26 listopada 2013 10:40

Legendarna Parthian Shot powtórzona po obrywie – Ben Bransby proponuje E10 7a

Parthian Shot – droga ikona. Wiszący nad doliną Burbage dziób mocno przewieszonej, znakomitej jakości skały do końca lat 80. ubiegłego wieku uchodził za niemożliwy do pokonania. Wielu znakomitych wspinaczy próbowało swoich sił na drodze, ale nawet legendarny Johnny Dawes nie potrafił poskładać ruchów na wędkę. Asekuracja, na którą składało się kilka małych, wetkniętych za wątpliwej jakości płetwę kostek, nie nastrajała optymistycznie przed ewentualnymi próbami prowadzenia. Wszystko to składało się na arcytrudne wyzwanie, zarówno pod względem mentalnym, jak i fizycznym.

Ben Bransby jako pierwszy powtarza "Parthian Shot" po obrywie (fot. Ray Wood)

Ben Bransby jako pierwszy powtarza „Parthian Shot” po obrywie (fot. Ray Wood)

***

Pod koniec lat 80. prace nad drogą rozpoczął John Dunne. Jeden z najlepszych wspinaczy w swoim czasie, znany zarówno ze swoich przejść tradowych, jak i sportowych. Był prawdopodobnie jednym z nielicznych, którzy na serio mogli myśleć o poprowadzeniu tej drogi. Po licznych próbach wędkowych, robiąc linię najpierw w ciągu, a potem doprowadzając sekwencje do perfekcji odbyły się pierwsze próby z dołem.

W wywiadach John wspomina o tym, że traktował to przejście bardziej jako free solo, gdyż nie miał żadnego zaufania do płetwy, za którą na prowadzeniu wkładał kilka małych rocksów. Podczas prób kilka razy był ratowany przez swoich kolegów, którzy rzucali mu linę z góry po tym, jak przed cruxem siadła mu psycha. Cała zabawa zakończyła się wreszcie sukcesem. Poprowadzony w 1989 roku Parthian Shot na długie lata stał się najtrudniejszą linią Gritów i jednym z najtrudniejszych tradów na świecie.

Sukces wydawał się tak nieprawdopodobny, że wielu wspinaczy uważało przejście za zwykłą „ściemę”, domagając się od Johna mocnych dowodów, których nigdy nie przedstawił. Kontrowersje wokół przejść Johna to już jednak temat na inny artykuł.

Na pierwsze powtórzenie droga czekała aż do roku 1997. Prowadzenie mieliśmy okazję oglądać w jednym z najbardziej kultowych filmów wspinaczkowych wszechczasów „Hard Grit”. Seb Grieve był pierwszą osobą, która przetestowała założone za płetwę kości. Nie obyło się bez kolejnych kontrowersji. Seb zanim zdecydował się na prowadzenie, najpierw testował asekurację, zrzucając worki z piaskiem. Prowadzenie odbyło się na wcześniej założonych ze zjazdu kostkach, co znacznie ułatwiało przejście tej wytrzymałościowo-siłowej linii.

Według Johna Dunne’a samolubne zachowanie Seba mogło totalnie zniszczyć drogę, ale pokazało też, z jakim respektem ten czołowy wówczas wspinacz podchodził do Parthiana. Przejście Grieve’a pokazało, że na drodze można latać, choć w dalszym ciągu każdy lot odbywał się „z ręką na sercu”.

Od tego czasu droga otrzymała kilka przejść, wliczając w to Ground Up Kevina Jorgesona [wideo]. Liczba lotów wychwyconych przez asekurantów sięgnęła 30. Choć asekuracja zaczęła uchodzić za „bomber” [bardzo solidny punkt asekuracyjny – przyp. red.], droga stała się swoistym benchmarkiem stopnia E9. W dalszym ciągu przejście wymagało wielkiej odwagi.

Naruszona przez dziesiątki lotów i zimę stulecia płetwa stawała się coraz  słabsza. Podczas moich wędkowych prób sam miałem okazję obserwować zachodzące zmiany. Z każdym dniem płetwa wyglądała coraz gorzej. Nie zdążyłem się jednak przekonać o jakości asekuracji na własnej skórze, bo uprzedził mnie znany kanadyjski wspinacz Will Stanhope. Nonszalancko i bez respektu podszedł do drogi, zaliczając próbny lot z cruxa. Feralna płetwa nie wytrzymała tym razem i skończyło się na glebowaniu. Młody Kanadyjczyk miał jednak więcej szczęścia niż rozumu, bo skończyło się „tylko” na poważnych złamaniach, co przy locie z 15 metrów na najeżoną głazami glebę można odebrać w kategoriach cudu.

Droga przestała istnieć.

Od tego czasu trwały zażarte dyskusje na internetowych forach. Jedni proponowali doklejenie urwanego kawałka, inni optowali za dobiciem ringa w miejscu obrywu. Na szczęście żadna z opcji nie okazała się konieczna.

W zeszłym roku prace nad drogą rozpoczął Ben Bransby. Mieszkający w Hathersage (5 minut od Burbage) jeden z najlepszych brytyjskich wspinaczy od dawna miał obsesję na punkcie tej linii. Udało mu się w końcu znaleźć nową sekwencję. Umożliwiała ona pokonanie środkowej części, znacznie utrudnionej po obrywie. Ben znalazł również miejsce, z którego można się przyasekurować. Dolna część oderwanej płetwy pozostała nietknięta. Okazało się, że jest tam wystarczająco dużo miejsca do upchania małych kostek. Cały obryw utrudnił jednak znacznie trudności drogi (z 8a+ do 8b) i pogorszył asekurację.

Ben Bransby podczas próby na "Parthian Shot" (fot. Pete Robins)

Ben Bransby podczas próby na „Parthian Shot” (fot. Pete Robins)

19 listopada Ben zjawił się pod Parthianem z Jamesem McHaffie. Podczas pierwszej próby od dołu udało mu się założyć całą asekurację z ręki i dojść do cruxa. Wychwycony lot, który Ben opisał jako przerażający udowodnił, że asekuracja działa. Druga próba zakończyła się już sukcesem, choć Ben miał sporo problemów na wyjściowym slabie, po tym jak okazało się, że lina zasłania kluczowy stopień.

Dla tak pokonanej linii zaproponował wycenę E10 7a, co czyni ją obecnie najtrudniejszą propozycją Gritów, obok sąsiedniej Equilibrium.

Bransby dopisał kolejny rozdział do historii Parthiana. Pozostaje pytanie, ile lotów wytrzyma pozostała część płetwy?

Piotr Wyciślik




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    No pressure ;-) [1]
    Brawo dla Bena. Czekamy ;-)

    21-03-2014
    mloskot