28 grudnia 2012 10:19

Rok 2012 w górach najwyższych Cz. I – zima i wiosna

Grudzień to czas podsumowań, także dla naszej dyscypliny. Jaki był miniony rok w himalaizmie? Perspektywa kilku miesięcy, jakie upłynęły od zakończenia sezonów – wiosennego w Himalajach i letniego w Karakorum, pozwala na dokładniejsze spojrzenie na ich wyniki.

Może trochę zbyt wcześnie na pełną ocenę jesieni w Himalajach. Uprzedzając nieco fakty, trzeba jednak powiedzieć, że ten sezon był wyjątkowo słaby. Toteż, jeżeli nawet nam coś umknie, raczej nie będzie to nic istotnego. Duża objętość materiału, który chcemy przekazać czytelnikom, a także oczekiwanie na spływ wiadomości pozwalających na dokładniejszą ocenę sezonu jesiennego sprawia, że nasze podsumowanie zostało podzielone na dwie części.


Annapurna – piękna, ogromna i niebezpieczna (fot. Ferran Latorre)

***

Część I – zima i wiosna

  • Zima 2011/2012 w Himalajach i Karakorum

W Himalajach jak zwykle zainteresowaniem cieszyła się Nanga Parbat (8126 m), góra wznosząca się na północno-zachodnim skraju tego pasma – w Himalajach Zachodnich na terytorium Pakistanu. Wyprawy na nią wymagają stosunkowo niewielkich nakładów finansowych, ze względu na dużą zniżkę opłaty za pozwolenie na atakowanie w porze zimowej i niewielką odległość bazy od Karakoram Highway. Szturmowały ją bez skutku dwie wyprawy:

Doborowa dwójka Simone MoroDenis Urubko, po rezygnacji z klasycznej drogi Kinshofera, przeniosła się na drogę atakowaną przez Reinholda Messnera z Hanspeterem Eisendle i Wolfgangiem Tomasethem w 2000 roku. Ta ostatnia trójka praktycznie wytyczyła nową drogę na niemal czysto lodowej północno-zachodniej flance, jednak nikt z nich nie wszedł na wierzchołek, dotarli do wysokości ok. 7500 m.

Nie powiodło się również włosko-kazachskiej dwójce. Po założeniu trzech obozów (najwyższy na 6600 m) – Denis i Simone nie doczekali się sprzyjającej pogody do ataku szczytowego. W połowie lutego ogłosili koniec wyprawy i rozpoczęli pakowanie. Stopień zaśnieżenia stoków góry wykluczał jakąkolwiek akcję bez narażania się na ogromne niebezpieczeństwo.


Simone w pobliżu obozu I. Widok na ściany Nanga Parbat i Mazeno Peak (fot. thenorthfacejournal)

Polski zespół Łukasz Biernacki, Marek Klonowski i Tomasz Mackiewicz również próbował zimowego wejścia na „Nagą Górę” (Klonowski i Mackiewicz już po raz drugi z rzędu). Próba zakończyła się niepowodzeniem, choć tym razem Polacy dotarli nieco wyżej w kuluarze Kinshofera.


Baza Polaków pod Nanga Parbat (fot. Matteo Zanga)

W Karakorum działały tej zimy trzy wyprawy:

Silna i liczna rosyjska wyprawa pod wodzą Wiktora Kozłowa atakowała atakowała K2 (8611 m) tzw. drogą Cesena. Rosjanie założyli dwa obozy i dotarli do wysokości 7200 m. Jeden z uczestników, Witalij Gorelik ciężko zachorował po powrocie z poprzedniej akcji i w dniu 6 lutego zmarł, po 4 dniach oczekiwania na helikopter. Przyczyną zgonu było zapalenie płuc i niewydolność serca. Wyprawa została zakończona.


Obóz I (6000 m) rosyjskiej wyprawy na K2 (fot. k2-winterclimb.ru)

Polską wyprawą na Gasherbrum I (8080 m), zorganizowaną w ramach programu „Polski himalaizm zimowy 2010-2015”, kierował Artur Hajzer. Wyprawa odniosła pełen sukces. Po założeniu trzech obozów, dwójka szturmowa Adam Bielecki i Janusz Gołąb dokonała rankiem 9 marca pierwszego wejścia zimowego na ten ośmiotysięcznik. Wejścia dokonano drogą normalną, Kuluarem Japońskim z przełęczy Gasherbrum Saddle.


Adam Bielecki na szczycie GI (fot. polskihimalaizmzimowy.pl)


Polska wyprawa w bazie pod GI (fot. polskihimalaizmzimowy.pl)

Międzynarodowa wyprawa pod kierunkiem Austriaka Gerfrieda Göschla Austriaka Gerfrieda Göschla miała za cel poprowadzenie nowej drogi od południowego zachodu na Gasherbrum I. Brała w niej udział również dwójka Polaków: Tamara Styś i Dariusz Załuski.

Trójka alpinistów: Gerfried Göschl, Szwajcar Cedrik Hählen i Pakistańczyk Nisar Hussain atakowała wierzchołek mniej więcej w tym samym czasie co Polacy. Ostatni kontakt radiowy z nimi baza miała 9 marca o godz. 9 rano. Byli po biwaku na wysokości 7700 m i planowali atak szczytowy. Jednak pogoda się załamała i trzej alpiniści nie dali już więcej znaku życia. Pół dnia drogi za zaginioną trójką szedł polsko-baskijski zespół Tamara Styś i Alex Txikon. Dotarli do wysokości ok. 7200 m, po czym zrezygnowali z atakowania głównego wierzchołka GI i weszli na Gasherbrum I South (7109 m, I wejście zimowe).

Cztery ofiary śmiertelne dobitnie świadczyły o niebezpieczeństwach czyhających na himalaistów decydujących się na działalność w tej porze roku. Trzeba jednak powiedzieć, że u podłoża tragedii wyprawy Gerfrieda Göschla niewątpliwie leżał wybór drogi, prowadzącej w górnych partiach łatwym, ale bardzo rozległym terenem śnieżnym, szczególnie narażonym na zimowe wichury, a trudnym do szybkiego przebycia po opadach śniegu.

Dla nas najważniejsze jest, że w wyniku sezonu 2011/2012, jak to formułowały opiniotwórcze media zagraniczne, Polacy powrócili na zimowy tron himalaizmu.

***

  • Wiosna 2012 w Himalajach

Wiosenny sezon w Himalajach jest najważniejszy dla działalności alpinistycznej i alpiniści wybierają ten okres na realizację najpoważniejszych przedsięwzięć. Tym razem wiosenna aura spłatała wszystkim figla. Ocieplenie i wiatry sprawiły, że stoki gór były wyjątkowo suche i duże było niebezpieczeństwo lawin kamiennych W rejonie Everestu szczególnie niebezpieczny był lodospad Khumbu. Również kamienie spadające bardzo zalodzoną tej wiosny ścianą Lhotse stwarzały duże zagrożenie dla wychodzących powyżej obozu II w Kotle Zachodnim. Mimo to szczyt Everestu (8848 m) odwiedziły setki alpinistów i uczestników wypraw, w większości komercyjnych.

Przeciskając się w tłumie, bez tlenu osiągnął wierzchołek znakomity Szwajcar Ueli Steck w towarzystwie 21-letniego Szerpy Tenzinga, natomiast mający w planach to samo Hiszpanie Nacho Orviz i Ferran Latorre musieli zawrócić ze względu na tłok na poręczówkach. Nie zabrakło również Polaków – 20 maja na szczyt świata od strony tybetańskiej wszedł Ryszard Pawłowski (po raz czwarty na Evereście), a 25 maja – również od północy – Robert Szymczak, Dariusz Załuski (po raz drugi) oraz Wojciech Kukuczka – młodszy z synów Jerzego Kukuczki.


Wojciech Kukuczka (fot. fakt.pl)

Warto też zwrócić uwagę, że 18 maja na wierzchołku Everestu, idąc od północy, stanęła 73-letnia Japonka Tamae Watanabe jako najstarsza kobieta w historii. Poprawiła w ten sposób własny rekord sprzed 10 lat, „wyśrubowując” go w sposób trudny do pobicia.


Tamate Watanabe (fot. article.wn.com)

Innego typu rekord ustanowiła Iranka Parvaneh Kazemi (41). W odstępie tygodnia (18 i 25 maja) weszła na Everest i na Lhotse. Był to pierwszy taki wyczyn w wykonaniu kobiety. To osiągnięcie było dotychczas udziałem 28 mężczyzn.

Na Lhotse (8501 m) w dniu 25 maja weszły dwie Polski: 38-letnia Szczecinianka (zamieszkała na stałe w Wielkiej Brytanii) Anna Lichota, a w godzinę później – Kinga Baranowska. Kinga nie korzystała z dodatkowego tlenu, podobnie jak podczas swoich pozostałych siedmiu wejść na ośmiotysięczniki.


Kinga Baranowska na szczycie Lhotse (fot. kingabaranowska.com)

Z pozostałych wejść w rejonie Everestu warto wymienić sukces zespołu Gerlinde KaltenbrunnerDavid Göttler na sąsiednim Nuptse (7861 m). W dniu 17 maja weszli oni na szczyt wschodnią granią. Mimo stałego nękania alpinistów przez typowe dla tego szczytu lawiny, wierzchołek Annapurny (8091 m) osiągnęło kilkanaście osób.

Była wśród nich Amerykanka Cleo Weidlich (48, szczyt 20 kwietnia), która podobnie jak kilku innych alpinistów, nie korzystała z aparatury tlenowej. Cleo została także bohaterką podobnego wyczynu, jak wspomniana wyżej irańska alpinistka. W niewiele ponad miesiąc później – 26 maja – weszła na Dhaulagiri (8167 m). Została w ten sposób pierwszą kobietą, która w ciągu jednego sezonu weszła na te ośmiotysięczniki. Dotychczas ta sztuka udała się tylko 10 mężczyznom. Cleo Weidlich goni naszą Kingę Baranowską: Dhaulagiri był dla niej już siódmym zdobytym szczytem ośmiotysięcznym.


Cleo Weidlich na wierzchołku Kanczendzongi w 2011 roku
(fot. cweidlichsherpagirl.blogspot.com)

Wierzchołek Annapurny w dniu 6 maja osiągnęli także dwaj CzesiRadek Jaroš i Jan Trávníček. Jarošowi do Korony Himalajów brakuje tylko K2. Na wszystkie dotychczas zdobyte wchodził bez tlenu. Z kolei nasz słowacki przyjaciel Peter Hámor 17 maja wszedł na Kanczendzongę (8585 m) – swój dziewiąty ośmiotysięcznik.

Niestety bez sukcesu wróciła kierowana przez Jerzego Natkańskiego unifikacyjna wyprawa na Manaslu (8156 m), organizowana w ramach programu „Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015”. Atakująca szczyt z obozu III (7100 m) trójka w składzie: Jarosław Gawrysiak, Andrzej Bargiel i Kamil Grudzień, zawróciła z wysokości 7600 m, po 5 godzinach torowania w silnym wietrze.

Po sezonie wiosennym grono zdobywców Korony Himalajów powiększyło się do 30. Jako 29. na wierzchołku Dhaulagiri w dniu 18 maja zameldował się Włoch Mario Panzeri (48, wszystkie szczyty bez tlenu), a jako 30. wejściem na ten sam szczyt 26 maja do posiadaczy Korony dołączył pierwszy Japończyk – Hirotaka Takeuchi (41).

Janusz Kurczab




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum