20 marca 2013 12:59

Nanga Parbat nie ucieknie… – rozmawiamy z Tomkiem Mackiewiczem

20 lutego br. opublikowaliśmy wywiad z Markiem Klonowskim, członkiem wyprawy „Justice for All”, której celem było dokonanie pierwszego zimowego wejścia na Nanga Parbat (8126 m).

Wyprawa działała na drodze wytyczonej przez austriacką wyprawę Hansa Schella w 1976 roku. Droga Schella prowadzi lewym skrajem południowo-wschodniej flanki Nanga Parbat, do wysokości około 7000 m od strony doliny Rupal, po czym w górnych partiach – po przekroczeniu Grani Mazeno – prawą częścią flanki Diamir.

Drugim uczestnikiem dwuosobowej wyprawy był Tomasz Mackiewicz. Wobec niedyspozycji partnera, w końcowej fazie wyprawy Tomek dokonał samotnego wypadu w kierunku wierzchołka, docierając do wysokości 7400 m.

Obszerny wywiad z nim w dniu 10 marca zamieścił portal forumextremum.pl. Doszliśmy do wniosku, że obydwa wywiady wymagają uzupełnienia, szczególnie jeśli chodzi o przebieg wspinaczki w górnych partiach drogi.


Tomasz Mackiewicz (fot. arch. Marek Klonowski)

***

Janusz Kurczab: Pytałem o to Marka Klonowskiego, zapytam i Ciebie. Prosiłbym o króciutkie CV – wiek, zawód, praca, miejsce zamieszkania, stan cywilny, początki wspinania itp.

Tomasz Mackiewicz: Mam 38 lat, zawodowo zajmuję się energetyką odnawialną , mieszkam za lasem, aktualnie pod Warszawą, jestem ojcem. Początki wspinania – to było bardzo dawno temu. Jeszcze zanim skończyłem 18 lat ciągnęło mnie w Jurę Krakowsko-Częstochowską. W latach 90. sporo bawiłem się linami, dużo czasu spędzałem w mojej młodości na pracach na wysokości (np. piaskując i metalizując rozmaite konstrukcje stalowe).

Na dobre zacząłem się wspinać w 2007 roku, nawet wcześniej. Było to wspinanie sportowe, dużo czasu na ścianach, w Irlandii, w Polsce. Powoli zamieniło się w obsesję regularnego treningu. Kilka lat mieszkałem w Irlandii, tam często organizowałem sobie wyjazdy w góry Killarney National Park. Uprawiałem bouldering na klifach Dullin. Zajmowało mnie penetrowanie wyspy w poszukiwaniu problemów boulderowych, skałkowych. To wszystko, jeżeli chodzi o początki. Po trawersie Mount Logan wsiąkłem w łażenie w góry wysokie i tam mnie ciągnie po dziś dzień.


Tomasz Mackiewicz i ciekawski tubylec (fot. arch. Marek Klonowski)

Z Waszych wypowiedzi wynika, że drogę Schella uważacie za najdogodniejszą do zaatakowania w zimie. Marek podkreślał jej nasłonecznienie. To niewątpliwie wielka zaleta. Ale autorzy drogi znacznie się obniżali po stronie Diamir, tracąc nawet paręset metrów wysokości. Przy powrocie ze szczytu stanowi to wielkie zagrożenie. Uniknęli tego Holendrzy w 1981 roku oraz ubiegłoroczni zdobywcy Grani Mazeno. Z Twojego rysunku na zdjęciu wygląda, że nie od razu trafiłeś na właściwy wariant, podobnie zresztą jak Sandy Allan i Rick Allen, którzy w czasie pierwszego, nieudanego ataku, również posuwali się granią. Czy wiedziałeś wcześniej o tym wariancie, trawersującym w lewo?

Wiedziałem o tym wariancie i szukałem miejsca, w którym można przejść trawersem w lewo. Niestety jednak okazało się, że poszedłem za wysoko, po czym musiałem się zniżać, co nadwyrężyło moje siły, a także morale. Na końcu odnalazłem właściwe przejście ośnieżoną półką, ale stwierdziłem, że robi się niebezpiecznie i o ile dam radę przetrawersować do pól śnieżnych na lewo, to w drodze powrotnej mogę mieć problem z pokonaniem tego jednak technicznego kawałka drogi. W tym miejscu zdecydowałem się na odwrót.

Na tej wysokości na drodze Schella, żeby ominąć problemy skalne po lewej, można by się obniżyć kilkaset metrów i polami śnieżnymi obejść te miejsca, jednak nie jest to konieczne, bo przejście istnieje. Przejść można na wysokości około 7200. Jednak teraz, z perspektywy czasu, sądzę , że najlepszym rozwiązaniem będzie nieprzechodzenie Grani Mazeno, a atakowanie prawą stroną aż do przełęczy, bardziej od strony Rupal. To znacznie krótsza droga, która prowadzi prosto na najwyższą śnieżną przełęcz pomiędzy Granią a szczytem.

Na znanym Ci zdjęciu autorstwa Roberta Schauera zdobywcy Grani Mazeno wrysowali przebieg drogi w partiach podszczytowych oraz m.in. miejsce ostatniego biwaku oznaczone na 7160 m. Czy to było też miejsce Twojego ostatniego biwaku w czasie drogi w górę i czy znalazłeś jakieś ślady po Brytyjczykach?

Śladów żadnych nie znalazłem, choć szukałem. Wydaje mi się, że rozbiłem się w okolicy, jako że było to jedno z niewielu miejsc, gdzie można było biwakować. Nie można było kopać nory, wszystko było zmarznięte, wywiane. Z trudem wyryłem półeczkę pod swe skromne ciało. Jednak było to najbardziej przystępne miejsce w okolicy.


Górne partie drogi Granią Mazeno (fot. Robert Schauer / topo British Mazeno Ridge Expedition 2012)


Górne partie, próby Tomasza Mackiewicza (fot. forumextremum.pl)

Co sądzisz o drodze, którą Cathy O’Dowd wraz z trójką Szerpów wycofała się z przełęczy Mazeno Gap po pierwszym, nieudanym ataku? Sądząc po zdjęciu, jest to prawdopodobnie droga najszybsza, ale chyba bardzo niebezpieczna?

Uważam, że to jest najszybsza droga – faktycznie. Jest jednak dość stromo momentami, z opowieści Szerpów wiem, że zjeżdżali na pupach. Z góry wyglądała dobrze. Myślę, że zimą jest to dobry wariant, zarówno w górę jak i w dół, ponieważ zagrożenie lawinowe jest dużo mniejsze. Z uwagi na to, że śnieg w górnych partiach przeważnie jest wywiany. Jednak największym problemem na drodze Schella jest odcinek 7000 m – szczyt. Do 7 koła droga jest łatwa. Również klasycznym wariantem.


Droga zejścia Cathy O’Dowd z trójką Szerpów (fot. Doug Scott / topo Janusz Kurczab)

Zapowiadasz ponowienie próby, ewentualnie w przyszłym roku. Jakie widzisz szanse wzmocnienia Waszej dwójki w czasie kolejnej wyprawy. Warto się zmobilizować, bo Simone Moro również zapowiada kolejny szturm na Nanga Parbat.

Wiem od mojego przyjaciela Matteo, że Simone i Denis jadą na Nangę. Mam nadzieję, że spotkamy się na szczycie. Jacek Teler mówił nam, że chciałby z nami jechać. Więc zasugerujemy, żeby dobrał sobie zaufanego dla siebie partnera. I tym czwórkowym składem, nie większym, spróbujemy.


Tomasz Mackiewicz i Marek Klonowski w jamie śnieżnej, czyli w jednym z obozów
(fot. Tomasz Mackiewicz)

W dużej mierze kolejny nasz wyjazd zależy od finansów. Tym samym poszukujemy ciągle sponsorów, darczyńców, osób, dzięki którym moglibyśmy całkowicie skupić się na wspinaniu, na realizacji tego zadania, na drodze w górę. Wiem, że mamy duże szanse.

Jeśli chodzi o Simone i Denisa, to nie ma między nami cienia rywalizacji. Lubimy ich styl, który jest przede wszystkim bardzo bezpieczny i nie jest skoncentrowany jedynie na szczycie, na celu. Czerpiemy inspirację z ich podejścia do wspinania, bo właśnie oni podkreślają odpowiedzialność za partnera i bezpieczeństwo – taki sposób wchodzenia demonstrują i się go trzymają. To, że szczyt będzie nasz, „polski”, nie ulega wątpliwości, bo on przecież nie ucieknie. Jest tak duży, ze nie miałby się gdzie schować.

Dziękuję za rozmowę!

Janusz Kurczab




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum