30 sierpnia 2011 11:40

Taniec z Królową

W sierpniu 4-osobowa ekipa w składzie: Tomek Polok, Karol Witkowski, Adam Rożek i Jasiek Kuczera działał na południowej ścianie Marmolady. W wykazie chłopaków znalazła się między innymi słynna Ryba IX-. Zapraszamy na relację z wyjazdu.

***

W piątkowy 19 sierpnia wieczór nabitym sprzętem i żarciem samochodem Vincenta wyjeżdżamy z Pszczyny w Dolomity. Jest nas czterech: Vincent,czyli Tomek Polok, Karol Witkowski, Adam Rożek i niżej podpisany. Vincent ma się wspinać z Karolem, a Adaś ze mną. Naszym celem jest południowa ściana Marmolady – królowa Dolomitów.


Południowa ściana Marmolady

Wszyscy, którzy choć raz wspinali się na Marmoladzie darzą ją respektem. Ściana szeroka na kilka kilometrów, wysoka prawie na kilometr, nie ma litości dla ignorantów. Jej wizytówką jest często wymagająca asekuracja, trudne orientacyjne wspinanie płytowe i brak łatwej cyfry. Jednym słowem, nie jest to ściana dla każdego.

Mało brakuje, a pod Marmoladę byśmy nie dojechali, gdy z kół zaczyna wydobywać się czarny dym. Diagnoza Karola (z zawodu mechanika samochodowego) brzmi: hamulce się zapiekły. Po półgodzinnej przerwie znowu jedziemy, ale nagle w środku samochodu pojawiają się kłęby dymu. Diagnoza Karola jest jednoznaczna i bezlitosna: to już koniec! Przejeżdżający obok na rowerze Włoch, biorąc nas za Niemców dorzuca dobijające: Kaputt?!

Jednak Ktoś nad nami musi czuwać, bo staruszek Mazda, na którym postawiony już został krzyżyk zmartwychwstaje i po ok. godzinnej przerwie zawozi nas do wyznaczonego przez GPS celu- Malga Ciapelli. Stąd już tylko 2 godziny z buta pod Marmoladę, która wita nas totalną sielanką.

Jest 20 sierpnia, pogoda wspaniała, jutro idziemy się wspinać!

Rozgrzewka (?)

Pobudka o 3.30.

Vincent z Karolem idą na drogę Vinatzera-Mesnera, a ja z Roziem na drogę Olimpo, którą w 2003 roku do półek (czyli połowy ściany) częściowo robiłem. Na teoretycznie kluczowym wyciągu za 7+ wypływa ze mnie pot, na szczęście asekuracja jest super, są haki, siadają kostki. Kolejny wyciąg za 7 ma mieć asekurację z jednego uszka skalnego, jednak uszka już nie ma, bo ktoś zaliczył na nim lota i je wyrwał. Wyciąg ten omijamy bokiem.

Olimpo na chwilę łączy się z Vinatzerem, by następnie z niego uciec w płyty. Wyciąg za 6 i 6+ to jakaś kpina z wyceną. Technicznie są porównywalne do kluczowego wyciągu za 7+, za to asekuracja jest znacznie gorsza. Wspinaczka nie idzie w tempie ekspresowym i w 2/3 drogi nad półkami łapiemy kibel. Znajdujemy, jak to ładnie nazywa Rozio, „mysią dziurę” i przykryci NRCtą zasypiamy.

Następnego dnia z przyklejonym do podniebienia językami urabiamy już „tylko” wyciągi do 6. Na  kluczowym tego dnia wyciągu lot nie jest wskazany, bo grozi wyrwaniem stanowiska –  po prostu sam miód ku…a. Totalnie przesuszeni kończymy drogę na jednym z wierzchołków Marmolady. Na dół zjeżdżamy kolejką linową.

Jak się później okazuje, Vincent i Karol też zaliczają kibel, ale im przed nocą do łatwego terenu zabrakła jedna długość  liny.

Cel główny

Po jednym dniu odpoczynku czas na danie główne.

Vincent z Karolem stawiają sobie za cel zrobienie chyba najładniejszej drogi na Marmoladzie Tempi Moderni, o której zwykło się mawiać, że są tam jedynie 4 metry niedoskonałej skały. My idziemy na Rybę.

Ryba na Marmoladzie to mój wieloletni cel. Kilka lat temu będąc na niej z Pawłem Tatanką Bździelem, na 5. wyciągu ze względu na mokre płyty zadecydowaliśmy o wycofie, w trakcie którego oberwałem z kamienia w bark – złamania nie było, ale polała się krew. Stało się jasne, że muszę na nią wrócić, wg zasady albo ona albo ja.

Z powodu czysto egoistycznych pobudek chciałbym tę drogę prowadzić całą albo prawie całą. Ukrywam to przed Roziem. Niestety okazuje się, że w tym samym czasie dwa inne zespoły do tego 3-osobowe także chcą zawalczyć na Rybie. Ze względu na wolno wspinający się zespół włoski w ścianie powstaje korek. Latające nad naszymi głowami wory transportowe, Włosi urywający chwyty i stopnie – całe to zamieszanie zniechęca nas do udziału w tym cyrku. Postanawiamy przeczekać ten korek na jednej z wygodnych półek. Po dobrej godzinie wznawiamy akcję.


Korek w ścianie

Rozio objuczony plecakiem pełnym wody, niczym wielbłąd przed przejściem przez Saharę, radzi sobie bardzo sprawnie. Przed godziną 17.00 jesteśmy w Rybie (niszy, od której droga bierze swoją nazwę). Nad Rybą znów korek. Na szczęście za nami 16 wyciągów o trudnościach do 8+ zrobionych OS.

Po odczekaniu jeszcze jakiejś godziny prowadzę wyciąg nad Rybą za 8+, też OS. Wyżej nie da się iść, bo znów korek, więc zjeżdżamy z Roziem do Ryby. Jeden z zespołów wycofuje się, zostawiając nam kawał sera i życząc powodzenia. Zostało 1.5h światła, przygotowujemy się do biwaku zakładając wszystko, co mamy ze sobą, a nie ma tego za wiele (kalesony, cienkie polary i goretexy), przykrywamy się przykrótką NRCtą i zapadamy w drzemkę. W nocy zaczyna coraz bardziej wiać, NRC targa się, a biwak staje się lekką traumą. Dodatkowo czuję, że z moim obtarciem na pięcie nabytym na poprzedniej drodze, dzieje się coś niedobrego. Później okazuje się, że mam infekcję, na skutek czego noga puchnie i nieznośnie boli.

W końcu o godzinie 6.00 zaczyna świtać, jednak dopiero o 8.00 ze względu na nasz psychofizyczny stan zaczynamy akcję. Prusikowanie po zostawionej dnia poprzedniego linie nawet rozgrzewa. Przede mną kluczowy wyciąg za -IX. Udaje mi się go poprowadzić w pierwszej próbie. O mało co nie odpadam przy strzale ze słabej dziurki na jednego palca (ja mam akurat grube paluchy i wszedł tylko jeden :) do dobrej dwójki, jeszcze kilka nerwowych ruchów i sięgam do klamy, następnie cholernie czujny trawers po płytce i jestem przy stanie. Uff, nie spodziewałem się, że podołam.


Wspinanie na jednym z wyciągów

Niestety na kolejnym wyciągu za 7+, gdzie trzeba się mocno obniżyć, głupio odpadam. Źle odczytałem sekwencję. Przewiązuję się i powtarzam ten wyciąg w stylu RP (jako zresztą jedyny na drodze). Kolejny wyciąg za 6+ prowadzi Roziu, następny za 7+ biegnący rysą i wyprowadzający na półki znów ja.

Ktoś mógłby powiedzieć, że wspinanie tutaj się kończy, bo powyżej teren wg schematu nie przekracza 6-, ale byłaby to bzdura. Na Marmoladzie  nawet wyciągi wycenione na 4 potrafią być wspinaczkowe. Kto był, ten wie.

Na szczycie przy kolejce stajemy przed 19.00. Buty wspinaczkowe zastępuję asicsami do biegania i ze spuchniętą nogą schodzę wraz z Roziem w doliny. O północy jesteśmy w namiocie.


Na szczycie Marmolady D’Ombretty po zrobieniu „Ryby”

Vincent z Karolem wracają nad ranem, Tempi Moderni także zrobione!

Dzień odpoczynku i już bez dymu z kół wracamy do domów. Będąc w Pszczynie zahaczam jeszcze o pogotowie. Amputacji stopy nie będzie :)


Nasz skład, od lewej Jasiek, Adam, Vincent i Karol

***

Podsumowanie wyjazdu:

Tomek Polok (KW Katowice, www.eldorado-wspinanie.pl), Karol Witkowski (KW Toruń)

  • Vinatzera-Mesner, 6+ OS, długość drogi 1000 m, 21-22 sierpnia
  • Tempi Moderni, 7+ OS, długość drogi 1100 m, 24-25 sierpnia

Jan Kuczera (KW Katowice, KS Korona, www.hardrock-wspinanie.pl), Adam Rożek (KW Jastrzębie)

  • Olimpo, 7+ RP znając (sprzed 8 lat), 26 wyciągów, długość drogi 1000 m, 21-22 sierpnia
  • Ryba, IX- RP – pierwsze pięć wyciągów RP znająć (trudności do 5+, znajomość z próby sprzed 4 lat), dodatkowo jeden wyciąg 7+ RP, trudności i reszta OS, 38 wyciągów, długość drogi 1200 m, 24-25 sierpnia

Jan Kuczera (KW Katowice, KS Korona, www.hardrock-wspinanie.pl)

PS Na początku sierpnia na Mnichu wraz z Marcinem Wróblem w stylu Flash zrobiliśmy Wariant R IX-. Kluczowy wyciąg flashem poprowadził Marcin.




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Gratulacje [21]
    Gratulacje za zrobione drogi. Niestety mam pewne formalne pytanie, a…

    30-08-2011
    dy2io