła :).” -Edyta Sadowska
Podczas mitingu zostały przebyte następujące drogi:
- Robakiewicz na Mnichu – Damian Granowski, Izabela Czaplicka
- Kuluar Kurtyki na Progu Mnichowym – Damian Granowski, Izabela Czaplicka
- Kuluar Kurtyki na Progu Mnichowym – Aneta Dyjas, Dorota Jakubowska (wycof po 1. wyciągu)
- Szare Zacięcie na Czołówce MSW – Damian Granowski, Izabela Czaplicka
- Szare Zacięcie na Czołówce MSW (do stanowiska z limbą) – Daria Krynicka, Olga Kosek
- Wesołej Zabawy na Mnichowym Tarasie – Agata Wieruszewska, Oliwia Marcia
Z taternickim,
Baby Górom
[…] http://wspinanie.pl/2014/03/gdzie-diabel-nie-moze-tam-babe-posle-kobiecy-miting-wspinaczkowy-w-morsk… […]