28 czerwca 2011 09:01

Paweł – wspomnienie…

7 czerwca w wieku 32 lat odszedł od nas Paweł Wyrwa. Jeden z najlepszych polskich wspinaczy. Obrazami ze wspinaczkowych wyjazdów, imprez, rozmów… pięknie wspomina Pawła jego przyjaciel Marcin Sokół Sokołowski.

***

Gdy myślę o Pawle widzę obrazy. Setki obrazów wyjazdów, wspinania, treningu, imprez, dyskusji, radości, kłótni, odpuszczania win. Każdy obraz jest niezwykle wyraźny, tak jakby wszystko to wydarzyło się wczoraj, a nie na przestrzeni kilkunastu lat naszej znajomości, przyjaźni. Chciałem napisać o Pawle, jaki był, ale nie potrafię. Nie potrafię znaleźć odpowiednich słów. Zresztą chyba nie chcę. Bo co mam napisać, że był sympatyczny?! To przecież „śmiech konia!” – jak mawiał Paweł.

Niech więc zostaną obrazy do których każdy, kto znał Pawła, dopisze własne wspomnienie…
I jeszcze lista dróg, które Paweł przeszedł. Niesamowita to lista!


Paweł (fot. arch. Marcin Sokołowski)

***

Obrazy…

Późne, letnie popołudnie. Biel skał Okiennika niesamowicie kontrastuje z granatem nieba. Idzie burza. Wszyscy w pośpiechu likwidują wędki, ściągają ekspresy, pakują szpej. Byle zdążyć przed nadchodzącą zlewą. Nerwowo kręcę się w miejscu ograniczony liną wpiętą w płytkę Stichta. Mój partner obrał zupełnie inny kierunek, niż sąsiednie ekipy. Paweł napiera w górę, głuchy na moje sugestie, że zaraz „niejebnie chybnie”. On nie może z tak błahego powodu odpuścić. Gdy zaczyna padać, wpina się w zjazdówkę, kończy Dzień jak co dzień. Zjeżdża w dół. Kolejna droga odhaczona.

*

Siedzimy pod Turnią Kukuczki w Mirowie, próbujemy Kuchara z La Manczy, tzn. Paweł próbuje, a ja więcej wiszę niż napieram. Podchodzi do nas dziewczyna i chłopak. Studenci. Piszą pracę nt. wspinania. Mają ankietę z pytaniami. Taki socjologiczny bełkot. Jest okazja pociągnąć łacha. Pada pytanie: jaki rodzaj filmu najlepiej oddaje Twoje życie: a) komedia, b) przygodowy, c) sensacyjny, d) dramat. Paweł niemal bez zastanowienia odpowiada „Tani romans!!!”


Podlesice, "Wściekłe Psy", 2001 (fot. Darek Pawlak)

*

Dwa dni ostrego wspinu na Franken. Przed nami rest. Siedzimy z Lesserem (Maćkiem Gajewskim) i Pawłem w wiatce obok Terminatora. Jest późny wieczór, a my uskrzydleni myślimy o jutrzejszej labie, w ekspresowym tempie pochłaniamy kolejne flaszki Luisa Moulina.

Dyskutujemy. O wszystkim, co dla nas ważne. O wspinaniu, dziewczynach, religii, kasie (a raczej o jej braku). Emocje biorą górę, kłócimy się. Wreszcie Paweł wkurzony, wstaje i odchodzi w ciemność. Lesser próbuje ściągnąć go z powrotem. Bez skutku. Zostajemy z Lesserem, zastanawiając się, gdzie ten buc polazł.

Mija godzina, może więcej. Wino się skończyło. Nagle od strony drogi pojawia się migające pomarańczowe światło. To Paweł. W jednej ręce baniak wina, a w drugiej latarnia ostrzegawcza. Przeszedł się na stację benzynową w Pottensteinie, kupił wino, a idąc wzdłuż drogi, dla bezpieczeństwa, zabrał oznakowanie robót („…bo Dojcze i tak przeginają z ilością światełek…”). O kłótni nie ma mowy. Zasypuję latarnię liśćmi (nie da się cholerstwa wyłączyć). Dalej pijemy i dyskutujemy.


Dobry rest to podstawa (fot. arch. Marcin Sokołowski)

*

Trautner Gedenkwand. Trochę już mnie wkurza codzienne podejście stromym zboczem. Paweł próbuje Neun Leben. Widać moc jest. Brakuje bardzo niewiele. Ruchy rześkie, chociaż to „tylko dycha”. Ale taka z górnej półki! W końcu Markusa! Rzadko robiona.

Z dołu podchodzi trzech kolejnych zawodników. Jeden z nich to Fabian. Lokalna gwiazda. Pyta, czy może skorzystać z ekspresów Pawła. Ok! Wstawia się. Startowy ruch! Wylatuje wahadłem spod okapu! Scheisse! Fabian przehacza drogę. Coś niby próbuje, pokrzykuje na swoich kompanów. Wreszcie zjeżdża! „Hard moves! Really hard!” Teraz idzie Paweł, zapina na krawądach. Coś tam stęka, ale płynnie napiera do góry. Moc wielka! Fabianowi opada szczena! „Your friend is very strong!”. A jak! Patrz i podziwiaj!


Frankenjura, "Neun Leben", 2005
(fot. arch. Marcin Sokołowski)

*

Godzina 1.00, środek nocy. Telefon od Izy ze szpitala – „Urodziłam Adasia!!!”. Szaleję ze szczęścia. Pierwszy telefon do Pawła. Dzielę się z nim moją radością. Mijają 2 lata. Z Adasiem dzieje się coś złego. Diagnoza brzmi: autyzm! I znów jest Paweł, bo nikt spośród naszych znajomych nie potrafi zdobyć zaufania Adasia. Gdy pytam synka o wujka, to Adaś odpowiada „Paweł!”

*

Jesień. Dostaję sms-a z Lumignano. Od Pawła. „Sprawdź pogodę na Franken”. Wiem, co jest grane. Klondike Cat czeka. Sprawdzam, odpowiadam „Jest warun!”. Za dwa dni kolejny sms. „Walczę z kicią, kurwa, chyba nie dam rady, walę się z końcówki, idę jeszcze raz ściągnąć ekspresy”. Odpisuję „Napieraj na maxa, tak jak tylko Ty potrafisz!”. Za kilkanaście minut odpowiedź „Kici! Kici! Teraz impreza!”.

I znów  Barenschlucht. Jeden z młodych gniewnych próbuje Kicię. I wrzeszczy „Kurwa, nie da się tego przytrzymać!” Paweł nic nie mówi. Uśmiecha się szeroko.

*

Budujemy ścianę. U mnie w domu. Zdezelowana Celma z oporami wierci kolejne otwory w gierkowskim betonie. Szlag mnie trafia! Mam ochotę rzucić tę robotę. „Sokół, weź sobie rower i idź pojeździć. Ja to skończę”. Paweł z dużym spokojem zmienia wiertło i dalej pracuje. Stosuję się do jego rady, cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną. Wracam za dwie godziny. Konstrukcja stoi, Paweł kończy przykręcać płyty.

*

Kolejny dzień na Franken. Atmosfera napięta. Jedziemy na Breitenstein. Paweł dziś w wersji maruda taksuje skałę krytycznym wzrokiem. „Szrot! Fajnie, że się tu będę wspinał. No, napierajcie, ja popatrzę”. Napieramy więc. Skała super. Drogi klasa. Paweł nie wytrzymuje. Ubiera uprząż i wbija się w pierwszą drogę. W półtora dnia niemal zeruje rejon.


Na Frankenjurze, 2004 (fot. Jiri Sika)

*

Idziemy we trójkę przez miasto. Iza ogląda torebką na sklepowej wystawie. „Ładna, nie?!”. Paweł podchodzi, patrzy. „Niezły, kurwa, chlebak!”

*

Grotti. Styczeń. Popołudniowa zlewa. Wracamy z supermarketu na nasz parking. Wyciągamy z Leonem kartony wina i szykujemy grzańca. „Co jest? idziemy na wspin!”.  Napał pieprzony! Przecież leje! Znów kłótnia. Leon twardo obstaje przy swoim. Nigdzie nie idzie. Ja wymiękam przed tyranią. Podchodzimy z Pawłem pod skały. Przestaje padać, zimno i wilgotno. Drogi pozaciekane. Ale chwileczkę, nie wszystkie! Rozgrzewamy się. Paweł robi 7b i 7b+, ja 7a i zwalam się z końcówki 7b.  W mega humorach wracamy do naszego Citka-Jumpy-prawie-campera. Leon odpala kuchenkę, opróżniamy kartony, grzejemy wino. Zaczyna się kolejny wieczór po hasłem „cartoon-network”.

*

Idziemy z Pottensteinu pod Terminatora. Z buta, dla kondycji. Kończy się intensywny dzień restu. „Piwo, wino, wódka, jazz!” Mijamy Grotę Diabła, do której bezskutecznie próbowaliśmy się dostać kilka lat temu. Nic szczególnego, poza tym, że grota była już zamknięta, a my wtedy też mieliśmy resta i Louis Moulin radośnie krążył w naszych żyłach. Dzisiaj pomysł (Pawła, a jakże!) jest inny. Popływać łódką  po stawie. Problem, że interes już zamknięty. Łódeczki w germańskim porządku stoją sobie przycumowane do pomostu. Nic nie szkodzi! Imperator tak dla zabawy próbuje, czy skobelek dobrze siedzi w desce pomostu. Skobelek dobrze nie siedzi! Wychodzi jak po maśle. I już tniemy taflę stawu w dzikim rejsie.

*

Pierwszy wspólny wyjazd na West (Południe raczej). Dla Pawła to pierwszy zagraniczny trip. Buoux. Sektor TCF. Wstawiamy się w piękny Fin  de siecle. Idę onsajtem. Trochę za trudne jak dla mnie. Ale co tam! Pokażę klasę. I pokazuję, do cruxa. Syte miejsce, dalekie ruchy, faker, dwójki, marne stopnie. „Bloook, bloook!” odpuszczam. Jakoś przehaczam drogę. Zjeżdżam. Buduję napięcie. Jakie to trudne! Paweł idzie flashem. Coś mi nie gra, bo nie zauważa trudności. Kończy drogę. Zjeżdża. Radość ogromna! To dotychczas jego najlepszy wynik! Ale to też jedno z najlepszych przejść w opolskim środowisku.

Fin de siecle. Znamienna nazwa. Dla mnie symbol. Koniec pewnej epoki wspinania w Opolu. Ale też początek nowej, która zawsze będzie kojarzyć się z Pawłem.

*

Chyba dziesiąty raz dzisiaj zwalam się z końcówki U52-Gunter Priem. Paweł myślami jest już pod Witchcraftem, niecierpliwi się. Jednak panuje nad sobą. „Chyba odpuszczę na dziś” – mówię mając na uwadze jego plany. Taki mamy układ. Pół dnia ja wspinam się po „łatwym”, a drugie pół, Paweł po „trudnym”. „Sokół, nie pierdol, idź do lasu, skoncentruj się, ostatnia próba”. Trochę mi się już nie chce, w końcu wspinanie to nie misja. Z Pawłem jednak nie ma dyskusji, wiem, że muszę napierać i już! Idę do lasu, koncentruję się. Paluchy mam masywnie zdarte. Chwilę rozczulam się nad swoim losem, że z takim tyranem muszę się wspinać. Wracam. Wiążę się. Wkładam śmierdzące Velcro. Wielki motywator rzuca „Tylko nie spierdol tego!!!”. Napieram. Pierwsze trudne miejsce. Rest. Drugie trudne miejsce. Już czuję odlot. Ale nie! Łapię wyjściowe krawądy! Wpinam linę w zjazdową „świnię” i drę się ze szczęścia! Dzięki ziomuś!

*

Wielkanoc. W najlepszym z możliwych miejsc. Na Franken, gdzieżby indziej?! Wspin i imprezy. Mało sportowej napinki, świąteczna atmosfera. Po jednej z imprez na parkingu pod Marientalerem Paweł rzuca pomysł przekimania na łące nad Timetunnelem. Rano jest szansa na słońce, czego nie uświadczysz w Marientalu.

Luis Moulin, nasz duchowy przewodnik za 1,11 EUR, znów okazuje się niezrównany. Idziemy w ciemność, ostro pod górę. Wreszcie pik (znaczy się łąka). Leżymy sobie na trawie. Nad nami tylko gwiazdy. Super wieczór. Gadamy o wszystkim. I ta myśl, że jeszcze tyle przed nami!

Niestety… Jesienią pierwsza diagnoza…

***

„Nie tak miało być”, napisał na swoim blogu Lesser. Właśnie! Nie tak miało być! Wierzę jednak, że nic nie kończy się tak bez sensu, tak na zawsze. Wierzę, że jeszcze się spotkamy. Nie raz!

Kiedyś pod Terminatorem Paweł powiedział, że będę go wspominał, tutaj na Franken.
Zrobię tak, jak chciałeś! Wieczorem, 7 listopada w rocznicę Twoich urodzin, będę tam czekał. Może znajdziesz wolną chwilę i wpadniesz…

Tymczasem dzięki za wszystko!

Sokół

***

Wybrane drogi/przejścia Pawła:

Polska:

Frankenjura

***

Formularz VI.7 – Paweł Wyrwa

Marcin Sokół Sokołowski




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Paweł - wspomnienie... [8]
    Pięknie napisane - uchachałem się :) - a tak by…

    28-06-2011
    Birbag