Słoweńscy muszkieterowie uhonorowani
22 grudnia br. światowej sławy słoweńscy alpiniści Franček Knez i Silvo Karo zostali uhonorowani wysokim państwowym odznaczeniem – Orderem Zasługi. Dekoracji dokonał sam Prezydent Republiki Słowenii Dr. Danilo Türk.
W uzasadnieniu wręczenia nagród Prezydent Türk nawiązał do dokonań odznaczonych na niwie słoweńskiego alpinizmu oraz do ich wkładu w rozsławienie słoweńskiego alpinizmu i większego rozpoznawania Słowenii na świecie.
Uhonorowani, od lewej stają Silvo Karo i Franček Knez
(fot. Bor Slana Bobo)
Zarówno Knez, jak i Karo należeli do grona głównych postaci złotego okresu słoweńskiego wspinania w latach 80. i 90. ubiegłego wieku. Obaj są też, jak to się teraz modnie mówi, nieśmiertelnymi ikonami alpejskiego stylu we wspinaniu, górskimi wizjonerami, którzy swoich wyzwań szukali na pionowych, ekstremalnie trudnych, wielkich, ścianach.
Obaj zaczęli swoją przygodę ze wspinaniem w latach 70. Podobne spojrzenie na to, jak powinien wyglądać alpinizm sprawiło, że połączyli swoje siły i od 1982 roku stanowili zespół. Później dołączył do nich nieżyjący już niestety Janez Jeglič-Johan i w ten sposób narodzili się „Trzej Muszkieterowie” słoweńskiego wspinania.
Franček Knez i Silvo Karo na Torre Egger (fot. arch. Silvo Karo)
Ten trzyosobowy zespół był bez wątpienia najmocniejszym na świecie zespołem wspinaczkowym w górach typu alpejskiego, który wyznaczał wiele wciąż obowiązujących standardów we wspinaniu górskim. Jednym z ich wspólnych niezapomnianych przejść było zrobienie w rodzimych Alpach Julijskich w ciągu dwóch dni 19 pierwszych wejść. Jednak największym echem w świecie odbiły się ich wspinaczki w Patagonii, gdzie wciąż istnieją wytyczone przez nich i niepowtórzone do dzisiaj takie drogi, jak np. Diedro del Diablo na wschodniej ścianie Fitz Roy i Devil’s Directissima na wschodniej ścianie Cerro Torre.
Wilan
***
Franček Knez i Silvo Karo – wspomnienie
Choć wychowałem się w Polsce i tutaj zacząłem się wspinać, z racji pochodzenia znam nieźle słoweńską „scenę” wspinaczkową. Do tego przez jeden długi sezon sporo wspinałem się w Alpach Kamnickich i Julijskich po klasykach (dla porównania – mój dorobek tatrzański jest więcej niż mizerny).
Dlatego, jeśli chodzi o klasyczne drogi w górach, znacznie lepiej niż łańcuchówki na Zerwie przemawia do mojej wyobraźni „przejście ponad kilometrowej północnej ściany Triglavu kombinacją dróg Helba – Čopov Steber, zejście drogą Długą Niemiecką, przejazd do doliny Tamar, przejście na 800-metrowej północnej ścianie Travnika drogi Aschenbrennera, trawers granią do masywu Šite i zejście drogą Zajeda Šit” (chodzi o jedną z łańcuchówek, zrealizowanych na żywca przez Silvo Karo, składającej się z ponad stu wyciągów, w tym z 18 wyciągów o wycenie VI i VI+).
Silvo Karo (fot. Marko Prezelj)
Silvo Karo jest alpinistą do dziś aktywnym, a wielu czołowych polskich wspinaczy miało okazję go poznać osobiście w Patagonii czy Karakorum. Natomiast Franček Knez, z powodu gwałtownego przerwania kariery wspinaczkowej w roku 1989, pozostaje postacią praktycznie w Polsce (i wszędzie poza Słowenią) nieznaną. Dlatego to właśnie jego postać warto pokrótce przedstawić.
Franček Knez (fot. Silvo Karo)
Porzucenie eksploracji poza Europą z powodu zawału serca pod Bhagirati II w Himalajach Garhwalu zbiegło się w czasie z całkowitym odcięciem się od słoweńskiego środowiska wspinaczkowego, które trwało wiele lat. Powodem tej decyzji było odkrycie po powrocie z Himalajów, że ulubiony treningowy secret spot Kneza, położony w okolicach jego domu, rejon w którym zdarzało mu się żywcować bez znajomości drogi o trudnościach do VI.3, został uzbrojony w rządki spitów i stał się powszechnie znany jako Kotečnik.
Knez jest autorem niewiarygodnej liczby 729 nowych dróg w górach, przy czym nie chodzi o drogi na „bulach pod zerwami”. Kilka przykładów: na symbolicznej dla Słoweńców północnej ścianie Triglavu, zwanej przez nich po prostu Ścianą, na nieco ponad 100 dróg, 34 jest autorstwa Kneza. Ale jego działalność rozciągała się szeroko poza Słowenię. Knez ma swoje drogi na każdej z „wielkich” północnych ścian alpejskich (Matterhorn, Grandes Jorasses i Eiger – na Eigerze nawet dwie drogi), po kilka dróg na każdej z pięciu turni w masywie Tre Cime di Lavaredo, pięć własnych dróg na Marmoladzie, własną drogę na El Capitanie i na Trango Tower, a w Patagonii drogi wyprowadzające na każdy z wierzchołków Cerro Torre, Torre Egger, El Mocho i Fitz Roy…
Można by długo wymieniać, dodając do Alp i Patagonii Andy i Himalaje – chociażby pierwsze przejście południowej ściany Lhotse, zakończone po długim trawersie osiągnięciem grani (lecz nie wyjściem na szczyt) było również dziełem Kneza i to już w roku 1981, dziewięć lat przed kontrowersyjnym przejściem Česena.
Trudno przesądzać, czy Knez był najlepszym wspinaczem przełomu lat 70. i 80. ubiegłego wieku (zresztą jakie kryteria miałyby o tym decydować?), ale bez wahania wskażę go jako najmniej znanego i jednocześnie najbardziej niedocenionego medialnie wśród najlepszych na świecie. Być może na tę niemedialność wpłynął fakt, że Knez nigdy nie był „profesjonalnym wspinaczem”. Choć trudno w to uwierzyć, na swoje wyprawy Knez oszczędzał jako operator wózka widłowego, w fabryce zlokalizowanej w prowincjonalnym słoweńskim miasteczku.
Z małym wycinkiem dorobku Kneza i Karo mam osobiste doświadczenia. Jeśli chodzi o tego pierwszego, to 20 lat temu powtórzyłem jedną z mało znanych dróg w Alpach Julijskich jego autorstwa, wycenioną oryginalnie na VI+. Drogę przeszedłem, ale choć wydaje mi się, że nie należę do bardzo strachliwych wspinaczy, w trosce o swoje życie postanowiłem po tym doświadczeniu już nigdy nie wbijać się w „niepopularne” drogi Kneza.
Z kolei na skałkowej niwie zrobiłem pierwsze powtórzenie drogi X autorstwa Karo, w cenionym także i wśród Polaków Črnim Kalu. Jak zapewniał mnie miejscowy asekurant (a w „cywilu” znany lokalny polityk, który tydzień wcześniej asekurował na tej samej drodze autora), za pierwsze powtórzenie X należała się skrzynka piwa, a to z racji nietypowych umiejętności potrzebnych do jej przejścia – po solidnym skurczu w przewieszeniu następował jeden z najtrudniejszych rajbungów, jaki udało mi się pokonać w wapieniu. Niestety „telefoniczny kontakt z autorem” zamienił radość w rozczarowanie – według Karo skrzynka piwa należała się za pierwsze powtórzenie, ale wyłącznie w stylu OS.
Podsumowując, dorobek Frančka Kneza i Silvo Karo jest unikalny. To w dużej mierze dzięki nim, i ich partnerom (w tym nieżyjącym już niestety Janezovi Jegličovi i Slavko Svetičičovi), do Słoweńców przylgnął przydomek „górskich szaleńców”, jako autorów setek ekstremalnych dróg w Alpach, Andach, Patagonii i Himalajach. Dróg, które do dzisiaj często nie mają nawet poważnych prób powtórzenia.
Mariusz „bieDruń” Biedrzycki
Słoweńscy muszkieterowie uhonorowani [11]
Małe sprostowanie: Knez nie osiągnął w 1981 roku na południowej…
artur hajzer