14 sierpnia 2013 07:29

Szczegóły zdobycia K6 West (7040 m)

Rafał Sławiński przysłał nam z Islamabadu trochę szczegółów i impresji ze wspinaczki, w wyniku której wraz z Ianem Welstedem zdobyli jeden z ostatnich siedmiotysięczników Karakorum – trudny technicznie K6 West (7040 m).


Linia drogi Rafała Sławińskiego i Iana Welsteda na K6

Rafał:

Jesteśmy już z powrotem w Islamabadzie po błyskawicznej podroży z bazy (48 godzin!). Wynik jest taki, że mamy tu teraz kilka dni odpoczynku zanim ruszymy w długą podróż do Kanady. Mamy też czas na zapoznanie się z masą smutnych wiadomości z Baltoro. Tym bardziej doceniam fakt ,że na naszej wyprawie obyło się bez emocji – przynajmniej tych złych!

Jeśli chodzi o sytuacje w Pakistanie, to mieliśmy poważne wątpliwości po mordach pod Nanga Parbat. W końcu jednak stwierdziliśmy, że jest to duży i zróżnicowany kraj. Szczególnie Baltistan jest etnicznie i religijnie zupełnie inny niż rejon koło Chilas. Zachęcałbym czytelników, żeby nie uważali wszystkich Pakistańczyków za terrorystów. Ludzie w Skardu, a szczególnie w dolinie Hushe są ciepli i przyjaźni. Nie miałbym najmniejszych wahań tam wracać i już myślę, co by tu następnego spróbować.

Mieliśmy okazję obserwować ścianę przez kilka tygodni z bazy i zdobyć dobre wyczucie, gdzie można się bezpiecznie wspinać. Na przykład, na tej podstawie zdecydowaliśmy iść na prawo raczej niż na lewo u góry ściany, jako że z lewej strony schodziły czasami duże lawiny. Jest pewna ironia w tym, że celowaliśmy z wejściem w ścianę zaraz po okresie złej pogody, żeby pola lodowe, zwykle brzydkie i szare, miały przyjazną pokrywę kilku centymetrów śniegu.

Droga z bazy była dość oczywista, dojście raczej mniej. Wyglądało nieładnie: potrzaskany lodospad, nad nim wąska dolina z potężnymi ścianami z trzech stron. Na kilka dni przed wspinaczką podeszliśmy pod lodospad i okazało się, że istnieje rozsądny wariant obchodzący po lewej najgorsze jego części.


Widok dolnej partii ściany ze szczeliny brzeżnej – miejsca I biwaku (fot. Ian Welsted)

Kanadyjska dwójka wyszła z bazy (4300 m) 25 lipca wcześnie rano z dwudziestokilogramowymi plecakami i podeszła pod ścianę. Lodospad i kocioł powyżej nie były specjalnie przyjemne, ale można było oczekiwać gorszego. Biwak założyli w bezpiecznej szczelinie brzeżnej (5500 m). Niestety, przez popołudnie i cała noc na namiot kapała woda.

26 lipca wspinali się długimi polami lodowymi o nachyleniu 50-60 stopni, urozmaiconymi od czasu do czasu pionowymi wyciągami. Niżej takie wyciągi byłyby łatwe, ale tu na wysokości i z ciężkimi plecakami, wymagały sporego wysiłku. Zabiwakowali na wąskiej półce wykutej z lodu.


Rafał prowadzi w stromym lodzie drugiego dnia, na wys. 6000 m (fot. Ian Welsted)


Ian prowadzi łatwiejszy wyciąg trzeciego dnia na wys. 6300 m
(fot. Rafał Sławiński)

27 lipca, 6000 m – 6300 m: Wyciągi zaraz nad biwakiem, prowadzące mikstowym zacięciem, są najtrudniejsze na całej drodze. Pierwszy ma słabą asekurację w potrzaskanym granicie, a trzeci trochę się przewiesza. Mam wrażenie, że w każdej chwili mógłbym odpaść, co nie zdarza mi się często w górach. Mamy to, czego chcieliśmy: trudne wspinanie powyżej 6000 m. Wyżej jest łatwiej ale jesteśmy zmęczeni i tempo spada. Mieliśmy nadzieję osiągnąć grań, ale kończy się na rąbaniu kolejnej półki na namiot długo po zachodzie słońca.


Trzeci dzień, drugi wyciąg. Rafał w trudnym mikście z dużym
run-outem (fot. Ian Welsted)

28 lipca po paru godzinach weszli na grań. Wreszcie znaleźli jakieś płaskie miejsce! Ugotowali posiłek, odpoczęli, po czym zostawiwszy większość sprzętu wspinaczkowego i jedną z lin, ruszyli granią do góry. Niestety, 200 metrów wyżej łatwa dotychczas grań zamieniła się w skalnego konia. Nie było wyboru, musieli wrócić do depozytu. Tu, na wysokości 6500 m rozstawili namiot i podczas odpoczynku przedyskutowali dalszą taktykę. W końcu zdecydowali się pójść rano zupełnie na lekko i spróbować obejść grań, obniżając się po południowej stronie. Trudno zdecydować się na stratę wysokości, którą potem trzeba będzie odzyskać, ale nie było wyboru.

29 lipca, 6500 m – 7040 m: Wychodzimy z namiotu przed wschodem słońca. Jest zimno, przypomina nam się trochę Alaska. Wspinamy się w dół stromym stokiem lodowym, przez szczelinę brzeżną i jesteśmy na łatwym lodowcu. Warunki śnieżne są w większości dobre i zaskakująco szybko zdobywamy wysokość. Gdy osiągamy z powrotem grań, trawersujemy trochę, żeby odsapnąć w słońcu.

Trudno jest iść na tyle szybko, żeby się rozgrzać, mamy więc na sobie absolutnie całe ubranie, jakie wzięliśmy. Jeszcze pół godziny i jesteśmy na szczycie: łagodny stok na południe, potężne urwisko na północ. Podchodzę ile mi starcza odwagi do krawędzi nawisu; niestety nie na tyle blisko żeby zobaczyć bazę. Potem schodzimy kilkadziesiąt metrów na południową stronę, siedzimy w słońcu i delektujemy się pięknym rankiem. Zejście z powrotem do namiotu zabiera tylko parę godzin.


Rafał na wierzchołku K6. W oddali Nanga Parbat (fot. Ian Welsted)

Zwinęli się wcześnie i zaczęli niekończące się zjazdy lodową ścianą (w końcu wyszło ich blisko 30). Wszystko szło dobrze, tylko pod koniec zrobiło się ciepło i zaczęły lecieć kamienie. Ale szczęście ich nie opuściło i osiągnęli znajomą szczelinę brzeżną bez szwanku. Tu czekali przez całe popołudnie, podczas gdy dookoła kocioł niemal się rozpadał. Pod wieczór zwinęli się wreszcie i jak najszybciej ruszyli w dół. Do bazy dotarli już ciemną nocą.

Witają nas nasz kucharz Rasool, jego pomocnik Iqbal, oficer łącznikowy Farhan i nasi angielscy koledzy Jon Griffith i Andy Houseman. Jedzenie, herbata, Scotch… Jest fajnie.

Może jeszcze kilka szczegółów. Kilka tygodni przed nami próbowała ścianę trójka Japończyków: Kenshi Imai, Kimihiro Miyagi i Kenro Nakajima. Spędzili w ścianie 8 albo 9 dni i wyszli ponad kluczowe zacięcie, osiągając wysokość powyżej 6000 m. Nie starczyło im jednak dobrej pogody i jedzenia.

Co do nas, to dzięki prognozom Mohammeda Hanifa z Islamabadu wstrzeliliśmy się w okno pogodowe absolutnie bezbłędnie i w ciągu całej wspinaczki mieliśmy absolutnie świetną pogodę. Przejście dało nam sporo satysfakcji, ale też zwykłej przyjemności. Nie wiem, czy tak powinno być na dużej drodze…

Janusz Kurczab

Źródła: info własne





  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum