30 października 2012 13:39

Tak Pucharu przeprowadzać nie wolno… – Mechanior o zawodach w Andrychowie

"Tydzień po zawodach Pucharu Polski w Krakowie najlepsi zawodnicy z całego kraju zjechali do Andrychowa, by rywalizować w kolejnej odsłonie pucharowych zmagań”- tak powinna zacząć się relacja z zawodów w Andrychowie, jakie odbyły się minionej niedzieli, ale tak się nie zacznie, ponieważ zbyt wiele rzeczy nie jest tutaj na swoim miejscu.

Po pierwsze – nie zjechała się cała czołówka, tylko kilka osób. Na Avatarze rywalizowało 21 panów i 12 pań, w Andrychowie stawiło się już tylko13 zawodników i 10 dziewczyn. Frekwencyjna mizeria tradycyjna, tym razem w wersji extension. Niestety, miały na to wpływ nie najlepsze prognozy co do poziomu zabawy i co gorsza, nieobecni raczej nie będą żałować swojej absencji.


Adrian Chmiała na drodze męskiego finału

Po drugie – na pierwszy rzut oka widać, że coś jest nie tak, skoro zawody pucharowe odbywają się tydzień po tygodniu. Nawet niewielkie doświadczenie zawodnicze nie jest potrzebne do wyczucia wątpliwej klasy pomysłu – zwyczajny zdrowy rozsądek podpowiada, że dwie z trzech zaplanowanych na cały rok edycji Pucharu nie muszą koniecznie zamykać się w okresie ośmiu dni. Skoro zaś tak jest, to prawdopodobnie znaczy, że którąś z nich (cały Puchar?) organizuje się na siłę i że być może smutny ów rzeczy stan będzie na imprezie widoczny. No i był!

W kilku słowach, bo nie ma sensu tracić czasu. Chwytowi (Starszy – Adam Karpierz „Gaduła” i dwóch czeladników na stażu, Piotrek „Skręcik” Czarnecki oraz Dawid Herman) dostali jedną noc (sic!) na przykręcenie całych zawodów, dokładniej: czas od dziesiątej wieczór w sobotę, do startu pierwszego zawodnika (nieco po dziesiątej rano w niedzielę), czyli 12 godzin. Przepraszam, 13 godzin, wszak tej nocy mieliśmy zmianę czasu (a to szczęściarze!).

Ściana w Andrychowie jest niewielka (chociaż wysoka), co gorsza na jednym z paneli wisiały już czasówki dla dzieci, więc miejsca mało. Chwytów niedużo. Struktury (dwie) pożyczone z Avatara (zdaje się przez chwytowych, nie organizatorów). Wkrętarka załatwiona po znajomości (bo na miejscu nie mają). Robota jak w kopalni, kasa jak w podłej knajpie. Wszystko to wiem półoficjalnie, wszystko to prawda, niestety.


Monika Prokopiuk na drodze finałowej

Przykładowy rezultat takiej degrengolady: wobec braku miejsca i czasu na lepsze pomysły, jedna z dróg eliminacyjnych (wspólna dla zawodników i zawodniczek, jako łatwiejsza panów i trudniejsza pań) wiedzie przez ścianę pełną wpuszczanych chwytów. Na zapleczu brak zaślepek, więc chwytów nie idzie odkręcić. Droga powstaje zatem metodą redukcyjną, przez zaklejenie czarną taśmą większości z nich.

Taśma, niestety, nie chce się trzymać, więc zawodnicy od czasu do czasu oddają niewyspanym chwytowym przysługę i podczas zjazdu po starcie uzupełniają braki. Potem okazuje się, że łatwiej kredą, niestety Karina Mirosław myli się i zakreśla nie to, co trzeba; ale nie ma problemu, następne zawodniczki pamiętają, czego nie wolno. Mniej kurtuazyjny był startujący nieco wcześniej Michał Miśta, który po prostu złapał za niezaklejoną dziurę po wpuszczaku; chwila konsternacji, po czym sędziowie ściągają zawodnika, by… za chwilę stwierdzić (pod naciskiem chyba nieco lepiej zorientowanych w przepisach startujących), że była to pomyłka (niezaklejonego wolno łapać) i Michał może powtarzać start. Obłęd w ciapy.

Dodajmy, że pierwszą drogę kwalifikacji kończą wszyscy panowie poza wspomnianym Michałem, drugą (już znacznie logiczniejszą) siedmiu typów; u dziewczyn przed finałem pięć podwójnych topów (niespodzianka – Nina Gmiter jako jedyna nie kończy pierwszej drogi i odpada z zawodów); groza, że gdzieś znowu będzie decydował czas. Uprzedźmy fakty – decydował. Dodajmy – do chwytowych nie można mieć pretensji. Cud, że w ogóle zdążyli.

Nie mówmy o ściance do rozgrzewki (na szczęście opodal jest pakernia w kotłowni i można z niej było skorzystać, bo w samym budynku zawodów takowej nie było), o publice (20 osób, chyba większość ze względu na zawody dla dzieci plus sami zawodnicy), o czymkolwiek. Nawet nieśmiertelny Rafał Nowak jakoś bez wigoru, co było skądinąd najwłaściwszym komentarzem.

Panie i Panowie, tak Pucharu przeprowadzać nie wolno! Wiem, że bez trzech edycji w roku nie będzie pieniędzy od ministry Muchy, ale jakim kosztem? Aha, przy okazji była jeszcze dyscyplina młodzieżowców – chłopców dwóch, jeden wszedł do finału (Szymon Łodziński), drugi – Piotr Stępniak – nie. A kiedyś najstarsi juniorzy (tak to się wtedy nazywało) bali się na seniorskich zawodach tylko siebie… Ponure wnioski o polskim wspinaniu sportowym byłyby udziałem tego, kto po zawodach w Andrychowie miałby jeszcze siły o nim myśleć.                  

Finały były udane o tyle, o ile startowali panowie, u pań droga rozrzuciła na kilku chwytach i nikt nie doszedł dalej, jak do dwóch trzecich. Wygrała Sylwia Buczek przed Moniką Piasecką czasem – bo spadły tak samo, trzecia była Kasia Ceran. Parametr w jednym miejscu skutecznie odbierał siły i chęci do dalszej walki. Natomiast męski finał, autorstwa Piotrka Czarneckiego, był po prostu bardzo dobry i znakomicie spełnił swoją rolę, tak w rozrzuceniu łojantów, jak dla potencjalnego widowiska (którego nie było z innych przyczyn).

Zwycięzca Konrad Ociepka pokazał najwięcej zapasu, jakkolwiek od samego początku bardzo starał się go stracić. Drugi Mechanior (czyli ja) o dziwo używał nóg całkiem poprawnie i restował tylko tam, gdzie trzeba, zaś trzeciego na mecie Kamila Ferenca zgrzało jak tydzień temu, tylko tym razem pół ruchu za wcześnie na choćby 2. miejsce. Dobrze, że ten finał się odbył, bo troszkę poprawił wszystkim humory. Potem pojechaliśmy do domu.

Słuchajcie! Bardzo lubię i cenię Łukasza Świrka, który te zawody „organizował”, mam Łukasza za znakomitego, a przede wszystkim niezwykle pracowitego i uczciwego sportowca. Mam natomiast wrażenie, że Łukasz nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że zorganizowanie zawodów, nawet najskromniej zakrojonych, jest jednak pracą trudną i odpowiedzialną. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że tylko śnieg nie pozwolił mu na organizowanie równolegle imprezy na rynku w Andrychowie? Jak wyjaśnić nieodparte wrażenie, że sami zawodnicy lepiej by sobie ten Puchar przeprowadzili? A Komisja Wspinaczki Sportowej? Rozumiem, że chwytamy się wszystkich możliwości, żeby obowiązkowe trzy edycje pucharu zrobić i całą imprezę domknąć; „tonący brzydko się chwyta” i tak dalej. Ale mimo wszystko…

Zawody miały miejsce, zawody się odbyły, zawody się skończyły, niestety – nie będą nawet zapomniane. Byłoby to zbyt wiele jak na klasę imprezy. 

Andrzej Mecherzyński-Wiktor

Wyniki kobiety:

l.p. imię nazwisko klub
1 Sylwia Buczek MKS Tarnovia
2 Monika Piasecka KW Nowy Sącz
3 Katarzyna Ceran CW Avatar Kraków
4 Karina Mirosław Pol-Inowex Skarpa Lublin
5 Patrycja Gawlas KW Jastrzębie
6 Monika Prokopiuk Pol-Inowex Skarpa Lublin
7 Joanna Niechwiedowicz KS Korona Kraków
8 Zofia Banasik CW Avatar Kraków
9 Karolina Kozera KW Jastrzębie
10 Janina Gmiter  

Wyniki mężczyźni:

l.p. imię nazwisko klub
1 Konrad Ociepka KS Korona Kraków
2 Andrzej Mecherzyński-Wiktor CW Reni Sport Kraków
3 Kamil Ferenc KS Korona
4 Adrian Chmiała CW TOTEM Bielsko Biała
5 Michał Łodziński UKA Warszawa
6 Rafał Pawiński UKA Warszawa
7 Maciej Kalita MKS Tarnovia
8 Szymon Łodziński UKA Warszawa
9 Piotr Stępniak UKA Warszawa
10 Kamil Mazur KW Jastrzębie
11 Łukasz Smagała CW Avatar
12 Maciej Dobrzański KS Korona
13 Michał Miśta KW Warszawa

Sędzia główny: Maciej Jankowicz

Andrzej Mecherzyński-Wiktor




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Andrzeju [75]
    Tak strasznie "besztasz" organizację i ludzi a nie wiesz że…

    30-10-2012
    jamartynam