14 sierpnia 2010 11:03

Historia polskiego wspinania – Karakorum. Cz. II (lata 80.)

Dekada lat 80. w Karakorum zapisała się na trwałe w historii polskiego alpinizmu głównie ze względu na wspaniałe osiągnięcia himalaizmu sportowego. Zdobycie zach. ściany Gasherbrum IV, wsch. ściany Trango Tower, pd.- zach. ściany Gasherbrum I oraz pd. ściany i Magic Line na K2 – to osiągnięcia najwyższej klasy, ważne również w historii alpinizmu światowego.

***

  • Masherbrum 1981

Masherbrum (7821 m) został zdobyty w 1960 roku przez amerykańsko-pakistańską wyprawę, którą kierował Nicholas B. Clinch. Przez 20 lat nikt nie powtórzył tego osiągnięcia.  Aż do 1981 roku czekał na zdobywców jego bliźniaczy, niewiele niższy, południowo-zachodni wierzchołek (7806 m). Polski atak na ten szczyt zakończył się sukcesem, ale i tragedią. Wyprawę zorganizował Polski Klub Górski. Kierował nią Piotr Młotecki, a ekipę tworzyli: Józef Białobrodzki (lekarz), Marek Fijałkowski, Andrzej Z. Heinrich, Janusz Lewandowski, Marek Malatyński, Przemysław Nowacki, Grzegorz Siekierski i Jacek Szczygieł. Bazę (4300 m) założono 13 sierpnia 1981 roku na lodowcu Serac.


Masherbrum (7821 m) z przełęczy Gondokhoro. Na lewo od głównego widać wierzchołek południowo-zachodni 7806 m (fot. summitpost.org)

Polacy zaatakowali szczyt szlakiem poprzednich wypraw. 25 sierpnia na grani Dome stanął obóz II (6400 m). Wkrótce potem nastąpiło długotrwałe załamanie pogody. Dopiero 14 września udało się założyć obóz III (6550 m), a dzień później również obóz IV (6800 m) – już u podstawy południowo-wschodniej flanki. Mimo braku dostatecznej aklimatyzacji, do ataku szczytowego przystąpiono bez zakładania wyższych obozów. 16 września z obozu IV wyruszyli Heinrich, Malatyński i Nowacki. Wieczorem osiągnęli przełączkę pomiędzy wierzchołkami (ok. 7800 m). Byli zmęczeni 1000-metrową wspinaczką, więc postanowili zabiwakować i następnego dnia wejść na wierzchołek południowo-wschodni, od którego oddzielała ich niemal pozioma, ale urwista grań.

Trudną i niebezpieczną grań i pokonali 17 września, o godz. 15.30 stając na dziewiczym wierzchołku. W trakcie schodzenia granią szczytową doszło do wypadku. Malatyński obsunął się na stronę lodowca Baltoro pociągając Nowackiego. Heinrich był w tym momencie po południowej stronie grani i dzięki temu mógł zatrzymać upadek. Lina była naprężona i Heinrich nie był w stanie dotrzeć do poszkodowanej dwójki , wkrótce stracił kontakt głosowy z partnerami. Biwakował samotnie, bez namiotu, śpiwora, czy nawet płachty. Na szczęście była to strona zawietrzna. Tego szczęścia nie miała dwójka jego partnerów. Rankiem 18 września Heinrichowi udało się zejść z grani kilkanaście metrów na północną stronę i dotrzeć do miejsca biwaku towarzyszy. Obaj już nie żyli. Mroźny i wietrzny biwak na wysokości 7800 m, do którego nie byli przygotowani, spowodował wychłodzenie organizmów.


Szczytowa grań Masherbrumu od zachodu. Strzałka pokazuje miejsce wypadku Malatyńskiego i Nowackiego (fot. summitpost.org./topo Janusz Kurczab)

Taktyce wyprawy można było wiele zarzucić. Przede wszystkim opóźnienie. Połowa września to nie jest pora, w której można bezkarnie atakować wysokie szczyty Karakorum, ze względu na niskie temperatury i silne wiatry. Przy niedostatecznej aklimatyzacji bardzo zaryzykowano, decydując się na szturm ze zbyt nisko położonego obozu. W rezultacie Malatyński i Nowacki za sukces zapłacili najwyższą cenę.

  • K2 1982 – próba na północno-zachodniej grani

W pierwszym roku po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce udawało się zrealizować niewiele planów wyprawowych. Do priorytetowych celów sportowych, które dostały „zielone światło’ należały dwie wyprawy na K2: kobieca wyprawa Wandy Rutkiewicz i męska, którą kierował Janusz Kurczab. Ta ostatnia była wyprawą polsko-meksykańską. Ze strony polskiej organizatorami były Kluby Wysokogórskie z Warszawy, Łodzi, Poznania i Wrocławia oraz Polski Związek Alpinizmu, a ze strony meksykańskiej – Grupo Montanismo y Exploración przy uniwersytecie UNAM w Mexico City.

Skład wyprawy przedstawiał się następująco: Roman Bebak, Grzegorz Benke (lekarz), Eugeniusz Chrobak, Zbigniew Dudrak, Marek Grochowski (zastępca kierownika), Jan Holnicki-Szulc  Tadeusz Karolczak, Janusz Kurczab(kierownik), Aleksander Lwow, Krzysztof Pankiewicz, Bogumił Słama, Ryszard Urbanik, Szymon Wdowiak (film), Krzysztof Wielicki, Krzysztof Wiśniewski (kierowca, w akcji górskiej nie brał udziału) i Wojciech Wróż. Stronę meksykańską reprezentowali: Lucio Cardenas, Manuel Casanova, Antonio Cortes, Hugo Delgado, Enrique Miranda i Eduardo Mosqueda.

Baza stanęła 8 lipca na lodowcu Savoia (5300 m). Celem była nowa droga północno-zachodnią granią K2 (8611 m), atakowaną w 1975 roku przez Amerykanów pod wodzą Jamesa Whittakera. Idąc ściśle granią od przełęczy Savoia Saddle, Amerykanie utknęli na pierwszej z turni skalnych (ok. 6700 m), jakimi rozpoczyna się grań. Plan polsko-meksykańskiej wyprawy przewidywał wejście na grań ścianą już poza tymi turniami.

10 lipca w lodowym kotle pod monolitem zachodniej ściany K2 stanął obóz I (5950 m) i zaczęło się poręczowanie drogi. Na skalnej kazalnicze (6350 m) rozbito obóz pośredni, a 19 lipca już na właściwej grani – obóz II (6700 m). 20 lipca lawina z mokrego śniegu strąciła z poręczówek Cardenasa (pękła pętla przy jumarze). Meksykanin spadł 200 m do podnóża ściany. Na szczęście  skończyło się tylko na złamaniu kości promieniowej przedramienia.

Powyżej „dwójki” grań spiętrzała się gwałtownie, przechodząc w wypukłą skalną ścianę. Teren zaczął spychać alpinistów ukosem w lewo, w kierunku północnego filara, na którym działała właśnie wyprawa japońska. Już w sporej odległości od grani, na wysokości 7100 m ustawiono namioty obozu III i zaczęto rozwieszanie kolejnych lin poręczowych w stromym skalno-lodowym terenie.


Dojście do obozu III 7100 m (fot. Ryszard Urbanik)

30 lipca dotarła wiadomość o tragedii, jaka dotknęła wyprawę kobiecą: w obozie II na Żebrze Abruzzi zmarła Halina Krüger-Syrokomska. Większość uczestników wyprawy wzięła udział w transporcie zwłok i pogrzebie.

W górnej partii drogi poręczówki zostały podciągnięte do wysokości 7550 m. Punkt ten leżał już blisko północnego filara K2. 5 sierpnia Holnicki i Lwow założyli na ostrzu filara obóz IV (7600 m). Nieco wyżej poręczówki japońskie uciekały w lewo do wielkiej depresji śnieżnej. Polacy postanowili prowadzić drogę niezależną, po prawej stronie ostrza filara. 7 sierpnia Chrobak, Cichy, Pankiewicz i Wielicki wyruszyli z obozu IV i na wysokości 7950 m zostawili depozyt wyposażenia obozu szturmowego. Wyprawa była gotowa do podjęcia decydującego szturmu, jednak nadeszło załamanie pogody i wszystkie zespoły wróciły do bazy.

13 sierpnia, przy nadal nienajlepszej pogodzie, Karolczak i Wróż w towarzystwie Grochowskiego i Pankiewicza ponowili próbę szturmu. W ciągu następnych dwóch dni pogoda uległa poprawie i 15 sierpnia nasza czwórka dotarła do obozu III. Jak się później okazało, w ciągu tych dwóch dni pogody – 14 i 15 sierpnia – Japończycy dwukrotnie osiągnęli wierzchołek K2, rozwiązując jeden z najgłośniejszych problemów gór wysokich, północny filar K2. Atak z nisko położonego obozu III (ok. 7500 m) był jednak ryzykowny i skończył się tragicznie: po biwaku w drodze zejściowej jeden ze zdobywców  spadł i poniósł śmierć.

Podczas, gdy 16 sierpnia czterej Polacy docierali do obozu IV, wokół szalała już wichura. W obozie IV spędzili 2 noce, a widząc, że wiatr nie słabnie, wycofali się do bazy. Tymczasem wichury nie ustawały, a komunikaty meteorologiczne nie wróżyły nic dobrego. Przyjęto jednak taktykę permanentnego ruchu w górę, aby zwiększyć szansę „wstrzelenia się” w dzień bezwietrzny.

Po kilku bezowocnych próbach innych zespołów, 3 września Chrobak, Cichy, Wielicki i Wróż dotarli do zdewastowanego przez wiatry obozu IV i tu musieli przeczekać cały dzień. 5 września natężenie wiatru nieco zmalało. Czwórka podeszła do końca poręczówek, rozpięła jeszcze kilkadziesiąt metrów lin i w okolicy zwornika grani oraz filara założyła obóz V (8100 m). 4 września Chrobak, który czuł się nie najlepiej, a także Wielicki, któremu zaczęły dolegać odmrożenia nóg, zdecydowali się zejść. Cichy i Wróż rozpoczęli dalszą wspinaczkę. Stromy teren skalny miał budowę płytową, trudności sięgały II stopnia. Na wysokości ok. 8250 m Cichy spostrzegł odmrożenia na palcach ręki, również Wróż tracił już czucie. Dalsza wspinaczka groziła ciężkimi konsekwencjami, toteż jedynym wyjściem był odwrót.

Tak więc kolejna polska wyprawa na drugi szczyt świata zakończyła się niepowodzeniem. To był dla nas pechowy sezon w Karakorum. Te same wichury zmogły bowiem wyprawę kobiecą na Żebrze Abruzzów, a nawet doborową dwójkę Kukuczka – Kurtyka, która kilkakrotnie bez skutku atakowała południową ścianę K2.


Górne partie japońskiej drogi północnym filarem (linia zielona) oraz próby polskiej wyprawy
(fot. arch. Krzysztof Wielicki, topo Janusz Kurczab)

  • Nowe drogi na Gasherbrumach I i II

Latem 1983 roku Jerzy Kukuczka i Wojciech Kurtyka zaatakowali nowymi drogami oba ośmiotysięczne wierzchołki grupy Gasherbrum. Bazę (5100 m) założyli 7 czerwca na lodowcu Abruzzi. 13 czerwca osiągnęli Gasherbrum La (ok. 6600 m) u stóp długiej wschodniej grani Gasherbrum II. Początkowo planowali prowadzenie ataku wschodnią granią Gasherbrum II (8034 m). Po obserwacjach zrezygnowali jednak z atakowania wschodniej grani, gdyż skalne turnie i nawisy śnieżne uniemożliwiłyby zastosowanie stylu alpejskiego. Zainteresowali się natomiast stromym południowo-wschodnim żebrem, prowadzącym do niezdobytego wierzchołka Gasherbrum II East. W pierwszym wyjściu aklimatyzacyjnym osiągnęli garb (ok. 7200 m), będący kulminacją żebra. Po odpoczynku w bazie ponownie ruszyli do góry. 23 czerwca, w pogarszającej się pogodzie, kilkadziesiąt metrów od szczytu mroźny wiatr i zmęczenie zmusiły ich do biwaku. Rankiem dokonali I wejścia na wierzchołek Gasherbrum II East (7758 m) i zeszli do bazy.


Widok z wierzchołka Gasherbrum I (8080 m) na Gasherbrumy IV (7932 m), III (7946 m), II (8034 m)
i II East 7758 m (fot. Krzysztof Wielicki)

Dzięki spędzeniu nocy na dużej wysokości mieli już dobrą aklimatyzację. Mogli zaatakować szczyt w stylu alpejskim. Z bazy wyruszyli 29 czerwca i tego dnia dotarli do podstawy żebra. Następny biwak spędzili na wysokości 7400 m. 1 lipca przetrawersowali Gasherbrum II East, aby po południu wejść na Gasherbrum II (8034 m). Ze szczytu wracali drogą pierwszych zdobywców, z jednym biwakiem, dokonując tym samym trawersowania masywu.

Teraz zwrócili się ku pobliskiemu Gasherbrumowi I (8080 m). Celem była dziewicza południowo-zachodnia ściana. Potrzebna była jednak stabilna pogoda, tymczasem codziennie sypał śnieg. Gdy 19 lipca pokazało się słońce, efektem były gigantyczne lawiny z zaśnieżonych stoków. Mimo to, wyruszyli z bazy już następnego dnia. Bardzo sprawnie przebiegli niezwykle groźny kocioł w dolnej części ściany. Nad nim rozpoczęła się trudna wspinaczka skalnym filarem ograniczającym ścianę z lewej. Na wysokości 6700 m, pod dużym uskokiem skalnym, spędzili pierwszy biwak. Następnego dnia przetrawersowali niebezpiecznym terenem w kierunku środka śnieżno-lodowej ściany. Na naturalnej płaskiej platformie (7400 m) wygodnie spędzili drugą noc. Wczesnym rankiem 22 lipca zaczęli wspinaczkę, jednak wariant, który obrali, okazał się nie do przejścia. Gdy na dodatek Kurtyce spadł rak, byli bliscy podjęcia decyzji o wycofaniu się.

Po kolejnym biwaku dopisało im szczęście: zupełnie przypadkowo natrafili na zgubiony rak Wojtka! Odnalezienie zguby podniosło ich na duchu i już bez większych problemów (choć były jeszcze trudności techniczne) doszli do szczytu. Kukuczka i Kurtyka dokonali wielkiego wyczynu wchodząc na jednej wyprawie w stylu alpejskim na dwa ośmiotysięczniki, w dodatku nowymi, trudnymi drogami.


Południowo-zachodnia ściana Gasherbrum I (8080 m), pokonana przez Kukuczkę i Kurtykę
(fot. Afzal/summitpost.org)

  • Broad Peak – trawersowanie masywu i szybkie wejście Wielickiego

W 1984 roku Klub Wysokogórski w Katowicach zorganizował małą wyprawę w Karakorum, którą kierował Janusz Majer. Jako niezależny zespół, działali Jerzy Kukuczka i Wojciech Kurtyka. W składzie wyprawy Majera znaleźli się jeszcze Walenty Fiut, Ryszard Pawłowski i Krzysztof Wielicki. Celem był Broad Peak (8051 m), ale plany poszczególnych uczestników różniły się. Fiut, Majer i Pawłowski zamierzali wejść na szczyt drogą normalną i w tradycyjnym stylu, natomiast Wielicki podjął próbę pierwszego na świecie wejścia na ośmiotysięcznik w ciągu jednego dnia. Kukuczka i Kurtyka początkowo zamierzali przetrawersować trójwierzchołkowy masyw od strony południowej, jednak rekonesanse wykazały, że droga ta jest zbyt długa i trudna. Postanowili zmienić kierunek trawersu.

14 lipca drogą normalną na szczyt Broad Peaku o godzinie 15 weszli Fiut, Majer i Pawłowski. W godzinę po nich na wierzchołku zameldował się również Wielicki, który dokonał rekordowo szybkiego wejścia: wyjście z bazy o godz. 0.20, wierzchołek godz. 16, powrót do bazy o godz. 22.20. Razem 22 godz. akcji – pierwsze w historii himalaizmu wejście na ośmiotysięcznik i zejście w ciągu jednego dnia!


Wojtek Kurtyka w drodze na Broad Peak (fot. Jerzy Kukuczka)

W tym czasie Kurtyka i Kukuczka wspinali się już zachodnią granią północnego wierzchołka Broad Peaku (7490 m). Była to trudna wspinaczka. Wejście na wierzchołek środkowy, a potem na główny, było już łatwiejsze, w efekcie cały plan został zrealizowany bez większych problemów, jeśli nie liczyć przygody w zejściu. W okolicy obozu II (6400 m) Kurtyka złapał się starej liny poręczowej, która zerwała się i spowodowała jego upadek po lodowym zboczu. Na szczęście Wojtek zdołał zahamować tuż przed pionowym uskokiem.

  • Świetlista ściana

Atak na liczącą 2500 metrów dziewiczą zachodnią ścianę Gasherbrum IV (7932 m) znajdował się w planach zespołu Kukuczka-Kurtyka już w 1984 roku i miał mieć miejsce po przetrawersowaniu Broad Peaku. Ale w zespole „zaiskrzyło” i do próby nie doszło. Do projektu zdobycia „Świetlistej Ściany” Kurtyka powrócił  po roku, tym razem w towarzystwie młodego austriackiego alpinisty Roberta Schauera. Wcześniej ścianę atakowało kilka doborowych zespołów brytyjskich, japońskich i amerykańskich, m.in. Anglicy Martin Boysen i Mo Antoine, którzy w 1978 roku dotarli najwyżej, do wysokości około 7000 m.

Polsko-austriacki zespół zdobył ścianę w dniach 13 – 20 lipca 1985 roku. Przejście zostało dokonane w czystym stylu alpejskim, po wstępnej aklimatyzacji na grani północnej do wysokości 7100 m, gdzie Kurtyka i Schauer pozostawili składzik żywności i paliwa. Wspinaczce towarzyszyły dramatyczne okoliczności, które niestety w ostatniej fazie wejścia uniemożli­wiły dotarcie do głównego wierzchołka.

Jak pisał Wojtek Kurtyka:”Bezpośrednią przyczyną tak irytującego finału była okropna pogoda i bardzo ciężkie warunki w ścianie, a w konsekwencji – opóźnienie wspinaczki i niebezpiecznie długi okres głodu, pragnienia i bezsenności, który – uwięzieni w urwisku – musieliśmy przecierpieć. 20 lipca, po wyjściu ze ściany na grań szczytową, wyczerpani, zaniechaliśmy poziomego, z wyglądu łatwego trawersu w kierunku szczytu i natychmiast przystąpiliśmy do zjazdów granią północną. Aczkolwiek wyszliśmy ze ściany żywi, wspinaczka ta była doskonałym, wręcz wzorcowym przykładem wszelkich możliwych pułapek i niebezpieczeństw, właściwych stylowi alpejskiemu w górach najwyższych.”

Mimo mankamentu – nie wejścia na wierzchołek – przejście Kurtyki i Schauera jest wciąż, po upływie ćwierćwiecza, uważane za wzorzec idealnego stylu alpejskiego w himalaizmie.


Droga Kurtyki i Schauera na zachodniej ścianie Gasherbrum IV (7932 m).
Kółka oznaczają biwaki, strzałki – drogę zejściową (D – depozyt żywności)

  • K2 1986

Pokonanie południowej ściany

Latem 1986 roku pod K2 działały dwie wyprawy z udziałem Polaków, które postawiły sobie za cel poprowadzenie nowych dróg na drugi szczyt świata. Pierwszą z nich tworzył zespół Jerzy Kukuczka i Tadeusz Piotrowski, działający w ramach dużej międzynarodowej wyprawy, zorganizowanej przez dra Karla M. Herrligkoffera.

We wstępnej fazie akcji brali udział trzej Szwajcarzy i jeden młody alpinista niemiecki, później polska dwójka musiała działać sama. Pierwszy obóz założony został na wysokości 6000 m, a pod ogromnym serakiem, który zagradzał wielką depresję opadającą z Ramienia K2, stanął obóz II (6400 m). Serak ten w 1982 roku Kukuczka z Kurtyką obeszli z prawej strony. Teraz realnym stało się ominięcie go stromym żebrem po lewej. 21 czerwca zaporęczowano 500 m trudnego terenu. Kukuczka i Piotrowski ruszyli 22 czerwca w górę z zamiarem zaatakowania szczytu, jednak dwa dni później wobec oznak psującej się pogody zdeponowali ładunki na wysokości 7400 m i wrócili do bazy.


Tadeusz Piotrowski na wysokości 7400 m na południowej ścianie K2
(fot. Jerzy Kukuczka)

Gdy 3 lipca zaświeciło słońce, ruszyli w górę, dochodząc od razu do obozu II, a następnego dnia do depozytu na 7400 m. 5 lipca wspinali się dalej polami śnieżnymi, by osiągnąć wielki kuluar zwany „hokejem”. Po biwaku na wysokości 7800 m szli w górę kuluarem, mając przed sobą pionowy próg skalny. W najdogodniejszej partii miał on ok. 100 m wysokości. Kolejny raz zabiwakowali na wysokości około 8100 m. 7 lipca zaatakowali próg, zakładając, że jeszcze w tym dniu pokonają przeszkodę i dojdą na szczyt. Okazało się to niemożliwe. Dolny 30-metrowy odcinek był nadzwyczaj trudny. Na dodatek mieli za mało haków i zbyt krótką linę W efekcie ta część progu zajęła alpinistom cały dzień, a zamiast wierzchołka czekał ich dodatkowy biwak w tym samym miejscu. Tego wieczora skończył im się gaz. Wyposażeni tylko w lekkie płachty biwakowe i aparaty fotograficzne 8 lipca ruszyli w górę i dotarli do grani na wysokości 8300 m.

Końcowy stok był pokryty kopnym śniegiem, podchodzili więc bardzo wolno. Gęstniała mgła, na szczęście, na ostatnim odcinku nie trzeba było torować i znaleźli ślady poprzedników. Kukuczka stanął na wierzchołku o godzinie 18.25, wkrótce dotarł też Piotrowski. Rozpoczęli zejście, ale zmrok zastał ich na wysokości 8300 m. Wykopali jamę śnieżną i zabiwakowali w płachtach, trzęsąc się z zimna. Z pierwszym brzaskiem ruszyli w dół. Pogoda była coraz gorsza, widoczność na kilka metrów, sypał śnieg powodując małe lawinki. Nie mogąc wyszukiwać drogi, niejednokrotnie musieli schodzić terenem trudnym, miejscami zjeżdżając na linie. W ciągu całego dnia obniżyli się o zaledwie 400 metrów. Kiedy dotarli do łatwiejszego terenu, już znowu zapadał zmrok.

Biwak z 10 na 11 lipca był cięższy od poprzedniego. Od dwóch dni nie mieli kropli płynu w ustach, płachty z metalizowanej folii były już mocno dziurawe. Rano nieco się przejaśniło i zobaczyli dalszą drogę zejścia. Dotarli do lodowego progu, z którego trzeba było zjechać na linie. Wtedy okazało się, że Piotrowski nie zabrał z biwaku liny. Musieli schodzić bez asekuracji. Piotrowskiemu, który schodził jako drugi, w pewnym momencie spadł rak, po chwili to samo stało się z drugim rakiem. Poleciał, omal nie strącając Kukuczki, i po chwili zniknął w paru kilometrowym urwisku.

Magic Line

Nieco później od Kukuczki i Piotrowskiego zjawiła się na lodowcu Godwin Austen wyprawa kierowana przez Janusza Majera. Zorganizowały ją Kluby Wysokogórskie z Katowic i Poznania przy współudziale Polskiego Związku Alpinizmu. Udział w niej wzięli: Anna Czerwińska, Krystyna Palmowska, Dobrosława Miodowicz-Wolf („Mrówka”), Przemysław Piasecki i Wojciech Wróż oraz słowacki alpinista Peter Božik. Celem była sławna Magic Line – południowa grań K2, problem nagłośniony przez Messnera i atakowany przez Francuzów w 1979 roku. Jeszcze w sezonie 1986 przed Polakami Magic Line usiłowały pokonać trzy inne wyprawy: Amerykanie, Włosi oraz znany włoski solista, Renato Casarotto. 21 czerwca w lawinie u stóp kuluaru spadającego z przełęczy Negrotto zginęli John Smolich i Alan Pennington z wyprawy amerykańskiej, która przerwała po tym działalność. Również Włosi zrezygnowali z filara, przenosząc się na łatwiejsze Żebro Abruzzów. Renato Casarotto dwa razy dotarł powyżej 8000 m, trzecia próba załamała się na wysokości 7000 m. Wracając do bazy zginął w szczelinie lodowca De Filippi, już blisko bezpiecznego terenu.

Właściwie na południowej grani K2 nie było dziewiczych fragmentów, bowiem Francuzi dotarli do wysokości 8450 m, zaś odcinek od 8300 m do wierzchołka znany był z przejścia Japończyka Eiho Ohtani i Pakistańczyka Nazir Sabira w 1981 roku. Ci ostatni wyszli na grań z południowo-zachodniej ściany. Problemem natomiast było pierwsze przejście całej Magic Line jednym ciągiem przez ten sam zespół.
Wyprawa polska rozpoczęła działalność 22 czerwca i w ciągu niespełna miesiąca założyła trzy obozy i zaawansowała poręczowanie drogi. Na przełęczy Negrotto (6337 m) w dniu 24 czerwca stanął obóz I, a następnie już w spiętrzeniu filara: 6 lipca – obóz II (6900 m) i 17 lipca – obóz III (7400 m).


Na grani Magic Line (fot. Przemysław Piasecki)

Po okresie złej pogody, w nocy z 29 na 30 lipca z bazy do ataku szczytowego wyruszył zespół w składzie Božik, Piasecki i Wróż. Po założeniu dalszych poręczówek, noc z 1 na 2 sierpnia spędzili w płachcie biwakowej na wysokości 8000 m. Na wysokości 8400 m wypadł następny biwak, który był znacznie cięższy. Ranek 3 sierpnia przyniósł słoneczną pogodę. O godz. 14 stanęli na zwieńczeniu filara, a około 18 na wierzchołku K2.

Schodzili drogą pierwszych zdobywców, na której działało równolegle kilka wypraw, m.in. austriacka i koreańska. Droga była częściowo ubezpieczona linami poręczowymi i stały na niej obozy poszczególnych ekspedycji. Około godz. 23.30 na wysokości 8100 m nastąpił tragiczny wypadek. Podczas zjazdu po linach poręczowych w żlebie zwanym „Butelką” spadł w przepaść Wojciech Wróż. Jego ciała nie odnaleziono. Podejrzewa się, że spadł tą samą ścianą, gdzie wcześniej śmierć poniósł Tadeusz Piotrowski.


Polskie drogi na K2: Magic Line i południowa ściana (fot. Aleksander Lwow, topo Janusz Kurczab)

  • Haramosh 1988

Ogromna 4000-metrowa południowo-zachodnia flanka Haramosh (7397 m) była dziewicza do lata 1988 roku, kiedy zaatakowali ją Polacy. Wyprawę zorganizowały trzy śląskie Kluby Wysokogórskie z Gliwic, Jatrzębia i Katowic. W jej skład weszło 10 osób: Janusz Baranek (kierownik), Mieczysław Jarosz, Mirosław Konewka, Kazimierz Malczyk, Andrzej Mostek, Jan Nogaś, Marek Pronobis, Jadwiga Skawińska (opieka medyczna), Jacek Wiltosiński i Kazimierz Wszołek.

Baza stanęła 26 czerwca w dolinie Ishkapal, na polanie Bariyabe (3200 m). Do wysokości 6600 m droga wiodła skalno-lodowym urwiskiem bocznego wierzchołka o lokalnej nazwie Sari Sumari (ok. 6700 m), następnie zaś wchodziła do lodowego sanktuarium, doprowadzając pod ścianę głównego szczytu. Kolejne obozy założono na wysokościach 4600, 5400, 6100 i 6500 m. Akcja wymagająca poręczowania na długości prawie 2 km, była kilkakrotnie przerywana przez załamania pogody.

28 lipca w nocy Jarosz, Malczyk i Pronobis zaatakowali z IV obozu ponad 200-metrową niezwykle niebezpieczną barierę seraków. Wspinając się w częściowo przewieszonym lodzie doszli do stóp ściany wyprowadzającej na główny wierzchołek. Ściana ta ma średnie nachylenie ok. 50° i przecięta jest kilkoma pasami pionowych seraków. Dopiero po godzinie 18, w 16 godzin od opuszczenia namiotu, główny wierzchołek Haramosha (7397 m) został osiągnięty. 30 lipca Konewka i Wiltosiński zdobyli dziewiczy szczyt Sari Sumari (ok. 6700 m), a tego samego dnia Baranek, Mostek i Wszołek powtórzyli wejście na główny wierzchołek Haramosha.

Poprowadzona przez Polaków droga wykorzystuje praktycznie jedyną w miarę bezpieczną linię na ścianie. Trudności odcinków skalnych między obozami I i III oceniono na IV-V, pola lodowe wykazywały średnie nachylenie 50°, z długimi fragmentami sięgającymi 70°, zaś w barierach seraków zdarzały się kilkumetrowe pasaże w przewieszeniu. Uczestnicy wyprawy zaobserwowali, że na południowej flance masywu Haramosh można znaleźć jeszcze kilka pierwszorzędnych problemów alpinistycznych.

  • Karakorum zimą po raz pierwszy

Andrzej Zawada od lat dążył do zorganizowanie zimowej wyprawy na drugi szczyt świata K2 (8611 m). Doszło do niej zimą 1987/88. Partnerów, którzy wzięliby na siebie ciężar ogromnych wydatków w walucie wymienialnej, Zawada znalazł w Kanadzie i Wielkiej Brytanii. Byli to znani z wyprawy na Cho Oyu Jacques Olek i Yves Téssier oraz pięciu ich kolegów z Quebeku, a także czterech alpinistów brytyjskich. Zasadniczą cześć ekipy tworzył 10-osobowy silny zespół alpinistów polskich: Maciej Berbeka, Eugeniusz Chrobak, Leszek Cichy, Mirosław Dąsal, Mirosław Gardzielewski, Zygmunt A. Heinrich, Bogdan Jankowski, Paweł Kubalski, Aleksander Lwow, Maciej Pawlikowski, Michał Tokarzewski (lekarz) i Krzysztof Wielicki.


Uczestnicy zimowej wyprawy na K2 w bazie (fot. Andrzej Zawada)

Organizacja wyprawy była bardzo skomplikowana pod względem logistycznym. Dla uniknięcia znaczne większych kosztów karawany lodowcem Baltoro w porze zimowej, postanowiono większość bagażu przerzucić jesienią i pozostawić go w bazie przez 3 miesiące pod opieką specjalnej ekipy pomocniczej. Organizacją wyprawy na terenie Pakistanu zajmowała się agencja, której szefował znany przyjaciel polskich alpinistów i zdobywca K2, Nazir Sabir. Z kolei oficerem łącznikowym był pierwszy Pakistańczyk na szczycie K2 – Ashraf Aman. Niestety, wskutek wielkich opadów śniegu już w październiku, nie obyło się bez transportu helikopterowego. W załatwieniu wojskowych helikopterów pomógł prezydent Pakistanu gen. Zia ul Haq.

W pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia wyprawa dotarła do bazy na lodowcu Godwin Austen (5000 m). 27 grudnia 1987 roku, wraz z założeniem bazy wysuniętej, zaczęło się obleganie Żebra Abruzzi. Akcje przerywane były ustawicznymi nawrotami niepogody. Wichury czasem zupełnie paraliżowały wszelką działalność. Kolejno stanęły obozy: pierwszy – w dniu 5 stycznia (6100 m) oraz drugi – dopiero 29 stycznia (6700 m). Jeszcze raz Cichy i Wielicki pokazali swoją klasę, kiedy 2 marca, po pokonaniu Czarnej Piramidy, założyli tymczasowy obóz III (7300 m). To był najwyższy punkt, który udało się osiągnąć.

Widząc niewielkie szanse na końcowy sukces na K2, Andrzej Zawada zgodził się na zaatakowanie sąsiedniego ośmiotysięcznika Broad Peak (8051 m), co zaproponowali Lwow i Berbeka. Wcześniej trzeba było uzyskać dodatkowe zezwolenie, co udało się załatwić szybko z pomocą polskiej ambasady.

Berbeka i Lwow zaatakowali Broad Peak stylem alpejskim. Wyruszyli 3 marca, kolejno biwakując na wysokościach 6000, 6500 i 7300 m. 6 marca, już bez obciążenia, wyruszyli w kierunku szczytu. Pogoda była piękna. Około godz. 15,30, jeszcze przed przełęczą miedzy wierzchołkami, siły opuściły Lwowa. Berbeka samotnie kontynuował atak. Minął przełęcz i w silnym wietrze, przy złej widoczności, wspinał się skalną granią. W pewnym momencie wydawało mu się, że jest na szczycie i przekazał ten fakt do bazy. Maciek był przekonany, że stoi na głównym wierzchołku Broad Peaku a baza nie zgłosiła żadnych wątpliwości. Tymczasem okazało się później, że zdobył nieco niższy wierzchołek, tzw. Rocky Summit (8035 m). Z dużymi problemami udało mu się wrócić do namiotu, gdzie oczekiwał Lwow.

Z perspektywy ponad 20 lat, jakie upłynęły od wyprawy Andrzeja Zawady na K2, gdy jeszcze żaden pakistański ośmiotysięcznik nie został zdobyty zimą, zaczynamy doceniać osiągnięcie Macieja Berbeki – jedynego człowieka, któremu udało się w Karakorum przekroczyć zimą granicę 8000 metrów.

  • Wschodnia ściana Trango Tower

Obelisk Trango Nameless Tower (Bezimienna Turnia Trango 6238 m) wznosi się na północ od lodowca Baltoro, w rejonie zwanym „Katedrami Baltoro”. Nie jest najwyższa w tej grupie górskiej, ale piękna i niedostępna – na wszystkie strony obrywa się pionowymi ścianami o wysokości 700 – 1000 m.

Wojciech Kurtyka i szwajcarski przewodnik Erhard Loretan w dniach 24 czerwca do 13 lipca 1988 roku wytyczyli nową drogę na dziewiczej, 1000-metrowej wschodniej ścianie tej turni. Było to pierwsze wejście dwuosobowego zespołu na jedną z najpiękniejszych skalnych iglic świata. 29-wyciągowa droga biegnie środkiem ściany wzdłuż charakterystycznego ciągu zacięć nakrytych okapami, a od czasu do czasu również przez olbrzymie śnieżne grzyby, niepewnie przylepione do skały.

W górnej części droga wspina się gładkimi, złocistymi płytami. Kurtyka i Loretan znaleźli na nich doskonałe rysy, które przebyli przerzucając się od jednej do drugiej trzema wahadłami. Większość wyciągów wymagała stosowania techniki sztucznych ułatwień, z pomocą wyłącznie kostek i friendów. Trudności hakowe sięgały miejscami stopnia A3. Jak twierdzi Wojciech Kurtyka, rzeźba skały jest bardzo obiecująca i daje w przyszłości szansę na przejście całkowicie klasyczne. Wspinacze spędzili w sumie 14 dni w ścianie.

Bazę założyli 20 czerwca na lodowcu Dunge na wysokości 4000 m. 24 czerwca, po nocnym podejściu z olbrzymimi plecakami, ważącymi po 35 kilogramów, doszli do podnóża turni (5200 m). Przez następne dwa dni zamocowali 300 m liny na początkowym żebrze skalnym. Dopiero 2 lipca, z ładunkami ważącymi 25 kg podeszli po linach do śnieżnej półki, gdzie spędzili pierwszy biwak.


Erhard Loretan podczas biwaku na wschodniej ścianie Trango Tower (fot. Wojciech Kurtyka)

Przez następne 3 dni wspinali się wielkimi zacięciami. 5 lipca w padającym mokrym śniegu dotarli do podstawy piramidy. W ciągu nocy pogoda uległa pogorszeniu, co zmusiło ich do wycofania się. Ale zanim to zrobili, zamocowali kolejne 300 m lin ponad śnieżną półką. Trzecia i ostatnia próba zaczęła się 9 lipca. Tego dnia pokonali 1200 m początkowego żlebu, podeszli 600 m po linach i jeszcze na koniec dnia wspięli się jeden wyciąg w górę. Na szczycie piramidy odkryli mały gzyms skalny, który nadawał się na miejsce drugiego biwaku. Przez kilka dni jeszcze wspinali się rysami, zacięciami, kominami i płytami, by osiągnąć grań szczytową. Po dwóch wyciągach lodu i niespodziewanym 25-metrowym uskoku skalnym osiągnęli wierzchołek w dniu 13 lipca o godz. 15.


Wschodnia ściana Trango Tower (6238 m) z nową drogą Kurtyka-Loretan
(fot. arch. Janusz Kurczab, topo J. Kurczab)

***

Janusz Kurczab




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum