7 kwietnia 2011 17:13

Przemek Memek Cholewa – lepszego sezonu wymarzyć sobie nie mogłem

Przemek „Memek” Cholewa, rezydent Starego Schroniska w Morskim Oku opowiada o strachu, szczęściu a przede wszystkim o minionym sezonie tatrzańskim.


Przemek w nohandzie na na pierwszym wyciągu „Innominaty” M7+/8-

Krzysztof Banasik: Cześć Memek. Chciałbym na początku pogratulować Ci udanego sezonu, który praktycznie w całości przewspinałeś w Morskim Oku. Powiedz jak to się stało, że zostałeś tam rezydentem? Jakiś układ w schronisku?

Przemek Cholewa: Odkąd zacząłem się wspinać zimowo miałem marzenie, żeby przewspinać cały sezon. Chodziło mi o zdobycie szerokiego doświadczenia górskiego, które najlepiej nabywa się w tych górach będąc. Rok 2010 był dla mnie rokiem przełomowym. Rokiem, w którym usunąłem, przy pomocy bardzo dla mnie ważnej osoby, wszystkie przeszkody stojące na drodze do realizacji marzenia. Oczywistym wyborem było Morskie Oko, gdyż tam właśnie zaczynałem i jest to najlepsze miejsce, jakie mamy. Układu w schronisku nie mam, po prostu się tam wprowadziłem.


Na nowej drodze wspólnie z Jarosławem Wocko – „Black Jack” M7 (grzęda WCK)

Chyba plan wypalił. Ile łącznie załoiłeś dróg w tym czasie?

Od 23 grudnia do 15 marca uzbierało się ich 25.

Wcześniej niewiele działałeś w Tatrach zimą, raczej jesteś znany z przejść lodowych głównie w Norwegii. Te lodowe doświadczenia pomagają w Tatrach?

Bez wątpienia długotrwała przyjaźń z dziabą przekłada się na to, co można z nią zdziałać.
Moje doświadczenie lodowe na pewno wiele razy przydało się tej zimy. Dzięki tym wszystkim godzinom przełojonym w lodzie odcinki lodowe mogę pokonać bezpiecznie i szybko. Tak jak to miało miejsce w górnym kominie na „Łapie” na Kazalnicy, gdzie zastaliśmy polewkę lodową.


Na stanowisku pod trudnosciami mixtowymi na „Rosyjskiej Ruletce”.
Z lewej Przemek z prawej Jarek Woćko

Możesz coś powiedzieć o swoich przejściach spod znaku „naj”? Najlepsze, najgorsze, najfajniejsze, najtrudniejsze itd.

Pierwsza przychodzi mi na myśl najfajniejsza, czyli Diretisima MSW. Załoiłem ją sam pod koniec lutego. Warun był wtedy naprawdę rewelacyjny, pogoda super, a ja w dobrej formie. Wyszło 5 godzin wspinu z asekuracją na 2 wyciągach. Cała akcja od schronu do schronu zajęła mi około 9h. Fajne było w tej wycieczce wielkie poczucie wolności i to, że mogę sobie tak po prostu brusić po tych górach.

Rewelacyjny czas! Ale chyba nie zawsze wszystko wygląda tak dobrze?

Na szczęście nie zawsze, bo chyba szybko by się to wspinanie znudziło. Północno-zachodnia ściana Niżnych Rysów przyciągała mnie od początku mojego pobytu w Moku. Złożyło się tak, że z końcem stycznia nie miałem się z kim wspinać. Nerwowo przeglądałem przewodniki WC i nie miałem pomysłu, aż trafiłem na opis pt. północno zachodnia ściana Niżnych Rysów – najłatwiejszy sposób przejścia o wycenie II. To było to! Następnego dnia rano, zostawiając linę w schronie, wbiłem się w ścianę. Początek był świetny – szybko znalazłem się w prawej depresji, chyżo na grzędę i z powrotem do spionowanej części tejże depresji, gdzie zastałem: płyty, ekspozycje i płaty ledwo trzymającego śniegu. Byłem zaskoczony, strasznie trudna dwójka. Depresja całkowicie mnie wystraszyła. Wiedziałem, że wpakowałem się w sytuację bez odwrotu.
Po dłuższej chwili wpadłem na genialny pomysł, że przecież mogę odwiesić dziaby, zdjąć rękawiczki i zadać z łapki!!! Dalsza część drogi odbyła się już bez medytacji nad ulotnością życia. Jeszcze lewa depresja, która wyprowadza pod kopułę szczytową. W moim odczuciu ta droga II-ką nie była… Właśnie tą drogę pamiętam najlepiej. Jest ona moim przejściem sezonu. Najlepsze w tej wspinaczce było to, że postawiłem się w sytuacji trudnej, którą udało mi się opanować, a tak naprawdę to udało mi się opanować siebie i to było wspaniałe! Po 6 godzinach wspinaczki znalazłem się na szczycie zalanym promieniami mocnego górskiego słońca. Czułem, że żyję.


Z lewej przygotowanie do zjazdu i pracy nad drogą „Warianty Psychopaty”,
z prawej patentowanie drogi

A co z tymi najtrudniejszymi przejściami?

Jeśli chodzi o najtrudniejszą drogę, to trudno powiedzieć co było „naj”, Depresja Niżnych Rysów, bo się najbardziej bałem,Warianty Psychopaty, bo najdłużej nad nimi pracowałem (4 dni), czy może powrót na Rosyjską Ruletkę po tym, jak dostałem kamieniem wielkości telewizora. Najbardziej obiektywne „naj” to najmocniejsze zginanie, które uskuteczniłem na Kotle Kazalnicy wspólnie z Andrzejem Sokołowskim „Sokołem”.

Możesz  powiedzieć, co udało Ci się zrobić z Andrzejem?

W niedzielę 13 marca około 7 rano wpadł do schroniska Sokół, z którym wcześniej byłem umówiony. Kolega tatrzańsko wyposzczony, żądny czynu zaproponował Innominatę na Kotle. Pomyślałem, czemu nie. Linia zacna, ja w życiowej formie, partner mocarny. Trzeba się zmierzyć. Pierwszy wyciąg poprowadziłem po podpowiedziach Andrzeja. Trudności fajne w okolicach stopnia M7+, może M8-. Następne wyciągi prowadził Sokół i szybko znaleźliśmy się pod kolejnym wyciągiem za M8-. Teraz kolej na mnie. Andrzeja czekają jeszcze trudności drogi na ostatnim wyciągu wycenionym na M8. Właśnie wtedy osiągnąłem swój limes, spełnienie marzeń. Wspinaczka iście tatrzańska: trochę krucho, trochę nie ewidentnie, trochę asekuracja średnia i trochę spionowane. Ostatni wyciąg biegnący pięknym zacięciem pokonał Andrzej. Ja natomiast idąc na drugiego bez skrupułów azerowałem.


Przemek Cholewa na pierwszym wyciągu „Innominaty” M7+/8-

Szkoda, że Andrzej nie pojawia się częściej w Tatrach. Jego zwycięstwo na ostatnim MBO pokazało, że faktycznie jest w rewelacyjnej dyspozycji. Jednak ostatecznie przewspinałeś z nim tylko jeden weekend? A co z pozostałymi partnerami?

Faktycznie z Sokołem wspinałem się tylko 2 dni. Liczę, że w przyszłym roku uda się więcej podziałać razem. Większość zimy towarzyszyła mi Asia Metelska, wspaniała partnerka nie tylko od liny. Pokonaliśmy wspólnie wiele morskoocznych klasyków. Jakoś w styczniu poznałem Józka Soszyńskiego, z którym udało mi sie zrealizować kilka naprawdę fajnych wspinaczek. Na zapoznawczą rutę wybraliśmy Jagiełło-Roja na Kazalnicy Cubryńskiej, gdy po zjazdach okazało się, że od ziemi do ziemi zajęło nam to pięć godzin, można było zacząć planować.

Następnie padły Cień Wielkiej Góry, Filar Mięgusza w 10,5h, Łapa na Kazalnicy w 11h oraz prawie Środkowa Depresja na wschodniej MSW. Dlaczego prawie? Prawie, ponieważ ostatnie 2 wyciągi zboczyliśmy w lewo kończąc wspinaczkę na Mięguszowieckiej Baszcie. Dodam tylko, że Środkowa Depresja wschodniej ściany MSW jest jedną z ostatnich wielkich formacji bez przejścia zimowego w naszych Tatrach.

Możesz zdradzić kilka szczegółów z tej wspinaczki, bo myślę, że kilka osób byłoby tym zainteresowanych?

Pierwsze 2 wyciągi wspólnie z Lewą Drogą Mączki. Zastane trudności wyceniam na około M7. Później trochę łatwiejszego terenu po połączeniu ze Świerzem. Następnie z załupy przez M6-tkowe płyty, które zimą wymagają szczególnej uwagi, aż do depresji, którą szliśmy przez kolejne 2 wyciągi. W międzyczasie zaszło słońce, a ja zamiast iść w prawo uległem urokowi litego komina i poszedłem na wprost. Podsumowując wyszło 10 wyciągów i 11 godzin wspinania w naprawdę fajnym terenie.

Tej zimy wspinałem się również po raz pierwszy z kolegą klubowym Pawłem Zioło. Udało nam się zrobić Warianty Słoweńskie, co chyba świadczy o dobrym przebiegu współpracy. Muszę przyznać, że miałem wielkie szczęście do partnerów tej zimy.

Jakie przejścia innych zespołów najbardziej zapadły Ci w pamięć?

Bardzo mocno działali Jasiek Kuczera i Marcin Księżak. Przez większość zimy tylko oni wspinali się z powodzeniem w głównym spiętrzeniu Kazalnicy, gdzie się nie wbili, to od razu załoili. Równie skutecznie działał zespół z Rzeszowa: Maciek Bedrejczuk i Tomek Ostasz, którzy najbardziej według mnie pojechali na Filarze Mięgusza wykręcając czas 9h 54min. Szacun chłopaki. Nic mi tak nie utkwiło w pamięci jak przejście Sokoła drogi Ganja M8+ na Buli pod Bańdziochem na dzień po zrobieniu Innominaty. Chłopak ma parę! Mocno musiałem walczyć, żeby przehaczyć kluczowe trudności, które Andrzej poprowadził OS!


Andrzej Sokołowski w trudnościach „Innominaty” M8

Czy faktycznie ten sezon był najlepszy pod względem pogody?

Co do pogody to nie mam punktu odniesienia. W poprzednich latach wpadałem w Tatry tylko przelotem. Faktem jest, że w okresie od 23 grudnia do 15 marca dni z prawdziwą dupówą było tylko 7. Reszta sezonu to warunki dobre lub rewelacyjne. Z tego, co się dowiedziałem od bardziej doświadczonych kolegów, to lepszego sezonu wymarzyć sobie nie mogłem.

Masz szczęście, niektórzy jeżdżą w Tatry od kilku sezonów w praktycznie każdy weekend i tylko się nacinają. Czy zrobiłeś wszystko, co chciałeś w Moku i za rok wybierzesz inną dolinę?

Większość pierwotnych, czyli takich zrodzonych jeszcze przed przybyciem do Moka projektów zrealizowałem. Oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia i na miejsce zrobionej drogi wskakuje nowy pomysł, na przyszły sezon mam ich już wiele. Wydaje mi się, że do Moka zawsze będę wracał i długo nie przewspinam wszystkiego, co tam mamy. Na przyszły sezon planuję podziałać więcej – ale gdzie, tego nie zdradzę.

Z tym „nie przewspinaniem” to nie byłbym taki pewny. Słyszałem już opinię, że napierasz non-stop. Jedna z anegdotek opowiada o tym, że tuż po skończeniu Ła-Py zamiast delektować się zwycięstwem, podczas gotowania posiłku wertowałeś uważnie schemat kolejnej drogi. Do kiedy w takim razie zostajesz w Moku i czy chcesz tam spędzić też lato?

Piszę te słowa niestety już spoza gór, wyjechałem 20 marca. Nie znam Tatr z lata i zresztą czasami trzeba pracować, a ja od wielu lat pracuję właśnie latem.

Na koniec jeszcze pytanie techniczne: jak odnajdujesz się w nowo stosowanej skali M i  czy coś byś zmienił?

Odnajduję się całkiem dobrze. Mam już do czego się odnieść i nic bym nie zmieniał. Skala ta stosowana jest na całym świecie, więc dlaczego u nas miałoby być inaczej?

Memek, wielkie dzięki za rozmowę i nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci powodzenia w realizacji planów.

Dodam od siebie takie małe post scriptum: Przyznam, że największym sukcesem było dla mnie spędzenie takiej ilości czasu w górach z dala od tego wszystkiego na dole. Właśnie dużo takiego czasu, Wam wszystkim koleżanki taterniczki i koledzy taternicy życzę.


Asia Metelska prawie na Mieguszu Czarnym

Skompresowany wykaz przejść Przemka w porządku chronologicznym:

  1. Wesołej Zabawy, Próg Mnichowy, Asia Metelska
  2. Kuluar Kurtyki, Próg Mnichowy, mój drugi żywiec na tej drodze
  3. Zetka, Turnia Zwornikowa, do szczytu Cubryny, Asia Metelska
  4. Prawy Filar Cubryny, Asia Metelska
  5. Rysa Strzelskiego, Próg Mnichowy, pierwsze solo z asekuracją 6h
  6. Korosadowicz, Kazalnica, solo 6h
  7. Orzeł z Epiru, Kocioł Kazalnicy, Jarosław Woćko
  8. Black Jack M7, grzęda WCK, nowa droga Jarosław Woćko
  9. Żabie Wrótka, pod Żabim Mnichem, żywiec
  10. Północno-zachodnia ściana Niżnich Rysów, II żywiec 6h
  11. Stanisławski, Mnich, wariant hakowy, Jarek Woćko
  12. Rosyjska Ruletka M8- WI5, grzęda WCK, odhaczenie z A2 Jarosław Woćko
  13. Popko-Sałyga, grzęda WCK, z wyjściem do WCK, Asia Metelska
  14. Warianty Psychopaty M8, Próg Mnichowy, pierwsza moja linia w Tatrach
  15. Direttissima MSW, 5h solo
  16. Jagiełło-Roj, Józek Soszyński 5h od ziemi do ziemi
  17. Cień Wielkiej Góry, Kocioł Kazalnicy, Józek Soszyński
  18. Świerz, MSW Asia Metelska
  19. Filar Wigilijny, Bula pod Rysami, Asia Metelska
  20. Długosz-Popko, Kocioł Kazalnicy, zjazd po trudnościach Asia Metelska
  21. Łapiński-Paszucha, Kazalnica, 11h, Józek Soszyński
  22. Filar MSW, 10.5h, Józek Soszyński
  23. Prawie Środkowa Depresja, Wschodnia MSW, 10h Józek Soszyński
  24. Warianty Słoweńskie M8+, Próg Mnichowy, Paweł Zioło
  25. Innominata M8, Kocioł Kazalnicy, 9h, Andrzej Sokołowski

Krzysztof Banasik




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    Pozdro Przemo [3]
    Szacun za super sezon i powodzenia w Alpach. Jeśli dojedziemy…

    8-04-2011
    bedro