Arco Rock Festival 2013 w pigułce

Niedawno zakończył się festiwal Rock Master w Arco (31 sierpnia – 8 września). W ramach festiwalu rozegrano serię zawodów, na czele z Arco Rock Junior, Arco Rock Master i Pucharem Świata na czas. Wręczono też tradycyjnie wspinaczkowe Oskary. Wydarzenia z Arco podsumowuje dla nas Tomek Poznański.

***

Andrzej Zawada powiedział kiedyś, że każdy szanujący się człowiek gór powinien raz w roku odwiedzić Katmandu. Dziś ciężko spotkać wspinacza, który przynajmniej raz nie odwiedził Arco. Okazją może być chociażby festiwal Rock Master, który przyciąga ludzi z całego świata już od ponad 25 lat.

  • Arco Rock Junior

W tym roku trwający ponad tydzień festiwal rozpoczął się od zawodów dla dzieci. Dla nas o tyle udanych, że reprezentowała nas rekordowa, 17-osobowa grupa dzieciaków (ukłony dla towarzyszących im rodziców). Dochodząca do 300 liczba startujących w Arco Rock Junior zmusiła organizatorów do paru zmian w regulaminie celem zapewnienia większej płynności, nie zmieniło się natomiast jedno – o końcowej klasyfikacji decydowała suma punktów uzbieranych w trzech konkurencjach.


Zawody juniorów (fot. Giulio Malfer)

W zeszłym roku na 3. miejscu zawody ukończył Rafał Bąk z CW Transformator, w tym roku stanąć na podium się co prawda Rafałowi nie udało, ale miejsce 7. (w tym 5. w boulderach) jest wspaniałym sukcesem. Niezłymi wynikami mogą pochwalić się też Miłosz Bujak (11. miejsce), Ania Saloni (12. miejsce), Michalina Krzymowska  (13. miejsce) czy Kostek Sobański (15. miejsce). Mimo, że pozostali młodzi reprezentanci plasowali się na dalszych miejscach w swoich kategoriach, trzeba zaznaczyć, że dla wielu z nich były to pierwsze doświadczenia z zawodami międzynarodowymi. Wszystkim więc należą się więc duże brawa!

Wyniki polskich juniorów znajdziecie tutaj.

  • Wspinaczkowe Oskary

Od kilku lat stałym punktem programu Rock Master jest przyznanie najlepszym wspinaczom skalnym i sportowym specjalnych nagród. Ukłonem w stronę niepełnosprawnych wspinaczy i chyba trochę znakiem czasu było przyznanie im (grupowo) nagrody Climbing Ambassador by Aquafil. Paraclimbing trafił na zawody do Arco stosunkowo niedawno i raczej na stałe wpisał się w harmonogram festiwalu.

Za osiągnięcia sportowe (kategoria LaSportiva Competition Award) międzynarodowe jury (w skład którego wchodzi z resztą redaktor naczelny GÓR – Piotr Drożdż) postanowiło uhonorować Minę Markovic, która dzień później odwdzięczyła się pokonując konkurentki podczas finału w prowadzeniu. Nagrodę Salewa Rock Award odebrał nie kto inny jak Adam Ondra, który na rozdanie nagród przyleciał specjalnie z Norwegii, restując pomiędzy kolejnymi wspinaczkowymi dniami we Flatanger.


Słowenka Mina Markovic niepokonana w prowadzeniu
(fot. Tomek Poznański)

Więcej o Arco Rock Legends tutaj.

  • Czasówki wliczane do Pucharu Świata

Głównym punktem programu są jednak zawody seniorów, których kumulację zaplanowano na ostatni weekend festiwalu. O ile zawody Rock Master rządzą się swoimi prawami i lista różnic z imprezami pucharowymi jest dość długa (niekoniecznie na plus), o tyle zaplanowane na sobotę zawody PŚ w konkurencji na czas musiały odbyć się zgodnie „ze sztuką”. Ostrzyliśmy sobie zęby na start Polaków, niestety tym razem szansa na polskie podium została niewykorzystana. Pierwsze skrzypce na imprezie grały Rosjanki oraz Chińczyk i Czech.


Zwycięzca Libor Hroza i drugi Qixin Zhong (fot. Giulio Malfer)

Sobotnie zawody podzielone były na dwa bloki. Poranne eliminacje plus 1/8 finału oraz wieczorne ćwierćfinały (najlepsze ósemki), transmitowane w sportowej telewizji RAI. Feralny występ zaliczyła tym razem liderka klasyfikacji generalnej PŚ Ola Rudzińska, która nie ukończyła żadnego z biegów finałowych. W 1/8 finału fatalnym zrządzeniem losu nie wyłączyły pomiaru czasu dwie Polki (Klaudia Buczek i Patrycja Chudziak), co jest równoznaczne z odpadnięciem. Trzeba dodać, że obie dziewczyny prowadziły w swoich biegach. W wieczornych finałach mieliśmy oglądać tylko Monikę Prokopiuk, która ukończyła eliminacje na wysokim 6. miejscu i bez problemów pokonała rywalkę z Austrii w pierwszym biegu o awans. Powalczyć nie za bardzo mogła też Edyta Ropek, dochodząca do siebie po operacji kolana.

Z trzech reprezentujących nas Panów tylko Łukaszowi Świrkowi nie udało się awansować do finałowej ósemki. Jędrzej Komosiński stanął na wysokości zadania powtarzając sukces sprzed roku i zajmując 5. miejsce (po szybkim, acz przegranym biegu z Chińczykiem Qixin Zhongiem w ćwierćfinale). Natomiast pewnie ćwierćfinałowy bieg wygrał Marcin Dzieński i to on jako jedyny znalazł się w finałowej czwórce.

W tymże rozdaniu „Rambo” ustanowił nowy rekord Polski, biegnąc piętnastometrową ścianę w czasie 6,34s. Co ciekawe, wynik ten powtórzył w „małym finale”, w którym uległ Stanisławowi Kokorinowi. Na drodze do wielkiego finału stanął mu Libor Hroza, na którego tego wieczoru nie było mocnych. Czech dwukrotnie uzyskał czasy poniżej 6 sekund (5,99s.), co (o ile pamiętam;) jest najlepszym wynikiem uzyskanym w historii europejskich zawodów.

Finały czasówek:

  • Król jest tylko jeden

Sobotnie finały czasówek i prowadzenia stanowiły niejaką kulminację tygodniowego festiwalu. W Arco zawodników darzy się szczególną atencją, a niekwestionowanym liderem i gwiazdą jest tutaj Ramon Julian Puigblanque, który w tym roku po raz siódmy sięgnął po najcenniejsze trofeum.


Niepokonany Ramonet (fot. Giulio Malfer)

Obok Ramoneta tego dnia okazję do świętowania miała też Mina Markovic. Zawody w prowadzeniu nie są niestety szczególnie emocjonujące, bardzo ciężko uzyskać bowiem odpowiednią dramaturgię. W Arco regularnie zadaje się kłam tej tezie, podobnie w tym roku – sobotnim zawodom nie można było odmówić widowiskowości, a spora publiczność żywiołowo reagująca na utrzymane i nieutrzymane strzały dopełniała klimatu udanej imprezy. Były więc emocje, dynamiczny komentarz w rytmie eurodisco…, a zabrakło tylko topu na damskiej drodze. Kto wie, jak by się skończyło, gdyby Jain Kim odnalazła rest, z którego korzystała większość zawodniczek?

Jedynymi zawodnikami, którzy mieli szansę powalczyć z Ramonetem byli Jakob Schubert i Sachi Amma. Ten pierwszy po słabszym występie w półfinale startował jako jeden z pierwszych, pokonał jakieś 3/4 drogi, żeby pogubić się w trikowym okapie przy próbie dołożenia ręki do nogi. Aż do ostatniego zawodnika nikt nie mógł dorównać osiągnięciu Austriaka, w związku z czym nie schodził przez długi czas z fotela lidera.


Jakob Schubert cztery wpinki niżej zrobił agrafkę – sędziowie postanowili
nie ściągać zawodnika (fot. Tomek Poznański)

Japończyk wyglądał bardzo pewnie, chyba najpłynniej pokonywał początkowe metry, niestety dosyć pechowo na 30 ruchu wyjechał ze skośnego stopnia, grzebiąc szansę na medalową pozycję. W finale mogliśmy też podziwiać juniorskich mistrzów świata – Dimę Fakirjanową i Domena Skofica. Rosjanin i Słoweniec prezentują bardzo odmienny styl wspinania, jednak tego wieczora na Arco Climbing Stadium żaden nie był skuteczny. Jeszcze nie teraz chłopaki…

Zarówno jeśli chodzi o męską, jak i o damską drogę finałową, routesetterzy stanęli na wysokości zadania. Kolejność na podium pań mogłaby wyglądać trochę inaczej, gdyby startująca jako ostatnia Jain Kim odnalazła miejsce restowe przed kończącym drogę bulderem. Na szacunek zasługuje jednak spokój, z jakim przeszła miejsce, które zrzuciło Akiyo Noguchi i dwie Rosjanki – Dinarę Fakritdinową i Eugenię Malamid, magnezjując na prawie każdym ruchu. Mina Markovic, świeższa o strzepnięcie rąk na restowej paczce doszła chwyt dalej i zasłużenie wygrała zawody. Zmagania zawodników poprzedziła emisja krótkiego filmu o Tito Trawersie, tragicznie zmarłemu młodemu Włochowi.

Najlepsi w finale, Ramonet i Markovic:

O wynikach Rock Master pisaliśmy tutaj.

  • Na koniec bouldery

Boulderowcy rywalizowali na rozstawionym vis a vis ściany do prowadzenia i czasówek kolorowym murze. W finale zawodów wystąpili zawodnicy z czołówki PŚ (zaproszeni przez organizatorów) plus cztery osoby, które awansowały do finału z tzw. dziką kartą, walcząc wcześniej w eliminacjach. Flashowa formuła eliminacji przypominała tę znaną z naszych zawodów towarzyskich i ostatnio pucharowych, główna różnica dotyczyła liczby prób na poszczególnych bulderach, skrzętnie notowanej przez sędziów.

Z grona zawodników, którzy rywalizowali w eliminacjach open „rekrutował się” Australijczyk Chris Webb-Parsons, który wywalczył później zasłużone 3. miejsce. Jest to zawodnik niewiele ustępujący mocą Rosjanom. Co ciekawe, zawody darowali sobie zawodnicy z Niemiec oraz świeżo upieczeni Mistrzowie Europy – Anna Stöhr i Kilian Fischhuber. Nieoficjalnym powodem miał być konflikt pomiędzy wspinaczami a organizatorem zawodów.


Australijczyk Chris Webb-Parsons (fot. Tomek Poznański)

A wracając do zawodów, przyjęta w finale konwencja knock-out przewidywała stopniowe wykruszanie się 12-osobowego składu finalistów z najgorszymi wynikami na poszczególnych przystawkach. W praktyce o kolejności na podium decydował wynik na ostatnim boulderze. Na każdym z boulderów zawodnicy oddawali po jednej próbie, po czym rozpoczynali nową kolejkę.
Na pierwszym problemie odpadają słabsi zawodnicy, m. in. Meksykanin Mauricio Huerta czy Sean McColl, który z wielkim trudem wklejał się w startowe „spaxy”. Trawers po relatywnie dobrych chwytach pokazał, że najlepszą formę na te zawody przygotowali Rosjanie, Rustam Gielmanow i Dima Szarafutdinow, a także Chris Webb-Parsons. I ta właśnie trójka dotarła do ostatniego boulderu.

Boulder numer dwa – trawers po mikrochwytach i jeszcze mniejszych stopniach w małym przewieszeniu długo nie mógł doczekać się pogromcy. Presja związana z transmisją na żywo we włoskiej telewizji zrobiła prawdopodobnie swoje i do akcji wkroczył Jacky Godoffe, który wystąpił tu w charakterze Chiefa, błyskawicznie dokonując minimalnej poprawki – przekręcając jeden ze stopni. Minimalna zmiana umożliwiła topy wspomnianej trójce.

Trzeci boulder, trawers po połogu zakończony strzałem w bok do oblaka kończą tylko Rosjanie, a czwórka to już pokaz siły Rustama Gielmanowa, który wspina się po krawędzi dachu majtając nogami w powietrzu (publiczność szaleje), a jako jedyny spada z ruchu do topu.

Walka o boulderowy tron kobiet była ostatnim istotnym akcentem trwającego tydzień festiwalu nad Gardą. Bezapelacyjnie najlepszą wspinaczką została Alex Puccio – topy na trójce i czwórce, które zapewniły jej zwycięstwo, to zarazem jedyne topy na tych boulderach. Czarnym koniem zawodów została natomiast szerzej nieznana Japonka Aya Onoe, awansując do finału z eliminacji, w dodatku z ostatniego miejsca premiowanego awansem.


Czarny koń zawodów – Ayo Onoe na boulderze nr 1 (fot. Tomek Poznański)

Na trójce tylko Alex nie znalazła trudności w siłowym okapiku z sytymi przechwytami po małych krawądkach. Kwestia podium rozstrzygnęła się na strzale do oblaka w połowie „czwórki”. W pewnym momencie szanse na zwycięstwo miała wspomniana Japonka, niestety nie wytrzymała ciągu i runęła na materac dwa ruchy przed topem. Akiyo Noguchi jak na złość w żadnej z prób nie mogła utrzymać strzału. Ostatnia kolejka odwróciła kolejność – oto Alex niespodziewanie „skleja” oblaka i już bez większych problemów dociera do topu i po raz drugi z rzędu wygrywa zawody Rock Masters.


Alex Puccio drugi raz z rzędu wygrywa w Arco
(fot. Giulio Malfer)

Tomek Poznański

***

Tomek Poznański




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum