12 września 2011 22:01

GOLDEN LUNACY – zespół odpowiada na wątpliwości

Publikujemy dzisiaj obszerną odpowiedź Elizy Kubarskiej i Davida Kaszlikowskiego. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że przychodzi ona zbyt późno. Jednak wydaje nam się, że w tym wypadku stwierdzenie „lepiej późno niż wcale” ma swój głęboki sens. To kolejny etap tej bezprecedensowej dla środowiska sprawy, związanej z publikacją książki Joanny Onoszko-Krośkiewicz [komentarz redakcji do wydania książki]. Po długim okresie publicznego stawiania zarzutów i eskalowania wątpliwości otrzymaliśmy kolejne wyjaśnienia zespołu, które można poddać dalszej analizie i ocenie (zespół opublikował już schemat i fotoschemat, 11 sierpnia, oraz pierwsze odpowiedzi, 15 sierpnia).

W tekście, z którym mamy teraz okazję się zaznajomić, zespół stara się odpowiedzieć na większość najważniejszych wątpliwości związanych z wyprawą z 2007 roku. Jest to odpowiedź jeszcze niepełna, ale wydaje się, że mamy do czynienia z ważnym elementem łamigłówki. Warto pamiętać, że dopiero jej rozwiązanie pozwoli na wydanie racjonalnej oceny. Większość radykalnych sądów z jakimi mamy teraz do czynienia nie uwzględnia bowiem racji zespołu, do których wyartykułowania – mimo dużego opóźnienia – zespół ma wciąż prawo.

Jako, że przestrzeń medialna nie znosi pustki, przeciągająca się cisza ze strony Elizy i Davida, negatywnie wpłynęła na odczucia środowiska  – wielu już straciło zwyczajnie cierpliwość. Bez wątpienia jednym z katalizatorów, który wpłynął na zespół stał się Apel podpisany przez uznanych wspinaczy. Apel nie tylko odniósł się do wybranych zarzutów, ale wskazał także inny niepokojący element, dotyczący ewentualnej sądowej walki z anonimowymi oponentami zespołu formułującym zarzuty na forum wspinanie.pl. To właśnie kwestia sądowa – co trudno się dziwić – zbulwersowała wspinaczy. Mamy nadzieję, że Dawid i Eliza zgodnie z zaprezentowanym w wyjaśnieniu stanowiskiem nie będą sięgać po ten jednoznacznie oprotestowany przez wszystkich instrument w dochodzeniu swoich racji w społeczności wspinaczy.

Jako wydawcy wspinanie.pl świadomie nie eskalowaliśmy medialnego nacisku na zespół. Pomni doświadczeń wynikających ze „sprawy Malunphalan” założyliśmy, że bardziej wyważone podejście do „afery” powinno się lepiej przysłużyć jej ostatecznemu wyjaśnieniu. Sprawa nie jest rozstrzygnięta i będzie wymagała racjonalnych decyzji, zarówno po stronie zespołu, jaki i jego głównych oponentów, mediów, a także PZA i Kapituły Jedynki, czyli gremiów, które do tej pory nie podjęły oficjalnych działań. Mamy również nadzieję, że efekt opublikowania tych odpowiedzi przekona zespół, że jak najszybsze i jak najbardziej rzeczowe odpowiedzi przybliżą nas wszystkich do rozwiązania sprawy.

Powiedzmy sobie szczerze, bez tego kolejnego (i pewnie nieostatniego) ogniwa, jakim jest publikowana właśnie odpowiedź zespołu, wyważona ocena „sprawy Golden Lunacy” skazana jest na niepowodzenie. Możemy oczywiście jako środowisko, zgodnie z przeważającą na forum opinią, wydać wyrok „skazujący”, ale czy taka droga na skróty ma sens? Nie da się ukryć, że kolejne zagłębienie się w schematy, wykresy i wyjaśnienia wymagają pracy, której nie przysłużą się negatywne emocje.

Wojciech Słowakiewicz i Piotr Turkot


Odpowiedzi zespołu

Odpowiadamy z opóźnieniem, ponieważ chcieliśmy przeanalizować jak największą liczbę pytań, poza tym mieliśmy wcześniej zaplanowany wyjazd w góry, którego nie mogliśmy odwołać. Zdajemy sobie sprawę, że powinniśmy szybciej odpowiedzieć, dlatego za opóźnienie przepraszamy.

Wątpliwości w sprawie naszej wyprawy na Grenlandię 2007 pojawiły się z kontekście rewelacji państwa Krośkiewicz – Onoszko i porażających plotek przez nich rozsiewanych.

Sprawa jest szokująca, m.in. dlatego, że dojrzewała za naszymi plecami przez ponad 2 lata , nikt nie wyraził swoich wątpliwości wprost i nikt nas o nich nie poinformował. Nikt! Stan taki trwał do lipca 2011, kiedy to sami odkryliśmy porażające kłamstwa krążące na nasz temat.

Natychmiast zaproponowaliśmy rozważenie tej sprawy Kapitule Jedynki, a w niej ludziom z PZA. Odpowiedź, jaką dostaliśmy brzmiała: „nie ma oficjalnych zarzutów, nie zajmujemy się plotkami”. To nam nie wystarczyło, bo sprawa ewidentnie była.

Na łamach portalu wspinanie.pl zaproponowaliśmy publikację szerszych materiałów i odpowiedzi dotyczące naszej wyprawy na Grenlandię w roku 2007, poprosiliśmy także o dalsze pytania:

Pojawiło się ok. 1000 postów na forum Brytana, w których zadano tylko kilkanaście pytań. Większość postów pełna jest za to ordynarnych obelg. Nie ułatwiało nam to pracy. Tym bardziej za konkretne pytania dziękujemy.

Znamienne, że wielu ludzi, którzy publicznie, choć zazwyczaj anonimowo, zarzucali nam nieuczciwość dokonywali na oczach nas wszystkich ewidentnych manipulacji.

W ubiegłym tygodniu opublikowano „Apel w sprawie Golden Lunacy„. Jest to, podpisane nazwiskami, pismo pochodzące od doświadczonych wspinaczy, dziękujemy za dokonanie spisu głównych pytań i wątpliwości, pozwoliło nam to znacznie skrócić pracę nad odpowiedziami.

Wyjaśnienie wszelkich wątpliwości jest dla nas bardzo ważne, bo głęboko wierzymy, że w przekazie na temat wszelkich dokonań niezbędna jest uczciwość i rzetelność oraz dążenie do jak największej staranności.

KWESTIA SĄDOWA:

Na sam początek odpowiemy na kwestię „sądowa” z APELU. Sprawa sądowa dotyczyć będzie pani Onoszko-Krośkiewicz i jej współpracowników (z wiadomych powodów – naruszenie dóbr osobistych). Sugestia dotycząca innych spraw sądowych to zapewne wyrwane z kontekstu zdanie z blogu Davida (potem uściślone). Niepotrzebne nieporozumienie.

Nie zamierzamy podawać do sądu ani nie straszymy sądem żadnych osób uczciwie wyrażajacych wątpliwości dotyczące naszej wyprawy.

Powtórzmy: sami prosiliśmy o pomoc, a także pytania. Nie tylko nie zamierzaliśmy straszyć nikogo, kto podnosi, nawet drażliwe kwestie, ale daliśmy więcej czasu ludziom na zadanie pytań.
Wykazaliśmy wyrozumiałałość mimo, że zasady postępowania w takich sprawach zostały rażąco pogwałcone przez część środowiska (powtórzmy: nikt nie porozmawiał z nami osobiście, nikt nie przekazał żadnych (!) wątpliwości, nikt nie zwrócił nam uwagi na jakiekolwiek błędy, nie zadawał pytań. Za to za plecami pomawiano nas przez ponad 2 lata. Pewna grupa ludzi przyklasnęła też książce, która jest jednym wielkim oszczerstwem (oświadczenie wkrótce), a która jak się właśnie dowiedzieliśmy krążyła po środowisku w formie PDFa od dawna! Dlaczego?

CO SIĘ STAŁO W OSTATNICH MIESIĄCACH…

Wyjaśnianie słusznych pytań i wątpliwości to jedno, ale czytelnicy muszą wiedzieć, że podczas ataku na nas w ostatnich miesiącach, popełniono szereg wykroczeń dotykajacych regulacji prawnych z zakresu Kodeksu Cywilnego i Karnego.

Na przykład: wysyłano nam karalne groźby, dokonano włamania do naszych komputerów, rozsyłano spam z pomówieniami do naszych współpracowników i kursantów etc. Słowem, okazało się, że trwa przemyślana (?!) kampania niszczenia nas.

W tych sprawach nie zamierzamy pobłażać. Nie ma żadnego powodu, aby ludzie ci nadal szkodzili nie tylko nam, ale całej społeczności wspinaczkowej i podróżniczej, dokonujac przekłamań na temat naszych wypraw.

ODPOWIEDZI:

Pytania zadane przez grono wspinaczy w "Apelu w sprawie Golden Lunacy" są wytłuszczone grubą czcionką i opisane jako (A).

1. PYT (A) : "o niebezpiecznym kuluarze, którym zespół się wycofywał (…) Tymczasem wydaje się, że kuluar jest zupełnie połogą i nietrudną formacją.”

Kuluar w trakcie wycofu w roku 2007, czwartego dnia akcji, po pierwszych 3 dniach wspinaczki w na klif Qaqarsuassia w 2007 r. BYŁ BARDZO NIEBEZPIECZNY: zamrożony na lód śnieg, urywający się po bokach (uskoki po kilka metrów spadku w dół), bez możliwości ucieczki (zejścia z niego na bok- pionowe ściany po obu stronach), pod spodem kipiel zebrana z wielu okolicznych szczytów, ok. 20 m progi skalne zmienione w wodospad, brak odpowiedniego sprzętu (raki, czekany za ciężkie, by ciągnąć przez całą ścianę, większa część szpeju zostawiona pod kolebą w połowie ściany).

Kuluar jest formacją, która „żyje” i zmienia się w zależności od warunków – wie o tym każdy alpinista. W 2009 u podstawy naszego kuluaru nie było już np. ogromnego głazu, do którego 2 lata wcześniej mocowaliśmy tyrolkę, dzięki, której wracaliśmy do kajaków (udokumentowane fotograficznie). Tak samo miękki śnieg w kuluarze, gdy jest cieplej ma się nijak do twardego lodu zalewanego lodowata wodą – sytuacja z 08/2007. Nastromienie lodu w kuluarze w 2007 roku było na tyle mocne, a nasze buty śliskie, że Eliza w trakcie zejścia kuluarem poślizgnęła się dwa razy, z ledwością zatrzymując się na haku, który miała w ręku (zamiast czekana).

Trudnosci logistyczne w kuluarze były chwilami krytyczne. Uciekaliśmy przed zalewajacą wodą. Mieliśmy trudność w znalezieniu solidnego stnowiska do zjazdu przez progi, wszystkie kamienie były ruchome i zsuwały się po śliskim bulderze, z którego musieliśmy zjechać (jedynym nie zalanym miejscu na środku progu). Rysy na krawędzi pionowych ścian ograniczajacych kuluar były niewidoczne, często zalane głęboką wodą, tryskającą na wszystkie strony.

Relacja: "Góry", nr 10, 2007 rok, str. 29: "Przez wiele godzin zjeżdżamy i zsuwamy się po pionowych trawach, potem dostajemy się do lodowo- śnieżnego kuluaru, który od początku miał być naszą drogą powrotną. Z dołu wyglądał na łatwy. Z tego powodu nie zabraliśmy czekanów ani raków. (…) Pod kilkumetrową warstwą śniegu huczy rzeka. Po dwóch stronach pionowa ściana nie pozwala się wydostać na inny teren. Stromy, zamarznięty na lód śnieg, (…) adidasy, hak w ręku do hamowania upadku. (…) Potem śnieg się urywa. Przed nami uskok 20m (…) Z trudem znajdujemy kawałek ściany, gdzie można by zjechać, nie topiąc się pod wodospadem (…)"

Na ścianę – by zakończyć wspinaczkę – wróciliśmy tym samym kuluarem. Pogoda ciągle była niestabilna. Jednak tym razem zabraliśmy ze sobą raki i czekany. Oczywiście ze sprzętem, rozwieszoną poręczówką, i w lepszej pogodzie kuluar nie sprawiał już problemów. W tej samej relacji w „Górach” napisaliśmy: „Kuluar, który kosztował nas tyle nerwów, z rakami i czekanem nie wydaje się już taki straszny.”

Reasumując sytuację z wyprawy 2007, bo o niej przecież rozmawiamy. Kuluar był jedyną (zaplanowaną) drogą zejścia. Wtedy, w złej pogodzie praktycznie, spadającą rzeką wody i lodu. Prawie się w niej utopiliśmy, byliśmy rozmoczeni, drżący, zmęczeni po 4 dniach akcji.
Gdy już dotarliśmy na dół kuluaru – okazało się, że nie możemy przepłynąć do bazy. Na morzu trwał sztorm. Przemoczeni, w ciągłym deszczu, kolejną noc czekaliśmy na uspokojenie fal przykryci wyciągniętymi z kajaków workami foliowymi.

2. PYT (A) : "O konieczności pokonania 80 km oceanu kajakiem (…) Brak jasnego określenia, że zespół zastosował kajaki tylko na odcinku 2 km. Nie wynika to jasno również z artykułu "Zderzenie żywiołów" w "Górach" nr 25."

Nieprawda. Oto co można znaleźć w "Górach" nr 10/2007, na str. 24, połowa strony prawa kolumna:

"Nasz plan był prosty. Przynajmniej tak mi się zdawało. Pierwszy odcinek otwartego morza mijamy na dodatkowo wynajętej łodzi motorowej, a już w głębi fiordów , po znalezieniu miejsca gdzie moglibyśmy założyć bazę , przez miesiąc wspinamy się i eksplorujemy na naszych małych kajaczkach. (…) Rozłożyliśmy się na podmokłym wzgórzu na wyspie Pamialluk (…) głównym celem jest klif wyrastający z wody vis a vis, jakieś 2 km dalej."

Informujemy, że nie ma takiego artykułu w nr 25 Gór – jak podaje tekst „Apelu”. Magazyn „Góry”, nr 10, 2007 rok, to właściwe źródło, a nie jak pomyłkowo (bo jak widać naturą ludzką jest się mylić) opisano w „Apelu”.

W zapowiedziach przed wyprawą pojawiła się informacja o tym, że planujemy przepłynąć na kajakach odcinek otwartego morza – 80 km od startowego Nanortalik, ale na miejscu z tego zrezygnowaliśmy ze względu na warunki morskie oraz Elizę, która nie czuła się na siłach.
Po wyprawie pojawił się powyższy opis w „Górach” oraz w innych mediach, opowiadaliśmy o tym wielokrotnie na licznych pokazach. Dla wszystkich, którzy zapoznali się z relacjami było to jasne.

Co więcej – nigdzie nie pisaliśmy też "że zespół zastosował kajaki tylko na odcinku 2 km", wręcz przeciwnie.

Po wspinaczce na Qaqarsuassi, pomimo fatalnej, a co najmniej niestabilnej pogody, przeprowadziliśmy rekonesans na kajakach w innych fiordach w poszukiwaniu kolejnych ścian, w nadziei wspinaczki jeszcze na tej samej wyprawie lub na następnej. Odwiedziliśmy lub przepływaliśmy obok wysp Quvernit, Tornarssuk, po wschodniej stronę Pamiadgluk (opisywanej też jako Pam, Pammilaluk, Pammiadtluuk), Angnikitssoq, Christian IV, odwiedziliśmy także zatokę Kangderlluk i cypel Nuk (pierwszą osadę założycieli Appilattoq).

W sumie przepłynęliśmy w fjordach kilkadziesiąt kilometrów (szacunkowo ok. 90 km). Była to znów „wyprawa” wyczerpująca i podobnie jak wiele z kilkunastu przepłynięć pod klif Thumbnail, często niebezpieczna.

Dodatkowo przepłynięcia pod klif często odbywało się kursem znoszącym po przekątnej. Trzeba było walczyć z wiatrem i falami wiec powrót wydłużał się czasem dwukrotnie.

Podczas przepłynięć pod ścianę oraz w trakcie rekonesansu kajaki były często mocno załadowane.

3.PYT (A): O fakcie bycia pierwszą wyprawą, która działała w rejonie bez wsparcia z lądu.

Prawda.

Byliśmy pierwszą wyprawą na Qaqarsuassi działającą bez wsparcia innych osób z lądu, co znacznie komplikowało nasze działania i zwiększało podjęte przez nas ryzyko. Poprzednie ekipy w trakcie eksploracji zwykle korzystały z łodzi/pontonu i liczyły kilku mężczyzn. Angielska ekipa wspinająca się na Thumbnail – miała motorowy zodiak z ekipą wspierającą z Pam – wyprawa zakończyła się tragicznie śmiercią jednego z członków. Inna wyprawa, brazylijsko-hiszpańska, czyli zespół Cecylii Buil i Roberty Nunez była wspierana przez kolejne osoby ( w tym instruktor kajakarstwa), które zajmowały się kajakami (przyciągały i odbierały).”Eskortowali” wspinaczy, kiedy ci zaczynali lub kończyli wspinanie. Ekipa dla bezpieczeństwa stacjonowała w dalekiej zatoce po tej samej stronie fiordu (żeby nie przepływać fiordu w poprzek). Operator filmowy tej ekipy wspinał się nawet z dziewczynami do połowy ściany, do półki na wys. ok. 800 m.

Co do nas, nikt nam nie pomagał. Z tego też powodu nie mieliśmy możliwości rozpoczęcia wspinaczki w najpiękniejszej (planowanej wcześniej) prawej części ściany (nie dotarlibyśmy do kajaków po zejściu). O tym też pisaliśmy w relacjach.

Byliśmy wiec jedynym dwójkowym zespołem damsko-męskim, który przeprowadził wyprawę i wspiął się bez wsparcia na klif M.Qaqarsuassia.

4. PYT (A): o 1500 metrach pokonanego pionu.

Po pierwsze chcemy potwierdzić, że droga, Golden Lunacy, ma ok.2 km długości.

Po drugie: jest to właściwie jedno z niewielu sensownych pytań, spośród wielu obraźliwych postów na forum – postawił je precyzyjnie Biedruń.

Musimy ze skruchą wyznać: daliśmy plamę z tym sformułowaniem. Czy droga ma 1500m pionowego wspinania? Na pewno nie w sensie dosłownym. Nie ma tyle pionu, co dokładnie widać na zdjęciu, jakie zamieściliśmy razem z relacjami.

Dla usprawiedliwienia chcielibyśmy zaznaczyć, że opis taki był kwestią wrażenia i skądinąd używanej nomenklatury. Czy np. Marmolada jest pionowa? Czy Zamarła Turnia jest pionowa? Albo idąc dalej, czy tatrzańskie trawy są pionowe jak podaje to regularnie wielu z podpisanych w „Apelu’? Żadna z tych formacji nie jest idealnie pionowa.

Mamy tu ten sam przypadek opisu rzeczywistości, regularnie stosowanego na całym świecie, który nijak ma się do definicji pionu 90st. A jednak wszyscy go używamy.

Tym niemniej uważamy, że napisanie o 1500 m pionowego wspinania w odniesieniu do naszej drogi było niedbałością, której można było uniknąć.

Podobną niedbałością było napisanie (jedynie w relacji w Górach), że "przeciętna drogi to chyba 6b, 6c". Z definicji terminu "przeciętnie" i dokładnej analizy topo taka przeciętna nie wynika. Nasz błąd. Natomiast w Taterniku nr. 3-4/2007 było napisane: "Większość terenu nie nastręcza specjalnych trudności – waha się między 5 a 6c…".

Co do ilości metrów wspinania, droga ma tak jak podaliśmy około 1500m wspinania z liną po relatywnie trudnym terenie wspinaczkowym.

Sugeruje się nam też, że informacja o 1500 pionowego wspinania jest celową manipulacją. Jeżeli byłaby takową to, dlaczego w każdej relacji z wyprawy dołączone zostało wspomniane zdjęcie góry z wyrysowaną linią drogi? Zdjęcie ściany było dostępne przez cały czas od naszego powrotu z Grenlandii 2007 i można z niego bez trudu wyczytać informacje o górze i przebiegu drogi, a nawet nachyleniu.

W relacji 2007 na stronie PZA to samo zdjęcie jest nawet większe niż w druku w Górach.
Chcielibyśmy powiedzieć jasno, szersze informacje, zdjęcia oraz schemat były zawsze dostępne dla członków KWiU oraz dla członków Kapituły Jedynki, a także dla wszystkich, którzy chcieliby eksplorować rejon.

W sprawozdaniu do PZA nie było potrzeby (ani wymogów) żmudnego rysowania dokładnego schematu – nie jest to w zwyczaju w przypadku tak wielkich ścian. Wie to każdy, kto czyta górskie pisma na całym świecie, albo przegląda sprawozdania z wypraw PZA czy AAJ.
Opublikowany obecnie na Brytanie schemat drogi zawdzięczamy w głównej mierze biwakowym zapiskom w dzienniku Elizy, z którą już po wspinaniu starliśmy się odtworzyć z głowy przebieg drogi wyciąg po wyciągu.

5.PYT (A): o retuszowanie materiału zdjęciowego.

Nigdy nie retuszowaliśmy żadnego zdjęcia z drogi Golden Lunacy. Nie wycinaliśmy żadnych lin, spitów. Nic takiego nie miało miejsca. Podobnie nie usuwamy zmarszczek na twarzy Elizy :-).

6. PYT (A): o "spionowywanie" kadrów.

Nie "spionowywaliśmy" żadnego zdjęcia z drogi Golden Lunacy. Dokładnie rozgraniczamy fotograficzną kreację i walor artystyczny (gdzie pewne ruchy i zabiegi są nie tylko dopuszczalne, albo wręcz wskazane) od materiału reportażowego, czy relacji o przejściu, czy wyczynie.

Przykład, gdzie jest taka sugestia z forum, dotyczący innego czasu (wyprawa 2009) rozważymy w innej publikacji (chodzi o zdjęcia z rysy podczas wspinaczki nad kajakami w innym fjordzie, na krótkiej drodze; nie ma tam nadużycia, co udowodnimy wkrótce). Teraz zgodnie z sugestią sygnatariuszy "Apelu" zajmijmy się wyprawą na Grenlandię z 2007 i Golden Lunacy.

7.PYT (A): wybiórcze przedstawianie ujęć ściany i wspinania.

Prezentujemy zawsze to co mamy w najlepszej wierze. Drogi otwieramy po to, by inni wspinacze mogli się po nas wspinać. Pokazujemy widok ogólny góry (przy Golden Lunacy zdjęcie ściany z wrysowaną liną było dostępne od razu), a potem to co mamy.

Nasze schematy i zdjęcia z drogi Golden Lunacy są bardziej dokładne, niż opisy jakiegokolwiek zespołu, który zdobywał klif Qaqarsuassia (wystarczy porównać w internecie).

Na czym miałaby polegac owa "wybiórczość" w przedstawianiu naszej wyprawy skoro została ona zaprezentowana niemal z każdego kąta. Liczne relacje i zdjęcia – dla przyjemności czytelnika i z dużym wkładem pracy – były pisane kilkukrotnie, po to, aby w każdym tekście wnieść coś nowego.

8.PYT (A): oraz użycia w relacji z przejścia drogi zdjęć zrobionych w innym miejscu.

Rozumiemy, że chodzi o sugestię jakoby zdjęcie z naszej drogi skałkowej, poprowadzonej w roku 2007, było przez nas przedstwiane jako zdjęcie z drogi Golden Lunacy.

Przynamy, że ten zarzut całkowicie nas zaskoczył. W magazynie "Góry" zdjęcie to było przedstawione obok innych zdjęć skałkowych problemów, jakie przeszliśmy obok wioski Appilottoq tuż po dopłynięciu do niej (czyli całkiem daleko od klifu Qaqarsuassia) oraz zdjęć na kajakach itd. Zdjęcie to było podpisane "Eliza zjeżdża po wspinaczce przez system off widthów". Nie było w nim sugestii, że jest to na klifie Qaqarsuassia, czy Golden Lunacy.


Jest to o tyle dziwny zarzut, że już pierwsze spojrzenie na owe zdjęcie pozwala zorientować się widzowi w sytuacji. Jeżeli byłoby to zdjęcie ze ściany Qaqarsuassia, to w jaki sposób David mógłby wykonać zdjęcie Elizy z tej pozycji, z tego kąta, nie znajdując się jednocześnie w helikopterze? Trzeba pamiętać że ściana M.Quqrasuassia wyrasta prosto z morza, a wspinaliśmy się razem.

Chwila myślenia rozbraja „zarzut” o podstawianiu nieprawdziwego zdjęcia. Na pierwszy rzut oka widać, że nie jest to zdjęcie z niedostępnego i wielkiego klifu, wykonane przez wspinający się na nim dwójkowy zespół. Ponadto na zdjęciu Eliza zjeżdża bez kasku i na lekko. Co więcej, zdjęcie to jest umieszczone w artykule pośród wielu innych zdjęć ze skałek w okolicy wioski Appilottoq.

Z kolei w relacji dla PZA znajduje się 8 zdjęć ze ściany M.Qaqarsuassia, z wyraźnym widokiem na nią i jedno z wyspy z nami na tle klifu. Żadne zdjęcie z innego rejonu! O co wiec chodzi w pytaniu?

Sugestia, że wspomniane zdjęcie w "Górach" było przez nas użwane jako zdjęcie z przejścia drogi, jest wiec w oczywisty sposób fałszem. Nigdy nie używalismy tego zdjęcia jako zdjęcia z drogi Golden Lunacy, ani w magazynie "Góry" (co widać gołym okiem), ani w żadnej innej relacji.
Nidgy nie sądziliśmy, ani nie dostaliśy wcześniej informacji o tym, że ułożenie tego materiału może coś takiego sugerować. Czytelników, którzy z tego powodu poczuli się wprowadzeni w błąd uprzejmie przepraszamy.

Co do innych perypetii tego zdjęcia faktycznie pojawilo sie ono na stronie www.alpinist.com, w artykule Luka Bauera i foto-story o wyprawie z nieadekwatnym podpisem:


The pair climbed the route ground-up on traditional gear (five bolts were placed), but fixed ropes were placed on the initial traverse to aid in returning to the kayaks. They encountered difficulties up to UIAA VIII+, or 5.12a/b. [Photo] David Kaszlikowski

Jest to prawdziwa informacja przyklejona do złego zdjecia ,i należy ją poprawić. Nigdy wczesniej nie zauważyliśmy tego lapsusu popełnionego przez redakcję www.alpinist.com. Nikt nam też tego wcześniej nie sygnalizował.

Nigdy, żadne z nas nie wysyłało takiego podpisu do w/w zdjęcia, ani w Alpiniście (z którym akurat współpracowaliśmy), ani tym bardziej do innych stron internetowych, które często bez naszej wiedzy i bezprawnie używały naszych zdjęć (czy to w Desnivelu czy na stronie rosyjskiej – co zostało zauważone na forum wspinanie.pl ostatnio. Nie widzieliśmy wcześniej żadnej z tych stron i w żaden sposób za nie nie odpowiadamy.

Podpisanie zdjęcia ze wspinaczki skałkowej z budynkami wioski Appilottoq w tle jako wspinaczki z klifu Thumbnail, użyte na stronie Desnivela, czy stronie rosyjskiej jest kuriozalne i nie tylko narusza nasze prawa autorskie, ale jest przykładem typowej niestety niechlujności niektórych mediów (oby mieć newsa – za darmo i broń Boże bez konsultacji).

P.S: Co do błędu na stronie ALPINIST wysłaliśmy już informacje do redakcji z prośba o wprowadzenie poprawki.

9.PYT (A): Niezbędne jest również przedstawienie obszernego i oryginalnego materiału zdjęciowego z przejścia ściany, bo trudno nam uwierzyć, aby zespół profesjonalnych fotografów wykonał w trakcie wspinaczki zaledwie kilka niewyraźnych ujęć.

Tak jak już wielokrotnie informowaliśmy: nie mamy już więcej zdjęć ze ściany. Dla potwierdzenia zamieszczamy pasek skanu slajdu (wykonany przed pocięciem kliszy) z jedynego aparatu jaki mieliśmy ze sobą w górnej części ściany.


Zdjęcie 101-0001 – widok z półki, po obudzeniu. Zdjęcie 101-0002 Jest to pierwszy wyciąg z liną nad dużą półką, początek górnej partii (już opublikowany). Zdjęcie 101-0003, zrobione za jakieś 10godzin. Zespół na przełeczy między szczytami (jeszcze nie na piku), pod ostatnią wieżą szczytową.

Nasza wyprawa miała wbrew oczywistym trudnościom szeroką oprawę fotograficzną. Wszystkie zdjęcia ścianowe były już wielokrotnie prezentowane, ostatnio nawet z wyjętymi klatkami z małej kamery.

Żaden wspinacz nie ma obowiązku fotografowania się na każdym metrze swojej wspinaczki, szczególnie kiedy ma ona sporo ponad tysiąc metrów długości. Wspinaczka na Qaqarsuassia była wyścigiem z ciągle nadciągającą złą pogodą, pisaliśmy o tym w relacjach, opowiadaliśmy na pokazach.

W trakcie drugiego ataku na szczyt, od tarasu, wspinaliśmy się "na lekko" i szybko.
Wielokrotnie było to przez nas opisywane: mieliśmy bardzo złe prognozy pogody, przed sobą znów nieznany teren, brak możliwości szybkiego wycofu z drugiej partii ściany, brak stanowisk zjazdowych, brak telefonu satelitarnego (koniec baterii), nie wspominając o kończących się bateriach w kamerach (przez cały pobyt na wyspie nie mieliśmy możliwości doładowania baterii.
W trakcie drugiego ataku, dotarliśmy na szczyt, po ok. 10 godz. (od półki w połowie ściany), dosłownie w ostatniej chwili dobrej pogody. Po kilkunastu minutach pobytu na szczycie, byliśmy już w gęstych chmurach, niewiele wiedzieliśmy. Podczas nocnych zjazdów (pod koniec) złapała nas ulewa.

W tamtym sezonie, o ile wiemy, poza nami, NIKT NIE ZREALIZOWAŁ SWOJEGO PLANU WSPINACZKOWEGO na Grenlandii, z powodu wybitnie parszywej pogody.

Co powinno również świadczyć o klasie naszej wyprawy i samego przejścia. Mówimy tu przecież o klasycznej drodze poprowadzonej szybko, niemal bez spitów (tylko pięć na całej linii – do ciągnięcia wora, zjazdu, ominięcia ruchomego głazu), a nie o hakówce pokonywanej przez wiele dni w portalach, gdzie można sobie pozwolić na chwilę relaksu i zdjęcia. Tym bardziej we dwoje, gdy nie ma chwili na jakąkolwiek pozawspinaczkową czynność. Sposób wytyczania tego typu "alpejskiej" drogi klasycznej jest przecież znany ekspertom.

Szczęśliwie – jak dziś widać mamy zdjęcie z najtrudniejszego wyciągu na drodze, a nawet ze szczytu. I nie są one niewyraźne. Wiele z nich było opublikowanych w dużych magazynach i zostały docenione za wysoką jakość. Inne – te niewyraźne, zostały wyciągnięte ostatnio z małej kamerki – w celu uzupełniania materiału na życzenie forumowiczów.

10.PYT (A): Kwestia bezludności wyspy

Wyspa Pamialluk, zwana przez wspinaczy Pam, JEST BEZLUDNA. Nikt na niej nie mieszka (jedna z rodzin innuickich, którą poznaliśmy i nam o tym opowiadała, mieszkała tam ponad 30 la temu).

Wyspa Pam jest bardzo rzadko odwiedzna przez turystów, przejście z zachodu na wschód wymagałoby profesjonalnej opieki guida, jest zbyt niebezpieczne dla zwykłych turystów . Na wyspie nie spotkaliśmy żadnych turystów. Nie wiemy nic o jakichkolwiek zorganizowanych trekkingach tam prowadzonych.

Natomiast dokładnie opisywaliśmy m.in. w Górach i sprawozdaniach dla PZA, że na wyspie tej były przed nami realizowane inne wyprawy, oraz że jest tu ciagle dużo niezdobytych ścian.

"Góry" 10/2007, artykuł "Golden Lunacy. Zderzenie żywiołów", str 24:

"Dane zebrane przez ostatnie lata, pozwalały wierzyć, że w rzadziej odwiedzanych rejonach, zaledwie kilkadziesiąt km dalej, znajdziemy system fjordów i skalistych wysp ze ścianami do 1000m wysokości. Trudno w to uwierzyć, ale wiele z nich nie zostało jeszcze nigdy zdobytych."

Przykład ze sprawozdania dla PZA (fragment z roku 2009, zgodny z relacjami z roku 2007):

"…w okolicy Kap Farvel, kilka ścian było już eksplorowanych – szczególnie wyspa Quvernit, owspinana przez doborowy zespół niemiecki, a sama wyspa Pammialuk była eksplorowana prze kilka wypraw angielskich – drogi m.in. na stojących na zachodnim wybrzeżu ścianach Baron, Baroness, Mark.

Niektóre poważne ściany wewnątrz wyspy pozostają jednak niezdobyte. Po drugiej stronie fiordu Torssukattak – w otoczeniu klifu Qaqarssuasia, jedyne drogi zostały wytyczone na samym klifie (tylko 4 drogi na 2 km szerokiej ścianie, w tym nasza Golden Lunacy z 2007) oraz na Qaqqaq Eqqamangilara. Cały bastion szczytów wewnętrznych pozostaje dziewiczy…"

Natomiast w relacji z wyprawy dla PZA z roku 2007 nie ma w ogóle żadnych informacji o dziewiczości, bądź nie, wyspy Pam.

Co do naszego pobytu w bazie – przez cały pobyt niemal nie widzieliśym ludzi. Z oddali widzieliśmy kilka łódek Innuitów. Raz, na początku naszego pobytu, na wyspę zawiatli kajakarze z grupy angielskiej – ale szybko popłynęli dalej. Po dotarciu do Appilottoq widzieliśmy dodatkowo duży statek.

11.PYT (A): Wyspa Pam znajduje się tymczasem, o ile dobrze odczytujemy, ok. 18 km od wioski, a ta 2 km od ściany.

Czy „ta” w pytaniu oznacza wioskę która ma się znajdować 2km od ściany? Jeszcze raz bardzo prosimy o dokładne zapoznanie się z naszymi relacjami i topografią terenu.

W 2007 roku na wyspę dostaliśmy się na dodatkowo wynajętej łodzi – co już opisaliśmy (patrz wyżej), także w "Górach". Dopłynęliśmy z Nanortalik, miasteczka oddalonego ok. 80 km od Pam (Pamialluk).

Od ściany Qaqarsuassia do wyspy Pamialluk jest ok. 2 km fiordu. Jest to 2 km często wzburzonej lodowatej wody. Czasem z górami lodowymi na drodze.

Ok. 16 km od bazy na wyspie Pam znajduje się wioska Aappillottoq, ale o jej istnieniu w 2007 roku niewiele wiedzieliśmy (inny masyw, w innym fjordzie). O sytuacji jaką tam możemy zastać nie był w stanie nas poinformować nawet największy specjalista od tripów wspinaczkowych w rejonie pan Niels Taekker Jepsen, który po prostu nie wiedział co to za wioska i co się tam dzieje. Mieliśmy wiec tylko nieprecyzyjną informację, że gdzieś dalej w fiordzie powinna się znajdować jakaś maleńka osada Innuitów. Zobaczyliśmy ją po raz pierwszy pod koniec wyprawy.

Bardzo zła pogoda i sztormy w 2007 wpływały praktycznie zerowy ruch w „naszym” fiordzie, co całkowicie pogłębiało nasze poczucie odosobnienia. Do wioski dotarliśmy po licznych perypetiach i kilku próbach wypłynięcia, już po zdobyciu klifu (skończyło nam się jedzenie i padła bateria w telefonie, szukaliśmy wsparcia). I bardzo się z jej mieszkańcami zaprzyjaźniliśmy.

INNE KWESTIE I PYTANIA FORUMOWICZÓW:

UWAGA! Na początek rozważmy niektóre „zarzuty” anonimowego internauty RCz, tej samej osoby, o której wypowiedziach pewne osoby na forum piszą: "demaskatorski materiał fotograficzny zestawiony przez RCz ma oczywistą moc dowodową".

Nasza opinia odnośnie kwestii poruszonych w odpowiedziach 12-14: anonimowy internauta RCz świadomie manipuluje faktami, zręcznie doprowadza czytelnika do pewnych wniosków. Robi to za pomocą podsuwanych przez siebie, nieprawdziwych danych lub niedopowiedzeń.

12 PYT: Na jaki szczyt wyszedł Kaszlikowski

Prosimy o zapoznanie się z tym wątkiem na spokojnie. Jest w nim zwarta sugestia, że szczyt góry, na jaka weszliśmy jest niższy niż podawaliśmy, pomylony i że ma inną nazwę etc.

My podajemy informację, którą otrzymaliśmy ze źrodeł, bo wg wszelkich dostępnych map najwyższy szczyt Maujit Qaqarsuassia ma wysokość 1560m n.p.m. Przed nami leży m.in. mapa duńska z wydawnictwa SAGA MAPS, tak też twierdził zespół (hiszp.-braz), który zdobył górę przed nami.

Co ciekawe tak też twierdzą źródła opublikowane przez RCz. Np. relacja z wyprawy Szkotów z 1997, na którą powołuje się RCz.

Mimo to RCz pisze:

"Zastanawiające jest też na jaki szczyt wyszedł David Kaszlikowski i jaką ma on (ten szczyt) wysokość? Skąd wziął Kaszlikowski dla "swojej" góry nazwę Maujit Qaqarssuasia? Na jakich opierał się źródłach? Czy istotnie dowiedział się tego od Eskimosów jak można by wnioskować z jego stwierdzenia "klif Thumbnail, zwany przez Innuitów Maujit Qaqarssuasia", czy też może źle odczytał istniejące mapy?"

Nasza wiedza o górze:

Mauijt Qaqarsuassi to nazwa całego masywu, którego najwyższy szczyt zdobyliśmy, ale ma on także inne szczyty (turnie), np. ten określany przez wyprawę szkocką z 1997 mianem West Summit.

Dlaczego więc RCz twierdzi, że zdobywając wybitny szczyt na tej górze nie stanęliśmy na M.Qaqarsuassi? Przecież i "Main" i "West Summit” mają taką samą nazwę?

Co do nazwy "Thumbnail". W uproszczeniu, czasami określa się nią cały masyw klifu opadającego do morza, ale oryginalnie ścianą tak "ochrzczoną" jest główne spiętrzenie klifu. Kończy się ono niewyraźnym szczytem dużo niżej od głównego najwyższego szczytu Qaqarsuassi.

Pisze o tym również Cecilia Buil: szczyt, do którego idą alpinistki jako pierwsi zdobywcy, czyli do Qaqarsuassia – jest dużo wyższy od Thumbnaila.

ALE W TEJ ODPOWIEDZI NIE CHODZI ANI O SZCZYT, ANI NAZWY, ANI WYSOKOŚCI… ZACZNIJMY POWAŻNĄ ANALIZĘ "MATERIAŁU O OCZYWISTEJ MOCY DOWODOWEJ".

a) Prosimy przyjrzeć się uważnie mapie zaprezentowanej przez RCz:

b) Prosimy zauważyć, że mianem M.Qaqarsuassia nie jest opisany żaden z zaznaczonych na mapie konkretnych szczytów, raczej cały masyw (kolory i kwadraciki wstawił RCz) oraz, że określenie "Main Summit" jest na mapie umieszczone bliżej szczytu znajdującego od strony morza.

Na mapie na stronie 12 pdfa Szkotów, a także u RCz w poście, wyraźnie widać, że Maujit Qaqarsuassia to masyw o co najmniej dwóch wybitnych, zaznaczonych szczytach, ten bliższy morza jest wyższy i wynosi 1560 m (lub, co jest napisane niewyraźnie i raczej nieprawdziwe, 1860 m), tymczasem mniejszy 1520m. Bliżej szczytu wyższego jest informacja: "MAIN SUMMIT".

c) Prosimy zauważyć, że w miejscu gdzie jest zaznaczony czerwony kwadracik RCz,
na mapie nie ma żadnej wyraźnej formacji. Mimo to RCz stawia tam punkt, który prezentuje wszystkim z odbiorcom jako "szczyt Kaszlikowskiego".

Dla ułatwienia wstawia także to zdjęcie (1):

i żeby czytelnik już w ogóle nie miał wątpliwości wstawia zdjęcie (2) znane z prezentacji zespołu:

Po drugim zdjęciu czytelnik nie ma już wątpliwości, że czerwony kwadracik, jest oznaczony prawidłowo (??). Przecież wszyscy znają nasze zdjęcie.

Kawałek dalej "demaskator" przechodzi do współpracy z programem GEOCONTEXT PROFILER , który ma niezbicie wykazać, że "szczyt Kaszlikowskiego" jest niższy, niż "szczyt Szkotów" – zdjęcie (3):

UWAGA, UWAGA!!! Co robi RCz?

Dla większej pewności wyniku przesuwa czerwony kwadracik dużo niżej w kierunku morza. Dużo niżej. Ot tak… Niezauważalnie.

Rezultat jaki osiąga? Badany punkt nie jest topem najwyższego klifu świata, nie jest nic warty…

Prosimy porównać zdjęcia górne (1) i to z programu (3). Zabawa z dzieciństwa "znajdź różnice". Widać wyraźnie?

I zaznaczamy tam jest duża ściana (a nie śnieg, jak wprowadza w błąd Google Earth). Ale tu nie chodzi tylko o jakąś małą różnicę.

My nigdy nie wspięliśmy się na szczyt zaznaczony przez RCz czerwonym kwadracikiem!!!
Ani na ten na lewym (1), ani na ten prawym (3) zdjęciu z programu PROFILER.

RCz zaznaczył dowolny punkt na górze – uważamy, że z pełną świadomością – i to on w jego "demaskatorskim" materiale gra rolę szczytu jaki zdobyliśmy.

Nic dziwnego, że ów program (mimo, że bardzo nieprecyzyjny) bez problemu wykazał, że tzw. "szczyt Kaszlikowskiego" jest niższy. Teza RCz zastała udowodniona, czytelnicy niczego nie zauważyli. A, że my wspięliśmy się gdzie indziej… Coż, to już nieważne, zadanie wykonane.

Czy takie dostosowywanie rzeczywistości to w postach RCz wypadek przy pracy? Każdy, powtarzamy każdy z jego postów jest mniejszą lub większą manipulacją.

Rzeczywiście demaskatorski materiał fotograficzny zestawiony przez RCz ma oczywistą moc dowodową ;-). Święta Inkwizycja?

PS Co do naszej wiedzy, nie twierdzimy że jesteśmy nieomylni, ale, że zdobyliśmy najwyższy wierzchołek M.Qaqarsuassia wiemy dokładnie.

13.PYT: Sugestia, że nie wspięliśmy się na szczyt Maujit Qaqarsuassia, jako drugi zespół w historii.

Podstawą do tego twierdzenia miałby być schematy tej samej szkockiej ekipy wspinającej się w regionie w roku 97 (patrz PDF).

Prześledziliśmy te schematy po raz kolejny ostatnio, po analizach z roku 2007 (bo nie RCz je wynalazł). RCz nie podsuwa czytelnikowi informacji, że w topo wyprawy szkockiej znajduje się informacja, że zdobyli oni szczyt M. Qaqarsuuassia po łatwej wspinaczce w partii szczytowej.

Z ich schematu wynika że „ich top” był kupą piargu, kopułą nie wymagającą wspinaczki, szczytem bez trudności. Analizowaliśmy te informację wielokrotnie – i choć nie śmiałbym zarzucać tej ekipie "specyficznej rzetelności" – możemy z dużym prawdopodobieństwem założyć, że nie byli oni nigdy na głównym szczycie M.Qaqarsuassia. Tak też założył zespół przed nami, do takich wniosków doszliśmy my sami.

Szczyt główny (Main Summit), znany przez nas doskonale, kończy się bowiem ok. 50-metrową piękną turnią (patrz zdjęcie ze schematem w Dokładny schemat i materiały dotyczące Golden Lunacy), niemożliwą do pokonania terenem łatwiejszym niż 6c, może 7a. Nie sposób o tym nie napisać w topo.

My wyceniliśmy turnię (Main Summit) na VIII-, zespół hiszp.-braz. na 6c+/7a. Gdzieś na tym odcinku nasze drogi się spotykają (pisaliśmy o tym w relacji) – bo wspinaczki opisują wielki luźny głaz ok. 15 m od szczytu – my też taki na drodze mijaliśmy. Cecilia i Roberta robią – z powodu ruchomego głazu – turnię na 2 wyciągi. My ciągniemy na maxa jednym (ok. 50 m).

JAK ZDOBYWAŁ SZCZYT ZESPÓŁ PRZED NAMI:

Cecilia Buil opisuje w tekście na stronie Desnivel wspinaczkę na szczyt (2003 rok) mniej więcej tak:

"(…) ok 16.30 Cecilia Buil i Roberta Nunez dotarły pod wieżę kończącą 'torreon final’ (torre – wieża) i ten ostatni odcinek okaże się najtrudniejszym na całej drodze i najpiękniejszym: super pionowe 50 metrów (’muy verticales’) z rysami w stylu Yosemite oraz z odcinkiem off-width (…) 18.30 stają na szczycie. Widok jest niesamowity i NIE ZNAJDUJĄ ŻADNYCH DOWODÓW NA TO BY KTOŚ PRZED NIMI TU SIĘ WSPIĄŁ JAKO ŻE NIE MA ŁATWEJ DROGI NA SZCZYT (no tiene acceso facil) A NIE ZNAJDUJĄ TAM ŻADNEGO ŚLADU ZJAZDU.  Stąd wyciągają – zdaje się słuszny – wniosek, że są pierwsze na tym szczycie."

W roku 2007 my pojawiamy się tam jako drudzy. Znajdujemy na szczycie ich taśmę do zjazdu i z niej korzystamy dokładając swoją (bodajże Lhotse niebieska).

14. PYT (RCz): Rozwińmy tu pytanie o zarzut dotyczący „dziewczości wyspy Pam”, podniesiony przez anonimowego internautę RCz (podchwycony przez sygnatariuszy APELU)

Opublikował on taki fragment zaczerpnięty ze strony wyprawy:

"Grenlandia znana jest wśród alpinistów jako rejon o wielkim potencjale. Szczególnie sławny fiord Tasermjut jest licznie odwiedzany przez alpinistów. Celem wyprawy są jednak góry oddalone o 100-200 km, otaczające fiord Torssukattak, małą wioskę Aapilottoq i wąską gardziel Prince Christian Sund. Są to dziewicze regiony, na których nie stanął żaden człowiek. Przedsięwzięcie jest absolutnie pionierskie co charakteryzuje polskich podróżników.”

RCz znów zacytował powyższy fragment, aby podważyć naszą wiarygodność. Na kolejnych stronach wykazuje na podstawie tego cytatu, że wyspa Pam nie jest dziewicza i że było na niej wiele wypraw.

Dlaczego to wykazuje skoro w cytacie nie było nic o Pam, ani o jej dziewiczości? Dlaczego przekonuje czytelnika o tym – jakby w kontrze do naszych twierdzeń – skoro pisaliśmy o tym samym w niemal każdym artykule z roku 2007, prawdopodobnie długo przed tym zanim niejaki RCz usłyszał o tym rejonie?

Co więcej RCz nie za bardzo podkreślił (choć wspomniał raz), że wyciąga zapowiedź wyprawy z roku 2009, wyprawy, która kierowała się do rejonu znacznie dalszego i szerszego, niż sama wyspa Pamilaluk. Miała to być wyprawa, aż do krawędzi Atlantyku, do wylotu Prince Christian Sund, wokół wyspy Christian IV, a bliżej Pam – w zauważony przez nas dziewiczy masyw nad fjordem Torsukattak. Taki był pierwotny plan wyprawy 2009 i o tym mówiła cytowana zapowiedź. Nigdy o samej Pam. Analityk RCz to przemilczał.

Co do samego Pammilluk nigdy nie twierdziliśmy, że nie stanął na niej żaden człowiek! Byłoby to śmieszne, choćby ze względu na znajomość z rodziną Innuitów, która opowiadała nam o tym, że się tu urodziła. Resztki ich domu sprzed lat wciąż łatwo można znaleźć na wsch. brzegu wyspy.

Poza tym w naszych archiwach już przed 2007 mieliśmy zdjęcia poprzednich wypraw.

Eksploracje Pam wspominaliśmy również tu: relacja 2009:

"W roku 2007 na podstawie kontaktów z poprzednimi wyprawami, dzięki lekturom relacji z AAJ i podczas wspinaczki na najwyższym morskim klifie świata Qaqarsuasiia – udało nam się „odkryć”, zauważyć masyw otaczający Eqqmangilare. Otacza ją 4, może 5 wielkich dziewiczych ścian. W okolicy Kap Farvel, kilka ścian było już eksplorowanych – szczególnie wyspa Quvernit, owspinana przez doborowy zespół niemiecki, a sama wyspa Pammialuk była eksplorowana prze kilka wypraw angielskich – drogi m.in. na stojących na zachodnim wybrzeżu ścianach Baron, Baroness, Mark. Niektóre poważne ściany wewnątrz wyspy pozostają jednak niezdobyte."

Nawet, jeśli zapowiedź wyprawy w dziewicze rejony z roku 2009 wydaje się komuś nadmuchana, w istocie rzeczy jest prawdą oraz prezentuje i nasze eksploracje i cel wyprawy 2009, podczas której chcieliśmy zdobyć co najmniej 4 wypatrzone, dziewicze szczyty i eksplorować w nowych rejonach.

Mimo, że cytat użyty przez RCz dotyczy innych celów, innej wyprawy, a nawet nie tego roku (bo w swoich postach RCz nawiązuje zwykle do Golden Lunacy z roku 2007 i Jedynki) naczelny śledczy konkluduje:

"Tak więc zdaje się, iż obraz "dziewiczości" Wyspy Pam w czasie gdy działał tam pierwszy raz Kaszlikowski, powstający w umysłach czytelników pod wpływem lektury tekstów o Grenlandii chyba nie do końca jest tak precyzyjny i zgodny z rzeczywistością, jak by się mogło zdawać…"

…i poza wspomnianą manipulacją RCz (bo w rozpracowywanym przez niego kawałku nie pisaliśmy nic o samej Pam!) dodatkowo serwuje czytelnikowi kolejne nadużycie.

Jakie? W naszych tekstach i relacjach o Grenladnii nie ma słowa o absolutnej dziewiczosći wyspy Pam – a RCz właśnie to wkłada w nasze usta i oczywiście sugeruje czytelnikowi jedyną słuszną konkluzję.

To tylko skrótowe rozważania dotyczące ewidentnej manipulacji forumowicza RCz na czytelniku.

Po co ten człowiek wyciąga takie fałszywe rewelacje: nie ten szczyt, nie ten zespół, nie ta wysokość, nie ma gór lodowych?

To proste, z dnia na dzień pracuje nad podważeniem naszej wiarygodności. Post po poście, ugruntowuje kreowaną przez siebie "rzeczywistość".

Publikując nasze materiały dotyczące Golden Lunacy na łamach wspinanie.pl 11/08/2011 i prosząc o pytania nie spodziewaliśmy się, że często zamiast nich otrzymamy zmanipulowanie oskarżenia.

"Dowody" RCz doskonale oddają charakter forumowej dyskusji i sposób kształtowania opinii. W tej dyskusji, celowo (lub z lenistwa) miesza się lata, miejsca, ludzi, nie odróżnia dziewiczości ścian od całkowitej dziewiczości terenu. Ale przede wszystkim się manipuluje.

Jako alpiniści, od lat żyjący naszą pasją uważamy za odrażające, że musimy zajmować się takimi osobami, knującymi na obrzeżach środowiska górskiego.

Ten fragment (a jest tego więcej) dodatkowo wykazał szaleństwo, przed jakim nas postawiono, przekreślając, dodajmy, w iście spiskowej metodzie, wszelkie etyczne normy środowiskowe.

Co do merytorycznej wartości rozważań RCz, nie uważamy też aby obowiązkiem jakiegokolwiek wspinacza było precyzyjne udowadnianie wysokości szczytu, albo roztrząsanie szczegółów programu Google Earth (GE), co musieliśmy obecnie wykonać.

Przeanalizowaliśmy dokładnie foto-animacje z GE w odniesieniu do masywu M.Qaqarsuassia. Formacje terenu w tym programie są spłaszczone i uśrednione, ściany zamazane np. szczytów i turni na M.Qaqarsuassia w ogóle nie ma na GE. Cienie rzucane przez teoretyczne szczyty, po obróceniu obrazu pod innym kątem stają się cieniami zupełnie innych gór. Zaiste, niezwykły "materiał demaskatorski"!

Wspinacze od zawsze starali się przekazywać te informacje w najlepszej wierze, ale było też jasne, że były to zawsze dane szacunkowe, czasami obarczone błędem.

Jak można podważać wiarygodność doświadczonego zespołu na podstawie oszczerczych rewelacji (choćby nie wiemy jak fascynujących i uproszczonych) anonimowej osoby?

INNE PYTANIA:

15. PYT: Czy góry lodowe przeszkadzały Wam w dotarciu pod ścianę z wyspy Pam i jaka była pomiędzy nimi odległość?

Tak. Góry lodowe blokują fiord Torssukattak i rejon fjordów wokół Cap Farvel często do końca czerwca. I o ile w sierpniu Torsukkattak nie jest zapchany górami, czy krą to mimo wszystko bywają one problemem.

Podczas naszej wyprawy w sierpniu 2007, mieliśmy wiele bliskich spotkań z górami lodowymi. Często – jak opisywaliśmy w relacjach – waliły się one z hukiem, wydając odgłos przypominający wybuch bomby. Z głównych problemów z lodem: raz nasza zatoka „startowa” w bazie została zablokowana przez górę na amen, innym razem niebezpieczna góra lodowa ustawiła się przy ścianie akurat na linii naszego wyładowywania, wyciągania kajaków. Były to wielokrotne niebezpieczne spotkania i przepłynięcia.

PYT dodatkowe (RCz): Góry lodowe.

RCz udowadnia, że daliśmy plamę publikując zdjęcie góry lodowej, pod którą przepływaliśmy. Udowadnia to bardzo precyzyjnie (fotograficznie). Wykazuje, że skoro lodowiec jest daleko to takie góry nie mogą pływać w fjordzie Torsukkattak. To niesamowita arogancja. Zerowa wiedza o trasach "migracji: gór lodowych i ich pochodzeniu.

Oczywiście nie podaje, że prezentowane przez niego zdjecie pochodzi z wyprawy filmowej z roku 2009, ale to byłoby nawet mniej ważne, gdyby miał rację. Tymczasem góra ze zdjęcia stoi dokładnie pod ścianą M.Qaqarsuassia, i jest bardzo podobna, do tych, które z sercem na ramieniu okrążaliśmy pod tą samą ścianą w roku 2007 (wtedy jedna zablokowała nam dojście do startu).

16. PYT: Jak daleko znajdowała się od wyspy Pam najbliższa wioska i czy pływaliście pomiędzy nimi kajakami czy łódką z silnikiem i Innuitami?

Już o tym było, ale powtórzymy: byliśmy w dzikiej okolicy, widząc ludzi tylko kilka razy przez 25 dni. Nie mieliśmy żadnego kontaktu z wioską Innuitów, nie wiedzieliśmy nawet czy ktoś naprawdę tam mieszka, czy nie jest opuszczoną osadą. Po dotarciu na wyspę Pam na pontonie zostaliśmy zostawieni sami ze swoimi kajakami. Nie pływaliśmy w ogóle żadną łodzią motorową, do czasu dotarcia do wioski po wspinaczce na klif M.Qaqarsuassia.

17. PYT: Po co w ogóle były wam kajaki jeśli są tak niebezpieczne i tak przerażały Elizę?

Są najpiękniejszym środkiem transportu, najbardziej czystym i wolnym (w sensie wolności od cywilizacji). Szansą na szybkie płyniecie.

Były także jedynym możliwym środkiem transportu w naszej sytuacji. Wynajęcie większej łodzi motorowej z Nanortalik na miesiąc kosztowałoby ok. 50 000 zł, pontonu z silnikiem ok. 20 000 zł.

Kajaki zgodne są też z ideą wyprawy eksploracyjnej, nawiązującej do tradycji Innuitów. Nie wiedzieliśmy, że kajaki będą dla nas, aż tak dużym niebezpieczeństwem i wyzwaniem podczas tej wyprawy. Ale daliśmy radę, a Eliza nieźle przypakowała od wiosłowania ;-)

18. PYT: Przygotowania do wyprawy i konsultacje z innymi zespołami – "bo może się nie przygotowaliście":

Jesteśmy doświadczonym zespołem i każdą wyprawę staramy się przygotowywać jak najstaranniej. Po wielu latach wypraw (oto lista naszych nowych dróg) wiemy dokładnie jak się do tego zabierać.

Przed wyprawą w roku 2007 trenowaliśmy dzięki naszemu przyjacielowi pływanie na kajakach po Bałtyku (w ograniczonym zakresie, co prawda), co więcej kontaktowaliśmy się ze specjalistami z Grenlandii m.in. z panem Nielsem Jepsenem, oraz poprzednimi wyprawami m.in. angielską z 2000 roku, w której składzie był m.in. nasz znajomy Gaz Parry.

Niestety żadna z wypraw nie dostarczyła nam bogatszego materiału o rejonie (jaki mamy w archiwach dziś), natomiast wszyscy ostrzegali nas przed dzikością terenu i niebezpieczeństwem poruszania się w samotności (od trudności kajakowych po coraz częstsze w tym rejonie niedźwiedzie polarne i brak możliwości szybkiej pomocy).

REASUMUJĄC:

Jesteśmy dumni z Golden Lunacy, i choć nigdy nie twierdziliśmy, że sama droga jest wybitnie trudna, a ściana niezwykle piękna, to wyprawa z 2007 na Grenlandię była jednym z naszych najpiękniejszych i najpoważniejszych przedsięwzięć.

Podsumowując wyprawę w punktach:

  • dwójkowy mieszany zespół,
  • wielka, trudna logistycznie ściana,
  • wspinaczka nową drogą (2000m,7a+max,1xAF,reszta OS) bez możliwości szybkiego wycofu, bez stanowisk zjazdowych,
  • start z kajaków morskich (decydujący o kompromisie przy doborze sciany),
  • brak baterii w telefonie satelitarnym w trakcie drugiej części wspinania, urwany kontakt ze światem i niemożliwość dopłynięcia podczas sztormu do nieznanej wtedy wioski Innuitów,
  • złe warunki pogodowe: niemal przez miesiac w ciągłym sztormie, czy huraganie (w pewnym momecie wiatr porywa nam namiot, który szczęsliwie znaleźliśmy), wycof ze ściany,
  • niebezpieczne spotkania z górami lodowymi,
  • wielokilometrowy rekonesans na kajakach i rozpoznanie nowych rejonów do wspinaczki,
  • w końcu zdobycie szczytu M. Qaqarsuassia jako drugi (najprawdopodobniej) zespół w historii.

Na ścianie zostały ślady naszego przejścia: spity, hak, kość, pętle zjazdowe. Zapraszamy do powtórzenia drogi. Podróż na Grenlandię dziś z podanymi przez nas informacjami o Torssukkatak nie będzie już tak skomplikowana.

Oczywiście, czym innym jest wytyczyć swoją nową drogę, a czym innym dokonać powtórzenia ze schematem w dłoni. Mimo to wspaniała przygoda gwarantowana, a powtarzający będą bogatsi o wiedzę, jaka zdobyliśmy o tym rzadko odwiedzanym rejonie. Wiedzę jakiej 4 lata temu nie mieliśmy.

Poza wyprawą grenlandzką rok 2007 był dla nas bardzo udany. Udało nam się otworzyć nową drogę w Meksyku: Arte de malaria, 300m, 7b+ (wyciągi: 6b, 6c+, 7b, 5, 7b, 7b, 7a+, 7b+, 6b, 6b) oraz powtórzyć RP drogę Subiendo el arcoiris, 300m, 5,13b max (8a) (wyciągi: 6c, 7a+, 7c, 7a, 6c, 6b+, 8a, 6b, 7a, 6c+). Kurt Albert i Stefan Głowacz określili tą linię jako "a suberb five star classic".

Te przejścia, podobnie jak Golden Lunacy opisane były w wielu relacjach.

Nie mieliśmy żadnych powodów, by przedstawiać środowisku to co obecnie jest nam – zwykle fałszywie – zarzucane. Wyprawa nie była realizowana pod żadnych sponsorów (choć dosponsorowana), nie była obarczona żadnymi wymogami medialnymi, nie była w żaden szczególny sposób "lansowana". Przygotowaliśmy za to profesjonalny (z wielkim nakładem pracy) materiał do artykułów i prezentacji.

Nigdy nie oczekiwaliśmy za nasze eksploracje żadnej nagrody, ale nigdy też nie sądziliśmy, że ktokolwiek może nas zaatkować za eksploracje i wspinaczki, z których jesteśmy dumni.

Tymczasem wyjaśnianie wątpliwości związanych z naszą niedokładnością, za którą ponownie przepraszamy, zmieniło się w agresywny atak. Tak to dzisiaj wygląda.

Z pozdrowieniami!
Eliza Kubarska & David Kaszlikowski

PS Korzystając z okazji dziękujemy tym, którzy nie przestali w nas wierzyć. Za jakiś czas pojawi się nasze dodatkowe oświadczenie.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Pytanie do drugiej części publikacji [1]
    Jak to było z zdjęciem opublikowanym w Wikipedii oraz w…

    12-09-2011
    dy2io

    napis "Golden Lunacy" na zdjęciu [53]
    "Przynamy, że ten zarzut całkowicie nas zaskoczył. W magazynie "Góry"…

    12-09-2011
    Keczup

    Komentarz do odpowiedzi [48]
    Dawidzie i Elizo, ponieważ zadałem tutaj: zestaw czterech pytań, a…

    13-09-2011
    biedruń

    zespół odpowiada na wątpliwości? [14]
    chyba odwraca kota ogonem. sranie w banie. litości! gdzie jest…

    13-09-2011
    ayda

    Odpowiedź zespołu - dwie wątpliwości [4]
    Pierwsza dotyczy tego nieszczęsnego zdjęcia w relacji z Gór nr…

    13-09-2011
    BTS

    0. Było - jest... Czy mam jeszcze jakieś szanse na próbę obrony przy takiej postawie adminów wspinania.pl? [178]
    Chyba wczoraj, jeszcze przed umieszczeniem odpowiedzi "zespołu Golden Lunacy", admini…

    13-09-2011
    RCz

    Reasumując [9]
    pewnie uproszczę, ale można to podsumować tak: 1. Droga miała…

    13-09-2011
    penglish

    GOLDEN LUNACY - PODSTAWOWY ZARZUT I WĄTPLIWOŚĆ [52]
    W całym szumie o krach, kajakach i wyspie Pam udało…

    13-09-2011
    szymonTT

    Inof [12]
    Konczę temat DK/EK. Zostawiam ubijaczy piany, którzy dlugo przed ukazaniem…

    13-09-2011
    astrodog