29 lipca 2013 10:29

Zrobiłem coś, o czym myślałem dwa lata. Byłem szczęśliwy… – Kuba Wrzesień o żywcu na Znikającym Punku

22 lipca Kuba Wrzesień przeżywcował drogę Znikający Punk VI.4+ w Sokolikach. Zapytaliśmy Kubę, co go skłoniło do tak odważnego kroku :) A także o jego wspinanie w ogóle.


Kuba Wrzesień podczas przejścia „Znikającego Punka” VI.4+ na własnej asekuracji
(fot. arch. K. Wrzesień)

***

Piotr Turkot (wspinanie.pl): Na wstępie gratulacje za szalony pomysł, jakim jest  solowanie tak trudnej drogi :) Dla Ciebie to ostateczne zamknięcie rozdziału pod tytułem „Znikający Punk” – prowadziłeś drogę na własnej, teraz solówka. Co jest w tej drodze takiego, że poświęciłeś jej tyle czasu?

Kuba Wrzesień: Dziękuję :) Uważam, że Znikający Punk jest drogą, na którą niejeden wspinacz poświęcił dużo czasu, robiąc samego Punka czy idąc dalej Jelitem. Jest też świetną drogą do trenowania np. w czasie deszczu. Pomysłodawcą zrobienia Punka na własnej był Michał „Micaj” Kajca. Zainspirował mnie ten pomysł. Droga ostatecznie padła w 3. próbie. Solówka była tylko dodatkiem, ponieważ bardzo chciałem to zrobić.

Jak sam ocenisz powagę swojej solówki? Jak wyglądały przygotowania i sama wspinaczka – kiedy poczułeś, że nie ma już odwrotu ;)?

Ciężko jest mi ocenić, czy droga była poważna. Dla jednego kruksem jest ruch do półeczki na samej górze, dla drugiego zakrok w połowie drogi. Dla mnie najmniej pewnym ruchem przy żywcu było wejście w podchwyt. Gdybym spadł w którymś z tych momentów zrobiłbym sobie pewnie krzywdę.

Gdy przyszedłem pod Sukiennice ucieszył mnie fakt, że nie ma żadnych wspinaczy. Rzuciłem linę na Punku i w ramach rozgrzewki zrobiłem drogę dwa razy. Zjeżdżając dokładnie wyczyściłem wszystkie chwyty. Zjadłem dwie mini pizze, ustawiłem kamerę i wstawiłem się w drogę. Wspinaczka przebiegła pomyślnie. Tak jak ułożyłem to sobie w głowie. Podczas wspinania nie czułem, że zabrnąłem za daleko i nie ma już wyjścia. Po prostu szedłem pewnym krokiem. Na szczycie doszło do mnie, że zrobiłem coś, o czym myślałem przez około dwa lata. Byłem szczęśliwy… :)

Pod Krakowem za wzorzec „niemożliwego” uważa się dwie solówki na drogach VI.5 – Maharadża Wojtka Kurtyki i Super Nity Roberta Stachnika. Masz w planach takie trudności? Co w Sokołach korespondowałoby wg Ciebie z tymi wyczynami?

Nigdy nie myślałem kategoriami, aby zrobić jak najwyższą „cyfrę” bez asekuracji. Zastanawiam się raczej, czy mam wewnętrzną potrzebę zrobienia drogi na żywca, czy dojrzałem do niej psychicznie i czy naprawdę dobrze się na niej czuję. Jeżeli na te wszystkie pytania bez wahania odpowiem „tak” to po prostu to robię. Nieważne, czy droga ma VI czy VI.5.

Niestety, jeszcze nie robiłem żadnych ze wspomnianych przez ciebie dróg i ciężko mi powiedzieć,  co mogłoby w Sokołach odpowiadać  np. Chińskiemu maharadży. Wiem tylko z opowiadań, że trzyma do samego końca i są na nim słabe stopnie. Na myśl przychodzi mi Oczko, ale mogę się mylić…

Opowiedz nam o twoim doświadczeniu wspinaczkowym. Kiedy zacząłeś się wspinać, z kim najczęściej jeździsz w skały?

Zacząłem się wspinać w wieku 13 lat. Pierwszy sezon to była  raczej zabawa w zjazdy, techniki jaskiniowe czy wspinanie na wędkę. Dopiero rok po kurskie skałkowym zacząłem jakoś w miarę sensownie się wpinać. Z sezonu na sezon czuję, że jest postęp. Najczęściej wspinam się z lokalnymi wspinaczami z Jeleniej Góry i okolic. Dosyć regularnie w Sokoliki przyjeżdża zielonogórska ekipa, z którą mam dobry kontakt i zawsze jest wesoło.

Twoim przyjacielem i w jakimś sensie nauczycielem jest Jarek Liwacz „Blondas” – faktycznie ma na Ciebie duży wpływ?

Blondasa znam już chyba 7 lat. To on pomagał mi stawiać pierwsze kroki w skałach i nauczył mnie wspinania od podstaw. Gdy wspinałem się już samodzielnie nakierowywał mnie na odpowiednie drogi, które mogłyby mnie czegoś nauczyć. Minęło tyle lat, a on nadal ma na mnie duży wpływ – np. w momentach, kiedy sugeruje mi, że powinienem się lepiej asekurować albo żebym spróbował pociągnąć jakąś drogę onsight.

Jeżeli chodzi o solowanie nigdy nie było takiej sytuacji, żeby proponował mi, albo chociaż sugerował, że „fajnie by było jakbyś przesolował jakąś tam drogę”. Zawsze były to wyłącznie moje decyzje, o których dowiadywał się po fakcie lub nie miał na to wpływu. Wiem, że z jednej strony jest ze mnie dumny, a z drugiej martwi się o mnie.

Wspinasz się tradowo, solujesz. Jakie drogi w tych stylach utkwiły ci w pamięci?

Z tradycyjnych to zdecydowanie droga Vinatzer-Messner na Marmoladzie, którą przeszedłem w ubiegłym roku z Damianem Czermakiem. Choć trudności nie były jakieś wygórowane, to droga trochę rozłożyła mnie psychicznie i kosztowała dużo energii. Być może było to spowodowane tym, że to moja pierwsza tak długa wspinaczka. Następnym razem będzie znacznie lepiej :)


Kuba na 3. wyciągu „drogi Vinatzer-Messner” (fot. arch. Kuba Wrzesień)

Z solówek nie ma takich momentów, które utkwiły mi szczególnie w pamięci…

Skupiasz się głównie na wspinaniu w Sokolikach, czy odwiedzasz również inne rejony – np. Hejszowinę?

W miarę możliwości staram się wspinać wszędzie tylko nie w Sokolikach :) Odwiedzam dosyć często Frankenjurę, a już drugi sezon z rzędu wąwóz Verdon we Francji. Te dwa miejsca są dla mnie magiczne i zawsze będę tam wracał.


Wspinanie w Verdon (fot. arch. Kuba Wrzesień)

Z tego co wiem starasz się być wszechstronnym wspinaczem – jak sobie radzisz w drytoolu i w wspinaniu lodowym ?

Strasznie się cieszę, że spróbowałem wspinania z dziabkami. Na razie nie mam wielkich osiągnięć zimowych, ale małymi kroczkami staram się być coraz lepszy. Dużą pomocą są wskazówki i patenty, które dostaję od doświadczonych kolegów z ekipy karkonoskiej.


Z dziabami (fot. arch. Kuba Wrzesień)

***

Piotr Turkot




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum