14 czerwca 2011 11:13

Naprawdę się nie nudzę… – wywiad z Arnaud Petit

Francuz Arnaud Petit (Petzl, Lafuma, La Sportiva, Beal i Totemcams) jest wspinaczem, którego raczej nie trzeba przedstawiać. Zawodowo zajmuje się wspinaniem praktycznie od początku swojej kariery, kiedy jeszcze z powodzeniem startował w zawodach rangi międzynarodowej. Później przyszła kolej na wspinaczkową dojrzałość, czego efektem są dziesiątki otwartych dróg w skałach i górach świata. Zawsze zmotywowany, z głową pełną pomysłów przyznaje, że musi się spieszyć z ukończeniem swoich projektów zanim będzie za późno.


Arnaud Petit (fot. Thomas Vialletet)

***

Krzysztof Banasik: Może zacznijmy od pytania o Twoje ostatnie osiągnięcie, czyli Walou Bass. Nowa 150-metrowa droga z trudnościami sięgającymi stopnia 8c. Twoimi partnerami podczas prac nad drogą byli: młoda gwiazda francuskiego wspinania Enzo Oddo i zajmujący się raczej górskimi projektami Aymeric Clouet. Jak to się stało, że związaliście się liną w celu stworzenia nowego projektu?

Arnaud Petit: Znam Aymerica od bardzo dawna i zawsze planowaliśmy wspiąć się gdzieś razem. On podobnie jak ja uwielbia wspinać się w Taghii. Poza tym doświadczenie, jakie posiada czyni go specjalistą w każdej dziedzinie wspinania. Dzięki temu jest otwarty na wszelkie propozycje. Jest idealnym partnerem do pracy nad nową drogą.


Aymeric Clouet, Enzo Oddo i Arnaud Petit korzystją z marokańskiej gościnności
(fot. Bertrand Delapierre)

Jeżeli chodzi o Enzo, to spotkałem go dwa lata temu w Ceüse. Wtedy zdałem sobie sprawę, że mimo tego, że obecnie jest bardzo skoncentrowany na wspinaniu sportowym to interesują go wszystkie aspekty wspinania. W dużej mierze jest to zasługa wpojonej przez jego rodzinę „kultury górskiej”. Gdy planowałem wyjazd do Maroka, po prostu zapytałem Enzo, czy nie byłby zainteresowany. Okazało się, że jest bardzo entuzjastyczne nastawiony, żeby spróbować czegoś nowego. Również dla mnie była to świetna okazja, żeby podzielić się bagażem doświadczeń i nauczyć go kilku trików, które ułatwiają poruszanie na drogach wielowyciągowych.

Myślę, że brakowało mi tego, gdy miałem 16 lat i musiałem dochodzić do większości rzeczy sam! Poza tym myślę, że trzeba zacząć otwierać oczy młodym francuskim wspinaczom, którzy specjalizują się tylko i wyłącznie we wspinaniu sportowym. We Francji powoli zaczyna się rozumieć, że wspinanie zamienia się z przygody w sport. W Taghii widzieliśmy wiele międzynarodowych zespołów, w tym trzy polskie, ale poza nami żadnych Francuzów.


Zespół w ścianie podczas prac nad "Walou Bass" (fot. Bertrand Delapierre)

Mógłbyś nieco przybliżyć proces otwierania nowych trudnych dróg? W jaki sposób organizujesz sprzęt i czas? Jak to wszystko zaplanować?

W związku z tym, że były to pierwsze doświadczenia Enzo i fakt, że nie mieliśmy zbyt dużo czasu, wybraliśmy krótki projekt, który wyglądał bardzo trudno. Oczywiście dużo łatwiej zaplanować przejście, gdy zna się charakter ściany. My mieliśmy w tym przypadku dosyć dobre porównanie, bo właśnie na tej samej ścianie dwa lata temu wytyczyłem razem z Sylvainem Milletem drogę Babybel o trudnościach 7c+.

Podczas wspinania otwieraliśmy drogę od dołu. Zazwyczaj zmienialiśmy się, po tym jak prowadzący dostatecznie się zmęczył. W tym przypadku były to dwie godziny akcji, co pozwalało na osadzenie 5-6 stałych przelotów. Dzięki temu każdy zdążył wyrestować do następnej zmiany.

Bardzo trudno jest zrobić więcej niż jeden trudny wyciąg w ciągu dnia na skraju swoich możliwości. Dla porównania, „siódemek be” możesz zrobić kilka, oczywiście im jesteś wyżej tym więcej czasu to zabiera. Np. na Babel w dwóch dwuosobowych zespołach uporaliśmy się z otwarciem 18-wyciągowej drogi w dwa tygodnie. To był bardzo dobry czas.

Większość Twoich dróg powstała od dołu. Były jednak wyjątki. Czy wydaje Ci się to ważne jaki styl obierzesz, żeby stworzyć nową drogę?

Pomimo tego, że zazwyczaj otwieram drogi startując z ziemi, to gdy przychodzi do nowego projektu  krótkiej drogi wielowyciągowej, nie mam z góry ustalonego planu. W ciągu ostatnich 20 lat otworzyłem dwie drogi ze zjazdu i absolutnie tego nie żałuję. Nie wiem też, jak powinni to robić inni. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby nie modyfikować, ani nie kuć skały. Oczywiście muszę dodać, że nigdy mi nie przeszło przez myśl, żeby robić drogę na bigwallu ze zjazdu.

Tym razem mieliśmy szczęście, że udało nam się od razu znaleźć właściwą linię. Kiedy zbliżasz się do granicy trudności bardzo łatwo o zupełnie gładki kawałek ściany i musisz spróbować go obejść inaczej, albo zostanie sekcja A0. Jest to naprawdę trudne do zaakceptowania, że wkładasz w to tyle pracy, a ostatecznie nie można przejść tego klasycznie.
Otwieranie drogi od dołu jest połączone z tradycją alpinizmu. Musisz zaakceptować niewiadomą, którą jest niepewność klasycznego przejścia. Może się to wydawać frustrujące, ale czyż niewiadoma nie jest integralną częścią działalności górskiej?

W otwieraniu dróg od góry robisz to tylko ze względu na sportowy aspekt. Wyszukujesz i sprawdzasz linię drogi. Później musisz oszacować, jak bezpiecznie rozmieścić przeloty. Oferujesz wspinaczom kawałek fajnego wspinania, ale nie ma to wiele wspólnego z przygody, jaką jest alpinizm. Jeśli o tym pomyśleć, to zazwyczaj we wspinaniu szukamy czegoś więcej niż tylko czysto fizycznego wyzwania.

Ostatecznie tym razem droga nie puściła w całości klasycznie podczas przeprowadzonej próby. Czy myślisz o tym, żeby wrócić i dokończyć przejście?

Kiedy myślę o wyciągu 8c, może nawet 8c+, mam wrażenie, że jest dla mnie za trudny. Znajduje się na nim boulder 8A na samiuteńkim końcu. Nawet w przypadku całkiem niezłych restów wydawało mi się to naprawdę o wiele za trudne dla mojego starego ciała. Natomiast Enzo spróbuje swoich sił jeszcze raz w październiku i myślę, że tym razem mu się uda. Jeżeli nie, to może któregoś dnia spróbuję zrobić wariant biegnący po lewej od oryginalnego wyciągu, który wydawał się łatwiejszy.


Podczas prac na "Walou Bass" w Maroku (fot. Bertrand Delapierre)

Media zazwyczaj publikują informacje o skończonych projektach i udanych przejściach. Czy zdarzyło Ci się kiedyś ponieść porażkę podczas pracy i starań włożonych w jakiś projekt?

Według mnie tworzenie nowej drogi w dobrym stylu jest tylko częścią procesu. Oczywiście media mogą być zainteresowane tylko nią. Ideą całości jest dzielenie się czymś ze wspinaczami, którzy mają taką samą pasję. To mi się właśnie podoba w naszym środowisku. Pieniądze i zewnętrzne naciski są zbyt małe, żeby myśleć w inny sposób.

Wracając jednak do pytania, to musze przyznać, że zdarzyło mi się polec dwukrotnie. Raz na Korsyce, a drugi raz w Taghii, gdy próbowaliśmy poprowadzić drogę przez przewieszenia znajdujące się tuż na prawo od drogi Widmo na Tadrarate. Skała nie była zachwycająca, a trudności w okolicach 8c sprawiły, że było nam trudno o jakiś dobry styl przejścia. Przegrana, jeżeli można użyć takiego słowa, jest czymś, co musisz brać pod uwagę podczas trudnej gry. Z drugiej strony musisz być szczęściarzem, żeby poprowadzić linię o wycenie 8a, czy 8b z ziemi. Wystarczy, że zabraknie Ci dwóch chwytów i będzie to niemożliwe. Trzeba mieć na uwadze, że moc negatywnych uczuć towarzyszących porażce może być odzwierciedleniem tego, jak możesz się czuć, gdy w końcu poprowadzisz swój wymarzony wyciąg.

Jesteś związany ze wspinaniem od najmłodszych lat. Chciałbym zapytać o te lata, gdy zaczynałeś się wspinać sportowo i później dojrzewałeś do tego, żeby zacząć wspinać się w górach. Jak to się potoczyło?

Wspinanie odkryłem podczas pierwszych górskich eskapad z moim tatą. Wtedy myślałem tylko o tym, żeby zmierzyć się z wielkimi ścianami. Już w wieku 14 lat ubezpieczyłem ponad 50 wyciągów za pomocą ręcznej spitownicy. Okres wspinania sportowego i zawodów narodził się sam z siebie wraz z wzrostem popularności wspinania. Szło mi całkiem dobrze i naprawdę to lubiłem. Jednak, żeby pozostać w czołówce trzeba spędzać mnóstwo czasu na panelu i w końcu straciłem motywację. Wówczas znowu zacząłem marzyć o naturze i przebywaniu w górach.

Dzięki treningom mój poziom wspinaczkowy wzrósł na tyle, że mogłem pokusić się o tworzenie własnych realizacji. Jednak w 1997 roku moje doświadczenie w otwieraniu od dołu dróg wielowyciągowych było nadal bardzo ograniczone. W tym czasie zrealizowałem swoją drogę na Grand Capucin, ale było tam mnóstwo miejsc A0. Wtedy naprawdę miałem ochotę odkryć nowe techniki wspinaczkowe, jak chociażby wspinanie w rysach. Wyobraź sobie wspinacza, który jest w stanie zrobić OS w tenisówkach i spada na rysie za 6b. To było super uczucie nauczyć się czegoś zupełnie nowego.


Arnaud Petit podczas powtórzenia swojej drogi na Grand Capucin
(fot. Thomas Vialletet)

Między innymi dlatego zacząłeś dużo podróżować. Zazwyczaj wybór pada jednak na Maroko, gdzie można znaleźć całkiem pokaźną kolekcję Twoich dróg. To Twoje ulubione miejsce?

Nie jest to tylko kwestia samego wspinania, ale raczej tego, że razem ze Stéphanie doskonale znamy mieszkających tam ludzi. Czasem jest nam nawet ciężko iść się wspinać.

Jakbyś miał wybrać drogi, które są dla Ciebie najbardziej znaczące w Twojej karierze?

Z pośród tych, które obiłem to na pewno muszę wymienić moją pierwszą drogę na Korsyce, czyli Jeef  (300 m, 7b). Przeszliśmy ją razem z moim bratem w 1992 roku. Byliśmy wtedy młodzi i dzielni. Kolejną drogą jest moja droga na Grand Capucin. Miałem kilka przygód podczas przejścia, ale i teraz wydaje mi się, że jest to fajna linia. Są drogi takie jak: L’Axe du Mal w Taghii (7c+, 500 m), czy Delicatessen na Korsyce, z których jestem bardzo zadowolony. Ludzie piszą do mnie, żeby mi podziękować, bo tak bardzo im się te drogi podobały. Musze przyznać, że to wyjątkowo miłe uczucie.

Z drugiej strony powtórzenie Rainbow Jambaia w Wenezueli w 2006, gdy spędziliśmy 12 nocy w ścianie…


Arnaud i Stephanie w ścianie Grand Capucin (fot. Bertrand Delapierre)

Zacząłeś się wspinać mniej więcej w tym samym czasie, co Twój młodszy brat François. Czy to, że on też się wspinał w jakiś sposób wpłynęło na Ciebie?

Mój brat jest cztery lata młodszy ode mnie. Był dużo lepszym wspinaczem, gdy mieliśmy odpowiednio 16 i 20 lat. On wtedy był Mistrzem Francji, a ja byłem bardzo skoncentrowany na wspinaniu w górach. Dzięki niemu zaczęły mnie kręcić starty w zawodach. To był świetny sposób na podwyższenie swojego poziomu. Jego dokonania i obecność działały na mnie motywująco podczas wspinania sportowego. On za to miał szczęście, że ma kogoś kto go namawia na wielowyciągówki. Byliśmy naprawdę zgranym zespołem!

Pamiętam przygotowaną przez Ciebie listę luźnych wskazówek, które miały zapobiec znudzeniu treningiem. Czy nadal je stosujesz? Czy Ty w ogóle jeszcze trenujesz?

Trochę trenuję na mojej ścianie, żeby rozwinąć odpowiednią siłę fizyczną, która nigdy nie była moją mocną stroną! Co do bycia zmęczonym wspinaniem, to muszę przyznać, że naprawdę się nie nudzę. Jest tyle rzeczy do roboty: bouldering, obijanie nowych dróg, rysy, wielkie ściany itd.

Jesteś licencjonowanym przewodnikiem górskim. Czy to jest Twoje stałe zajęcie, którym zajmujesz się pomiędzy wyjazdami?

Właściwie to mijają już trzy lata, od kiedy nie pracuję jako przewodnik. Uwielbiam zabierać ludzi w góry i robiłem to nawet w Jordanii, Maroku, czy Algerii i myślę żeby niedługo do tego wrócić. W tej chwili wolę wziąć trochę wolnego i zająć się swoimi wspinaczkowymi projektami zanim się zestarzeję. Mam już przecież 40 lat…

W takim razie życzę powodzenia na jeszcze trudniejszych i wymagających projektach.

***

Krzysztof Banasik




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum