18 lipca 2013 09:49

Znajdzie się ktoś, kto postanowi kontynuować ideę Artura Hajzera… – mówi Janusz Majer

Tragiczna śmierć Artura Hajzera, jednego z najbardziej doświadczonych polskich himalaistów i kierownika programu Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015, wstrząsnęła całym środowiskiem alpinistycznym. O Arturze rozmawiamy z jego przyjacielem i wspólnikiem w firmie Alpinus, później HiMountain – Januszem Majerem.


Janusz Majer (fot. Marian Bała)

***

Janusz Kurczab: Przede wszystkim chciałem złożyć Ci najszczersze wyrazy współczucia w związku z tragiczną śmiercią Twojego przyjaciela i wspólnika Artura Hajzera. Powiedz jak poznałeś Artura? Dzieliło Was 15 lat różnicy wieku.

Janusz Majer: Z Arturem poznaliśmy się w Klubie Wysokogórskim w Katowicach na początku lat 80. ubiegłego wieku. On był młodym, aktywnym człowiekiem, przyszedł do klubu z grupą rówieśników z Harcerskiego Klubu Taternickiego, ja byłem prezesem KW Katowice.

Czy wspinaliście się razem w Tatrach czy Alpach?

Nie, nie wspinaliśmy się.

Pamiętam dwie wyprawy himalajskie, na których działaliście razem: Shisha Pangma w 1987 roku, podczas której Artur z Jurkiem Kukuczką poprowadzili nową drogę zachodnią granią, a dla Jurka to wejście oznaczało zdobycie Korony Himalajów, oraz na Annapurnę Wschodnią w 1988 roku. W obu przypadkach Ty byłeś kierownikiem wyprawy. Czy były jeszcze jakieś inne?

Pierwszą wspólną wyprawą była południowa ściana Lhotse (8501 m) w 1985 roku. Ja byłem kierownikiem, on jej uczestnikiem. W swoim dorobku miał już pierwsze polskie wejście (razem z Rafałem Chołdą) na Tirich Mir (7706 m). Nie pojechał ze mną na K2 w 1986 roku, gdyż zdecydował się przygotować dwie wyprawy Jurka Kukuczki na Manaslu – jesienią i Annapurnę – zimą. Pisze o tej decyzji w swojej książce „Atak rozpaczy”.

Janusz Majer i Walenty Fiut na wierzchołku Broad Peak w 1984 r.(fot. Ryszard Pawłowski)

Janusz Majer i Walenty Fiut na wierzchołku Broad Peak w 1984 r.
(fot. Ryszard Pawłowski)

Potem była Shisha Pangma i Annapurna Wschodnia (8010 m) Kierownikiem tych wypraw był Jurek Kukuczka, organizacyjnie ogarnialiśmy je w trójkę : Artur, Rysiek Warecki i ja. Wiosną 1989 roku dołączyliśmy do everestowskiej wyprawy Gienka Chrobaka. Artur uczestniczył tylko w jej pierwszej części.

Później wraz Krzysiem Wielickim wziął udział w wyprawie Reinholda Messnera na południową ścianę Lhotse. Potem nastąpiła tragedia na stokach Khumbutse i jego akcja ratunkowa po Andrzeja Marciniaka. Po tym wypadku i śmierci naszych przyjaciół w lawinie mieliśmy trochę dość gór i mimo zaproszenia nie pojechaliśmy z Jurkiem na jego jesienną wyprawę na południową ścianę Lhotse.

Jak i kiedy doszło do zawiązania spółki i powstania firmy „Alpinus”?

Po wiosennej wyprawie na Everest w 1989 roku potrzebowaliśmy przerwy w wyjazdach. Plany związane z górami snuliśmy dalej. Artur wymyślił projekt wejścia na 14 ośmiotysięczników w ciągu jednego roku. On miał wchodzić, ja miałem zorganizować wyprawę.


Pismo PZA do ówczesnego „ministra sportu”, czyli Przewodniczącego
Komitetu do Spraw Młodzieży i Kultury Fizycznej, którym był wtedy
Aleksander Kwaśniewski, późniejszy Prezydent RP, o pomoc w uzyskaniu
zezwoleń w Pakistanie. W Nepalu sprawa zezwoleń była dogadana
.

Potrzebowaliśmy 1 mln dolarów. Pojechaliśmy na ISPO do Monachium szukać sponsorów. Wzięliśmy z sobą też tekst angielski nowej ustawy o joint venture, jako że czasy się zmieniały. W Monachium nie znaleźliśmy sponsora na nasz projekt himalajski, ale znaleźliśmy partnera do wspólnego biznesu. Był nim Albrecht von Dewitz, właściciel firmy vauDe. I wtedy razem jeszcze z Ryśkiem Wareckim założyliśmy Alpinusa.

Jaki był Artur w interesach, a jaki w górach? Czy jakieś cechy Jego charakteru dawały znać na obydwu tych polach działalności?

Artur był niezwykle kreatywny. Miał mnóstwo pomysłów, często graniczących z marzeniami, ale potrafił te pomysły też konsekwentnie wcielać w życie. Więc nie dziwi fakt, że nasza konkurencja usiłowała kopiować nasze pomysły zachowań na rynku. Wtedy Artur wymyślał nowe.

Artur Hajzer i Janusz Majer - partnerzy w biznesie (fot. Rafał Klimkiewicz / Fotorzepa)

Artur Hajzer i Janusz Majer – partnerzy w biznesie (fot. Rafał Klimkiewicz / Fotorzepa)

W górach miał do swojej działalności podejście sportowe. Cel wyprawy powinien posiadać pierwiastek nowości i wyzwania. Może wyniósł to ze wspólnego wspinania z Jurkiem. Wszystkie ich wejścia były nowymi drogami w quasi alpejskim stylu, a Annapurna – zimą. Nie dziwi więc, że to on postanowił wrócić do idei Andrzeja Zawady – zimą na ośmiotysięczniki.

Do firmy przenieśliśmy pewne zachowania, których nauczyliśmy się w górach. Była to rzetelność, dobra jakość, taka sprawdzalna prawda – nieważne, co naopowiadasz sponsorom i mediom przed wyprawą – przyjeżdżasz pod górę i. Dlatego dewizą Alpinusa w tych pierwszych latach było: „bez popeliny”. No i nasze wyroby z tamtych lat słynęły ze znakomitej jakości.

Czy myślałeś już o tym i mógłbyś nam powiedzieć (jeśli to nie stanowi tajemnicy handlowej), czy w związku z odejściem Artura, zamierzasz w działalności firmy „HiMountain” wprowadzić jakieś zmiany?

Na okres obecnego kryzysu opracowaliśmy z Arturem strategię bezpiecznego, spokojnego wzrostu. Na razie pozostaje tylko ją kontynuować.

Co sądzisz o szansach kontynuacji programu „Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015”?

Życie nie znosi pustki. Pozostały dwa szczyty do zdobycia zimą. Więc, tak jak Artur Hajzer został kontynuatorem idei Andrzeja Zawady, tak na pewno znajdzie się ktoś, kto postanowi kontynuować ideę Artura Hajzera.

Dziękuję za rozmowę!

Janusz Kurczab




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum