3 grudnia 2010 10:07

Rekreacja na Rumanowym

Godz. 2.30 Kraków – wyjeżdżamy pełni wigoru i humoru pomimo, że pogoda nie napawa optymizmem. Mijamy Myślenice, Rabkę, Nowy Targ. W Białce przejaśnia się, na niebie pojawiają się gwiazdy. Dojeżdżamy do Łysej Polany. Parking po polskiej stronie zamknięty – no cóż, nie pozostaje nam nic innego jak tylko podjechać do Paolo (pensjonat po drugiej stronie granicy z parkingiem, który prowadzi bardzo życzliwy słowacki zimowy łojant).

Na Łysej totalna cisza i śniegu jak na lekarstwo, ale zimno, dlatego zabieramy puchówki – tak na wszelki wypadek, jakby coś nie wyszło i trzeba by było zakiblować o zgrozo… Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że to tylko górska rekreacja, przecież do kalendarzowej zimy jeszcze daleko. Twarde buty lądują w plecaku, a my ubieramy „maratońskie adiki” i ruszamy do Białej Wody. 

Dość szybko dochodzimy pod Małego Młynarza. Chwila odpoczynku – obserwujemy drogę Korosadowicza, Direttissimę, Kurtykówkę, Sprężynę. Ale nie ma co zbyt długo „restować”- ok. 16.30 robi się już ciemno. Zatem komu w drogę temu czas. Podchodzimy na próg Doliny Kaczej. Niesamowite wrażenie robi na nas Szczyt Zadniego Gerlacha. Mamy nieodparte wrażenie, że to zminiaturyzowana Świetlista Ściana. Nasz cel też nie wygląda za ciekawie. Gołym okiem widać, że jest sporo luźnego, świeżego śniegu. Nad Zielonym stawem ubieramy ciężkie buty, śniegu już dość sporo, jednak nie na tyle, aby sprawnie przejść po piargowisku, a raczej „głazowisku”.

Po ok. 4 godzinach stoimy pod Rynną Birkenmajera. Pyłówki schodzą jedna za drugą – nie napawa to optymizmem. No cóż raz kozie. W rynnie ścianki pokryte są cienką warstwą lodu. Oczywiście związanego śniegu jak na lekarstwo – 60% uderzeń dziabką zamiast stanowić dobry punkt zaczepienia to kruszy warstwę  śniego-lodu. Mimo sporej gimnastyki – także psychicznej – nie poddajemy się. Stwierdzamy, że jeszcze nic złego się nie dzieje. Niemniej zdajemy sobie sprawę, że jeśli wycof to tylko teraz, bo potem będzie za późno.

Idziemy dalej – wchodzimy na filar. Luźny śnieg nie ułatwia wspinania. Pod kopułę szczytową dochodzimy po ok. 6 godzinach. Zdajemy sobie sprawę, że teraz będzie najtrudniej. Spiętrzenie ściany w tym miejscu wygląda najbardziej okazale – to ok. 3-4 wyciągi przewieszonego terenu.  Zastanawiamy się, czy owe spiętrzenie próbować przejść z lewej, czy prawej strony. W obu przypadkach nie wygląda to za ciekawie. Poza tym  mamy już w nogach i ramionach ok. 600-700 m wspinania. W końcu zapada decyzja, wbijamy się w prawo.

Początkowo idzie jak po maśle, ale po ok. 30 m zaczynają się trudności. Zacięcie, kominek, a następnie eksponowany i niezwykle czujny, kilkunastometrowy  trawers, w niezłej ekspozycji. Jesteśmy przekonani, że Zakrzówkowy trening nie poszedł na marne (śmiech).

Nagle zapada zmrok – wydaje się, że teren powyżej jest już w miarę zjadliwy, ale nic bardziej mylnego. Ostanie dwa wyciągi to prawdziwa górka przygoda – teren bardzo spionowany, w wielu miejscach przewieszony, asekuracja taka sobie. Orientacja w takim miejscu w nocy wymaga niezłej górskiej wyobraźni. Jednak Siwy w takim terenie czuje się, jak ryba w wodzie (śmiech). Oczywiście o tzw. drytoolingu nie ma mowy, ale wspinanie ” po staremu” w tym miejscu, w tym czasie, naprawdę sprawia frajdę.

Droga trzyma do samego końca, do ostatniego metra. Wejście na grań to miejsce rodem wyjęte z Ciężek, czy Fontainebleau. Różnica polega na tym, że  punktem zaczepienia nie są dłonie, a powyginane „piolety”. Na grani wichura. Dwa tygodnie temu schodziliśmy tędy bez problemu z Velkiego Ganku. Teraz stwierdzamy, że najlepiej będzie jeśli z lodowego grzyba „zarzucimy lano”. Zjeżdżamy 60 metrów, trochę mniej wieje. Pakujemy się i zaczynamy zejście. Oczywiście ostatni prożek przed Rumanową Dolinką pokonujemy nie tym żlebikiem, co trzeba. No cóż, po raz kolejny Zakrzówkowy trening nie poszedł na marne (śmiech).

W Rumowej Dolince czujemy się już bezpiecznie – tylko jak teraz dostaniemy się na Łysą? Telefon do Przyjaciela, a konkretnie do Łukasza Migla – „Wiesz stary, jesteśmy w Rumanowej, schodzimy do Mięguszowieckiej, a samochód mamy na Łysej. Może podjechałbyś po nas?” Łukasz zgadza się bez problemu. Odetchnęliśmy z ulgą, jesteśmy mu bardzo wdzięczni. Ok. 23 stoimy pod schronem w Mięguszowieckiej. Tam przebieramy się i szpeimy. Na dole spotykamy Łukasza i Andrzeja Górkę – jest nam bardzo miło, że zechcieli po nas przyjechać. Chłopaki są pełni wigoru i humoru, tylko nasza percepcja chyba uległa pogorszeniu (śmiech).

Ok. 1 w nocy docieramy na Łysą, żegnamy chłopaków – BARDZO WAM DZIĘKUJEMY!!! Wsiadamy do naszego samochodu. Mijamy Białkę, Nowy Targ, Rabkę Myślenice i… o 2. 30 jesteśmy w Krakowie.

To jak Majster będzie tej zimy?
Zobaczymy…

***

Prawy Filar Rumanowego Szczytu, 11.11.2010. Czas przejścia 10 godz., u góry wariantem z prawej V+A0.
Zespół: Adam Pieprzyki i Robert Rokowski (Wspinanie Test Team, TOPR).


Czerwona i żółta linia – nowe drogi Dodo Kopolda
Niebieska linia – Prawy filar w kopule szczytowej wariantem
z prawej strony (fot. Dodo Kopold)

Robert Rokowski (Wspinanie Test Team, TOPR)




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum