4 listopada 2011 08:02

Marek Raganowicz i MescaMondatta

Podczas niedawnego pobytu w Yosemitach Marek Raganowicz poprowadził na El Capitanie dwie drogi – Mescalito i Zenyatta Mondatta. Zapraszamy na relację Marka.


Orientacyjny przebieg dróg (fot. arch. M. Raganowicz)

***

Wspinałem się sam i muszę przyznać, że był to dla mnie intensywny wyjazd. W czasie całej akcji górskiej obejmującej wspinanie i noszenie ładunków  miałem tylko dwa dni przerwy między drogami. Nie nazwę ich dniami odpoczynkowymi, bo niedospane noce spędziłem w mokrym śpiworze, kiedy temperatura na Camp 4 dochodziła do -1 st. C. Zaraz po wypogodzeniu znosiłem sprzęt z Mescalito, wnosiłem pod Zenyatta Mondatta i bezzwłocznie zacząłem wspinanie. Trzy dni po skończeniu drugiej drogi opuściłem Dolinę z odczuciem, że był to jeden z moich najbardziej forsownych wspinaczkowo wyjazdów.

Mescalito (C3, A3/ 5.7, 26 wyciągów) jest jedną z najpiękniejszych i najbardziej logicznych linii na El Capitanie. Pokonanie jej w stylu clean (bez użycia młotka) nie stwarzało wielkich problemów, ale wymagało doboru odpowiedniego sprzętu.


Wyciąg Seagull na „Mescalito” (fot. Tom Evans)

W czasie mojego przejścia, na skutek błędu taktycznego (zbyt mało wody) i niesprzyjających warunków (bardzo gorąco), musiałem uporać się z poważnym odwodnieniem organizmu. W efekcie skorzystałem z cudzego depozytu i za zgodą właścicieli pobrałem 1.5 galona (ok. 5 litrów) wody. Później, w kawiarnianej rozmowie, usłyszałem zastrzeżenie, że nie mogę w pełni zaliczyć sobie tej drogi jako zrobionej, bo skorzystałem z zewnętrznej pomocy. Po zastanowieniu i krótkiej dyskusji zdecydowałem bronić tego przejścia i odrzucić zastrzeżenia, bo:

1. W momencie, kiedy dowiedziałem się o możliwości skorzystania z depozytu wody miałem jeszcze swoje zapasy i nie zacząłem jej racjonować zachowując wariantowy plan oszczędnościowy jako ostateczność.

2. Wody nikt mi nie dowiózł, a żeby dostać się do depozytu musiałem wspinać się jeszcze dwa dni.

3. Użyczenie wody było przypadkiem, a nie skutkiem wezwania pomocy, czy prośby o jej dostarczenie (np. zjazdami ze szczytu).

4. Pobrałem absolutnie minimalną ilość wody (0.5 galona na dzień) konieczną do skończenia drogi, mimo że mogłem wziąć dużo więcej.

Na koniec chciałbym dodać, że broniąc swojego punktu widzenia nie przesądzam sprawy i każdy z was może wyrobić sobie swój pogląd, a ja zawsze gotowy jestem do dyskusji.

Być może dlatego, że głównym problemem na Mescalito był dla mnie właśnie niedostatek wody, to samo wspinanie nie dawało mi takiej przyjemności, jakiej się spodziewałem. W czasie przejścia nie uniknąłem dwóch krótkich lotów – jeden z powodu niestarannie założonego hooka, a drugi podczas trawersu, kiedy przetestowany cam zmienił położenie pod obciążeniem. Wspinałem się przez 11 dni nie poręczując żadnego wyciągu.

Zenyatta Mondatta (A4/ 5.7, 16 wyciągów). W odróżnieniu od Mescalito wspinanie na Z.M. było dla mnie czystą przyjemnością trudnej, wielkościanowej hakówki. Tym razem miałem wystarczającą ilość wody, więc liczyła się wyłącznie droga.

Zenyatta charakteryzuje się intensywnym ciągiem trudności i praktycznie nie schodzi poniżej A3, nawet na wyciągach opisanych jako A2. Podobnie niektóre odcinki A3 odczuwałem jako trudniejsze od tych wycenionych na A4. W tej sytuacji nie było więc praktycznie żadnych wyciągów „odpoczynkowych”.


Pasaż A4 na „Zenyatta Mondatta” (fot. Tom Evans)

W zasadzie wszystkie miejsca wycenione na A4 były ryzykownymi pasażami na sky hookach osadzanych w wywierconych otworach. Co ciekawe, na całej drodze udało mi się uniknąć odpadnięcia. Podobnie jak na Mescalito nie poręczowałem żadnego wyciągu, a przejście Zenyatta zajęło mi 8 dni.

Podsumowując całość wyjazdu muszę podkreślić, że swoiste połączenie dwóch dróg w całość, przez zachowanie ciągłości akcji górskiej, było dla mnie sporym wyzwaniem. Oprócz przygotowania kondycyjnego i gotowości psychicznej do takiego projektu, poważnym problemem przy wspinaniu solowym jest radzenie sobie z narastającym bólem dłoni.


Po skończeniu „Zenyatta Mondatta” (fot. arch. M. Raganowicz)

Niestety nie ma na to żadnej cudownej rady i każdy, kto zdecyduje sie na podobne połączenie dróg będzie musiał sam rozwiązać ten problem. Mnie szczęśliwie udało się dotrwać do końca, chociaż ostatnią noc na szczycie poświęciłem głównie na tłumieniu jęków, bo o spaniu z powodu bólu nie mogło być mowy. Nie ukrywam, że po Z.M. byłem zmęczony bardziej niż po przejściu jednej drogi, ale nic nie było w stanie zakłócić poczucia, że wyjazd był udany i na pewno kiedyś jeszcze tam wrócę…

Marek Raganowicz
www.reganclimbing.com

PS
Wiem, że Tommy Caldwell i Kevin Joergenson nie znają polskiego, ale chciałbym im serdecznie podziękować za podzielenie się wodą w ścianie podczas wspinaczki na Mescalito.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Gratulacje [23]
    Gratuluję i pozdrawiam.

    4-11-2011
    Kuchar