2 października 2012 10:29

Dylematy eksploratora. Nigdy nie byłem kujonem – Darek Darkman Piętak

Postanowiliśmy zapytać doświadczonych eksploratorów i ekiperów, którzy w dużej mierze kreują obraz wspinania w naszych skałach, o ich wizję tworzenia dróg wspinaczkowych. To temat bardzo szeroki, z którym od lat wiąże się wiele pytań i zagadnień, nierzadko kontrowersyjnych. Jedną z takich kontrowersji jest niewątpliwie kucie chwytów, ale są też inne zaklejanie i podklejanie chwytów, asekuracja, ograniczniki, logika przebiegu drogi etc.

Ciekawi jesteśmy zdania autorów dróg, ich ideologii i filozofii – począwszy od zamysłu, przez wrysowanie linii na skale, po jej obicie i poprowadzenie. Zapraszamy do lektury i dyskusji. Blok otwiera tekst Darka Darkmana Piętaka.

***

Nigdy nie byłem kujonem

Odniosę się zaledwie do ortodoksyjnego nurtu kucia, bez wdawania się w niuanse pewnych odkształceń terenu, powstających w wyniku mniej lub bardziej zaawansowanych technik czyszczenia.

No cóż, chciałoby się napisać coś mądrego, jednak nie jestem pewien, czy "ja" to dobry adresat pytań sformułowanych przez redakcję portalu wspinanie.pl. Mam okoliczność nie wiedzieć, jak to jest z tym kuciem dróg wspinaczkowych ("o ile to nadal drogi ?") z autopsji, bo nigdy nie byłem kujonem, zatem udało mi się nie ulec wzmiankowanej słabości w walce z własnymi ambicjami, kompleksami czy też niedoskonałościami, bo kto z nas ich nie ma? Mogę jedynie wyrazić swoje zdanie, które ma silnie pejoratywne zabarwienie.

Z ostatnich 35 lat swojego wspinania okraszonego nieco eksploracją mogę wyciągnąć jeden, jedyny wniosek w tej materii: Nie ma potrzeby kucia ani też sztucznej preparacji dróg wspinaczkowych. Brzmi konserwatywnie? Zapewniam, że pozornie.

W praktyce każdy eksplorator spotyka się z pokusą poprawkową i zaniechanie jej nie należy do najłatwiejszej części tej roboty. Jednak satysfakcja ze znalezienia lepszego, naturalnego rozwiązania jest nie do przecenienia. Kucie to moim zdaniem poddanie projektu walkowerem. Sztuczki preparacyjne jakoś nie wzruszają, nie są więc sztuką prowadzenia dróg ani ich technicznego pokonywania. Jeśli zaś nie, to są to tylko ćwiczenia gimnastyczne, w dodatku na przyrządach o niskiej proweniencji. Nie zasługują zatem na czasem wybujałą estymę, którą część z nich się cieszy, choć wszystko jest przecież dla ludzi.


Brytan nr 8/1993

Kucie czy nie, jako droga do celu: Oczywiście jest to swego rodzaju sztuka wyboru, tolerancji, wyobraźni i chyba przede wszystkim pokory, choć przyznam, że jest bardzo łatwo ulec pokusie "poprawiania przyrody", szczególnie w czasie prac eksploracyjnych – wstępnych. Kwestia etyki w dzisiejszych czasach wydaje się być odsunięta na drugi, niejako równoległy tor. Osobiście nie znajduję w kuciu czy też nie kuciu kwestii etycznych lecz dogmatyczne. To raczej kwestia wiary w przejście niemożliwego i niewiary, że Bóg wybrał mnie do otwarcia tej właśnie linii. W praktyce ekipersko-eksploracyjnej często oddaję swoje linie kolegom, szczególnie gdy stwierdzę, że dana linia przerasta mnie technicznie. Oczywiście pewnie można by ją podrasować, ale po co? Samo prowadzenie wytyczonych przeze mnie projektów przez kolegów sprawia mi dużo więcej przyjemności niż moje osobiste otwarcia… no i flasha potem można zaliczyć :)

Na pierwszeństwie stricte nigdy mi nie zależało, bowiem wspinaczka jako dziedzina sztuki ma dla mnie wymiar niezwykle twórczy w sensie towarzyskim. Samo poprawianie wydaje się nieść w sobie aspekt twórczy, choć nieco ułomny, mimo wszystko jednak zdecydowanie przynależny sztucznym obiektom wspinaczkowym (np. panel). Skała to dla mnie czysta klasyka, a więc wymóg zachowania właściwej formy, która powinna stanowić swego rodzaju credo – regułę zakonną. Treść zwykle dopisują kolejne przejścia danej drogi. Bez zasad nie ma dobrej zabawy, zaś sama forma oceny jest niejasna i byle jaka.

Świadomą preparację dróg wspinaczkowych jestem skłonny uznać za rodzaj psychopatologii wymagającej terapii (najlepiej w ośrodkach 'Climbar’ tworzonych na podobieństwo Monaru) i to przy założeniu, że niektóre drogi przygotowane w ten sposób do końca lat 80. stały się jednak zdecydowanym stymulatorem do podniesienia poziomu wspinania, będąc sztucznym środkiem stymulującym do przełamywania barier psychicznych przecież przede wszystkim.

Nie mam nic do dróg już wykutych. Nie ja je kułem, ale i nikt mnie nie pytał, czy to będzie fair. Nie moja to więc ideologia i nie potrafię znaleźć dla niej miejsca w swoim arkuszu ocen, bowiem pierwsze pytanie, jakie przychodzi mi do głowy to: Kim jestem, by to oceniać? Co innego z akceptacją. Tej we mnie nie ma.

Przyjmuję do wiadomości, że takie drogi istnieją w przyrodzie i tego istnienia nie neguję. Optuję jednak za tym, by nowe drogi tego rodzaju nie powstawały (przy zachowaniu tych istniejących), co może stanowić kontrapunkt dla truizmu "po nas już tylko pył", ale i "teraz Q My". Drogi preparowane powinny pozostać zarówno w ujęciu praktycznym jak i w świadomości, jako archetyp przeszłości. Nic nie należy z nimi robić. Jestem zdecydowanie przeciwko ich likwidacji, a także ignorowaniu ich w wykazach przejść – myślę, że sama ikonka "młoteczka" w opisach przewodnikowych załatwia sprawę informacyjnie i jakościowo, bez zbędnych komentarzy.

Wspinałem się po wielu drogach kutych (do znacznej części tych "słynnych", co najmniej się wstawiałem :), preparowanych lub posądzanych o ten proceder w czasie ich powstawania, a także po wielu o wysokim stopniu erozji naturalnej (czyszczenie, obrywy, hakodziury, kołkowanie, doczyszczanie, zaklejanie) i powiem jedno – często bardzo trudno odróżnić jedne od drugich. Przy czym wielu z tych kutych trudno obiektywnie odmówić urody (poza zaklejanymi – to zbrodnia i ohyda!). Co nie ma nic do rzeczy, wszak niektóre sztuczne piersi są całkiem apetyczne mimo, że silikonowe z założenia.

Wnioskując z praktyki własnej co do potencjału eksploracyjnego twierdzę, że w naszych skałach nadal jest on ogromny. Wystarczy chcieć, by móc (go znaleźć), nie trzeba wcale kuć. Kujonizm to według mnie pójście na łatwiznę, a przecież nie umawialiśmy się, że będzie łatwo. Bo i nie o to chodzi. Nie znajduję żadnych argumentów ani sytuacji, w których kucie miałoby sens lub było uzasadnione.

Podklejanie i doklejanie naturalnych fragmentów rzeźby, które uległy degradacji uważam za dopuszczalne, a w wielu przypadkach uzasadnione z punktu widzenia zachowania danej drogi oraz utrzymania jej walorów wspinaczkowych. Kwestia wydaje się być dość delikataną i tę pozostawiłbym decyzji ekipera lub kustosza opiekującego się danym rejonem, co nie wyklucza konsultacji ze społeczeństwem wspinaczkowym.

Co do sztucznego ograniczania dróg, czyli tzw. ograniczników – nie uznaję żadnych (!) z bardzo elastycznym podejściem do rys lub formacji wybitnych na drogach sąsiednich, które czasem jestem w stanie uznać wyjątkowo za tzw. ogranicznik naturalny. Malowanie ograniczników i zaklejanie naturalnej rzeźby skalnej uważam za patologię ruchu wspinaczkowego zasługującą na ściganie i ostracyzm.

W tekście celowo powstrzymałem się od konkretnych przykładów i odniesienia do poszczególnych dróg. Wierzcie mi proszę – nie było mi łatwo :)

Być może stoi przed nami jako środowiskiem (o ile coś takiego nadal istnieje) złożonym z kilku wspinających się jeszcze pokoleń, szansa na zdefiniowanie pojęć dotyczących ingerencji i jej dopuszczalności, wspinaczy w naturalną (zastaną) rzeźbę obiektów przyrodniczych wykorzystywanych w ruchu wspinaczkowym. W konsekwencji mógłby powstać dokument werbalizujący reguły prowadzenia i wytyczania dróg wspinaczkowych w przyszłości. Podmiotem, który mógłby wziąć na siebie ciężar kwerendy i formułowania owych definicji 'ustawowych’ wydają się być np. IŚW Nasze Skały, jako potencjalny dysponent cieszący się ponad podziałowym zaufaniem szeroko pojętego ruchu wspinaczkowego i eksploracyjnego, a mający spore doświadczenie w wielorakich porozumieniach.

Kolegów mających inne zdanie na ww. temat gorąco zachęcam do własnej prezentacji, bez konieczności personalnego odniesienia się do mojej. 

Darek Darkman Piętak

***

Darek Piętak
Darek Darkman Piętak

Wspina się od 35 lat (zrzeszony K.S.Aven, KW Katowice). Opiekun i kustosz skał podzamczańskich. Autor dróg skalnych: skałki, Tatry, Alpy Julijskie, Alpy Kamnickie, Djebel Azurki, Todra, Wratza, Alpy Albańskie-Prokletije. Instruktor Taternictwa Jaskiniowego i Wspinaczki Skalnej PZA. 25 lat doświadczenia szkoleniowego. Obecnie nie szkoli i nie zamierza. Stracił powołanie.

Licencjonowany ekiper PZA. Pierwszą połowę spita wbił w 1979 roku na Górze Birów (Szara Płyta), wspólnie z Włodzimierzem Porębskim, który go uczył tego rzemiosła, ale spita mieli tylko jednego na dwóch.

Grotołaz i wspinacz skalny ukierunkowany eksploracyjnie. Uczestnik ponad 40 wypraw, głównie jaskiniowych w góry wielorakie. Odznaczony Srebrnym Medalem za Wybitne Osiągnięcia Sportowe (eksploracja jaskiniowa Apeniny Abruzzi), wyróżnienie "Kolosy"(eksploracja jaskiń Papui Nowej Gwinei), Premio Di San Benedetto (odkrycia jaskiniowe w Complesso Dell Foran Dell Mus). Działał w czołówce ówcześnie najgłębszych jaskiń świata m.in.: Reseau Jean Bernard, Pierre Saint Martin (trzy wyprawy), Lamprechtschoffen. Kierował przejściami sportowymi: PSM – trawers w zespole dwójkowym z poręczowaniem 'on line’ bez wsparcia – 1024 (-1342 m) – Gouffre Soudet; Abisso Olivifer – 1211 m.

Były paraponter. Wraz z Elżbietą Piętak organizator pierwszego w Polsce kursu paraglajtowego (1989, KW Katowice). 




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum