16 lipca 2012 11:53

Tego jeszcze nie było – siedmiu Polaków w finale PŚ. Czyli co się działo w krakowskim Avatarze…

Doczekaliśmy historycznej chwili – siedmiu naszych reprezentantów zmierzyło się z finałowymi balderami Pucharu Świata. W znakomitej walce nasi wywalczyli trzy pierwsze miejsca, a także pozostałe cztery. Do ostatnich chwil ważyły się losy rywalizacji, rozpalającej emocje całego sztabu polskiej Kadry Narodowej. Sukces polskiej myśli szkoleniowej staje się tym wyraźniejszy, że jedyny TOP finałowy był dziełem jej wychowanka.

Czapki z głów przed wyczynem Polaków zdejmowali wszyscy, polscy wspinacze rządzili w strefie izolacji i poza nią, pod ich kierownictwem cała ekipa zawodów, wraz z sędziami i chwytowymi, uderzyła po wszystkim na miasto, by tam do białego rana fetować tak niecodzienne wydarzenie. Można powiedzieć – polski dzień wspinania, z pewnością pierwszy taki w historii.


Polski dzień wspinania na Avatarze (fot. Marek Skiba)

Być może relacja tej treści zagości kiedyś na łamach wspinanie.pl, choć raczej nie radziłbym jej wypatrywać w najbliższym czasie. Póki co wystarczyć nam musi profesjonalna symulacja, przeprowadzona w krakowskim CW Avatar. W ramach oddolnej inicjatywy stałego podnoszenia poziomu już drugi raz w tym roku zjechaliśmy na meeting reprezentacji Polski w boulderingu. „Poprzedni taki spis” miał miejsce przed zawodami Pucharu Świata w Innsbrucku, gościły nas warszawskie Crux i Bloco. Doszliśmy do wniosku, że to znakomity pomysł.

W Krakowie zagraliśmy z większym jeszcze rozmachem i swadą. De facto zorganizowaliśmy sobie zupełnie niezłe zawody boulderowe, ze strefą izolacji, sędziami, pięciominutowymi rundami i wszelkimi potrzebnymi szykanami, ale przede wszystkim: podobnie jak w Wawie – na znakomitych boulderach. W ekipie chwytowych znalazły się wszakże osoby ze śmietanki routesetterskiej: Tomek Toma Oleksy, co tradycyjnie pozytywnie przełożyło się nie tylko na poziom sportowy boulderów, ale w równym stopniu na atmosferę, niegdysiejszy Mistrz Polski Olek Romanowski (nie startował ze względu na kontuzję) oraz przenoszący na polski grunt doświadczenie zdobyte na Wyspach Grzesiek Żółw Karolak. Swoje trzy grosze dorzucił też podobno świeżo upieczony „chwytowy międzynarodowy” MP Marcin Wszołek.


(fot. Marek Skiba)

Dla zwiększenia realizmu wszystkie dokumenty zawodów spisano w języku angielskim (podobno Żółwiowi łatwiej wtedy czytać), zaś poziom sędziowania był bardzo wysoki. Uczestnikom Pucharów Polski może się to wydać szokującym, ale sędziowie znali przebieg problemów, wiedzieli, jakie są ograniczniki, nie udzielali zbędnych informacji, odpowiadali na dobrze zadane pytania, nie zaliczali niezłapanych bonusów, ściągali zawodników korzystających z materaca podczas wspinania, a także startujących inaczej niż z oznaczonych chwytów i stopni, znali przepisy dotyczące zaliczenia TOPU, zapisywali WSZYSTKIE poczynione przez zawodnika próby, dzięki czemu wiedzieli potem, ile ich wykonał, potrafili reagować na incydenty techniczne, po przekręceniu się chwytu nie pytali zawodnika, czy składa protest, tylko zapisywali, ile ma jeszcze czasu.

Miny mieli pogodne i profesjonalne zarazem, znać było, że wiedzą gdzie są i po co. Patrzyli na zawodników, a nie w kierunku publiczności. Zdawali sobie sprawę, że zawodnik, mając pięć minut na pokonanie problemu, nie ma czasu szukać ich przez pierwszą minutę pod ścianą. Znali znaczenie wyrażenia „strefa izolacji”. Mając świadomość, że opóźnienia są rzeczą nie do uniknięcia wiedzieli też, że osoba startująca w zawodach powinna wiedzieć mniej więcej, ile ma czasu na rozgrzewkę. Słowem – znakomicie symulowali zawody jak najbardziej zagraniczne.


Paweł Pietrzak (fot. Marek Skiba)

Wracając do naszego spotkania roboczego – przychodzi mi do głowy myśl, że tego rodzaju zabawa może mieć wymiar nie tylko treningu dla potencjalnych kadrowiczów, ale także niezłych warsztatów dla chwytowych i sędziów. Na pewno też w ciągu kilku najbliższych miesięcy spotykamy się znowu, zarazem zapraszając osoby z „branży” . Z odpowiednim wyprzedzeniem damy znać, że coś się święci.


Paulina Kalandyk (fot. Marek Skiba)

Ogromne podziękowania ze strony „zawodników” dla wszystkich chwytowych, a ze strony wszystkich dla Centrum Wspinaczkowego Avatar, ze szczególnym uwzględnieniem Groszka i Smagasia. Poziemu kongratulaty za znakomite odegranie roli prezydenta jury. Rodzinie Państwa Bunschów dziękujemy za przyjęcie i wykarmienie zamiejscowych gości.

Z taternickim pozdrowieniem
Mechanior

Nieoficjalne wyniki:

  1. Andrzej Mecherzyński-Wiktor
  2. Piotr Bunsch
  3. Krzysztof Szalacha
  4. Michał Ginszt
  5. Jakub Główka
  6. Paweł Pietrzak
  7. Kamil Ferenc
  1. Sylwia Buczek
  2. Paulina Kalandyk
  3. Katarzyna Ceran

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    srednio smieszne z przekwalifikowaniem na zalosne [46]
    ... i w ododatku ten browar na pierwszym zdjeciu. Nie…

    16-07-2012
    rysa