1 października 2012 10:22

Ola Taistra o Cosi fan tutte – tego dnia czułam, że mogę zrobić drogę. Wreszcie czułam totalny spokój…

Ola Taistra (Soya, Mercedes-Benz Auto Idea, Salewa, La Sportiva, Sztuka Żywienia, Olimp, Grandessa, Action Club) poprowadziła Cosi fan tutte 8c+ w Rodellarze. To pierwsze polskie kobiece przejście drogi o takich trudnościach. Rozmawiamy z Olą o tym przełomowym przejściu.

Wojtek Słowakiewicz: W rozmowie z nami na początku roku mówiłaś, nie chcąc zdradzać konkretów, o chęci zrealizowania marzenia wspinaczkowego. Czy chodziło właśnie Cosi fan tutte?

Ola Taistra: Mówiąc o marzeniu wspinaczkowym, nie miałam na myśli Cosi. Pamiętaj, że w minionym sezonie odwiedziłam kilak nowych miejsc, które zainspirowały mnie na nowo do działania, a Cosi stało się wreszcie w mojej głowie jednym z elementów niezbędnych do pójścia dalej. Droga przytrzymała mnie głównie mentalnie i ten kto faktycznie zna całą moją przygodę z Piscinietą dokładnie wie, o czym mowa.


Ola Taistra
(fot. Przemek Chudkiewicz/Grandessa.pl)

Opowiedz nam więcej o samym prowadzeniu i charakterze drogi.

Może zacznę od opisu charakteru drogi, ponieważ  zauważyłam, że każdy portal internetowy wymyśla inną wersję. Drogę znam dość dobrze ;-), więc chyba moja wersja będzie najwierniejsza :)

Cosi fan Tutte zaczyna się 25-metrowym boulderowym 8a+, po którym znajduje się dobry rest. Można w nim spędzić, w zależności od poziomu wytrzymałości, 5-15 minut. Ja wybierałam wersję drugą. Dwie kolejne wpinki doprowadzają nas głównego boulderu drogi (kilka siłowych ruchów po małych chwytach) Po cruxie był dobry rest, ale urwałam go w trakcie pierwszej mocnej wstawki ;-)

Kolejne kilka metrów drogi to czas na dojście do siebie po wymagającym boulderze, czyli dalekie ruchy po średnich chwytach. Po trzech wpinkach za boulderem ponownie należy wykazać się zaciętością i mocnym przytrzymaniem kilku bardzo małych chwytów (mój statyczny styl wspinania eliminował wersję ze skokiem ;-) Tutejsi określają ten moment jako crux II, w którym wiele się zmieniło przez ostatnie lata! Ciężko mi określić trudności kolejnych metrów drogi, z których spadali na moich oczach bardzo dobrzy zawodnicy. Jest to odcinek bardzo wytrzymałościowy ze średnimi restami, na którym trzeba wykazać się ogromnym spokojem.

Końcówka drogi przewiesza się do około 45 stopni, a przewinięcie się na pion jest niezwykle siłowe i robi się je nieco na oślep, gdyż nie widać chwytu, do którego się sięga. Końcówka w połogu to techniczne skradanie się po oblakach i płytkich dwójkach, lecz ma się to nijak do trudności obu wyżej opisanych boulderów. Całość to przepiękna linia, którą polecam każdemu szaleńcowi.

Jak wyglądał dzień zrobienia Cosi fan tutte?

Wyglądał bardzo normalnie :) Wstałam, łyknęłam witaminy, zjadłam omleta ze szpinakiem, spakowałam bidon z izotonikiem i Testarossy do plecaka, a następnie już czwartą  z kolei na tym wyjeździe „pompowaną gondolą” ruszyłam z Michałem do Piscinety. Odciążona przez Kwiata od wiosłowania, podziwiałam po raz enty kanion, w którym topiłam się 3 lata temu.

Tego dnia czułam, że mogę zrobić drogę. Wreszcie czułam totalny spokój i nie musiałam wysłuchiwać trzasku młotka i warku wiertarki wiszącego metr ode mnie Daniego, który jak nie wbije dziennie 1 spita to jest chory ;-)

Byłam niezwykle skupiona i wspinałam się płynnie, tak jak zalecała x czasu temu Eva Lopez, czyli od chwytu do chwytu, od ekspresu do ekspresu. Przedarłam się przez główny crux, w którym w tym roku miałam niemal 100% skuteczność. Dotarłam pod crux II trzymający mnie od 2 tygodni, wyrównałam oddech, zmieniłam tempo muzyki w I-podzie, pouśmiechałam się do Michała parodiującego na ziemi Rockiego Balboa (od tygodnia Kwiato stymulował mnie filmami z walkami bokserskimi) i ruszyłam energicznie w dwie małe krawądki, myśląc o Ramonie, który jak to Serge Casteran (autor drogi, gawędziarz) opowiadał, był jedynym robiącym to miejsce w taki sposób ;-) Ni stąd ni zowąd, znalazłam się w dobrej tufie tuż za cruxem II i chyba po raz pierwszy w życiu zaczęłam mówić do siebie w trakcie wspinania: „uspokój się, to są dobre chwyty, nie histeryzuj, od wpinki do wpinki, głupia robiłaś już to 1000 razy, do cholery nie daj się zrzucić!”

To musiało wyglądać bardzo zabawnie – wspinająca się i gadająca do siebie – wariatka ;-) Tuż przed wyjściem w pion, zatrzymałam się w dwóch podchwytach i kolanie na dobre 15 minut. Zrestowałam się do zera. Przez głowę przeleciało mi mnóstwo myśli o dobrych i złych momentach, które miały miejsce w Pisciniecie przez minione lata. Ponownie zmieniłam tempo muzyki, wyrównałam oddech, uśmiechnęłam się do Kwiata Balboa, po czym wygrałam zakład :)

W drodze spędziłam około 60 minut. W topie kolejny kwadrans, „śliptając” do siebie, zamykając pewien etap w swoim życiu raz na zawsze.

Cos fan tutte to cel, który postawiałaś przed sobą wiele lat temu, jakie to uczucie mieć go już za sobą?

Wiele? Tylko 4 :-)! Pamiętaj proszę, że jest to droga sezonowa, a dobre warunki są  jedynie przez miesiąc. Uczucie? Bardzo dobre, tym bardziej, że mam już dość Rodellaru! :)

Wielkie gratulacje, po raz kolejny przesunęłaś barierę polskiego kobiecego wspinania. Pierwsze 8c+ dla Polki! Czy masz już kolejny wspinaczkowy cel?

Bardzo dziękuję. Po pierwsze – mam nadzieję, że nie ostatnie! ;-) Wojtku! Czy ja kiedykolwiek funkcjonowałam bez planu? ;-) Oczywiście, że mam kolejny cel wspinaczkowy.

Do mojego sukcesu na Cosi przyczyniło się kilka osób, na które zawsze mogłam liczyć i które bardzo wierzyły w mój sukces. Jest to oczywiście Michał, który odstawił na dłuższy moment swoje wspinanie i dbał o to, abym miała pełen komfort. Kasia Buda, która dba o moje sprawy sponsoringowe, będąc równocześnie najwspanialszym przyjacielem na świecie. Artur Deditius, zaprzyjaźniony człowiek, który chyba jako jeden z niewielu wierzy we mnie tak mocno i oczywiście ludzie odpowiedzialni za moje odżywianie, suplementację stojący ciągle „obok” (pomimo tego, że są tak daleko) – Marcin i Michalina Bończa-Tomaszewscy (SZTUKA ŻYWIENIA).

Nie mogę zapomnieć również o Evie Lopez, która kilka lat temu zaszczepiła we mnie coś, co silnie zaowocowało i wiele zmieniło w moim wspinaniu. Dziękuję wszystkim tym, którzy wspinali się ze mną w Pisciniecie.

Dziękuję moim sponsorom: Auto-Idea Mercedes-Benz, La Sportiva, Olimp, Salewa, Grandessa, Action Club za wsparcie.

Pozdrawiam serdecznie.





  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    ipod? [10]
    Gratulacje! Przejście z ipodem? Ciekawa sprawa. Muszę spróbować. Poza tym…

    2-10-2012
    Sziszecki

    Fajnie [1]
    Ehh też chciałbym mieć kiedyś dość Rodellaru... :) ..też mi…

    13-10-2012
    wacuś