18 kwietnia 2013 12:44

Ziemia Baffina – przyjaźń na końcu świata

Bracia Alex i Thomas Huberowie znów wyruszają w drogę. Cel: Mount Asgard na Ziemi Baffina, a dokładniej: 1000-metrowa linia biegnąca jej południową ścianą, której jeszcze żadnemu zespołowi nie udało się przejść klasycznie. I są ku temu powody. Wyzwanie to zdaje się być bowiem blisko granicy możliwości, zarówno fizycznych, jak i psychicznych. W sam raz dla tego dobrze zgranego i wytrenowanego zespołu.


W drodze do bazy pod Mount Asgard (fot. Timeline Production © 2013 adidas AG)

***

OUT THERE, ALL IN!

Thomas Huber: „Parę pociągnięć. Nie więcej niż dwa, trzy metry. Czyli w sumie nie tak dużo. A już na pewno nie tyle co dziesięć tysięcy kilometrów, które musieliśmy przebyć, żeby się tu znaleźć i w końcu rozpracować te kilka ruchów potrzebnych do przedarcia się przez ostatnie metry drogi. Jechaliśmy taki kawał jedynie po kilka kolejnych metrów – trochę nas pogięło, no nie?”.

Ale nie. Takie porównania nie wchodzą w grę. Dlaczego? Bo zwykle zestawianie ze sobą kolejnych liczb nie oddaje adekwatnie wymiaru całego przedsięwzięcia. Wspinanie uczy na pewno jednego: robienie porównań na podstawie danych wyrwanych z kontekstu nie ma większego sensu.

O CO ZATEM CHODZI?

O docieranie do najdalszych zakątków ziemi i podążanie do przodu przez najbardziej niedostępne obszary w poszukiwaniu magii towarzyszącej tym, którzy idą na całość.

Może jednak jest w tym trochę prawdy; możliwe, że cyfromaniacy mają w pewnym sensie rację. W końcu, jeśli chcesz pokonać ścianę, znajdującą się na drugim końcu świata, musisz być choć odrobinę szalony.


Jeden z trudnych wyciągów w niesamowitej scenerii Ziemi Baffina
(fot. Timeline Production © 2013 adidas AG))

ZA SIEDMIOMA GÓRAMI, ZA SIEDMIOMA LASAMI

„Ziemia Baffina? A gdzie to jest? Dlaczego nie Ibiza? Mamy teraz naprawdę atrakcyjne oferty”. Jeśli zamierzacie zapytać o loty na Ziemię Baffina w najbliższym biurze podróży, nastawcie się na widok podniesionych brwi i sceptyczne spojrzenia poprzedzone różnymi zaskakującymi pytaniami. Nic dziwnego, skoro ten najbardziej wysunięty na północ obszar Kanady rzeczywiście nie figuruje w broszurach biur podróży jako raj dla spragnionych słońca wczasowiczów… nawet jeśli podczas urlopu dopuszczają oni pewną namiastkę przygody. Klimat panujący na Ziemi Baffina charakteryzuje się unikalną meteorologiczną niestabilnością i po prostu robi to, co mu się żywnie podoba – bez ostrzeżenia.

Ziemia Baffina to piąta co do wielkości wyspa na świecie i jednocześnie najbardziej wyludnione miejsce, jakie można sobie wyobrazić. Przy populacji liczącej zaledwie 11 000 ludzi, rozmieszczonej na powierzchni pół miliona km2, każdy mieszkaniec mógłby spokojnie posiadać duże pole golfowe na tyłach domu, a przestrzeni i tak by nikomu nie brakowało.

JAK TO SIĘ ZACZĘŁO

Tanie oferty od agenta biura podróży to jedno. Broszura „Najlepsze bigwalle na świecie” autorstwa Alexa i Thomasa Huberów, a.k.a „Jedyny i niepowtarzalny zespół Huberbuam”, to już zupełnie co innego. Naszpikowana przygodami od El Capa po Latok i od Baintha Brakk zwanego Ludożercą po Trango Nameless Tower, ta opasła księga urosła do niemalże biblijnych rozmiarów. W 2012 roku przyszedł czas, by dodać do niej kolejny rozdział; rozdział, którego tytuł zapisany został już parę lat wcześniej, jednakże tylko w pamięci.

BAVARIAN DIRECT
Rok 1996

Bawarscy wspinacze Christian Schlesener, Mane Reichelt, Luca Guscelli, Bernd Adler, Markus Bruckbauer i Tom Grad wracają do domu z Ziemi Baffina. Ich bagaż zawiera najcenniejszą rzecz, jaką alpiniści mogą ze sobą przywieźć z takiego wyjazdu: wytyczenie i pierwsze przejście drogi, którą nazwali Bavarian Direct (VII A3) – śmiałej linii przecinającej wysoki na 700 metrów, południowy filar Mount Asgard. Krótko po powrocie, wspinacze zorganizowali pokaz slajdów – tradycyjne podsumowanie większości ekspedycji.

Wśród gości wieczornego pokazu w Rosenheim nie mogło zabraknąć Alexa i Thomasa, dobrych przyjaciół autorów przejścia. Siedzieli razem przy piwie w zaciemnionym pokoju, słuchając buczenia projektora przerzucającego zdjęcia jedno po drugim. To, co zobaczyli, budziło jednocześnie grozę i szacunek. Poza czystym pięknem ściany, Alexa i Thomasa zafascynowało jednak coś jeszcze. Gdy analizowali kolejne odcinki skały, doszli do wniosku, że chyba da się wytyczyć linię, która „mogłaby puścić”. Czyżby naprawdę droga wyceniona przez autorów na VII A3 mogła zostać uklasyczniona?


„Marzenie – klasycznego przejścia tej linii – towarzyszyło nam od jakiegoś czasu” – w akcji Mario Walder (fot. Timeline Production © 2013 adidas AG)

„To marzenie towarzyszyło nam od jakiegoś czasu” – wspomina Alex – „Wiedzieliśmy, że będzie to piekielnie trudna droga do uklasycznienia, jeśli w ogóle okaże się to możliwe”. Jednak, mimo że ciągle głęboko wierzyli w urabialność projektu, również i to marzenie, podobnie jak wiele innych, zostało ostatecznie odłożone na bliżej nieokreśloną przyszłość. Bardziej realne stały się inne cele. Upłynęło trochę czasu zanim Alex i Thomas stanęli przed szansą pociągnięcia tematu, zapoczątkowanego przez ich przyjaciół na dalekiej północy…

Alex:

Na Mt Assgard jest z tuzin dróg, z czego tylko o nielicznych można myśleć pod kątem klasycznego przejścia, a z tych kilku propozycji "Bavarian Direct" to zdecydowanie ta najwspanialsza!

BELGIJSKIE LATO
Lato 2009

Na Ziemi Baffina ląduje mieszany zespół na czele z Belgiem – sympatycznym i mocnym Nico Favresse. Dlaczego wybrali właśnie Ziemię Baffina? Powód był jasny. Nigdzie indziej nie ma bowiem takiego skupiska dziewiczych ścian z tyloma pięknymi liniami. I mimo dosyć szerokiego wachlarza propozycji, cel tego ambitnego zespołu był oczywisty: Mount Asgard.

Dziesiątki dróg przecinają ściany Mount Asgard praktycznie incognito, ale tylko nieliczne z nich funkcjonują na niej formalnie jak np. hakówka Inukshuk na północnym filarze i Bavarian Direct znajdująca się na filarze południowym. Zespół decyduje się spróbować właśnie tam, bo jest przekonany, że jeśli którąkolwiek z tych dróg da się uklasycznić to będzie to Bavarian Direct.

I nie pomylili się: na ostatnim wyciągu po jedenastu dniach w ścianie, obierają kierunek lekko zbaczający z oryginalnej linii przebiegu, aby dosłownie słaniając się na nogach wyjść w nowym miejscu na plateau Mount Asgard. Swój wariant do bawarskiej drogi nazywają The Belgarian, po czym wyceniają przebyte 850 metrów ściany na 5.13b lub 8a/A1. Mało brakuje do przejścia w pełni klasycznego.

Nico:

Na początku 7. wyciągu nie byłem już w stanie poprowadzić klasycznie krótkiego odcinka. Mimo że poszczególne ruchy nie sprawiały mi problemu, po wyczerpującym miesiącu nie miałem już siły, żeby pociągnąć całość. Właśnie wtedy musieliśmy uciec się do sprzętu hakowego, który wzięła ze sobą Silvia Vidal.

Tak czy inaczej, wiadomość o sukcesie rozniosła się z prędkością światła i nie umknęła uwadze również Alexa i Thomasa. „Zrobili dokładnie to, o czym my myśleliśmy od dłuższego czasu” – wspomina swoją pierwszą reakcję Alex. Jednak, jeszcze nie wszystko było stracone, wciąż mieli szansę spełnić swoje marzenie.


Alex na wymagającym, rysowym wyciągu
(fot. Timeline Production © 2013 adidas AG)

Nie ulegało wątpliwości, że Nico i Olivier Favresse, Sean Villanueva, Stéphane Hanssens oraz Hiszpanka Silvia Vidal włożyli bardzo dużo wysiłku w swoją 11-dniową próbę. "Zarówno Nico, jak i jego towarzysze to naprawdę twarde sztuki. Trzeba mieć niezły charakter, żeby robić takie przejście z dala od cywilizacji” – mówi Thomas.

Jednak pomimo wysiłku zainwestowanego przez belgijsko-hiszpański zespół w rozpracowanie Bavarian Direct, nie udało mu się wpasować ostatniego kamyka w mozaikę i dokończyć układanki. Alex i Thomas potraktowali to jako ostateczny sygnał do odwiedzenia Ziemi Baffina.

Los sprawił, że wszystko stało się jasne. Ponieważ poprzedniemu zespołowi nie udało się uklasycznić drogi, dostaliśmy szansę, by wziąć sprawę w swoje ręce.

MOUNT ASGARD

Według Eddy, najstarszego zbioru antycznych pieśni islandzkich z XIII wieku, Asgard to królestwo skandynawskich Bogów. Po 800 latach, ta imponująca, przepiękna i budząca respekt góra nie straciła na swojej mitycznej magii.

BIGWALL I BRATERSTWO

850 metrów ściany ze skąpą asekuracją i kilkoma wyciągami o wycenie w okolicach dziesiątki – to wystarczy, by stało się jasne, że to projekt, który poprowadzić mogą jedynie najmocniejsi i najbardziej doświadczeni wspinacze.

Doskonałe umiejętności wspinaczkowe to w tym przypadku oczywiście warunek wstępny, ale tak naprawdę jedynie połowa sukcesu. By odnieść sukces na ścianie pokroju Mount Asgard, trzeba umieć coś więcej niż tylko się wspinać – trzeba umieć perfekcyjnie współpracować i funkcjonować w zespole.

WSPÓLNE WSPINANIE

To coś, co Alex i Thomas praktykowali latami, ale nie jedyna rzecz, której się poświęcali. Po okresach bliskiej współpracy przychodzą i takie, w których każde z rodzeństwa obiera własną drogę.

Wczesne przykłady: podczas gdy Alex wziął na cel między innymi drogi Om i Open Air, tym samym kierując się w stronę dziewiątkowego poziomu trudności skali francuskiej we wspinaniu sportowym, Thomas otworzył End of Silence (8b+), jedną z najtrudniejszych dróg wielowyciągowych. Obaj jednak zawsze byli świadomi tego, że na świecie są inni równie utalentowani wspinacze. I im bardziej znakiem rozpoznawczym ich górskiej kariery stawały się więzy krwi, tym lepiej zaczynali oni rozumieć, że kluczem do spełnienia wspinaczkowych marzeń jest równoległe działanie w różnych zespołach i z różnymi partnerami wspinaczkowymi.

Thomas:

Z Alexem po prostu świetnie się uzupełniamy, na czym na pewno zyskuje nasza działalność wspinaczkowa, ale bardzo istotne jest to, żebyśmy od czasu do czasu podążali własnymi ścieżkami. A kiedy już jesteśmy gotowi, porywamy się razem na jakiś kolejny wspólny projekt.

W 1997 roku Huberowie, wraz z Tonim Gutschem i Conradem Ankerem, dokonali pierwszego przejścia drogi Tsering mosong (VII+ A3+) na szczycie Latok (7108 m). W 2001 Thomas połączył swoje siły z Iwanem Wolfem, co zaowocowało nadzwyczajnym pierwszym przejściem jednej z magicznych dróg Himalajów – Shiva’s Line (VII A4) na północnym filarze Shivling (6543 m). Wyczyn ten został nagrodzony Złotym Czekanem (Piolet d’Or). W następnym roku do Thomasa i Iwana dołączył Urs Stöcker i zespół dokonał drugiego wejścia na Baintha Brakk, zwanego również Ogre (7285 m).

W międzyczasie Alexander solował Hasse-Brandler na Cima Grande w Dolomitach. Zresztą w Dolomitach, a dokładniej na Cima Ovest, zaprezentował też swoje umiejętności z liną, przechodząc klasycznie w 2001 drogę Bellavista, a w 2007 roku robiąc Pan Aroma. Rzut kamieniem od swojego domu, Alex wraz z innym utalentowanym lokalsem, Guido Unterwurzacherem, poprowadzili drogi nad Lofer Alm – Donnervogel i Feuertaufe. Obie linie to jedne z najbardziej wymagających wielowyciągówek na świecie, głównie ze względu na skąpą asekurację, nie odpuszczającą nawet na wyciągach za 8b+.

Czysty przypadek imieniem Mario

Mario Walder pochodzi z austriackiego Tyrolu Wschodniego i jest kolejnym młodym, niezwykle obiecującym wspinaczem. Podczas wyprawy na Trango Nameless Tower w Karakorum zdołał  udowodnić, że oprócz tego jest również solidnym, niezawodnym partnerem wspinaczkowym oraz cennym nabytkiem dla każdego zespołu stawiającego sobie duże, ambitne cele. Alex Huber spotkał Maria zupełnie przypadkiem w Patagonii w 2006 roku.

Zaczęli się tam razem wspinać i szybko zorientowali się, że świetnie do siebie pasują, zarówno pod względem umiejętności wspinaczkowych, jak i przyjętej filozofii. „Mario jest sprawny jak diabli i zabiera się do rzeczy bez zbędnych ceregieli” – mówił Alex. Podobną opinię ma również Thomas: „Mario to zarówno świetny kumpel, jak i światowej klasy wspinacz, na którym można polegać w 100%, niezależnie od sytuacji”.

Mario okazał się być "trzecim bratem". Jak sam przyznaje:

Dużą wartość przykładam do etyki. Niemalże wszystkich moich pierwszych przejść dokonałem zgodnie z zasadami stylu klasycznego. Moim zdaniem bardzo ważne jest to, by drogi klasyczne pozostały w takim stanie, w jakim są teraz. Wymagają one bowiem od potencjalnych pogromców szacunku dla góry i stylu, w jakim została ona zdobyta przez pierwszych wspinaczy. Nie ma dla mnie nic bardziej satysfakcjonującego niż wyprawy w góry wspólnie z przyjaciółmi w poszukiwaniu nowych linii. Dostrzeżenie jednej z nich i dokonanie pierwszego przejścia to największe przeżycie, jakie można sobie wyobrazić – wtedy liczy się tylko ta linia!

Oprócz ambicji wytyczania nowych granic we wspinaniu, Mario i bracia Huberowie posiadają jeszcze jedną wspólną cechę – ogromną wszechstronność: „W każdym terenie czuję się dobrze: lód, śnieg, skała, krucho czy nie. Tak szerokie preferencje umożliwiają działanie na praktycznie każdej górze na świecie”.

I tak rodzina się rozrasta… A jeśli o niej mowa to Max Reichel i Franz Hinterbrandner są zdecydowanie jej częścią. Pracując pod szyldem Timeline Production, ten pochodzący z Berchtesgaden duet już jakiś czas temu wyrobił sobie renomę inspirujących specjalistów w dziedzinie ekstremalnej fotografii i produkcji filmowej. Podobnie jak w przypadku samego zespołu wspinaczkowego, niezwykle istotne jest, by równie dobrze poznać towarzyszącą wyprawie ekipę filmową, jako że zaufanie i niezawodność to najważniejsze składowe każdego śmiałego projektu.

Obecna zażyła relacja braci Huber z Maxem i Franzem to rezultat wielu lat wspólnych przedsięwzięć i licznych produkcji, takich jak wspomniane już wcześniej "Centre of the Universe", "Eiszeit" czy "Eternal Flame". Jednak największym projektem Reichela i Hinterbrandnera był bez wątpienia dokument "Am Limit”, zdobywca nagrody Bavarian Film Prize.

KRÓLESTWO BOGÓW
Sierpień 2012

Alex, Thomas, Mario i chłopcy z Timeline po długiej podróży w końcu docierają do podnóża Mount Asgard. Nagle gęsta mgła opada i ich oczom ukazuje się zapierająca dech w piersiach, potężna południowa wieża. Euforia szybko jednak mija, gdy uderzają w nich gwałtowne podmuchy wiatru.

Dzięki informacjom uzyskanym od Bawarczyków i Belgów, którzy wspinali się tu jako pierwsi i udzielili wszelkiego wsparcia, zespół wie, że będzie bezpieczny jak tylko opuści teren podejściowy i wbije się w ścianę. Właśnie w ten sposób Thomas poradził sobie z kalkulacją ryzyka:

Byliśmy w stanie ocenić zagrożenie na tyle dobrze, by jak najmniej wystawiać się na niebezpieczeństwa. A oprócz tego wiedzieliśmy, że czeka na nas droga idealna.

Wyciąg nr 1
Do startu, gotowi, ale jeszcze nie start

Od 1996 granica lodu u podnóża góry znacznie się cofnęła i odsłoniła wyglądający na niemożliwy do pokonania odcinek zaraz na początku drogi, który jak się okazało, stanowił spory problem również dla zespołu belgijskiego. Do tego stopnia, że musiał on wysłać naprzód swojego „technika” wspinaczkowego, Silvię Vidal, by ta umożliwiła reszcie zapatentowanie wyciągu i wycenie go na 5.12c i 7c/E8 po uprzednim przejściu w stylu headpoint.

RYZYZKO I NAGRODA

Jednak, Alex i Thomas nie mogli zgodzić się z taką wyceną pierwszego wyciągu: „Już sam początek drogi mocno nas zaskoczył. Nico i jego zespół wycenili wyciąg na 7c, podczas, gdy nam całość wydała się oscylować bardziej w granicach 8a+”. Jak w tym układzie wygląda reszta trudności? A w szczególności, jak to się będzie miało do kluczowego, 10. wyciągu, który trzeba uklasycznić?


"Linia bawarsko-belgijskiej kombinacji, pokonanej w stylu klasycznym,
na której każdy z nich dał z siebie wszystko" (fot. Timeline Production © 2013 adidas AG)

Nie ma wątpliwości, że Asgard zafundował chłopakom chłodne powitanie. Alex, Thomas i Mario nie spodziewali się, że już na starcie będzie tak ciężko. Następne wyciągi również wydawały się trudniejsze niż wskazywałby na to opis. Jednak, dzięki temu, co zastali na starcie, chłopcy złapali już swego rodzaju znieczulicę na wszelkie nieprzyjemne niespodzianki.

Nie opuszczało ich pozytywne nastawienie i nie martwili się kluczowym odcinkiem, który wciąż znajdował się daleko nad nimi. „Już niedługo przekonamy się, co czeka na nas na górze, ale najpierw trzeba się tam w ogóle dostać”. Jednak zanim zdążyli się o czymkolwiek przekonać, warunki uległy znacznemu pogorszeniu, a górę spowiła gęsta chmura, skutecznie ograniczająca widoczność.

Dla zespołu oznaczało to odwrót do bazy, granie w karty, opowiadanie kawałów, a przede wszystkim zachowanie sił i spędzenie paru dni w bezpiecznym miejscu. Cierpliwość się opłaciła. W końcu bóg pogody okazał łaskę i dając znak w postaci przejaśniającego się nieba, pozwolił Alexowi, Thomasowi i Mario wrócić do swoich obowiązków.

Szli jak burza, wyciąg po wyciągu, aż w końcu tam dotarli. Wisząc już w stanowisku poniżej cruxa, zespół wbija wzrok w nieznane. To, co cała trójka wiedziała wcześniej o tej sekwencji – kluczowych 2-3 metrach, okazuje się być niewiele warte. Czy uda im się rozpracować ten wyciąg? I jeśli tak, to jak trudny się okaże?

Szybko dostrzegli i przeanalizowali wszystkie chwyty i stopnie, co było dosyć obiecujące. Następny krok: ustalenie sekwencji przechwytów – która ręka idzie gdzie i z której nogi. To musi zostać dopracowane w najdrobniejszym szczególe, zapisane na twardym dysku w głowie, a następnie głęboko zakorzenione w pamięci ruchowej. Główkowanie, próba, źle, jeszcze raz. Złe przeczucie dotyczące tego odcinka, jakie zalęgło się w nich po przygodzie z pierwszym wyciągiem, zaczęło się ulatniać w miarę, jak coraz bardziej wkręcali się w te kilka ruchów stanowiących kluczowy punkt drogi. Da się uklasycznić, bez problemu.

Oczywiście pod warunkiem, że jesteś w stanie uporać się z dziesiątkowymi trudnościami w warunkach wyprawowych, będąc na końcu świata. Całe szczęście, Alex, Thomas i Mario należą do tego rzadkiego gatunku wspinaczy. Jednak, jak mówi Alex: „Zadanie nie jest skończone, jeśli nie włożysz w nie maksymalnie dużo wysiłku od początku do końca”.

Co prawda crux przeszedł do historii, ale to wcale nie znaczy, że jest już po wszystkim. Najpierw trzeba jeszcze pokonać klasycznie pozostałe wyciągi.

Thomas:

Droga jest nieprawdopodobnie wymagająca. Bardzo łatwo można zaliczyć na niej 15-metrowy lot, a jeśli zdarzy się to w nieodpowiednim momencie, to kończysz albo w grobie, albo z poważnymi obrażeniami.

W ramach dodatku do wymagającego wspinania, pojawił się kolejny problem – pogoda.

Alex:

To jest największy problem. W górach nie wystarczy być dobrym wspinaczem z ogromnym doświadczeniem, bo nawet tacy potrzebują odrobiny szczęścia.

Zespół potrzebował właśnie tej odrobiny szczęścia. Na szczeście pogoda poprawiła się i dała zielone światło do dalszej wspinaczki. Skała natomiast udowodniła, że posiada jeszcze parę niespodzianek w zanadrzu. Ostatnie wyciągi miały bowiem być o niebo łatwiejsze niż te poniżej, a przynajmniej tak wskazywało topo. Okazało się jednak, że są one trickowe. W wyniku napływu kapryśnej aury, system kominów o wycenie siódemkowej został dość mocno oblodzony i pokryty śniegiem:

Alex:

Mt Asgard nie odpuściła nam nawet na ostatnich metrach.


Szczęśliwa ekipa na szczycie (fot. Timeline Production © 2013 adidas AG)

KLASYCZNE PRZEJŚCIE ZESPOŁOWE

W końcu się udało – Alex, Thomas i Mario znaleźli się na szczytowym plateau. Była dziesiąta wieczorem, słońce już zaszło. „Święty moment” – wspomina Thomas. Za sobą mieli dziesięć dni w ścianie, a poniżej setki metrów wspinania składających się na bawarsko-belgijską prostującą kombinację, pokonaną w stylu klasycznym, na której każdy z nich dał z siebie wszystko, przyczyniając się tym samym do sukcesu całego zespołu.

„Poszło jak w zegarku. Harmonogram dnia podyktowany był bezwzględnym zaufaniem, jakim się darzymy” – opisuje Thomas, a zapytany o hierarchię w zespole odpowiada bez wahania: „W ścianie zazdrość nie istnieje. Jesteśmy zespołem, jednością…”.

Liczy się to, że razem dotarliśmy do szczytu, znaleźliśmy drogę powrotną i że koniec końców uważamy, że to było fantastyczne dziesięć dni. Było ciężko, ale jednocześnie rewelacyjnie”. Poszczególne wyciągi okazywały się niekiedy trudniejsze niż tego oczekiwano i nie tylko wspinaczom zdarzało się od czasu do czasu poddawać ostateczny sukces w wątpliwość. Również chłopcy z Timeline wyobrażali sobie, jak ich film spływa wraz z rzeką Weasel. Max i Franz zdołali jednak wytrzymać do końca.

Trailer filmu z wyprawy:

Nazwę drogi wybrano niemalże błyskawicznie – miała na celu przekazać uczucia, jakie towarzyszyły zespołowi nie tylko na szczycie, ale od samego początku całej ekspedycji: Przyjaźń bawarsko-belgijska (ang. Bavarian-Belgarian friendship).

Są ku temu trzy dobre powody:

Po pierwsze to przyjaciele z rodzinnego miasta Alexa i Thomasa w Bawarii dokonali pierwszego przejścia drogi w 1996 roku, dając tym samym podwaliny pod projekt z roku 2012. Po drugie, to właśnie przyjaciele z Belgii rozpracowali sposób uklasycznienia drogi i pokazali, że jest to możliwe, nawet jeśli nie było im dane rozwiązać całej zagadki. I po trzecie, to przyjaciele Alex, Thomas, Mario – Max i Franz podjęli wyzwanie długiej podróży, by w końcu z powodzeniem ukończyć ten wielki projekt.

Żeby wspinać się na tej ścianie na końcu świata, przebyć dziesięć tysięcy kilometrów dla jedynie paru kolejnych metrów w ścianie… trzeba być szalonym, by się na coś takiego zdecydować. „Wszyscy rodzimy się wariatami. Niektórzy pozostają już nimi na zawsze”. [Samuel Beckett, Czekając na Godota, 1953]. Na całe szczęście!

***

Szczegóły:

Południowa wieża Mount Asgard, Park Narodowy Auyuittuq, Ziemia Baffina, Kanada.

Klasyczne przejście zespołowe:
Bavarian Direct-Belgarian (Bavarian-Belgian friendship)

Wycena:
X- (8a+)

Długość:
Ściana podejściowa – 250 m
Główna ściana – 450 m (najtrudniejsza część)
Partia szczytowa – 250 m (VII)

Pierwsze przejście 1996:
Hakowo (VII A3) – Christian Schlesener,  Mane Reichelt,  Luca Guscelli, Bernd Adler, Markus Bruckbauer i Tom Grad

Wariant drogi 2009:
Belgarian (5.13b A1) – Olivier Favresse, Nicolas Favresse, Stéphane Hanssens, Sean Villanueva i Silvia Vidal

ZESPÓŁ
Cytaty członków zespołu:

Thomas Huber:

Wróciliśmy do cywilizacji ze wszystkimi jej dobrodziejstwami i przekleństwami. Ugasiłem pragnienie zobaczenia mojej żony i dzieci, zjedzenia czegoś porządnego i napicia się piwa, a moim życiem znowu kieruje kalendarz. Prawdziwy powrót do rzeczywistości i rutyny, super! Z wyprawy pozostaje mi garść barwnych wspomnień.

Dobre rzeczy mogą zamienić się w jeszcze lepsze lub wręcz w koszmar, to zależy ode mnie samego, jak patrzę na sprawy: czy wolę trzymać w pamięci wspomnienie kończącego się jedzenia i ostrożnie rozdzielanych porcji, nudy, ciszy i frustracji czy może momentów dobrego nastroju i mojego wygodnego śpiwora; czy wolę pamiętać belgijskie „7c” czy super ruchy w wyższych partiach drogi, moje cztery nieudane próby na cruxie, czy uskrzydlające uczucie po zrobieniu sekwencji na totalnym limesie, mroźny dzień na szczycie czy chwile prawdziwej agonii, słabą widoczność po ukończeniu drogi, czy radość z odniesionego sukcesu. Szare czy kolorowe?!

Dla mnie cała ta przygoda była niczym tęcza, podwójna tęcza, taka naprawdę piękna! Z jednym końcem w Berchtesgaden, a drugim na Mount Asgard… Mój dziadek zawsze mi mówił, żebym kopał na końcu tęczy, bo tam ukryty jest skarb. Znalazłem go. Znalazłem go na obu jej końcach.

Alex Huber:

Nasi przyjaciele odwalili kawał dobrej roboty, zostawiając na Mount Asgard prawdziwą perełkę, czyli "Bavarian Direct". Ta legendarna droga ze swoimi mikro chwytami to wspaniała wspinaczkowa uczta, którą udało nam się uklasycznić wraz z końcem wyjazdu. Rzadko zdarza się, by wszystko układało się dobrze do tego stopnia, że wyprawa odnosi pełen sukces.

Mario Walder:

Samo dostanie się tam było sporym wyzwaniem: lot, pobyt w Pangnirtung, rejs łodzią na drugą stronę fiordu, a potem około 60 kilometrów wędrówki z przeprawami przez rzekę. Podczas jednej takiej przeprawy niemal utonąłem. Pierwsze widoki tego arktycznego krajobrazu zapierały dech w piersiach. Po założeniu bazy i dwóch dniach odpoczynku, poszliśmy przyjrzeć się ścianie i przenieść pod nią cały potrzebny sprzęt. Jako że, na początku pogoda była bardzo dobra, od razu zabraliśmy się za pierwsze wyciągi. Dla mnie było to dosyć trudne, bo przez to, że lód stopniał w podstawie ściany, pierwsze stanowisko znajdowało się 15 metrów nad ziemią.

Jednak, gdy już przedarliśmy się przez początkowe metry, reszta szła prawie jak w zegarku, a Alexowi i Thomasowi całkiem szybko udało się poprowadzić wszystkie wyciągi RP. Byliśmy prawie przekonani, że dotrzemy do szczytu, jednak jak zawsze swoją obecność musiała zaznaczyć pogoda, obsypując nas tonami świeżego śniegu i pokrywając lodem rysy. Pięć wyciągów przed końcem musieliśmy zmierzyć się z lodowym kominem i bardzo bym nie chciał już nigdy tego powtarzać. Nigdy. Później był jeszcze ostatni wyciąg w delikatnie prószącym śniegu i w końcu szczyt! Nigdy wcześniej nie doświadczyłem czegoś takiego. Ze względu na wszystkie okoliczności, Mount Asgard to zdecydowanie jedno z moich najtrudniejszych przejść.

Franz Hinterbrandner:

Ziemia Baffina była ogromną przygodą pełną wzlotów i upadków, z oszałamiającymi widokami w tle. Świetnie bawiliśmy się, robiąc z pasją to, co potrafimy najlepiej: wspinając się i kręcąc film. Był on zresztą dużym wyzwaniem, jako że panujące warunki nie należały do łatwych i nie sprzyjały zdjęciom, ale jesteśmy przekonani, że nakręciliśmy i zmontowaliśmy coś ekscytującego i już nie możemy doczekać się premiery.

Max Reichel:

Dla mnie Ziemia Baffina była najbardziej ekscytującą wyprawą, na jakiej kiedykolwiek byłem z Huberami. W tym przypadku nie można było się spodziewać przygody kulturowej, jak np. w Indiach, tu atrakcją było zupełnie coś innego – odosobnienie. Prawie 60 kilometrów wędrówki przez opustoszały krajobraz, przeprawy przez rzekę i zapierająca dech w piersiach dolina Weasel River. To wszystko czeka na ciebie, zanim będziesz mógł stanąć przed ogromnym skalnym monolitem: Mt. Asgard. Gdy stajesz z górą twarzą w twarz, wiesz, że na tym odludziu nie możesz sobie pozwolić na najmniejsze poślizgnięcie, bo po prostu nie ma szans na ratunek. Helikopter to jedyna opcja, która i tak jest w dużej mierze zależna od pogody. Ta myśl towarzyszy ci podświadomie przez cały czas, wyostrzając czujność i zmysł wykrywający potencjalne niebezpieczeństwa.

Ogólnie rzecz biorąc, wyprawa była skazana na sukces, bo zespół współpracował rewelacyjnie, co nie zawsze jest takie oczywiste. Trudności, które czekały na Alexa i Thomasa, często były większe, niż się tego spodziewali i to nie tylko ich nawiedzało od czasu do czasu uczucie zwątpienia w sukces podjętej misji. Franz i ja również mieliśmy takie momenty, w których już prawie widzieliśmy, jak nasz film spływa wraz z rzeką Weasel. To wszystko sprawiło, że chwila, w której stanęliśmy na szczycie była jeszcze wspanialsza.

Tekst: materiał prasowy adidas

***

Więcej efektownych zdjęć z wyprawy w galerii.

Wywiad z Thomasem Huberem – Czekam na samotną wyprawę, bez kamer, bez wywiadów… – rozmawiamy z Thomasem Huberem

O ekwipunku wyprawy możecie przeczytać na stronach portalu outdoormagazyn.pl.

***

Pobierz magazyn na iPadR
Dowiedz się więcej o wyprawie na Ziemię Baffina dzięki aplikacji adidas na iPadR ISSUE 05. Dostępne są tam unikalne filmiki oraz zdjęcia wraz ze wszystkimi dostępnymi informacjami. Nowością jest interaktywne topo z 28 wyciągami drogi Bavarian Direct z detalami objaśnianymi przez Thomasa i Alexa w formie filmików.

Link do filmiku prezentującego magazyn na iPad®:
http://www.youtube.com/watch?v=Jo8A9375cLM&feature=youtu.be

Link z aplikacją na itunes store:
https://itunes.apple.com/app/adidas-outdoor-magazine-english/id537247796?ls=1&mt=8




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum