29 listopada 2012 15:57

Janusz Nabrdalik (1949-2012) – wspomnienie

Z czasem coraz mniej pamiętamy, za to coraz częściej się nam wydaje… że pamiętamy. W przypadku osób, które znamy „od zawsze”, odpowiedź na pytanie: skąd się znamy? – bywa bardzo trudna lub wręcz niemożliwa. Gdy nadeszła wiadomość, że Nabrdal umarł, nagle uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia kiedy/gdzie zetknęliśmy się ze sobą po raz pierwszy…


Nabrdal

W takim przypadku najlepiej sięgnąć do „źródeł”. Jeśli się je ma! Ja COŚ na pewno mam – w końcu „redaktorski” nawyk gromadzenia papierów wyrobiłem w sobie dawno, dawno temu – lecz sam nawet nie wiem, co uda mi się „wykopać”. Nim jednak zaglądnę do szafy i „kapowników” wspinaczkowych (nb. czy dzisiejsi wspinacze prowadzą jeszcze kapowniki, czy może wystarcza im Cyfra-15-Mln-Megapikseli?), na myśl przychodzą oderwane obrazy z przeszłości…


Janusz Nabrdalik i Alek Lwow

* * *

Początek lat 80.  A może koniec 70.? Nie jestem pewien, ale to wówczas byliśmy u szczytu wspinaczkowej formy na zawodach wspinaczkowych „na czas”. Pędzimy białą „Skarpetą” przez Słowację, choć należałoby rzec: Czechosłowację. „Pędzimy”! Ba, ile mogła wówczas wyciągnąć polska syrenka? 100, 110, może 115-120 km/h. Nabrdal był gość, już wtedy miał auto, tzn. syrenę, którą nazywał pieszczotliwie Skarpeta. Czy ona naprawdę była biała?

No więc pędzimy pustymi słowackimi drogami na zawody w Maninskiej Tiešnavie. Pomyślcie! Puste szosy – to były czasy! Zapamiętałem, że zakwaterowano nas w obiektach na miejskim stadionie. Ale jak nazywało się to miasteczko? Zaraz, zaraz – znajdę w notatkach! Że szefem ekipy słowackiej był „sławny” (nieżyjący już!) Andreaši – autor przewodników, że był sympatycznym gościem, i że w jego drużynie była (nieżyjąca już!) wschodząca gwiazda czechosłowackiego wspinactwa Zlatica Podhorska, masywnie zbudowana i skuteczna w skale. Że ściana, na której odbywały się zawody, była wapienna i imponująca. Że m.in. startowało wówczas kilku słowackich chłopaków, którzy w latach późniejszych dokonali znaczących wyczynów w górach świata, Glejdura, Formanek, Koller, Valovič… Że był z nami młodziutki Wojtek Bryła. Tyle!

Aha! I jeszcze to, że po tamtych zawodach mam na prawej piszczeli bliznowaty ślad – w ferworze walki nabiłem się golenią na mały skalny orzeszek, co poczułem dopiero pod ścianą, po zjeździe, gdy zobaczyłem krew.

* * *

Teraz już na pewno początek lat 80. Zawody w Aggtelek na Węgrzech. W ekipie PZA Lwow, Marcisz, Nabrdalik, Pankiewicz. Jechaliśmy pociągiem do Budapesztu, potem z węgierskim opiekunem, lokalną komunikacją. Znów efektowne wapienie… I obrazek z drogi powrotnej: niemal pusty przedział pociągu z Budapesztu do Katowic – my dwaj z Nabrdalem i sympatyczna Polka o twarzy rozmazanej przez upływ czasu i imieniu dawno zapomnianym – śpiący pokotem na ławkach… Wówczas nie było tłoku w pociągach międzynarodowych.

* * *

Koniec lat 70. – listopad? Kamieniołom w Chwałkowie (inaczej: w Strzeblowie k. Sobótki), zawody wspinaczkowe organizowane przez Staszka Handla, deszcz, zimno, syf… My pod parasolkami, w puchówkach i ciepłych szmatach… Ale kto wygrał? Żadnych wspomnień…

* * *

Różne lata, różne miejsca… Nabrdal, niewysoki (to akurat wśród wspinaczy norma), gdy chodził lekko pochylony do przodu, energiczny, sympatyczny, w dobrym humorze, zawsze wciąż coś w rozmowie „łoił” – jakąś ścianę, jakąś skałę… pozytywnie zakręcony z powodu „dziecka” – Lhotse (uprzęże wspinaczkowe etc.). Wprawdzie już nie było wspólnego górołażenia, ale były biesiady i śmiechy, chwile zawsze za krótkie.


Sosnowiec 2011

Powyższe to były wspomnienia, migawki zaczerpnięte „z głowy, czyli z niczego”, jak pisywał kiedyś w GiA Piotr Kasprowski. Teraz czas na bezsporne fakty. Oto co znajdujemy w kapowniku:

Ciemna czarno-biała fotografia. Na odwrocie zdawkowy opis: 18.11.79 Chwałków – zawody.
Na zdjęciu można rozpoznać Krzyśka Czarneckiego, Jasia Nabrdalika, Staszka Handla (w puchówkach – widać, że jest zimno) oraz  Władka Janowskiego i (chyba?!) Wojtka Jarocińskiego. Parasolki w użyciu pokazują, że pada. Innych informacji brak.


Zawody Wspinaczkowe w Chwałkowie k. Sobótki: Krzysztof Czarnecki, Janusz Nabrdalik (pod jasną parasolką), Stanisław Handl, Władysław Janowski i Wojciech Jarociński (w kapturze)

9-10 maja 1981 – (…) Zawody skałkowe o Puchar Polski I seria – Międzygórze. Po pd. w niedzielę odbyły się zawody. Kolejność jak obok na kartce. (…)

Kartki brak, pewnie zawieruszyła się gdzieś i kiedyś się znajdzie. Dziś wydaje mi się, że wtedy wygrał chyba Nabrdal, a ja o włos wyprzedziłem Pankiewicza – trzeba by sprawdzić, może w „Taterniku” jest coś na ten temat? (…) O! Jest kartka! Czytam:

(10 maja) 1. Nabrdalik, 3. Lwow, 4. Czarnecki, 5. Pankiewicz. 6. Serwatka.

Zatem Nabrdal jednak był pierwszy – dobrze pamiętałem, ale kto był drugi??? Notatka na ten temat milczy, a Stasiu Handl – organizator tamtych zawodów (może będzie pamiętać), akurat jest poza zasięgiem sieci. Takie czasy!

30-31 maja 1981 – (…) Zawody skałkowe o Puchar Polski II seria – Śnieżne Kotły. Organizator: Wł. Janowski. Wyniki (31 maja): 1. Pankiewicz, 2. Marcisz, 3. Bryła, 4. Handl, 5. Lwow, 6. Śmieszko, 7. Nabrdalik (…).

I znów przychodzi skojarzenie: po zawodach na schodach Chatki Pod Śmielcem zrobiliśmy sobie wspólne pamiątkowe zdjęcie. Widać na nim, jak trzymam w górze dłoń z palcami ułożonymi w V. Józef Nyka dał tę fotografię na 4. stronę okładki któregoś z „Taterników”, ale V zostało na fotografii… zamazane. Stan wojenny stał już za progiem…

3-7 września 1981 – Puchar Aggtelek, Węgry.
Obszerne zapiski, dzień po dniu. Tzw. komuna wyłazi z notatek na każdym kroku…


5 września 1981 r., Międzynarodowe Zawody Wspinaczkowe w Aggtelek, Węgry –
od lewej: Krzysztof Pankiewicz, Andrzej Marcisz, Aleksander Lwow i Janusz Nabrdalik

(…) Skład wyjazdu: Lwow, Marcisz, Nabrdalik, Pankiewcz. (…) Pociąg „Batory”(…) pół pusty (…) b. zimno w przedziałach (…) musieliśmy kupić karty przekroczenia granicy po 20 zł [jakie karty, było coś takiego?] (…) [czescy celnicy] znaleźli 2 paczki [lewe] w przedziale i oczesali Polaka, co w nim jechał, z towaru (…).  [w Aggtelek] śpimy u chłopa w pokoju gościnnym (…) 5.IX. – Dziś „parne gonki” [wspinaczka równoległa dwóch zawodników]. (…) Ok. 12. zaczęły się już zawody kobiet, ale to kalectwo (…) [nie wiem o co mi chodziło, pewnie babki słabo się wspinały]. (…) [Finały] (…) 6.IX. – JN [Nabrdal] startuje poza konkursem [nie przeszedł eliminacji] (…)

Klasyfikacja seniorów: 1. Pankiewicz, 2. Viorel (Rumunia), 3. Marcisz, 4. Lwow, 5. Kuderjavy (CS), 6. Ioaiv (Rumunia). Klasyfikacja zespołowa: 1. Polska (MarciszPankiewicz), 2. Rumunia (ViorelSchabel), 3. Węgry (DacsiAnnus).

I ciekawostka: obaj z Marciszem mieliśmy w finale identyczne czasy (4’29”) – wygrał Andrzej, dzięki punktom z eliminacji, ale „pozakonkursowy” Nabrdal uzyskał lepszy czas niż my: 4’06”!

[Powrót] (…) Do poc. [wsiedliśmy] bez miejscówek na 1 godz. przed odjazdem. (…) Zapłaciliśmy 150 zł do łapy [sic!] konduktora. Potem dosiadła do nas jakaś panienka Ewa jadąca z Rumunii, bo nie miała z kim zostawić torby idąc do knajpy (…). [Teraz wszystko jasne!]

17-20 września 1981- III Ogólnoczeskie i VIII Słowackie Zawody Skałkowe – Maninska Tiešnava. (…) Skład ekipy: Bryła, Lwow, Marcisz, Nabrdalik. (…) 17. IX. (…) na przejściu granicznym w Cieszynie czekaliśmy 1 g. na odprawę i godzinę w czasie odprawy. (…) dotarliśmy na autocamping Manin w Považskiej Těplej ok. 22.00. (…) [finał] 19.IX. JN startował jako 34. na prawej drodze. Ruszył raźnie, ale nagle po 3 m runął z chwytem, co go zdyskwalifikowało. (…) pogoda kaprawa, kropiło (…). Wyniki – zawody mężczyzn parami: 1. Glejdura (SK), 2. Marcisz, 3. Koller (SK), 4. Lwow, 5. Lidak (SK), 6. Kuderjavy (SK), (…) 14. Bryła, 15. Formanek, 16. Valovič (…) było 52 zawodników.

Notatki nie pozostawiają wątpliwości, piwo – nasz podstawowy napój „energetyczny”, kosztowało wówczas 2,80 Kčs – nieważne, czy był to „Trnavan 12” z Trnavy, czy „Zamocke Svetle 12” z Bytcy. Mawiało się wówczas w Czechosłowacji, że ta cena nie może się nigdy zmienić, bo gdyby jednak piwo miało podrożeć, to… w kraju wybuchnie rewolucja.

* * *

Dość tego grzebania w „teczkach”. Z góry było wiadomo, że pamięć zawsze przegrywa z faktami. W najlepszej nawet wierze pamiętamy (i to wybiórczo!) niewiele i nie zawsze nasze własne wspomnienia. Czasem są one autentycznie nasze, czasem zasłyszane i zaadoptowane jak swoje, czasem po prostu wydumane… Dobrze, że w powyższym tekście nie chodzi o to na przykład, kto kapował, kto walczył albo kto „stał tam, gdzie ZOMO”. Ci, którzy muszą wspominać „z czapki” coś takiego, dopiero ale mają w głowach groch z kapustą, że posłużę się tu składnią poznańską.

Jutro w Sosnowcu pochowamy Nabrdala, Janusza Nabrdalika – naszego kolegę, przyjaciela i kompana. I tyle! Aż tyle i tylko tyle! Szoł mast goł on – jak śpiewał Freddy.

***

PS Odezwali się starzy kumple i dzięki nim mogę uzupełnić informacje zawarte w tekście:

Staszek Handl i – organizator zawodów w Międzygórzu – podał brakujące informacje nt. wyników zawodów: 1. Nabrdalik – 2’45”05; 2. Janowski – 2’53”08; 3. Lwow – 2’58”00; Pankiewicz – 3’06”08 (źródło „Taternik” nr 1/1982, str. 36).

Natomiast Władek Janowski napisał w mailu: Jestem akurat w West Virginii, pogoda piękna i udało mi się nawet dorzucić następną nową linię; postanowiłem ją zadedykować Nabrdalowi… Jak dla mnie niełatwa – roboczo wyceniłem na 5.12a.

Alek Lwow





  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    ech, miło... [1]
    Ech, miło się czyta. Tym bardziej, że miło też wspomina…

    29-11-2012
    peresada

    Jasiu Nabrdal [13]
    Znaliśmy się z Jasiem od jesieni 1975, kiedy przyszedł do…

    1-12-2012
    MacKordeusz

    wspomnienie [1]
    Korkery to też już wspomnienie

    3-12-2012
    MacKordeusz