20 marca 2013 18:49

Konferencja prasowa zimowej wyprawy PZA na Broad Peak – szczegóły

19 marca o godzinie 11 w warszawskim Centrum Olimpijskim odbyła się konferencja prasowa uczestników niedawnej zimowej wyprawy na Broad Peak (8051 m). Jak powszechnie wiadomo, wyprawa zakończyła się sukcesem – pierwszym zimowym wejściem na ten ośmiotysięcznik, ale jednocześnie wielką tragedią: podczas powrotu ze szczytu zginęła dwójka świetnych alpinistów: Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski.

Jak było do przewidzenia, konferencja wzbudziła ogromne zainteresowanie. Wielka sala Polskiego Komitetu Olimpijskiego była pełna, zjawiły się ekipy filmowe największych stacji telewizyjnych, przedstawiciele prasy, Ministerstwa Sportu, Zarządu Polskiego Związku Alpinizmu, Fundacji im Jerzego Kukuczki, sponsorów programu Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015, liczni alpiniści i sympatycy alpinizmu.

Konferencję zagaił Artur Hajzer – kierownik programu Polski Himalaizm Zimowy 2010 – 2015, który był tym razem koordynatorem wyprawy w Polsce. Następnie zabrał głos Prezes Polskiego Związku Alpinizmu Janusz Onyszkiewicz, który nakreślił cele programu i pozycję Polski w himalaizmie. Potem kolejno głos zabierali Krzysztof Wielicki, Adam Bielecki i Artur Małek. Dramatycznych relacji z ataku szczytowego słuchało się w napięciu. Ich relacja ilustrowana była wcześniej niepublikowanymi zdjęciami. Po zakończeniu części ogólnej uczestnicy wyprawy udzielali wywiadów poszczególnym stacjom telewizyjnym i prasie.


Główny wierzchołek widziany z Rocky Summit. Z lewej gniazdo Gasherbrumów
(fot. Adam Bielecki)

***

Przebieg ataku szczytowego w dniu 5 marca 2013

Mimo, że są to fakty ogólnie znane, to jednak warto prześledzić przebieg ataku, gdyż wiele zdarzeń i czasów zostało zweryfikowanych w stosunku do wcześniej podawanych na stronie polskihimalaizmzimowy.pl.


Przebieg drogi i usytuowannie obozów wyprawy

Do ataku na szczyt czwórka w składzie Maciej Berbeka, Adam Bielecki, Tomasz Kowalski i Artur Małek wyruszyła z obozu IV na wys. 7400 m o świcie 5 marca (godz. 5:15). Na stosunkowo późną godzinę wyjścia wpływ miały świetne warunki i równie dobra prognoza pogody na najbliższe doby oraz zasada, że ze względu na ekstremalnie niskie temperatury i niebezpieczeństwo odmrożeń, zimą do ataku w nocy nie należy wychodzić. Himalaiści mieli złe doświadczenie z poprzedniego ataku szczytowego, kiedy to wyszli za wcześnie. Istotne było również to, że poprzedniego dnia dotarli do obozu IV późno (wprost z obozu II) i potrzebowali odpowiednią ilość czasu na odpoczynek.


Podejście do obozu IV (fot. Adam Bielecki)

W drodze do przełęczy Broad Col (7900 m) między Broad Peak Rocky Summit (8035 m) i Broad Peak Middle (8011 m) musiano pokonać trzy szczeliny, z których najtrudniejsza została ubezpieczona liną poręczową. Do przełęczy drogę prowadzili na zmianę Adam Bielecki i Maciej Berbeka. Początkowo prowadził Maciek Berbeka, który rozwinął silne tempo. W 3 godziny czwórka dotarła do miejsca, gdzie załamał się poprzedni atak (ok. 7750 m).


Maciek asekuruje Adama, poręczującego jedną z 3 szczelin, które zagradzały drogę do wierzchołka
(fot. Artur Małek)

Spodziewano się, że od tego miejsca na przełęcz można wejść w godzinę, maksimum dwie. Jednak himalaiści weszli tam dopiero po ok. 4 godzinach (o 12:30) w niewielkich odstępach, kolejno Bielecki, Berbeka, a potem razem Małek i Kowalski. Droga z obozu na przełęcz zajęła więc ponad 7 godzin. Trzeba podkreślić, że było to pierwsze podczas tej wyprawy wejście na Broad Col. Mimo opóźnienia nikt nie dopuszczał myśli o przerwaniu ataku. Pogoda było wymarzona, a nastroje i samopoczucie – wyśmienite.

Kolejnym zaskoczeniem dla czwórki szturmowej były nieprzewidziane trudności techniczne przed Rocky Summit, które jak się okazało, latem nie występują. Odcinek ten alpiniści przechodzili związani liną. Bielecki z Małkiem szli pierwsi, a Berbeka z Kowalskim w niewielkim odstępie za nimi. Początkowo grań rzeczywiście wymagała asekuracji, wyżej szli z lotną asekuracją tylko dlatego, że operacja rozwiązania się wymagała zatrzymania się i była kłopotliwa. W pewnym momencie przed Rocky Summit miała miejsce łączność z bazą. Na sugestię Wielickiego, że może należałoby zawrócić ze względu na późną porę, Maciej Berbeka przy poparciu innych uczestników szturmu, oświadczył, że będą kontynuować drogę do szczytu.


Pod przełęczą. Na zdjęciu kolejno Berbeka, Kowalski, Małek (fot. Adam Bielecki)


Grań szczytowa widziana z przełęczy (fot. Adam Bielecki)

Grań pod kulminacją Rocky Summit okazała się ciągiem rozczarowań, po każdym kolejnym kroku, każdy niby wierzchołek okazywał się kolejną bańbułą, po której trzeba było obniżać się, by znów podchodzić. Sam Rocky Summit, na który weszli ok. godz. 16, miał dwa wierzchołki, a między nimi było dość głębokie wcięcie.

W jego okolicy Bielecki z Małkiem rozwiązali się, kilkanaście metrów dalej to samo zrobił drugi zespół. W dalszym ciągu alpiniści, jak stwierdził Adam Bielecki, nie mieli pretekstu, żeby zawrócić: pogoda była świetna, prognozy były dobre, wszyscy mieli lampy czołowe, czuli się dobrze. Wprawdzie ze sobą nie rozmawiali, bo rozmowy nie są łatwe w tych warunkach, gdy człowiek ma oddech biegacza na 100 metrów, a usta są zakryte chustką, ale było to takie milczące porozumienie. Od tego miejsca zaczął się już właściwie wyścig na szczyt, gdyż każdy zdawał sobie sprawę, że będą wracać już po nocy. W drodze na szczyt żaden ze wspinaczy nie zgłaszał oznak słabości.


Adam Bielecki w czasie ataku szczytowego. W oddali K2 (fot. Artur Małek)

Na szczycie stanęli (czasy zweryfikowane, wcześniej podawano inne):

– Adam Bielecki o godz. 17:20
– Artur Małek o godz. 17:50
– Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski o godz. 18:00


Na szczycie – Adam Bielecki, na zdjęciu poniżej Artur Małek

Film Adama Bieleckiego z ataku szczytowego:

Himalaiści schodzili ze szczytu kolejno, zaraz po jego zdobyciu, bez oczekiwania na pozostałych. Zdaniem obecnych na konferencji, oczekiwanie na wolniejszych towarzyszy w warunkach zimowych na tej wysokości grozi odmrożeniem, hipotermią i innymi następstwami zdrowotnymi. Czekanie powiększałoby niebezpieczeństwo dla całego zespołu.

Jak stwierdza komunikat prasowy wyprawy: Mimo wydawałoby się późnej pory i wejścia na szczyt przez pierwszego zdobywcę (cel wyprawy osiągnięty – szczyt zdobyty), atak kontynuowano, choć w imię zasady „trzymania się razem” mógłby zostać przerwany. Himalaiści mieli prawo do takiej decyzji – obiektywnie warunki i prognoza były bowiem wyjątkowo sprzyjające.

Droga zejściowa z głównego wierzchołka Broad Peaku prowadzi łagodnie w dół tylko do pewnego miejsca. Później trzeba podejść na podwójną kulminację Rocky Summit. I tu zaczął się dramat. Prawdopodobnie po zdobyciu szczytu u Tomasza Kowalskiego nastąpiło gwałtowne, niepoprzedzone żadnymi objawami wyczerpanie energetyczne i szybkie zmiany patologiczne związane z wysokością i niską temperaturą. Odcinek drogi do przełęczy zajął mu 12 godzin. I tam przypuszczalnie pozostał.

Z Tomkiem parokrotnie została nawiązana łączność radiowa. Z Maciejem Berbeką od momentu zdobycia szczytu nie było żadnej łączności. Maciej i Tomasz nie schodzili razem, nie jest też jasne, czy choć przez moment przebywali obok siebie. Maciej schodził pierwszy, na odległość wzroku od Tomasza, parę razy był przez niego widziany.

Również w przypadku Macieja Berbeki można przypuszczać, iż doszło do skrajnego wyczerpania energetycznego, w wyniku którego mógł on przy tak dużych trudnościach technicznych wpaść do szczeliny lub spaść w przepaść (w dniu 6 marca w godzinach porannych po ekstremalnie trudnej nocy spędzonej bez jakiegokolwiek sprzętu biwakowego na wysokości około 7700 m, gdzie był widziany ostatni raz).

Jak sprostowano na konferencji, Adam Bielecki dotarł do obozu IV o 22:10, a nie jak podawano wcześniej o 21.00. Schodząc w świetle uzyskał dużą przewagę nad kolegami, którzy trudny odcinek grani musieli pokonywać przy świetle latarek. Po odpoczynku, jeszcze tej samej nocy, Adam Bielecki wyszedł z namiotu w górę naprzeciw Arturowi Małkowi i pozostałym schodzącym. Zdołał wspiąć się w górę zaledwie kilkadziesiąt metrów i musiał zawrócić z powodu wyczerpania fizycznego. Artur Małek, po odpoczynku, rano 6 marca także podjął próbę wyjścia na poszukiwania zaginionej dwójki. Wyposażony w płyny w termosie itp. wyszedł w górę, w stronę przełęczy. Zdołał wspiąć się zaledwie kilkadziesiąt metrów, i podobnie jak Adam Bielecki, z powodu ogólnej słabości cofnął się do obozu IV.

W tym samym dniu Pakistańczyk Karim Hayat lustrował stoki pod przełęczą i doszedł aż do szczelin na wysokość około 7700 m. Pomimo bardzo dobrej widoczności nie dostrzegł żadnych śladów Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego. Lustrowanie stoków w okolicy przełęczy przez lunetę z bazy również nie przyniosło rezultatu.


Zachód słońca na szczycie (fot. Artur Małek)

7 marca kierownik wyprawy Krzysztof Wielicki uznał szanse na przeżycie dwójki zaginionych, po spędzeniu dwóch nocy bez sprzętu biwakowego w ekstremalnie trudnych warunkach, za zerowe. Wyprawę zakończono 8 marca po południu. Po symbolicznym pożegnaniu i modlitwie za zmarłych rozpoczęto zejście w doliny.

Ostateczną oceną całej wyprawy ma zająć się specjalna komisja Polskiego Związku Alpinizmu.

Janusz Kurczab




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum