Yvon Chouinard. Filozofia prostoty

W lipcu w Warszawie gościł Yvon Chouniard, twórca i właściciel jednej z najważniejszych marek w branży outdoor – amerykańskiej Patagonii. Wizyta była związana z promocją wydanej niedawno książki „Dajcie im popływać”. Chouinard to, jak o sobie zwykł mówić, „biznesmen mimo woli”, dlatego też postanowiliśmy w wywiadzie zapytać również o jego wspinaczkowe korzenie. Pytania biznesowe zeszły przez to na dalszy plan, ale jak stwierdzili towarzyszący mu przedstawiciele Patagonii to właśnie podczas tej rozmowy Yvon uśmiechał się najwięcej…


Yvon Chouinard przed swoim pierwszym warsztatem Tin Shed, Ventura, Kalifornia
(fot. Tim Davis / Patagonia)

***

Piotr Turkot (wspinanie.pl): Zacznijmy od wspinania. Pierwsze pytanie dotyczy najważniejszego przejścia z czasów Złotej Ery Yosemitów – North American Wall. Jakie są twoje najważniejsze wspomnienia po latach, które minęły od tamtej wspinaczki?

Yvon Chouinard: Pamiętam głównie śmiertelne przerażenie, które odczuwałem podczas biwaku u podstawy ściany. Musisz brać pod uwagę, że w tamtych czasach nie było ratowników górskich, a ściana się przewiesza i nie widać drogi z dołu. A więc działaliśmy w ciemno. Byłem bardzo, bardzo wystraszony. Wczesnym rankiem, kiedy światło schodziło w dół po ścianie, zobaczyłem jastrzębia pikującego pionowo w dół z prędkością 200 mil na godzinę w pościgu za małym ptaszkiem. I wtedy pomyślałem sobie: to my, tyle tylko, że idziemy w drugą stronę. To była metafora naszej wspinaczki.


Tom Frost  (pierwszy od góry), Royal Robbins (drugi) i Yvon Chouinard (trzeci,
schowany pod hamakiem) podczas pierwszego przejścia North America Wall,
biwak w Black Cave, 1964 (fot. Chuck Pratt / Patagonia Archives)


North America Wall, El Capitan A2 5.8, na topo droga nr 19. Nazwa drogi pochodzi od charakterystycznej gigantycznej „plamy” w kształcie Ameryki Północnej na południowo-wschodniej ścianie El Capitana (fot. Galen Rowell / www. superttopo.com)

A więc pamiętasz głównie swoje wrażenia, a nie techniczne aspekty tej drogi?

Zawsze bardziej interesowała mnie duchowa strona wspinania. Jestem na swój sposób wyznawcą filozofii Buddyzmu Zen, choć podchodzę do Zen poprzez działanie, a nie medytację i bezczynne siedzenie. Proces wspinania jest dla mnie ważniejszy. Wejście na szczyt Everestu nie będzie miało znaczenia, jeśli pójdziesz na kompromisy podczas przejścia. Siedzisz w kafejce internetowej u stóp Everestu, czekając na jakiegoś kolesia od meteo w Austrii, aż da ci zielone światło. Wiesz, ja nigdy bym nie chciał robić czegoś takiego. Nigdy!

Przytoczę historię, która chyba najpełniej wyraża moją filozofię. Kiedy zostałem kajakarzem górskim, było tylko kilku takich kajakarzy w Ameryce. To były na swój sposób złote czasy kajakarstwa. Opanowałem pływanie kajakiem, przećwiczyłem robienie eskimosek, ale tak naprawdę nauczyłem się pływać kajakiem dopiero pewnego dnia na rzece, niedaleko mojego domu w Wyoming. Ta rzeka posiada stopień trudności HW 4. Jej spadek wynosi 300 metrów na milę. To mała rzeka, ale jest bardzo bystra. Pewnego dnia zdecydowałem się zrobić ją bez wiosła, tylko za pomocą dłoni. Nauczyłem się wiosłować za pomocą rąk i zdecydowałem się na to szaleństwo.

Tamtego dnia zrozumiałem, że wiosło jest niezwykle potężnym narzędziem, ponieważ możesz iść wprost na skałę i w ostatniej chwili wykonać zwrot. Kiedy nie masz wiosła musisz patrzeć bardzo daleko przed siebie i planować wszystko z wyprzedzeniem. Kiedy wchodzisz na stromy próg musisz  mocno wychylić się do przodu, a kiedy chcesz wykonać zwrot musisz mocno skręcić ciało. Teraz kajaki są bardzo krótkie, więc pływa się inaczej. Nienawidzę tego, ale ja uczyłem się jeszcze na długich łodziach. Tamtego dnia wykonałem doskonały spływ – płynąłem niczym ryba, idealnie. Kiedy wróciłem na rzekę z wiosłem, przestałem przesadnie na nim polegać, zacząłem myśleć z wyprzedzeniem. Tamtego dnia stałem się prawdziwym kajakarzem górskim. Dzięki temu mogłem ruszyć w świat i zrobić wiele pierwszych spływów – w Nowej Gwinei, Chile, Argentynie i innych krajach.

Planuję również założyć szkółkę wspinaczkową dla młodzieży, gdzie wszyscy będą wspinać się na boso. Gdyż jest to o wiele bardziej płynne, bardziej zwierzęce. No i jest to o wiele lepszy sposób na naukę wspinania.

A zatem twoje pojmowanie „procesu wspinania” zbliżone jest do pojęcia stylu. Jesteś promotorem wspinania w dobrym stylu. Czy miałeś w życiu sytuację, że rezygnowałeś ze wspinania, ponieważ styl byłby nieodpowiedni?

Cóż, zrezygnowałem z biznesu produkującego szpej wspinaczkowy, gdyż w tamtym czasie starałem się prowadzić trzy firmy. Zamknąłem więc biznes wspinaczkowy, ponieważ doszedłem do wniosku, że wspinanie za bardzo się zmieniło. Wspinanie stawało się wtedy coraz bardziej sportowe, bardziej panelowe, wszyscy zaczęli używać magnezji. Ja tymczasem odmawiam jej stosowania. Wolałbym zrobić łatwiejszą drogę bez magnezji, niż trudniejszą z magnezją.


Yvon uzbrojony w kości swojej produkcji, lata 70. (fot. Patagonia Archives)

W pewnym momencie musisz powiedzieć sobie stop! Obecnie jest zbyt dużo technologii. Jadę wspinać się w Dolomity i widzę spity co dwa metry na drogach, które zrobiono w latach 20. XX wieku. Widziałem, że wspinanie idzie w złą stronę i nie chciałem mieć w tym udziału. Jednak okazało się, że na szczęście nadal są ludzie wspinający się w czystym stylu alpejskim, robiący niesamowite rzeczy w nienagannym stylu. Ludzie tacy jak: Steve House, czy polscy wspinacze, którzy są fantastyczni. Jednak ilu takich jest na świecie? Większość ludzi stoi w kolejce, żeby wejść na Mt Everest, żeby być pierwszą osobą niewidomą na szczycie, pierwszą nastolatką…

Jednak na początku twojej kariery byłeś w wyjątkowo uprzywilejowanej pozycji. Wciąż było dużo dziewiczych, niezdobytych skał i ścian. Praktycznie założyłeś branżę outdoorową dzięki twoim kowalskim wyrobom. Ale czasy się zmieniły. Jakie powinny być teraz cele dla wspinaczy?

Jeśli nie stać cię na wyprawę w odległe zakątki Tybetu, twoje wspinanie musi stać się bardziej doświadczeniem duchowym. Sadzę, że odpowiedzią jest uproszczenie wszystkiego. Nieważne jaki to sport, weźmy dla przykładu wędkarstwo muchowe. Najważniejszy jest tutaj proces złapania ryby.

Wspinacz patrzy na ścianę i widzi tak wiele rzeczy na skale, podczas gdy inna osoba widzi tylko kawał kamienia, który mija obojętnie. Kiedy kajakarz patrzy na rzekę widzi drobne wiry i subtelne prądy, których przeciętna osoba nie jest w stanie dostrzec. Wędkarz łapiący na muchę musi myśleć jak owad – gdzie owady zazwyczaj latają, jaki to rodzaj owadów, gdzie może znajdować się ryba. Jeśli naprawdę chcesz złapać rybę to założysz robaka na haczyk, ale nie o to chodzi. Obecnie łowię za pomocą japońskiej wędki, która nie zmieniła się od XVI wieku. To długa, prosta wędka, bez kołowrotka, z krótką żyłką na końcu i to wszystko. To prawie jak sztuka walki. Potrafię złapać na nią taką samą ilość ryb, jak ktoś z wędką za 700 dolarów, kołowrotkiem za 500 dolarów i żyłką za 150 dolarów oraz wielkim pudełkiem much.


Kolejna obok wspinania, kajakarstwa i surfingu wielka pasja Yvona Chouinarda – wędkarstwo muchowe, Tierra del Fuego (fot. Doug Tompkins)

Ktoś powiedział: im więcej wiesz, tym mniej potrzebujesz. A więc we wspinaniu są kolesie, którzy robią solo El Capitana. Nie potrzeba im kurtek z gore-texu, gdyż są na dole jeszcze przed lunchem. To takie proste. Oto kierunek, w którym każdy sport powinien podążać. Spójrz na koszykówkę. Mogę jeszcze zrozumieć koszykówkę sto lat temu, kiedy ludzie mieli po 1,5 metra wzrostu. Teraz gracze nie mają przyjemności z gry w powietrzu, gdyż mogą zebrać każdą piłkę stojąc na ziemi. Spójrz na slalom narciarski. Aż bolą mnie od tego oczy, gdyż zawodnicy nie zjeżdżają pomiędzy tyczkami, tylko uderzają we wszystkie tyczki na trasie. Kiedyś to był elegancka dyscyplina, a teraz jest to agresywny sport pełen rywalizacji.

Sądzę, że we wspinaniu wciąż możesz odnaleźć swój własny styl pomimo tego, że coraz trudniej tego dokonać. Coraz trudniej o pierwsze przejścia, ale sądzę, że wciąż możesz odnaleźć swoją własną ścieżkę bez wydawania kupy forsy i podróżowania po całym świecie.

Czy śledzisz to, co dzieje się obecnie we wspinaniu np. w Yosemite? Czy słyszałeś o Leo Houldingu i jego drodze The Prophet?

Nie śledzę tego za bardzo. Sądzę jednak, że to jest niesamowite, nie rozumiem, jak oni są w stanie robić takie rzeczy. Jestem pod ogromnym wrażeniem, jak każdy inny turysta. Chciałbym jeszcze dodać, że w moim własnym wspinaniu staram się postępować zgodnie z tym, co Lionel Terray napisał w swojej książce. Zapytano go: „Co zamierzasz robić, jak będziesz już stary?”, on odpowiedział: „Zamierzam zacząć powtarzać drogi, które zrobiłem, kiedy byłem młody”. To jest takie zamknięcie cyklu życia. Bardzo dużą przyjemność sprawiała mi wspinaczka skalna. Uwielbiałem ruch w skale. A teraz radość sprawiają mi najprostsze rzeczy we wspinaniu. Nie interesuje mnie już ryzykowanie życiem, to zajęcie dla młodych. Ale nigdy nie zrezygnuję z przyjemności samego ruchu.


Yvon Chouinard sprzedaje swój własnoręcznie wykonany sprzęt wspinaczkowy
na Camp 4 w Dolinie Yosemite, lata 60. (fot. Patagonia Archives)

Widziałem cię w jakiejś kampanii outdoorowej. Ty nieustannie starasz się żyć w naturze. Wspinanie to najlepszy sposób, aby to osiągnąć?

Tak, sądzę, że wspinanie to jedna z najlepszych rzeczy, które ludzie potrafią robić. Pochodzimy od małp, szympansów, a więc jest to dla nas coś naturalnego. Nie zmądrzeliśmy za wiele…

Zebrałeś doświadczenie na El Capitanie i ruszyłeś w wyższe góry. W jaki sposób technika, którą zdobyłeś w bigwallu, pomogła ci wspiąć się np. na Fitz Roya?

Naszą drogę zrobiliśmy w lepszym czasie niż pięć ekip, które powtórzyły ją po nas. A do tego kręciliśmy w tym samym czasie film. Wynikało to ze sposobu, w jaki się wspinaliśmy – dwóch z nas prowadziło na zmianę, zostawiali za sobą linę na wyciągu, koleś filmujący wchodził po niej, a pozostali dwaj członkowie zespołu nieśli ze sobą więcej lin. A więc cały zespół posuwał się szybciej niż zespół dwójkowy. Pokonaliśmy drogę w 23 godziny.

Jedna z rys to desperacki offwidth. Teraz obchodzą ten odcinek bokiem, gdyż jest dla nich za trudny. Niewielu wspinaczy jest przyzwyczajonych do wspinania w offwidth’ach, z wyjątkiem wspinaczy z Yosemite. Pamiętam, jak wspinałem się z Peterem Habelerem w austriackim wapieniu. Zobaczyłem idealną rysę, co jest nietypowe w wapieniu, więc po prostu wspiąłem się po niej, a Peter nie mógł uwierzyć, że udało mi się ją zrobić. On nie był wspinaczem rysowym. Ale wracając do tematu: problem z Fitz Royem stanowiła pogoda. Byliśmy tam 60 dni, z których tylko 5 było wystarczająco dobrych, żeby przejść się po okolicy. Spędziliśmy 31 dni w grocie lodowej, czyli cały miesiąc!

Co w Patagonii jest niestety normalną sytuacją…

To była dla nas wielka przygoda. W całym rejonie nie było nikogo więcej. Nie było mostu przez rzekę…

To może teraz pytanie na temat biznesu. Twoje zdjęcia zdobiły okładki magazynów biznesowych takich, jak np. Fortune.  Uważany jesteś za biznesmena, który odniósł jeden z największych sukcesów w branży outdoorowej. Czym jest dla ciebie sukces?

Nie sadzę, że napisali, że odniosłem największy sukces. Chyba chodziło o to, że moja firma jest najbardziej „cool”. Nie jesteśmy największą firmą…


Okładka Fortune, kwiecień 2007, numer specjalny „The Green Issue”
(fot. Patagonia)

Oczywiście, ale sukces chyba nie tylko łączy się z wielkością?

Wydaje mi się, że jesteśmy wpływowi, gdyż wpływamy na firmy, które są o wiele większe od nas skłaniając je do zmiany ich stylu uprawiania interesów. Nikt nie patrzy na The North Face i mówi: „Chciałbym mieć taką firmę!” A my wywieramy wpływ na drugą pod względem wielkości firmę na świecie – Walmart. Założyliśmy organizację zrzeszającą 35 firm odzieżowych i wprowadzamy indeks zrównoważonego rozwoju dla odzieży. To coś takiego, jak standard zdrowej żywności w produktach spożywczych. Jesteśmy liderem. Właśnie po to założyłem firmę i dlatego wciąż tkwię w biznesie. Nie wynika to z potrzeby posiadania większej ilości pieniędzy. Gdybyś zobaczył mój samochód… Ma już 10 lat.

Mój styl życia jest bardzo prosty. Jestem bardzo dumny z tego, że celem naszej misji było stworzenie najlepszego produktu (co chyba nam się udało), powodowanie jak najmniejszych szkód oraz wykorzystanie biznesu w celu inspirowania i wprowadzania rozwiązań przeciwdziałających kryzysowi ekologicznemu. Mistrz Zen powiedziałby, że jeśli uda ci się zrealizować dwa pierwsze cele to ten ostatni sam się spełni. I właśnie tak się dzieje. W czasach obecnej recesji moja grupa biznesowa rozwinęła się o 25% w ostatnim roku, co jest niewiarygodne. Żadnych reklam. To jest naturalny popyt. A w tym roku rozwiniemy się w równie dużym stopniu. Wszystkie inne firmy mówią, że interesy leżą, że sytuacja jest straszna. A zatem nasz model działa i bardzo mnie to cieszy.


Cała przygoda z biznesem wspinaczkowym i odzieżowym Chouinarda zaczęła się w prostej kuźni Tin Shed, Ventura, Kalifornia. To właśnie tutaj, w wolnym czasie od wspinania i surfowania, powstawały pierwsze egzemplarze haków i kości wspinaczkowych (fot. Tim Davis / Patagonia)


Yvon Chouinard i Tom Frost podczas prac kowalskich w swoim pierwszym warsztacie
(fot. Patagonia Archives)

W 4outdoor często piszemy o zrównoważonym rozwoju i o ekologii. Jednak informacje przychodzące do nas ze sklepów mówią, że ta tematyka w Polsce nie chwyta. Polski rynek outdoorowy dopiero się kształtuje i zrównoważony rozwój nie stanowi istotnego czynnika na tym rynku. Co o tym sądzisz?

Wszędzie na świecie jest tak samo. Założyłem organizację 1% Dla Planety. W tej chwili należy do niej 1500 firm, ale tylko nieliczne z nich są ze środowiska outdooru, wędkarstwa czy wspinania. Wydawałoby się, że firmy, które są uzależnione od posiadania czystego środowiska naturalnego będą poczuwać się do większej odpowiedzialności od przeciętnego człowieka, ale okazuje się, że tak nie jest. Im firma staje się większa, tym bardziej jej zależy na zachowaniu swoich zysków.

W Stanach mamy bogatą historię filantropii. Wiemy, że rząd nie działa. Wiemy, że jak się rozchorujesz to państwo się tobą nie zajmie. Państwo nic nie zrobi, by ci pomóc. Mamy milion organizacji pozarządowych w Stanach. Po jednej na każdych 300 obywateli. I wiesz, kto jest najhojniejszy? Najbiedniejsi ludzie. 10% z samego dołu społeczeństwa. Średnio oddają po 6% swoich rocznych dochodów. Podczas, gdy sam szczyt społeczeństwa, najbogatsze 10% oddaje zaledwie 1,2% swoich dochodów. Dlatego też członkowie organizacji „1% Dla Planety” to są głównie małe firmy. Duże firmy takie jak: Columbia, The North Face, Nike nie są tym zainteresowane.

Co poradziłbyś ludziom w kwestii uproszczenia ich życia?

Sam nie wiem. Po prostu trzeba się zastanowić nad znaczeniem powiedzenia: „im więcej wiesz, tym mniej potrzebujesz”. Trzeba poważanie o tym pomyśleć, zrozumieć, co to oznacza. To najtrudniejsza rzecz w życiu. Wszystko skłania cię do stania się bardziej skomplikowanym, a poszukiwanie prostoty jest bardzo trudne, sam to widzisz. Wschodnie prądy religijne są bardzo surowe, ale równocześnie przynoszą mnóstwo satysfakcji. O wiele bardziej wolałbym przesolować 5.7 niż poprowadzić z liną 5.10. To byłoby o wiele bardziej satysfakcjonujące. A jeśli udałoby się przesolować to na bosaka! To by było coś! Ale to tylko ogólny kierunek. Trzeba konsumować mniej, żeby konsumować lepiej. Kupuj tylko najlepsze rzeczy, bez względu na to, co to jest. I niech służą ci całe życie. Konsekwencją tego jest prosty styl życia.

***

YVON CHOUINARD
„Dajcie im popływać. Historia przedsiębiorcy mimo woli”

Nakładem wydawnictwa Mayfly w serii „360° stopni” ukazała się niezwykła jak na ten podróżniczo-ekstremalny cykl książka. Mowa tutaj o wspomnieniach Yvona Chouinarda pt. „Dajcie im popływać”. To książka na swój sposób autobiograficzna, jednak autor nie opowiada w niej o swoich przygodach i wyczynach wspinaczkowych ani surfingowych – tematem głównym jest historia powstania jednej z najbardziej znanych i poważanych firm i marek w branży outdoor, czyli Patagonii. Dzięki temu otrzymaliśmy niezwykły przewodnik zdradzający tajniki prowadzenia dużej firmy odzieżowej w zmieniającym się z roku na rok otoczeniu ekonomicznym.

Co więcej, książka stanowi fantastyczny wykład „ekologicznej” filozofii biznesowej w niezwykły sposób wspieranej wielkim doświadczeniem życiowym Chouinarda. Sam autor od wielu lat znajduje się w forpoczcie odpowiedzialnego biznesu, a Patagonia w zasadzie od początku swojego istnienia wyznacza standardy zrównoważonego rozwoju oraz ekologii w całym światowym biznesie. Ale co równie ciekawe, „Dajcie im popływać” porusza w zasadzie wszystkie tematy związane z branżowym biznesem, takie m.in. jak zarządzanie kanałami sprzedaży, siecią własnych sklepów, kontakty z klientami hurtowymi i detalicznymi, doborem dostawców, wyborem rynków zbytu, tworzeniem kolekcji etc. Jednym słowem to lektura obowiązkowa dla outdoorowego biznesmena!

Wydaniu książki towarzyszy DVD z filmem „180° na południe”, będący relacją z podróży alpinisty i surfera Jeffa Johnsona. Ten współczesny outsider i włóczęga wyruszył śladami wyprawy Chouinarda i Douga Tompkinsa (twórcy The North Face) z 1968 roku, której celem był szczyt Cerro Corcovado w Ameryce Południowej. Tym razem obaj nestorzy są dobrymi duchami wyprawy. A cała eskapada staje się nostalgiczną podróżą i pretekstem do rozważań nad współczesną cywilizacją przemysłową, która wciąż stanowi zagrożenie dla pięknej i dzikiej patagońskiej przyrody. Wielką zaletą filmu są niesamowite krajobrazy Wyspy Wielkanocnej oraz Patagonii. A sam obraz doskonale uzupełnia i wyjaśnia filozofię życiową Yvona Chouinarda.

Książka wraz z DVD będzie dostępna w najbliższych dniach w ksiegarni.wspinanie.pl.

Piotr Turkot




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Yvon Chouinard. Filozofia prostoty [24]
    Świetny wywiad...;););) Dawno czegoś tak mądrego nie czytałem...;)

    29-07-2011
    lukmul