22 grudnia 2013 20:30

Nie dopuszczaliśmy myśli, że możemy nie zrobić Croza – o swojej alpejskiej wspinaczce opowiadają Tomek Klimczak, Marcin Księżak i Marcin Wernik

Kilkanaście dni temu informowaliśmy o polskim przejściu Filara Croza. Autorami tej pięknej, alpejskiej wspinaczki była trójka warszawiaków: Tomek Klimczak (KW Warszawa), Marcin Księżak (KW Warszawa, UKA; HiMountain, Monkey’s Grip) i Marcin Wernik (UKA). O szczegółach tej wspinaczki możecie przeczytać w rozmowie ze zdobywcami północnej ściany Grandes Jorasses. Na deser filmowa relacja przygotowana przez Tomka.

Piotr Turkot (wspinanie.pl): Dawno nie było zakończonej sukcesem wspinaczki Polaków na Grand Jorasses – gratulacje!  Powiedźcie skąd zatem pomysł na Filar Croza? Mieliście już jakieś porachunki z północną ścianą Grandes Jorasses?

Marcin Księżak, Tomek Klimczak i Marcin Wernik: Dzięki za gratulacje. Chcemy też podziękować wszystkim za miłe głosy, które pojawiły się na forach po naszym przejściu. Inicjatorem pomysłu z „słoweńskim” Crozem był Marcin „Wernix” Wernik, który w zeszłym roku zaliczył próbę. Niestety w wyniku błędu, już na starcie zespół poszedł źle, w związku z czym na wysokości 3600 m chłopaki nie wiedzieli gdzie się znajdują. Było trudno i skończyło się na wezwaniu śmigła – teren pokonany wcześniej nie rokował w ogóle na bezpieczne zjazdy. Jak widać coś ten Croz jest pechowy dla Wernixa pod względem śmigła :-)

W tym roku Wernix szukając partnera zaproponował wspólny wyjazd Marcinowi. Tomek natomiast również  planował wyjazd w Alpy ze swoim partnerem, w rezultacie więc zaczęliśmy myśleć o wyjeździe jednym autem. Ostatecznie partner Tomka nie pojechał i tak wylądowaliśmy w trójkowym zespole.

Wpływ na dobór celu miał też fakt, że ostatnimi laty zanikają drogi lodowe w Alpach, a chyba nie ma nic gorszego jak droga lodowa bez lodu. Filar Croza był dobrym wyborem ponieważ daje on możliwości ucieczki w niektórych miejscach z suchych lodowych wyciągów na skalny filar i tak właśnie się stało w trakcie naszej wspinaczki  w środkowej części ściany.

Podejście pod ścianę (fot. Klimczak/Księżak/Wernik)

Podejście pod ścianę (fot. Klimczak/Księżak/Wernik)

Postanowiliście wybrać się na drogę we trójkę – dużo wspinaliście się razem?

To była nasza pierwsza wspólna wspinaczka. Dwóch Marcinów znało się od lat 90. choć do tej pory nie wspinali się razem. Z Tomkiem poznaliśmy się niedawno i prawie w ogóle się nie znaliśmy. Mimo to, okazało się, że świetnie się dogadujemy i atmosfera w trakcie wspinania była bardzo dobra, dzięki czemu wyśmienicie się bawiliśmy.

Pierwsze polskie przejście Filara Croza miało miejsce 1963 (zespół Jurkowski – Nowacki), z kolei pierwsze polskie wejście zimowe filara odbyło się w 1987 (zespół DziubekKozikKsięski-Olczyk), a kilka lat potem w 1993 było zimowe przejście zespołu Gąsienica-Józkowy – Theoleyre, no i oczywiście wielki sukces na drodze Manitua zespołu Fluder-Gołąb-Piecuch-Samborski; więcej historii znajdziecie tutaj.

Od tamtego czasu – poza próbami – ze świecą szukać polskiego przejścia na tym Filarze. Wasza wspinaczka udowadnia, że można nawiązać do starych dobrych czasów ;-) Jakie warunki trzeba jednak spełnić, aby myśleć poważnie o sukcesie na takiej ścianie?

Trzeba robić w Janówku D12, i myśleć o sukcesie. My nie dopuszczaliśmy myśli, że  możemy nie zrobić Croza :-) A tak na poważnie, oczywiście trzeba mieć doświadczenie we wspinaniu w trudnym mikstowym terenie o skomplikowanej asekuracji. Ważna jest silna motywacja i chęć skończenia drogi bez względu na tempo wspinaczki. Do tego dochodzi dobry plan taktyczny, logistyka podejść oraz rozłożenie sił.

My długo zastanawialiśmy się jak się zaaklimatyzować i jednocześnie nie stracić cennego czasu potrzebnego na rozpoznanie ściany. Z pewnością ważna jest też dobra pogoda i odpowiednie przygotowanie fizyczne. A na koniec najważniejsze jest szczęście, a tego jak widać nam nie zabrakło :-)

Biwak w ścianie (fot. Klimczak/Księżak/Wernik)

Biwak w ścianie (fot. Klimczak/Księżak/Wernik)

Wracając do Waszego przejścia – do zimy kalendarzowej mieliście jeszcze trochę czasu – ale z tego co wiadomo wspinaliście się w warunkach zimowych. Jakie dokładnie zastaliście warunki w ścianie?

Przede wszystkim chcielibyśmy sprostować pierwotny nius o naszym przejściu. Drogę zrobiliśmy w dobrej pogodzie, ale warunki jakie zastaliśmy w ścianie nie były najlepsze. Oczywiście wspinaliśmy się w warunkach stricte zimowych –  temperatury ujemne, śnieg i lód. Drabiny na podejściu do schronu Leschaux były totalnie zalane lodem, przez kilka metrów musieliśmy żywcować w lodzie.

Co do warunków w ścianie to na dole było dużo dobrej jakości lodu. Wyżej zaczęły się pogarszać, a od połowy ściany na niektórych wyciągach nie było w ogóle lodu, przez co trudności były dużo większe i dużo bardziej psychiczne. Skała w tych miejscach była mocno spękana i ciężko było się bezpiecznie przyasekurować. Odbiło się to na stylu przejścia, na kilku wyciągach mieliśmy AF, a na kluczowym doszło jeszcze A0.

Wyciąg po biwaku (fot. Klimczak/Księżak/Wernik)

Wyciąg po biwaku (fot. Klimczak/Księżak/Wernik)

Dlaczego zdecydowaliście się na wybór wariantu słoweńskiego, korzystaliście z niego tylko na starcie? Jak oceniacie trudności techniczne drogi wycenianej na ED1 WI4 M6+?

Pokonana przez nas droga to kombinacja Filara Croza z Drogą Słoweńską chodzona już wcześniej przez inne zespoły – na dole idzie drogą Słoweńców, a trochę ponad połową ściany łączy się z oryginalnym Crozem. Dzięki tej kombinacji możliwe jest dość szybkie wspinanie w kuluarach lodowych na dole. Z założenia chcieliśmy zrobić drogę jak najszybciej, myśleliśmy nawet o jednodniowym przejściu, a nie byłoby to możliwe oryginalnym Crozem, na którym musielibyśmy się wspinać dużo po skale i to czasem nie najlepszej jakości.

Na naszej drodze na pewno zrobiliśmy przez pomyłkę dwuwyciągowy wariant gdzieś w połowie ściany. Nic nowego, bo było widać, że było to chodzone wcześniej ale za to dość trudne, pewnie ok. M7. Wspinanie było tam wyśmienite, piękne ruchy, super przestrzeń, tylko niestety asekuracja była wymagająca. Osadzanie przelotów w kruchych, zalodzonych ryskach wymogło na nas pierwsze AF-y. Oryginalnie powinniśmy iść kuluarem lodowym na końcu drugiego pola śnieżnego, który jak go zobaczyliśmy z góry był pozbawiony lodu, więc pomyłka wyszła nam na dobre.

Górne pole lodowe (fot. Klimczak/Księżak/Wernik)

Górne pole lodowe (fot. Klimczak/Księżak/Wernik)

Jak dzieliliście się prowadzeniem – kto prowadził najtrudniejsze lodowe i skalne odcinki?

Każdy z nas coś prowadził, głównie dzieliliśmy się wyciągami tak, żeby wspinać się jak najszybciej – czyli najsilniejszy/najlepiej czujący się prowadzi. Ogólnie większą część poprowadził Tomek, który był z nas najbardziej zmotywowany – już w aucie twierdził, że chce prowadzić od dołu do góry :-) Część trudnych wyciągów drugiego dnia pociągnął Księżak, a kluczowy wyciąg na samej górze Tomek.

Górna część ściany (fot. Klimczak/Księżak/Wernik)

Górna część ściany (fot. Klimczak/Księżak/Wernik)

Jaki sprzęt wspinaczkowy zabraliście w ścianie – mieliście jakieś swoje patenty przygotowane z myślą o tej drodze?

Mieliśmy standardowy sprzęt na dużą ścianę czyli 9 śrub lodowych różnej długości, komplet camów i małych alienów, kości oraz komplet haków, w tym kilka jedynek i birdbeaków. Haków na pewno zabraliśmy za mało, w połowie ściany zostawiliśmy jednego knife’a wycofując się 20 metrów z zapychu. Potem nam jakiś hak spadł i później czuliśmy, że ich nam brakuje na trudnych wyciągach. Nie wzięliśmy też przyrządów zaciskowych, co jak później stwierdziliśmy było błędem.

Na kluczowych wyciągach prowadzący szedł bez plecaka, co  oznaczało, że jeden z zespołu na drugiego szedł z dwoma plecakami. Wspinanie w trudnym terenie z podwieszonym plecakiem jest naprawdę wytężające i nieźle wybiera. Z pewnością dużo łatwiej by było jakby ten z dwoma plecakami szedł na przyrządach.

Uścisk dłoni na szczycie (fot. Klimczak/Księżak/Wernik)

Uścisk dłoni na szczycie (fot. Klimczak/Księżak/Wernik)

Warunki zimowe to i biwak nie należał do łatwych – czy też było komfortowo? :-) Była szansa na uniknięcie biwaku?

Nie było szans na uniknięcie biwaku – droga zajęła nam pełne dwa dni, na szczycie stanęliśmy w nocy drugiego dnia. Byliśmy przygotowani do tego, mieliśmy ciepłe śpiwory i płachty oraz oczywiście sprzęt do gotowania. Sam biwak nie był komfortowy bo cisnęliśmy się na wąskiej półce wyrąbanej w lodzie, opierając się plecami o ścianę, a wisząc z nogami w powietrzu. Bolały nas plecy i dupy, co jakiś czas któryś z nas przechylał się do przodu i wisiał skulony, żeby dać im odpocząć.

Filar Croza wariantami słoweńskimi (fot. davesearle.me)

Filar Croza wariantami słoweńskimi (fot. davesearle.me)

Po zejściu na lodowiec podjęliście decyzję o przyłączeniu się do zespołu niemieckiego, który wezwał „śmigło”. Opowiedzcie dokładnie co tam się wydarzyło.

W nocy stanęliśmy na szczycie Filara Croza i rozpoczęliśmy drogę w dół. Początkowo droga zejściowa prowadzi zjazdami linowymi, wyprowadzającymi na lodowiec Grandes Jorasses, którym schodzi się przez jakieś 200-300 metrów. Po osiągnięciu szczeliny brzeżnej lodowca przeczekaliśmy do świtu, aby dobrze rozpoznać właściwą drogę zejściową przez lodowiec.

Z powodu inwersji temperatur tego dnia warunki na lodowcu były trudne i niebezpieczne (rozmiękły śnieg), mimo to kontynuowaliśmy zejście. Schodząc, kilkukrotnie nogi wpadały nam do szczelin. Na wysokości ok. 3600 m spotkaliśmy zespół niemiecki, w składzie którego był przewodnik górski. Chłopaki zrobili bardzo szybkie jednodniowe przejście Coltona-MacIntyre’a.

Kiedy do nich doszliśmy dowiedzieliśmy się, że przez pół nocy szukali przejścia przez szczeliny i seraki aby dostać się do grańki, którą prowadzą dalsze zjazdy. Między innymi w trakcie tych poszukiwań jeden z Niemców wpadł do szczeliny. Nad ranem zdecydowali się na wezwanie śmigła stwierdzając, że warunki nie rokują na bezpieczne zejście. Stwierdziliśmy na początku, że oczywiście my schodzimy ale analizując sytuację doszliśmy do tego, że Niemcy maja rację.

Zarówno ten przewodnik górski, jak i Marcin Księżak znali drogę zejściową z poprzednich swoich przejść i wyglądała ona na nie do przejścia. Pod drogą obejściową natomiast widzieliśmy cienie i zagłębienia świadczące o obecności dużych szczelin pod śniegiem, który nie trzymał. Postanowiliśmy zadzwonić do PGHM [Peloton de gendarmerie de haute montagne] i zapytać czy ktoś w tym sezonie schodził z Grandes Jorasses, i którędy w tych warunkach kontynuować bezpieczne zejście. Dyżurny ratownik nie potrafił nam udzielić takich informacji i zaproponował przysłanie śmigłowca.\

Przekazaliśmy, iż zespół niemiecki oczekuje na śmigłowiec służb włoskich i ustaliliśmy, iż ratownik skontaktuje się z Włochami. Skończyło się na tym, iż razem w dwóch turach zostaliśmy podjęci przez ratowników włoskich.

Chcemy tu podkreślić, iż mimo tego co napisały media i prześmiewczych komentarzy na niektórych forach uważamy, że podjęliśmy słuszną decyzję. Nie miały na nią wpływu żadne inne czynniki niż nasze bezpieczeństwo, nie chcieliśmy bezsensownie ryzykować bo uważaliśmy, że to zbędna brawura.

Gdyby warunki umożliwiały bezpieczne zejście to mogliśmy schodzić i cały dzień, posiadaliśmy jeszcze zapas gazu i jedzenia, a mimo zmęczenia byliśmy w bardzo dobrej formie. W naszym odczuciu alpinizm powinien być czymś powtarzalnym. Nawet 10% ryzyka przy każdej wspinaczce statystycznie oznacza, że przy 10-tym wyjściu już nie wracamy. W pewnych momentach trzeba umieć odpuścić po to aby móc dalej cieszyć się górami.

Macie doświadczenie tatrzańskie, północną ścianę alpejską na koncie – to klasyczna ścieżka rozwoju alpinisty wg tradycyjnych wzorców. Może słyszeliście, że projekt Polski Himalaizm Zimowy ma postawić również na alpinizm techniczny na niższych szczytach siedmiotysięcznych? Nie chcielibyście zasilić jego kadr? ;-)

Wernik: nie myślałem o tym, choć czasem po głowie chodzi mi pomysł, żeby sprawdzić się na większych wysokościach. Bo tak naprawdę nie byłem wyżej niż 5 i pół tysiąca, więc nie wiem, jak zachowa się mój organizm. Zobaczymy, czas pokaże :-)

Tomek: Według mnie finezja wspinaczkowa kończy się na 6 tysiącach, a wyżej jest to bardziej walka z brakiem tlenu niż z trudnościami technicznymi. Dlatego bardziej pociąga mnie eksploracja  dziewiczych sześciotysięczników jakie w dużych ilościach występują w Pakistanie i w Chinach.

Marcin: Kocham ruch wspinaczkowy, niezależnie czy bulderuję na słoneczku, czy walczę zimą w ścianie. Patrząc z perspektywy doświadczenia, które posiadam, nie wiem, czy chcę  jeszcze aż tak dostawać w dupę, żeby się pisać na przejścia powyżej 7000 m.

Wasze przejście otwiera zimę – macie jakieś dalsze poważne plany?

Mimo, że minęło już kilka dni to nadal czujemy się zmęczeni i jedyny plan jaki mamy to odpocząć porządnie :-) A co później zrobimy to czas pokaże.

Relacja filmowa zespołu z przejścia Filara Croza, opracował Tomek Klimczak




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum