9 lutego 2012 09:54

Chcieć to móc – czyli zrób sobie loda sam

Lodowe wspinanie nigdy specjalnie nie cieszyło się popularnością wśród kieleckich wspinaczy. Z przyczyn prozaicznych – po prostu jest to zajęcie dość kosztowne, a miejsc do jego uprawiania nie ma w Polsce zbyt wiele. Co innego mikst (w wydaniu rodzimym – czyli skała + śnieg + zamarznięta ziemia/trawa) czy też drajtuling – te uprawiane są gremialnie, a Świętokrzyski Klub Alpinistyczny organizuje od czasu do czasu imprezę Gry DryToolowe „O Kaziowa Igłę”, cieszącą się dużym uznaniem wśród uczestników.

Jeżeli jednak chodzi o lód – to pustynia, no może poza kilkoma osobami wyjeżdżającymi od raptem kilku lat do Austrii w poszukiwaniu zamarzniętej wody. Owszem Herman z Preziem już 10 lat temu odkryli dość pokaźny lodzik tworzący się w czynnej kopalni Ostrówka, ale wspinanie na nim zakończyło się bardzo szybko i średnio przyjemnie – na komisariacie.

Sytuacja zmieniła się diametralnie w zeszłym sezonie, gdy po wyjątkowo deszczowej jesieni przyszedł mroźny grudzień i w kamieniołomie Ślichowice wylało naturalnie kilka nitek lodowych. Nagle okazało się, że głód lodu jest bardzo duży, chętnych do wspinania wielu i pod drogami pojawiły się kolejki. To wówczas zaświtała myśl, że przecież można lać samemu…


Ślichowice przełom 2010/11 – pierwszy raz, od kiedy zamieszkałem w Kielcach (była to jedenasta zima), pojawiły się lody nadające do wspinania – był to wynik wyjątkowo deszczowej jesieni. Tegoroczna nie dawała cienia szansy na powtórkę… (fot. Tomek Salvador Markiewicz)

Tegoroczna jesień była wyjątkowo sucha, a zima długo nie chciała nadejść – lody nie chciały utworzyć się nawet w Tatrach, a na Kadzielni nowo obite drogi straszyły kruszyną towarzyszącą dodatnim temperaturom, czekając na pierwsze prowadzenia. Do tego wszystkiego doszedł brak panelu do ładowania, gdyż przeniesienie i rozbudowa klubowej pakerni niepokojąco się wydłużyły. W związku z tym powoli narastała w środowisku kieleckim frustracja związana z bezczynnością – zaczęto nawet jeździć regularnie na ścianę do Radomia.i nie wiadomo jakby się to wszystko skończyło, gdyby nie nadejście siarczystych mrozów.

Skumulowana energia eksplodowała i ukierunkowała na celu: „zróbmy sobie loda”. ŚKA udzieliło samej idei i klubowiczom bezwarunkowego poparcia oraz wsparcia finansowego, a gospodarz Kadzielni – GeoPark Kielce wykazał się zrozumieniem i zezwolił  w trybie pilnym na realizację. Nie pozostało nic innego, jak spróbować i we wtorek o 13:00 popłynęła woda z pierwszej pompy.


Sobota 4 lutego w południe, niedługo kończy się czwarta doba lania – gdy jedni jeszcze pracują,
inni już napierają – ostatecznego kształtu, gabarytów i masy lód nabierze we wtorek. Wtedy też Herman wyciągnie wtyczkę… (fot. arch. dr know)

Temat okazał się nie aż tak trudny w realizacji – wymagał jedynie wizji, konsekwencji, cierpliwości, samozaparcia oraz nieco odporności na deszcze padające przy -20 st. C. Z każdym dniem nabywaliśmy doświadczenia, dołożyliśmy druga pompę z wężem ogrodowym i końcówką pracującą w trybie nazwanym roboczo „podlewanie ogórków”, wymieniliśmy agregat prądotwórczy na  zasilanie z pobliskiego sklepu, „deszczownicę” (pozioma rura z otworami) na większą, ustawialiśmy elementy optymalnie – lód zaczął przyrastać szybko i po trzech dobach, w piątek, można było robić pierwsze przejścia. Oficjalnie obiekt otworzyliśmy w sobotę rano i przez łyk-end doczekał się grubo ponad 100 osobo/przejść.


Powyżej – na lodowych ściankach wspina się Karol "Herman" Dąbrowski. Poniżej kalafiory konsumuje Przemek "Cniach" Sieradzan (fot. Krzysiek Zając)

Ostateczny kształt lód uzyskał po sześciu dobach i jego aktualne wymiary to: szerokość podstawy – 15 m, szerokość przy wierzchowinie – 11 m, wysokość – 8-10 m. Takie gabaryty pozwoliły wytyczyć 5 logicznych linii, do których przejścia potrzebujemy ostrych dziabek i raków oraz 2-3 śrub do lodu z ekspresami. Wariantów wędkowych jest oczywiście więcej, ale kto by się tam nimi przejmował. Dopóki pracowały pompy możliwe było wspinanie w nocy przy sztucznym oświetleniu halogenami, które zapewniało niezapomniane wrażenia estetyczne. Wszyscy zgodnie orzekli, że efekty przerosły oczekiwania i powstał fantastyczny obiekt do treningu lodowego, wart włożonej pracy.


Dla spragnionych piękna – wspinanie nocą przy halogenie. Powyżej wspina się Bartek "gÓral" Świtek, poniżej Paweł "dr know" Olendzki (fot. Krzysiek Zając)


W związku z tym, że jest to obiekt całkowicie sztuczny, który powstał tylko i wyłącznie dzięki pracy i środkom lokalnych wspinaczy, którego z każdym przejściem ubywa (i który trzeba stale doglądać i pielęgnować) – zdecydowaliśmy się wprowadzić pewne ograniczenia (nie zakazy – a ograniczenia/warunki) w dostępie dla osób spoza lokalnego środowiska. O szczegółach dotyczących zasad/warunków wspinania po lodzie można dowiedzieć się na miejscu od lokalnych wspinaczy lub wcześniej drogą telefoniczną czy też mejlową – tu mogę zapewnić: nikt nikogo nie będzie gonił z ciupagą. I żeby było jasne – ograniczenia dotyczą jedynie lodu – cała mikstowa Kadzielnia stoi otworem. Mam nadzieję, że ten akapit jest zrozumiały i nie budzi niepotrzebnych negatywnych emocji. Z chęcią udzielę, jeżeli będzie tak potrzeba, stosownych informacji w najbliższą sobotę podczas II edycji TryToolu.

Reasumując,  jak widać z powyższego , wylanie lodospadu nie jest specjalnie skomplikowaną sprawą – potrzebny jest sprzyjający teren, prąd, trochę urządzeń i przede wszystkim grupka mocno sprężonych do działania osób, wsparta klubem wspinaczkowym – reszta dzieje się praktycznie sama. Zatem koleżanki i koledzy – do dzieła!

Paweł dr know Olendzki

Świętokrzyski Klub Alpinistyczny dziękuje serdecznie za wieloletnią współpracę GeoParkowi Kielce, z nadzieją, że przyszłość przyniesie realizację jeszcze większych obiektów. Tu i ówdzie pojawiają się w Kielcach fantazje, żeby przekształcić Gry DryToolowe w festiwal lodowy…

Paweł dr know Olendzki

Tagi:



  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Gratuluję naśladowcom ;-) [15]
    Wprawdzie w Głuszycy nie musieliśmy angażować takich środków, czy chociażby…

    10-02-2012
    Janusz