16 grudnia 2011 09:26

"Korona Ziemi, nie-poradnik zdobywcy" Artura Hajzera – recenzja

Gdy bierzemy do ręki pokaźnych rozmiarów i luksusowo wydaną książkę „Korona Ziemi, nie-poradnik zdobywcy” Artura Hajzera, spodziewamy się kolejnego albumu z pięknymi fotografiami gór opatrzonymi krótkim, niewiele nowego wnoszącym tekstem.

Nic bardziej mylnego! „Korona Ziemi” to prawdziwe „czytadło”, od którego trudno się oderwać nawet czytelnikowi – alpiniście, znudzonemu taternickimi bujdałkami i sztampowymi relacjami z wypraw.

W pierwszym rozdziale zatytułowanym „Siedem Szczytów – czyli ile?” autor drobiazgowo analizuje kryteria doboru szczytów z różnych punktów widzenia. Stosowanie różnych kryteriów wyboru – geologiczno-fizycznych, politycznych, uwarunkowań historycznych, zwyczajowych i innych – daje różne wyniki. Dotąd trwają dyskusje, kto tak naprawdę jest pierwszym zdobywcą Korony Ziemi: Richard Bass, Pat Morrow czy Reinhold Messner? Krążą różne listy szczytów i różne rankingi zdobywców. Dyskusyjnym okazuje się nawet podział świata na kontynenty…

Rozdziały omawiające poszczególne szczyty „Korony” to nie tylko historie ich podboju. Często dygresje związane z różnymi wydarzeniami poprzedzającymi czy z kontrowersjami dotyczącymi zdobycia, niemal przesłaniają główny temat rozdziału. I są one nadzwyczaj ciekawe!

Tak jest np. w rozdziale poświęconym zdobyciu Piramidy Carstensza, gdzie historia życia Heinricha Harrera dominuje nad sprawą zdobycia przez niego najwyższego szczytu Oceanii. Dowiadujemy się przy tym, co łączy Harrera z dygnitarzami III Rzeszy i. polskim podróżnikiem i pisarzem Ferdynandem Ossendowskim.

Przez kilka rozdziałów przewija się wątek rzetelności w opisywaniu wejść na wierzchołki i zagadnienia etyczne związane z udzielaniem pomocy w wysokich górach. To temat szczególnie bliski autorowi książki. Wszak to Artur Hajzer wiosną 1989 roku spontanicznie zorganizował wypad pod tybetańską flankę Everestu, który uratował życie Andrzejowi Marciniakowi.

Nie zawsze tak się działo, bywało wręcz odwrotnie – znane są wypadki odmowy udzielenia pomocy i to za przyzwoleniem kierujących akcją wypraw komercyjnych. Kilka takich przypadków obszernie opisuje Hajzer w rozdziale o Evereście.

Mankamentów w książce znalazłem niewiele i nie są one znaczące. Pewną nieścisłość zauważyłem w rozdziale dotyczącym Elbrusu, a związaną z wypadkiem Wandy Rutkiewicz. Zdarzenie miało miejsce w 1981, a nie w 1982 roku. Zimą 1982 roku, w dopiero co wprowadzonym stanie wojennym, gdyby nawet udało się wyjechać za granicę, to nie sądzę, żeby zainfekowani wolnością Polacy byli mile widziani akurat na terytorium Wielkiego Brata.

Tak się składa, że byłem w Prijucie w czasie, gdy Wanda uległa wypadkowi. Obsunął się na nią nie „nieposiadający raków turysta”, jak pisze autor, lecz idący w rakach członek naszej ekipy. Był to raczej narciarz wysokogórski niż alpinista i widać nie dawał sobie rady w twardym lodzie i w zawiei śnieżnej.

Inne drobne uchybienia to np. brak podpisów do zdjęć na rozkładówkach i w kilku innych miejscach, czy też brak na końcu książki bibliografii lub wykazu innych źródeł dotyczących omawianych tematów. Na dolnym zdjęciu, na str. 171 widzimy zachodnią, a nie południową ścianę Aconcagui, zaś premierem Wielkiej Brytanii fotografującym się z celebrytami po powrocie z Kilimandżaro (str. 156) nie jest David Cameron, ale jego poprzednik Gordon Brown. Ale nie wybrzydzajmy.

Reasumując, książka Artura Hajzera jest moim zdaniem jedną z najciekawszych pozycji z dziedziny alpinizmu, jakie ukazały się w ostatniej dekadzie, a być może nawet w znacznie większym przedziale czasowym. I rzeczywiście nie jest to poradnik dla tych, którzy chcieliby pokusić się o zdobycie Korony Ziemi, lecz kopalnia wiadomości i dobra literatura dla wszystkich miłośników gór.

Janusz Kurczab

„Korona Ziemi, nie-poradnik zdobywcy”
Autor: Artur Hajzer
Wydawnictwo STAPIS
Format 220 x 270
Strony: 184
Oprawa twarda

Książkę można kupić w naszej księgarni.





  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum