9 października 2012 09:15

Dylematy eksploratora. Dłuto człowieka, czy dłuto natury – Tomek Ślusarczyk

Zapytaliśmy doświadczonych eksploratorów i ekiperów, którzy w dużej mierze kreują obraz wspinania w naszych skałach, o ich wizję tworzenia dróg wspinaczkowych. To temat bardzo szeroki, z którym od lat wiąże się wiele pytań i zagadnień, nierzadko kontrowersyjnych. Jedną z takich kontrowersji jest niewątpliwie kucie chwytów, ale są też inne, w tym zaklejanie i podklejanie chwytów, asekuracja, ograniczniki, logika przebiegu drogi etc.

Ciekawi jesteśmy zdania autorów dróg, ich ideologii i filozofii – począwszy od zamysłu, przez wrysowanie linii na skale, po jej obicie i poprowadzenie. Zapraszamy do lektury i dyskusji. Tym razem tekst Tomka Ślusarczyka.

***

Co to jest kuta droga wspinaczkowa? To droga, na której występują sztucznie stworzone chwyty, poprzez ich wydrążenie w miejscach, w których ich nie było lub chwyty naturalne, które zostały odpowiednio zmodyfikowane – poprawione. W obu przypadkach kucia chwytów dokonuje się w celu dopasowania ich do indywidualnych preferencji lub predyspozycji. Przykładem drogi kutej będzie droga pokonująca teoretycznie „niewspinaczkową” formację przy użyciu sztucznie stworzonych chwytów (np. Buziaczek VI.1+ na Pazurku, Sodomia Doskonała VI.5+ na Dupie Słonia).

Uważam, że część starych kutych dróg powinna zostać zaakceptowana, a nawet więcej – chroniona, jako historyczne wspinaczkowe dziedzictwo. Natomiast obecnie kucie, jako sposób tworzenia nowych dróg, nie powinien mieć w ogóle racji bytu. Wynika to przede wszystkim ze świadomości, w jaki sposób zmieniało się wyobrażenie o tym, co jest możliwe do pokonania przez człowieka teraz, w porównaniu do czasów sprzed kilkudziesięciu lat.

Innym argumentem przemawiającym za niekuciem, z kategorii etycznych i osobiście dla mnie istotnych, jest ten mówiący o możliwie minimalnym wprowadzaniu zmian wynikających z kontaktu człowieka z przyrodą. Przykładem nadwyrężenia zasady minimalizmu będzie również zainstalowanie przesadnej ilości ringów (np. Klęska szybkiego Heinza VI.2/2+, Słoneczne Skały, Dol. Szklarki), wymalowanie ordynarnych ograniczników (np. Żurowa), czy wyczyszczenie chwytów przy pomocy wiertarki (np. Sekwencja VI+ na Murze Skwirczyńskiego w Dol. Będkowskiej).

Osobiście jestem w stanie tolerować pojedyncze, sporadyczne przypadki kucia, jeśli sprawca dokonał tego w sposób absolutnie minimalny, nie kierując się przy tym osobistymi względami (nie zrobił tego „pod siebie”), a celem było jedynie otwarcie formacji.

Jednak sprawa kucia nie jest aż tak prosta z perspektywy ekipera. Otóż, wykonując prace ekiperskie podstawową czynnością jest oczyszczenie drogi z kruszyzny, zarówno makro jak i mikro. Takie czyszczenie wielokrotnie prowadzi do wytworzenia powierzchni, które mogą być później wykorzystywane jako chwyty lub stopnie. Ich wygląd skłania do oczywistych podejrzeń, że zostały wykute. Należy jednak pamiętać, że ich obecność w danym miejscu drogi nie wynika wprost z intencji ekipera/autora drogi, nawet jeśli ich powierzchnie zostały wzmocnione klejem czy betonem.

Jako przykłady, na których występuje taki rodzaj chwytów lub stopni mogę wymienić  drogi mojego autorstwa: Harpia VI.4/4+ (Witkowe Skały, Dol. Szklarki) – duże chwyty wzmocnione cementem i dziura oczyszczona z wapiennego piasku; Urodzeni Maruderzy VI.2+ (Reduta, Dol. Będkowska) –  klamka powstała po zrzuceniu odstrzelonej płytki; Ksantypa VI.4/4+(Turnia nad Szańcem, Dol. Będkowska) – zapałczane wyoblenia będące stopniami na wejściu w „zacięcie”, powstałe po odkuciu powierzchniowej warstwy łuszczącej się skały. W tym trzecim przypadku kuriozalny wygląd ma krawądka w górnej części owego „zacięcia” – wygląda jakby była kuta.

Innymi czynnościami wykonywanymi przez ekiperów, które mogą zostać podciągnąć pod kucie, jest ubijanie ostrych skalnych wyrośli i zadziorów schowanych wewnątrz dziurek lub tępienie ostrych krawędzi chwytów. Są to milimetrowej wielkości występy, które już podczas pierwszego kontaktu z nimi kaleczą palce. Usunięcie takich zadziorów jest zależne od subiektywnych odczuć autora i należy dobrze się zastanowić, czy w ogóle warto i w jakim stopniu należy „humanizować” chwyty. Może okazać się, że początkowo raniący palce chwyt, staje się znośny po stwardnieniu i zahartowaniu skóry lub po odpowiednim zaplastrowaniu. Użycie chwytu z ostrą krawędzią może wymagać od wspinacza poprawienia techniki, zwiększenia precyzji ruchu, nauczenia się statycznego łapania chwytu. W takich przypadkach tępiąc krawędź idziemy na skróty. Należy się też liczyć z tym, że za pozostawiony, podstępnie żrący chwyt ktoś się na nas obrazi i z zemsty za ból bezczelnie go zhumanizuje.

Spotkałem się również z modyfikacją chwytów polegającą na ich likwidacji, której celem jest uniemożliwienie wejścia w kruszyznę i wymuszenie trzymania się litej formacji. Jest to niejako alternatywa do graficznego ogranicznika, stosowanego również w takim celu. Głównymi czynnikami, które skłaniają bądź zmuszają mnie do takich działań jest kiepska jakość skały oraz niewielka jej ilość dająca możliwość prowadzenia nowych dróg. Moim marzeniem jest otwieranie dróg w pięknej litej skale, bez konieczności spędzenia kilkunastu godzin na walkę z kruszyzną lub wymyślaniu sposobów na uratowanie rozpadających się jedynych chwytów lub stopni. Obecnie, najczęściej mamy możliwość otwierania dróg w ładnej formacji lecz w słabej skale. To co najlepsze już dawno obito i poprowadzono.

Osobną sprawą są ograniczniki. Jedyną formą ogranicznika, jaką uznaję, jest ogranicznik naturalny. Ze względów historycznych akceptuję ogranicznik graficzny. Doceniam również subtelny sposób jego wykonania, jeśli jest on widoczny tylko w miejscu jego zastosowania. Zdecydowanie wolę widzieć na starszych drogach cienką szarą linię, niż dowiadywać się w trakcie wspinania lub co gorsza później, o chwytach które są, a nie można ich użyć. Taki rodzaj ogranicznika jak chwyty zabronione, jest dla mnie nie do zaakceptowania, jest ignorowany lub skłania do rezygnacji ze wspinania po drodze. I tak np. w przypadku Pochylca ograniczniki tego rodzaju powodują, że część dróg jest przystawkami, a na miano drogi zasługują wyśmiewane niegdyś kombinacje.

Trudne do zaakceptowania dla mnie jest stosowanie ograniczników w postaci linii przelotów z sąsiednich dróg. Uważam je za dziwne. Zdarzyło mi się obserwować wspinacza o słusznym parametrze, który miał problem ze zmieszczeniem się w przestrzeni drogi wyznaczonej linią ringów po bokach. Z tego, co obserwuję, ograniczniki takie są akceptowane przez sporą część wspinaczy i stosowane nawet wtedy, gdy nie mają racji bytu. Wystarczy, że zapomnimy o datach pierwszego przejścia i mamy „piękny” ogranicznik z linii przelotów dróg sąsiednich na Tańcu ze Słoniem VI.3 (Grochowiec, Ryczów). Sprawą niezrozumiałą dla mnie jest ograniczenie drogi Ommadawn Direct VI.5 (Gołębnik, Podzamcze) linią przelotów z Niemytych Dusz VI.4+, skoro Niemyte powstały kilka lat później. Dopełnieniem abstrakcji, aby drogę pokonać direct, jest konieczność użycia kutego chwytu zamiast naturalnego. Mam nadzieję, że w tym przypadku jestem ofiarą jurajskiego mitu.

Innym ogranicznikiem jest takie umieszczenie przelotów, aby droga nie prowadziła formacją czy naturalną sekwencją, lecz w pogoni za trudnościami szła po ringach. Czasami, w przypadku takich linii odnosi się wrażenie, że ekiper źle obił drogę (trudne wpinki) albo źle rozczytał sekwencję dość oczywistą dla powtarzających i tym samym pomylił się z wyceną (Krecia Robota VI.1+/VI.2+ na Pochylcu, Trwoga Dendrologa VI+/VI.2 na Brandysowej w Dol. Będkowskiej czy Liberator VI.3 na Dzikiej Baszcie w Dol. Brzoskwinki). Nie mam natomiast problemu z akceptacją dróg krótkich, boulderowych o koncepcyjnym charakterze, jeżeli przekłada się to na urodę przechwytów.

Wydaje mi się, że większość ekiperów lub autorów otwiera drogi o naturalnym charakterze. Jeżeli są podejmowane jakieś kontrowersyjne działania, wynikają one raczej z racjonalnych przesłanek i towarzyszy im świadomość, że w przypadku przekroczenia pewnych granic, spotka się to z krytyką sporej części środowiska wspinaczkowego. Na pewno bezwzględnie należy tępić kucie programowe wynikające z egoizmu i braku pokory. Należy jednak pamiętać, że nie wszystko co wygląda na kute, zostało wykute – natura potrafi zaskakiwać.

Tomek Ślusarczyk

PS Jakiś czas temu w Zimnym Dole został dokonany akt wandalizmu: w celach naukowych, a więc jak najbardziej racjonalnych, został oderżnięty spory kawał skały. Po masowych protestach i głosach oburzenia naszego środowiska, sprawca – naukowiec – tłumaczył się, że nie zdawał sobie sprawy, jakie znaczenia może mieć ten kawałek skały. Obiecano szkodę naprawić – doprawdy nie wiem jak – lecz do dzisiaj skała zionie raną. Chcę jednak zwrócić uwagę, że kucie w celach wspinaczkowych, a więc w celach zupełnie irracjonalnych, nie budzi tak powszechnego sprzeciwu w naszym środowisku jak ten wspomniany, pojedynczy akt wandalizmu.

***


Tomek Ślusarczyk

Rocznik 1974, wspina się od 12 lat, przeważnie w Dolinkach Podkrakowskich, od czasu do czasu zapuszcza się gdzieś dalej. Przygodę ze wspinaniem rozpoczął w Sekcji Taternictwa Jaskiniowego KW Kraków, po uprzednim zakończeniu sportowej kariery biegacza, za którą już nie tęskni.

Od 2005 roku otwiera autorskie drogi wspinaczkowe, a jako licencjonowany ekiper PZA działa od 5 lat. Autor kilkudziesięciu dróg od III do VI.4+.

Jak dotąd wspina się do stopnia wyznaczającego górną granicę rekreacji, marzy o zrobieniu autorskiej VI.5 i pokonaniu drogi za 1000 punktów.

Żonaty, ojciec dwóch synów, kartograf z przypadku (po AWF).




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    zimny dół - kalectwo na wieki [9]
    Oby ten naukowiec dotrzymał słowa!!! - może kolega TŚ powiedział…

    9-10-2012
    Salceson