6 sierpnia 2012 14:44

Skały i zawody to dwa różne światy… – rozmowa z członkami Komisji Wspinaczki Sportowej

Kondycja polskiego sportu wspinaczkowego jest tematem wiecznie żywym. Ponad rok temu opublikowalismy tekst o zawodach wspinaczkowych. Od wspomnianego artykułu minęło już półtora roku, a przy jego okazji został przeprowadzony wywiad z KWS, z którego jedynie niewielkie fragmenty doczekały się publikacji. Tymczasem większość tez, które przewijały się rok temu, jest wciąż aktualna.

Dziś przedstawiamy obszerny wywiad z członkami KWS, w której zahaczamy o kilka ważnych tematów związanych z pracą komisji, jej blaskami i cieniami oraz wprowadzanych zmianach.

Na pytania odpowiadali Andrzej Beno i Grzegorz Tucki, członkowie Komisji Wspinaczki sportowej PZA. Pytał Tomek Poznański.


W gronie najlepszych zawodników – Mistrzostwa Polski Juniorów w prowadzeniu i na czas,
Lublin 2011 (fot. G. Gajaszek)

***

We wspomnianym tekście znalazły się propozycje zmian w przepisach, jakie planowała wprowadzić KWS. Co z perspektywy minionych kilkunastu miesięcy udało się zmienić, jeśli chodzi o zawody w Polsce?

Zebrało się trochę nowości. Rok 2011 był pierwszym, w którym udało się znieść obowiązek posiadania licencji (w związku z wprowadzeniem nowej ustawy o sporcie). Właściwie licencje istnieją dalej (są potrzebne ze względów statystycznych), lecz są nadawane niejako z automatu. Jak widać, w naszym środowisku licencje bardzo wielu osobom przeszkadzały, choć ich załatwienie każdemu średnio inteligentnemu zawodnikowi przy dostępie do komputera zajmowało 20-30 minut.

A jednak, z tego co mi wiadomo, w innych dyscyplinach, np. w bieganiu, licencje wciąż funkcjonują i nie sprawiają tak wielu emocji.

Skąd tyle problemów z licencjami, nie wiemy, ale jak widać, bardzo dobrze się stało, iż ministerstwo zniosło ten wymóg. Zostały oczywiście licencje międzynarodowe, tu się nic nie zmieniło. Natomiast dalej pozostał wymóg badań lekarskich i te również sprawiają wiele problemów. Na wielu zawodach rankingowych, zwłaszcza boulderowych, organizatorzy dopuszczają zawodników bez badań, lecz nie są oni ostatecznie kwalifikowani w rankingach PZA.

W ogóle badania lekarskie traktowane są jak zło konieczne i jest tajemnicą poliszynela, że często okazywane badania mają niewiele wspólnego z "legalnością".

Wydaje mi się, że każdy normalny człowiek, a tym bardziej zawodnik powinien przejść podstawowe badania lekarskie przynajmniej raz w roku, aby sprawdzić stan swojego zdrowia. Pojawiają się zarzuty, że badania lekarskie to jedna wielka „lipa”, lecz znam z autopsji osoby, u których podczas takich rutynowych badań wykryto pewne problemy zdrowotne i w ten sposób  uniknięto problemów w przyszłości. Oczywiście wielu zawodników idzie na skróty, podrabia pieczątki, kombinują „lewe” badania lekarskie, lecz działa to na ich niekorzyść w momencie, gdy udowodnimy takie praktyki. A zdarzało się to parokrotnie.

Obok badań i licencji często pojawiają się głosy, że na oficjalnych zawodach jest zbyt mało wspinania, żeby zachęcić zawodników do startu. Że się nie opłaca brać udziału…

Nie powinno być tak, że przyjeżdża zawodnik z drugiej strony Polski, wspina się na dwóch drogach i koniec. Więcej wspinania daje możliwość sprawdzenia swoich umiejętności, przyciąga więcej zawodników. Dziś przepisy są tak skonstruowane, że na zawodach boulderowych mamy obowiązkowe półfinały, poza tym organizatorzy często decydują się na przeprowadzenie rundy eliminacyjnej w bardziej "towarzyskiej", flashowej formule. Wszystko to powoduje, że wspinania jest o wiele więcej niż kiedyś.


Jak przed rokiem, eliminacje zawodów na tarnowskim rynku miały formułę flash i zgromadziły
prawie 100 osób (fot. tar24.pl)

Co więc z prowadzeniem? Jak zakończył się eksperyment z większą ilością dróg na zawodach? Czy organizatorzy będą chcieli iść w kierunku eliminacji na większej ilości dróg?

Myślę, że ten pomysł nie przejdzie, nakręcenie dodatkowych przystawek na zawodach boulderowych raczej nie nastręcza wielkich problemów, a z drogami to poważniejsza sprawa. Nie każdy organizator posiada ścianę, na której można ten pomysł zrealizować i jest to problematyczne dla konstruktorów.


MP 2011 w prowadzeniu na wrocławskim Eigerze. W tym roku niestety nie będzie tam zawodów (fot. Tomek Poznański)

W tej chwili wygląda to tak, że faktycznie w boulderach startuje więcej zawodników, tymczasem frekwencja w prowadzeniu dalej jest stosunkowo niewielka – problem polega też na tym, że ciężko jest namówić nawet niezłych wspinaczy skalnych nawet okazjonalne starty.

Niska frekwencja to problem nie tylko wspinaczkowy. Jak poszukasz wyników z zawodów mistrzowskich w pchnięciu kulą, czy na 200 m stylem motylkowym w pływaniu kobiet, biegi narciarskie, Tour de Ski, biathlon, niektóre konkurencje lekkiej atletyki,  to też się okaże, że nie ma tam tłumów. A przecież w większości są to dyscypliny olimpijskie z ogromnymi dotacjami państwowymi, w których sięgamy po medale olimpijskie!

W sytuacji, w której zależy nam na promowaniu wspinania, może być to jednak istotna sprawa.

Ja osobiście byłbym zadowolony z 30 zawodników w zawodach seniorów i młodzieżowców i 20 zawodników w każdej konkurencji juniorów. Moim zdaniem to minimum, do którego powinniśmy wspólnie dążyć. Wciąż tematem otwartym jest pomysł łączenia imprez masowych z pucharowymi na wzór biegów ulicznych czy zawodów triathlonowych…

Nie jest to jedyna zmiana, jeśli chodzi o bouldering. Od zeszłego roku organizowany jest Puchar Europy Juniorów w tej konkurencji. Juniorskie zawody w bulderach pojawiły się także w polskim kalendarzu…

Tak, musieliśmy również iść w tym kierunku. Takie są tendencje i musimy się temu podporządkować. Inaczej za parę lat dystans, jaki dzieli naszych juniorów do czołówki zawodników w  boulderingu, jeszcze bardziej się powiększy. Z sygnałów, jakie do nas napływają, wiemy, że ten pomysł spotkał się z pozytywnym przyjęciem.   


Pierwszy Puchar Polski Juniorów w boulderingu, Tarnów 2012 (fot. Grzegorz Gajaszek)

O jakich jeszcze zmianach warto Waszym zdaniem wspomnieć?

Na pewno o zmianie "struktury wypłat" dla najlepszych zawodników. Zwiększyliśmy ilość miejsc, za które na zawodach pucharowych przyznawane są nagrody pieniężne. Przyznajemy je też za pozycję w klasyfikacji generalnej. Nie są to duże kwoty, ale chcielibyśmy w ten sposób choć symbolicznie wynagrodzić ilość pracy, jaką muszą włożyć  w trening (przyjemny lecz ciężki ;), no i chęć do regularnych startów.

Zmieńmy trochę temat. Jak w dniu dzisiejszym wygląda powoływanie do kadry? Kto ma szansę się w niej znaleźć?

W tym temacie musimy odesłać do odpowiednich przepisów. Generalnie podstawą do kwalifikowania zawodników do kadry narodowej są wyniki na zawodach, czy odpowiednio wysokie miejsca w miejsca w rankingach IFSC i PZA. Oczywiście, w uzasadnionych przypadkach Zarząd PZA może poszerzyć skład kadry narodowej o innego zawodnika (na jego wniosek).
Co z przejściami skalnymi?

Od tego roku osiągnięciami sportowymi w skałach zajmować się będzie Komisja Wspinaczki Skalnej. Powstał narodowy ranking wspinaczki skalnej PZA, który będzie jedyną oficjalną płaszczyzną rywalizacji  pomiędzy zawodnikami uprawiającymi wspinaczkę skalną w Polsce. Dobrze się stało, iż Komisja Wspinaczki Skalnej wzięła skalne wspinanie sportowe pod swoje skrzydła. Skały i zawody to dwa różne światy, my chcemy się skupić na tylko na zawodach i w tym kierunku się rozwijać.

W jaki sposób członkostwo w kadrze przekłada się na kwestie dofinansowań do startów? Jak wygląda klucz ich przyznawania?

Wcześniej dotacje dla zawodników przyznawane były po równo, teraz staramy się, aby dotacje przyznawane były sprawiedliwie, według miejsc, jakie zajmują w zawodach międzynarodowych. Pojawiają się niestety pretensje zawodników, trenerów czy rodziców, że nie wspomagamy ich rozwoju sportowego, a przecież oni są bardzo zdolni i w przyszłości wiele osiągnąć.
Zawodnicy, którzy startują po raz pierwszy, najczęściej nic nie dostają. Muszą pokazać, co potrafią. Niestety nie stać związku, aby dofinansowywać zawodników zajmujących odległe miejsca, chociaż jeśli chodzi np. o konkurencje prowadzenie, jest bardzo mało chętnych na starty i dofinansowanie można uzyskać, choć nie jest ono oczywiście najwyższe. Pieniądze dostają najlepsi i regularnie startujący w zawodach, choć jeśli to możliwe, staramy się wspomagać wszystkich zawodników. Chcemy, aby możliwie jak najwięcej zawodników dostawało dofinansowanie i nie jest to zwykła kurtuazja, czy poprawność polityczna z naszej strony.

Czyli jak rozdzielanie budżetu wygląda w praktyce?

Wygląda to tak, że zawodnicy na początku roku przesyłają plany startowe – gdzie, kto, będzie startował. Następnie rozdzielamy pieniądze na poszczególne edycje. Z tej puli, m.in. w zależności od wcześniejszych osiągnięć, przyznajemy określone kwoty dofinansowań dla zawodników. Trzeba dodać, że dofinansowania na Mistrzostwa Świata są zatwierdzane przez MSiT, dla którego podstawowym kryterium są właśnie dotychczasowe wyniki zawodników, a następnie prognoza wynikowa, z której związek jest potem rozliczany. Takie zasady obowiązują w każdym sporcie.

Słychać głosy, że czasówkarze dostają więcej niż im się należy.

Dostają więcej, bo mają wyniki. Nie wyobrażamy sobie, aby miało być inaczej. Fakty są takie, że oni generują dla związku najwięcej pieniędzy z budżetu państwa.  Gdyby nie ich osiągnięcia, prawdopodobnie nie dostawalibyśmy takich pieniędzy – przecież nie zarzyna się kury, która znosi złote jaja. Oczywiście najlepsi nie dostawali od początku takich pieniędzy. Gdy zawodnicy w innych konkurencjach też będą mieli takie osiągnięcia, też będą dostawali większe dofinansowania. Nie faworyzujemy żadnej konkurencji, kto ma wynik tego wspomagamy. Tak samo ani nasze ministerstwo, ani IFSC nie daje forów jednej konkretnej konkurencji.

Czy przyznane dofinansowania są celowe, czy zawodnik po prostu dostaje pieniądze na konto i nie musi się tłumaczyć, co z nimi zrobił?

Nie ma lekko – zawodnicy muszą rozliczyć się co do grosza, muszą wypełnić sprawozdanie finansowe, przedstawić faktury itp. Kwoty dofinansowań teoretycznie powinny odzwierciedlać potrzeby finansowe zawodnika na konkretne zawody. Najczęściej jednak bywa tak, że zawodnik i tak coś musi dołożyć lub pieniędzy jest na „styk”.

Postawmy się w miejscu zawodnika, który uzależnia swoje potencjalne starty od wsparcia związku. Wydaje się, że dla wielu jest to najistotniejsza kwestia.

Pewnie, że chcielibyśmy dać wszystkim, pytanie tylko skąd? Nie bardzo rozumiem pretensje niektórych zawodników ich żądania: „dajcie mi to pojadę”. Niestety tak to jest skonstruowane że najpierw trzeba zainwestować w siebie, aby potem żądać. Najpierw trzeba mieć naturę zawodnika, trzeba chcieć startować w zawodach, rywalizować z innymi, poświęcić temu swój czas i pieniądze. Jeśli ktoś uzależnia swój start w imprezie od pieniędzy od związku, to czy można tu mówić o sportowej postawie? 

Załóżmy, że jest osoba, która znalazła się w kadrze i chciałaby startować regularnie np. w PEJ. Czy może liczyć na informację, choćby przybliżoną, o wsparciu, na jakie może liczyć ze strony PZA?

Najdokładniejszą informację dostają Ci, którzy osiągają najlepsze wyniki. W tym roku byli to Edyta Ropek oraz Łukasz Świrk. To są jedni z lepszych zawodników na świecie, oni powinni wiedzieć, jakie mają wsparcie finansowe, aby  nie musieli się martwić, czy będą mieli za co pojechać. W wypadku innych zawodników jesteśmy w stanie powiedzieć, jakie dofinansowanie zawodnik może otrzymać na pierwsze edycje zawodów, a resztę dofinansowań przyznajemy na podstawie wyników uzyskanych na tych zawodach, bardziej "na bieżąco".

Dlaczego w przypadku innych są inne zasady? Są przecież plany startowe.

Tak, są bardzo ważnym elementem. Na ich podstawie możemy optymalnie zaplanować wydatki, rozdzielić pieniądze. Niestety pojawia się problem w momencie, gdy zawodnicy to lekceważą, zgłaszają się grubo po terminie, wysyłają zgłoszenie z prośbą o wsparcie finansowe, a następnie się wycofują. Oczywiście zdarzają się przypadki, że ktoś z różnych ważnych przyczyn nie może pojechać lecz czasami jest to dosyć niepoważne podejście do sprawy. Podchodzimy do tego poważnie i tego samego wymagamy od zawodników i trenerów.

Z czego wynika dysproporcja w poziomie polskich sprinterów i „prowadzących” oraz boulderowców. Przecież podobno mamy zdolnych, mocnych wspinaczy. Skąd Waszym zdaniem taka przepaść?   

O jakich zdolnych, mocnych wspinaczach mówisz? Ciężko się odnieść nie znając konkretnych nazwisk? Mamy świetnych wspinaczy skalnych, którzy reprezentują najwyższy poziom międzynarodowy. Obecnie niestety my nie mamy dobrych zawodników (na poziomie międzynarodowym) w konkurencji prowadzenie czy boulderingu. Wygrywanie zawodów w Polsce nie jest równoznaczne z byciem „zdolnym, mocnym wspinaczem” na zawodach za granicą.

Sprinterzy wygrywają dlatego, że w kilku ośrodkach w Polsce stworzony został system szkolenia zawodników. Mamy ściany, trenerów i wieloletnie doświadczenie w czasówkach, pracujemy z juniorami, a trenerzy jeżdżą na zawody i też się uczą! Tymczasem w Polsce w prowadzeniu większość osób trenuje pod przejścia skalne, jest niewiele osób, które specjalnie przygotowują się do zawodów międzynarodowych. Mamy też niewielu trenerów, którzy szkolili by w tym kierunku, a co dopiero jeździli na zawody. Jeżeli tylko pojawi się pomysł na jakieś rozwiązanie szkoleniowe wspierające przygotowania zawodników w konkurencji prowadzenie, czy bouldering i osoby chętne do jego realizacji, to nasza komisja wspomoże taką inicjatywę! Tylko takie osoby muszą zdać sobie sprawę, że KWS w minimalnym stopniu jest w stanie finansować wynagrodzenia trenerów np. tylko podczas samych zgrupowań. W przypadku czasówek większość działań opiera się o całoroczną zaangażowanie i pracę społeczną trenerów klubowych.

Nie wspominając o zaangażowaniu samych zawodników. A co z oficjalnymi spotkaniami kadry? Niedawno odbyły się kolejne, nieoficjalne zgrupowania kadry w boulderingu…

Musisz pamiętać, że obecnie 99% szkolenia sportowego naszych wybijających się zawodników odbywa się w klubach i przy wyraźnym wsparciu trenerów klubowych. Dotyczy to wszystkich konkurencji. W tym roku praktycznie odeszliśmy od pomysłu konsultacji czy zgrupowań, chcąc przeznaczyć większe dofinansowania dla zawodników i zawody (tradycyjnie przyznaliśmy pewną pulę dla zawodników startujących w Daone, gdzie, aby liczyć na dobry wynik, trzeba trenować na miejscu). W przypadku juniorów te konsultacje miały dużo sensu lecz z seniorami to już inna historia. Musimy się jednak zastanowić nad powrotem do tych praktyk w przyszłym roku, lecz na innych zasadach niż do tej pory. To, że sami zawodnicy w tym roku zorganizowali sobie zgrupowanie przeprowadzając symulację startu na zawodach, to pomysł bardzo dobry i trzeba to rozwinąć.

Piszecie o zaangażowaniu rodziców i trenerów. Chodzi o przerzucenie ciężaru szkoleń na kluby, czyli taka praca u podstaw?

Uważamy, że nie ma w tym nic złego. Pytanie, komu ma zależeć na tym, aby dany zawodnik startował, związkowi czy samemu zawodnikowi i jego trenerowi? Dopiero w momencie, gdy wszystkie strony mocno się zaangażują mamy szansę na poprawę i lepsze wyniki. Czasami odnosimy wrażenie, że dla wielu zawodników start w zawodach nie jest priorytetem, ważniejsze jest wspinanie w skałach. Z jednej strony się nie dziwię, wspinanie w skałach jest bardzo przyjemne, a start w zawodach wymaga o wiele większych poświęceń. Dlatego idealnie byłoby, gdyby kluby i sami trenerzy mocniej zaangażowali się w pracę z zawodnikami.

A co z trenerem kadry? Kiedyś istniała funkcja trenera reprezentacji juniorów i nasi juniorzy dosyć regularnie startowali w zawodach międzynarodowych. Może potrzebna jest funkcja kierownika ekipy, czyli osoby, która będzie organizowała wyjazdy i jeździła z zawodnikami?

Dokładnie tak, lecz z wielu przyczyn, między innymi finansowych odeszliśmy od tego pomysłu. Niewiele osób ma ochotę pracować praktycznie społecznie, być poddawanym krytyce, nieustannym pretensjom. Oczywiście marzy się nam, aby mieć trenera kadry, który by ściśle współpracował z zawodnikami i ich trenerami, jednym słowem tak, jak to powinno wyglądać. Będziemy do tego dążyć, lecz wiele jeszcze się musi zmienić.

Z trenerem reprezentacji seniorów to już inna historia. W większości nasi seniorzy trenują sami (bez trenera). To jest pokolenie osób, które dochodziło do swoich osiągnięć najczęściej samemu i trudno im zaakceptować kogoś,  kto będzie nimi kierował. Co prawda sami zawodnicy stwierdzają, że na zawodach międzynarodowych tylko Polacy nie mają trenera. Nie ma wielu osób w Polsce, którzy cieszą się poważaniem i byłyby przyjęte przez zawodników. Są osoby, które mają dużą wiedzę, lecz najczęściej nie zaistnieli jako zawodnicy (czy nawet jako znani skalni wspinacze), ale to jest takie nasze polskie, już widzę komentarze: kto to jest, ile on zrobił itp. W każdym razie przydałaby się osoba, która organizowałaby wyjazdy i pomagała zawodnikom. Oczywiście społecznie.

Tematów do ogarnięcia jest więc całkiem sporo, na szczęście ostatnio kilka osób angażuje się bardziej w kwestie związane ze współzawodnictwem.

Tak, trzeba zaznaczyć, że mimo, iż skład komisji liczy teraz trzy osoby, w pracę angażuje się sporo innych osób. Efektem tego odbyły się dwie według nas ciekawe konferencje dla instruktorów i trenerów, pierwszy kurs trenerski, sędziowski, planujemy jesienią kurs kompozytorów dróg, myślę, że na wiosnę odpalimy instruktorski. Między innymi w zespole ds. UKS-ów i Sportu Powszechnego fajnie zaczyna działać Sławek Nazaruk. Odpaliła Komisja Dyscyplinarna. Mówiąc krótko – jest więcej ludzi do pracy, na razie społecznej, trzeba się więc cieszyć.

Kończąc rozmowę, jakie są w tej chwili największe wyzwania stojące przed wspinaczką sportową w Polsce?

Nadążyć za zmianami, a nie zostać w tyle. Na koniec chcielibyśmy wyraźnie zaznaczyć, iż KWS jest dla zawodników, a nie odwrotnie. Mimo, iż wielu zawodników na pewno ma odmienne zdanie, jesteśmy zobligowani, aby wszystkie działania przeprowadzane były zgodne z prawem i przepisami określonymi we współzawodnictwie sportowym PZA. Nie wszystkie decyzje, które KWS podejmuje są popularne, pojawia się sporo pretensji, uwag, oskarżeń o stronniczość. Lecz, jak wiemy, jeszcze nie pojawił się taki, który zadowoliłby wszystkich. Jesteśmy otwarci na słowa konstruktywnej krytyki i wyciągamy z tego wnioski.

Dziękuję za wywiad.

Również dziękujemy. Sporo informacji jest na stronie pza.org.pl – zachęcamy do śledzenia na bieżąco.

Tomek Poznański




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Komentarz w cieniu Londynu [1]
    Jeśli w 2020 roku wspinaczka sportowa zagosci na IO, to…

    6-08-2012
    Rychu-TM