22 marca 2011 12:24

Tatry zimową porą cz. I – Jan Kuczera

Jasiek Kuczera (KW Katowice, KS Korona, www.hardrock-wspinanie.pl) wspomina miniony sezon zimowy w Tatrach. W pierwszej części opowiada o swoich przejściach z grudnia 2010 i stycznia 2011. Początek lutego akcentuje przejściem Daga oryginalnie. Zapraszamy!


W przedsionku na szczycie Łomnicy – od lewej Rafał Pietrasiak i Jasiek Kuczera (fot. R. Pietrasiak)

***

W zimowym wspinaniu motywacja to podstawa. Po półrocznej wspinaczkowej absencji, wynikającej z podróży po Ameryce Południowej, zachciało mi się wspinania jak nigdy dotąd.

W Polsce ląduję w lipcu i z miejsca rzucam się na skały. Pod znakiem skałkowego wspinania mijają kolejne miesiące. Potem przychodzą mrozy, a w górach spada śnieg. Szybki telefon do Marcina Księżaka i już jesteśmy umówieni na wspinanie na Słowacji. Celem jest droga, której nie zdążyliśmy zrobić w poprzednim sezonie.

***

  • Direttissima Kopy Kieżmarskiej, M7 (OS czy RP?), 16,5h do głównego szczytu Kopy Kieżmarskiej (16 grudnia 2010)

Jest bardzo zimno. Pod ścianę Kopy Kieżmarskiej brniemy w głębokim śniegu. W ścianie warunki sa jednak dobre, dzięki czemu wspinaczka idzie nam całkiem sprawnie. Z rytmu wybija nas jedynie moment, w którym Marcin schodzi z linii drogi i zapycha się w płyty. Lot wystarcza, aby się zreflektował i wrócił na właściwą drogę. Od Niemieckiej Drabiny (zachodu przecinającego ścianę Kopy Kieżmarskiej i Małego Kieżmarskiego) przejmuję prowadzenie. Ściana staje dęba. Dwa krótkie wyciągi wycenione na A1, które łączę w jedną długośc liny, puszczają na dziabach. Trudności porównywalne z tymi, które zastaniemy na kluczowym wyciągu na Sprężynie na Kotle. Asekuracja na drodze jest dobra, skała lita, a samo wspinanie pierwszorzędne. Sam miód!

Po zrobieniu 600 m ściany pozostaje nam jeszcze przejście ok. 200 m grani i dojście do głównego wierzchołka Kopy. Po 16.5h jesteśmy na szczycie, jednak zabawa wcale się nie skończyła. Trzeba przecież jeszcze zejść, a jest lawiniaście. Wyciągamy pożyczonego jetboila… coś się spieprzyło, bo nie jesteśmy w stanie go odpalić. Amerykański szajs, pewnie się zapchał. O suchym pysku rozpoczynamy zejście, asekurując się na stokach, aż w końcu dochodzimy do strefy kosówek. Momentami zapychamy się niemal po pachy. Mam tego tego dość! Czuję się tak, jakbym uprawiał zapasy z dużo większym od siebie przeciwnikiem. W końcu w męczarniach dochodzimy do ścieżki turystycznej. Słońce już świta, kiedy pojawiamy się w schronisku.

30-minutowa drzemka musi wystarczyć. Tego dnia muszę się stawić w Białej Wodzie na egzamin na Instruktora Wspinaczki Wysokogórskiej.

  • Motyka na pd.-wsch. ścianie Łomnicy, M5 OS, 10,5h

Niecały tydzień po Direttissimie, wspólnie z Rafałem Pietrasiakiem, podjeżdżam kolejką na Łomnickie Pleso. Jest ok. 11, a my dopiero wbijamy się w południowo-wschodnią ścianę Łomnicy. Jak na drogę lodową, lodu w ścianie jest niewiele, zaledwie jakieś 15 m :), i to cienkiego, bez możliwości sensownej asekuracji. Tempo wspinaczki znacząco spowalnia duża ilość świeżego, kopnego śniegu. Zresztą śnieg pruszy bez przerwy. Ścianą schodzą całkiem spore ilości pyłówy, a momentami nawet małe lawinki. Jedną z nich obrywa Rafał idący na drugiego. Aż dziw bierze, że ta masa śniegu go nie zrzuca.

Po pokonaniu kluczowego wyciągu, jakim jest komin za około M5/M5+, oferującego delikatne wspinanie, resztę drogi pokonujemy w większości z lotną asekuracją. Nad nami wyjściowy kuluar cały zawalony śniegiem. Idziemy jego lewym skrajem. Niby jest już łatwo, ale niebanalnie. Ze względu na płytowy charakter tego odcinka, asekuracja jest słaba, a wspinanie czujne. W niektórych miejscach wystają stare kable kolejki, z których zakładam asekurację przy pomocy prusika. Ostatnie metry wyjątkowo się dłużą. Już od jakiegoś czasu widzimy światło w budynku kolejki, które pomimo naszych usilnych starań, nie chce się do nas wyraźnie przybliżyć.

Po 10.5h wspinaczki kończymy drogę. Czeka nas jeszcze zejście, które w zastałych warunkach nie jest dla nas oczywiste. Noc jest czarna jak atrament, nie mam pewności, którędy biegnie droga zejściowa. Jest -20 st. i duje wiatr. Nie zamierzamy ryzykować biwaku w zejściu w sytuacji, gdy możemy przespać się w hotelowym przedsionku. Za zgodą barmana rozkładamy się na wykładzinie i zapadamy w drzemkę.

Rano ciacho, herbata, zdjęcia Tatr o poranku, a następnie już za jasności bardzo proste zejście na dół.

  • W królestwie trawy (23 grudnia 2010)

Jest halny i temperatura sięga +7 st. C. W takich warunkach największe polskie, zatrawione urwisko ocieka wodą. Czteroosobową ekipą wybieramy (tzn. za mnie wybierają, bo ja najchętniej w tych warunkach wróciłbym prosto do domu) formację przypominającą wąski komin. Na szczęście trawy jeszcze trzymają. Wspinamy się na dwa zespoły. Mój partner od liny, Kordian, co jakiś czas robi skręta na stanowisku, jednocześnie mnie asekurując. Jak on wykonuje te dwie czynności na raz? Czy dobrze mnie asekuruje? W sumie te pytania nie mają większego znaczenia, bo asekuracja generalnie i tak jest do dupy.

Po dojściu do grani wiatr uderza w nas z furią. Samą grań przechodzimy miejscami na czworaka. Nie mam wątpliwości, trzeba być zdrowo kopniętym, żeby wspinać się w takich warunkach. Odnoszę wrażenie, że Kordian jest wniebowzięty. Generalnie bardzo mu się ta cała sytuacja podoba. Chowamy się przed wiatrem za skalną ścianką w oczekiwaniu na naszych kolegów Wojtka i Tadka. Natomiast Kordian skręca kolejnego lolka, teraz i dla mnie nadszedł czas na relaks.

  • Hobrzański-Sułowski war. Stefki (oryg. A2), styl M8-/M8 1xAF, 15h (24 stycznia 2011)

Rafał Pietrasiak koniecznie chce coś zrobić na Kotle. Może tak Hobrzańskiego spróbowac? – podrzucam pomysł. W końcu nie ma jeszcze przejścia w całości na dziabach. Pierwszy prostujący wyciąg war. Stefki za A2 był już poporowadzony przez Marcina Księżaka na dziabach, ale później ze względu na kaprawe warunki pogodowe droga nie została dokończona. Marcin mówił, że w jego odczuciu to raczej M8-, a nawet M8, a nie M7+ jak niektórzy sugerowali.

Na początku forsuję lekko przewieszającą się rysę, wpinam się w stałego haka i wychodzę na półkę. Ledwo czuję przedramiona. Zakładam asekurację, chwilę odpoczywam i napieram dalej. Wchodzę w pionową płytę, a dziabki utykam w efemerycznej rysce. Konieczne jest czyszczenie skały ze śniegu w poszukiwaniu stopni i chwytów, których jest jak na lekarstwo. Robię jeszcze kilka czujnych ruchów. Staram się wyszukać coś do asekuracji. Koniecznie muszę coś założyć przed następnymi metrami! Jednak jedyne, co mogę założyć, to hak.

Przykładam lost arrowa do ryski ale spada na dół. Próbuję z pekerem (taka jedynka BD), przykładam i wbijam. Chyba siedzi. Nic więcej nie założę, zresztą w tej pozycji długo nie wytrzymam. Zahaczam prawą dziabkę w rysce o ząbek, mówiąc do Rafała, żeby uważał, a do siebie A muerte! Robię daleki ruch z nadzieją, że coś znajdę i lecę… Niestety chwyt na prawą dziabkę się wykruszył, na szczęście peker trzyma. 60 zeta wydane na ten hak opłaciło się. Dociągam się do kochanego pekera, poniżej dobijam jeszcze jedynkę i już bez większych przygód, ale nie bez walki, pokonuję resztę wyciągu.

Zakładam stan i ściągam Rafała. Niestety trochę to trwa, bo nie wzięliśmy ze sobą małp i drugi w zespole z worem też się wspina.

Kolejne 1,5 wyciągu prowadzi Rafał. Wspinaczka na tym odcinku to spionowane trawy z czujną asekuracją. Następnie zmieniam go i wbijam się w kolejny wyciąg biegnący ukośnie do góry. Wyciąg biegnie częściowo zacięciami i stromymi płytami, które pokryte są śniegiem. Pod względem koncepcyjnym wyciąg jest trudny. Jest kilka miejsc, w których muszę się długo nastać, aby wymyślić, co począć dalej. Wspinając się w stylu A0 wystarczyłoby wziąć ze dwa wahadła i byłoby po sprawie. Robię masę czujnych ruchów i kończę wyciąg. W tych warunkach ten fragment drogi wyceniam na M7, może M7+.

Przede mną super wyglądająca rysa, z której na starcie wylatuję przez niechlujnie wbite dziaby. Ląduję przy stanowisku i rozpoczynam wspinaczkę na nowo, już bez problemów wspinając się głównie w rękawiczkach. Łączę się ze Sprężyną. Reszta drogi powinna pójśc gładko. W końcu pozostało już tylko półtora wyciągu (łączę to w jeden wyciąg) za M6, które zresztą znam sprzed kilku lat. Okazuje się, że jestem już mocno spompowany, a wyciąg kończę wspinając się dosłowanie na łokciach, walcząc przy tym z przegięciem liny. Po 15h kończymy wspinaczkę i zjeżdżamy w dół.

W porównaniu do Momy na Kazalnicy Cubryńskiej, Hobrzanski war. Stefki wydaje mi się na dziaby zdecydowanie trudniejszy. Mimo zrobienia drogi w stylu 1 x AF wiem, że zawalczyłem i to daje mi tak naprawdę największą satysfakcję.

Wraz z Marcinem Księżakiem zjawiam się pod Dagiem na Kazalnicy. Warunki wspinaczkowe są wyśmienite. Niestety już na pierwszych metrach but cholernie uwiera mnie w kostkę. Trudno, muszę to jakoś wytrzymać. Prowadzę pierwsze sześć wyciągów o trudnościach do M6, które podprowadzają pod główne spiętrzenie. Następnie Marcin przejmuje pałeczkę i w stylu zimowo-klasycznym napiera na przewieszające się zacięcie.


Marcin i Jasiek na „Dagu” (fot. Marcin Księżak)

Prosto to nie wygląda. Zdajemy sobie sprawę, że jest mała szansa, aby bez patentowania zrobić ten i kolejny wyciąg. Po wymianie zdań Marcin wskakuje w ławy i zaczyna haczyć. Przed zachodem słońca, po 10h od wbicia się w ścianę lądujemy w miejscu, gdzie większość zespołów kończy drogę zjazdem do Sanktuarium. Po lustracji piętrzącej się nad naszymi głowami dalszej części ściany oraz obejrzeniu master topo, kontynuujemy wspinaczkę do Załupy Daga. Wyciąg, który prowadzi Marcin, o niezbyt wygórowanych trudnościach technicznych ok. M4+, może M5, ma dość wymagającą asekurację. Reszta drogi biegnąca załupą okazuje się być banalnie prosta. Po 12.5h kończymy Daga w wersji oryginalnej.


Na czwartym wyciągu „Daga” (fot. Marcin Księżak)

Plan na dzień dzisiejszy mamy dość ambitny, chcemy jeszcze wbić się w Świerza na Wschodniej Mięgusza. Jednak kopny, cukrowaty śnieg przy podejściu na szczyt Kazalnicy, moja boląca kostka oraz brak gazu skutecznie zniechęcają nas do jakichkolwiek działań. Schodzimy więc do schroniska.

Jak wiadomo niedawno Dag doczekał się w całości prowadzenia zimowo-klasycznego w wykonaniu Staszka Piecucha i Tomka Lewandowskiego. Brawo chłopaki!!

Jan Kuczera (KW Katowice, KS Korona, www.hardrock-wspinanie.pl)




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum