13 lipca 2010 14:18

Historia polskiego wspinania – Karakorum. Cz.I (lata 1969-1980)

Janusz Kurczab przygotował dla nas kolejną porcję historii polskiego wspinania w górach najwyższych. Tym razem Karakorum i przeszło dekada (1969-1980) światowych, eksploratorskich osiągnięć polskich himalaistów. A wszystko zaczęło się od zdobycia Kunyang Chhish (7852 m).

***

W „Taterniku” Nr 3-4/1966, w artykule „Himalaje – z nami czy bez nas” Jerzy Warteresiewicz nakreślił nowy program ekspansji polskiego alpinizmu. Namawiał na Karakorum, gdzie wciąż czekały dziewicze, wysokie i ambitne cele: Gasherbrum III (7952 m), Kunyang Chhish (7852 m) i Batura I (7795 m).

Warteresiewiczowi nie dane było brać udziału w planowanych wyprawach. Ciężki wypadek w 1968 roku podczas wspinaczki w skałkach wyeliminował go na stałe z uprawiania alpinizmu i przykuł do wózka inwalidzkiego. Wyzwanie podjął Andrzej Zawada i zaczął organizować wielką narodową wyprawę. Poprzedził ją rekonesans w 1969 roku. Sam Zawada nie mógł wziąć w nim udziału – władze posądzały go współudział w przerzucaniu do Polski wydawanego w Paryżu antykomunistycznego pisma „Kultura” i odmówiły mu paszportu. Toczył się wówczas tzw. „Proces taterników”, w którym głównym oskarżonym o przemyt „Kultury” był alpinista Maciej Kozłowski.

***

  • Wyprawa na Malubiting – polski debiut w Karakorum

Niestety, rekonesans nie otrzymał pozwolenia na działalność w rejonach szczytów, które interesowały Polaków. Samochód typu „Nysa 501”, tona bagażu i niewiele waluty wymienialnej – to wszystko, czym wyprawa dysponowała. Grupa w składzie: Zygmunt Andrzej Heinrich, Andrzej Kuś i Ryszard Szafirski (kierownik), uzupełniona filmowcem Romanem Petryckim, operowała w rejonie lodowca Chomo Lungma, dokonując 8 października 1969 roku pierwszego wejścia na Malubiting Północny (6843 m). Atak na główny szczyt masywu Malubiting (7453 m) nie powiódł się z powodu złej pogody – osiągnięto ok. 7100 m.


Malubiting (na ostatnim planie) widziany z południowo-zachodniej ściany Kunyang Chhish East.
Z lewej zdobyty przez Polaków Malubiting Północny 6843 m (fot. Grzegorz Skorek)

  • Zdobycie Kunyang Chish (7852 m)

Wyprawą w 1971 roku pokierował już Andrzej Zawada, a w skład jej weszli: Eugeniusz Chrobak, Krzysztof Cielecki, Jan Franczuk, Andrzej Galiński (operator filmowy), Zygmunt Andrzej Heinrich, Bogdan Jankowski, Andrzej Kuś, Jerzy Michalski, Jacek Poręba, Jan Stryczyński (lekarz), Ryszard Szafirski i Stanisław Zierhoffer (zastępca kierownika i lekarz). Celem był Kunyang Chish (7852 m), wznoszący się w rejonie Hispar Mustagh, trzeci pod względem wysokości z dziewiczych jeszcze wówczas szczytów. Przed Polakami Kunyang Chhish atakowały dwie wyprawy: brytyjsko-pakistańska w 1962 roku i japońska w trzy lata później. Obie zakończyły się tragicznie.

Baza stanęła 29 czerwca na bocznej morenie lodowca Pumari (4410 m). Polacy wybrali najkrótszy wariant wydostania się na południową grań szczytu – poprzez lodową, południowo-wschodnią ścianę Ice Cake (Lodowe Ciastko). Tę długą grań zarówno Brytyjczycy, jak i Japończycy atakowali od dołu. Pierwsza część drogi była uciążliwa i niebezpieczna. W ścianie Ice Cake założono obóz I (5900 m, 1,5 km ponad bazą!), a na jego wierzchołku – obóz II (6500 m). Obóz II Polaków stanął na miejscu japońskiego obozu VI!


Poręczowanie grani Ice Cake (fot. Bogdan Jankowski)

27 lipca Chrobak, Franczuk i Stryczyński przetrawersowali tzw. Rock Peak i rozstawili namiot obozu III (6450 m) na przełączce za najtrudniejszą partią grani. Następnego dnia tuż obok obozu zdarzył się tragiczny wypadek. Zarwał się most śnieżny. Franczuk został zasypany w szczelinie zwałami śniegu i lodu Koledzy odkopali go po pół godzinie, niestety lekarz Stryczyński stwierdził zgon.

Po naradzie postanowiono górę zdobywać dalej. 6 sierpnia w obozie III odbył się symboliczny pogrzeb Jana Franczuka. W ciągu kilku następnych dni Stryczyński z Zawadą i Heinrich z Szafirskim kolejno torowali i poręczowali szlak w kierunku przełęczy między wierzchołkami w grani, nazwanymi Triangle Peak i Tent Peak. 8 sierpnia cała czwórka dotarła w okolice przełęczy (7200 m) i tam na małej śnieżnej platformie rozstawiła dwa szturmowe namioty obozu IV. Załamanie pogody uniemożliwiło atakowanie szczytu.

22 sierpnia rozpoczął się kolejny szturm. Do końcowego ataku ruszyła ta sama czwórka. 25 sierpnia przeszli przez przełęcz na drugą stronę grani. W kierunku wierzchołka ciągnęły się strome śnieżne zbocza Tent Peak, zakończone skalnym żebrem. Droga była znacznie dłuższa i bardziej skomplikowana niż przypuszczali. Wkrótce drogę zagrodziło kolejne żebro zbudowane z gładkich granitowych płyt, które pokonali dwoma wahadłami linowymi. O zmroku dotarli do wysokości 7800 m, gdzie spędzili biwak. O godzinie 7.45 cała czwórka uściskała się na niedalekim już wierzchołku Kunyang Chhish (7852 m). Zdobyciem trudnego olbrzyma nad lodowcem Hispar polski alpinizm rozpoczął wielką międzynarodową karierę w Karakorum i w Himalajach.


Andrzej Zawada na wierzchołku Kunyang Chisha (fot. Ryszard Szafirski)

  • Shispare – góra ze snów

Do roku 1974 jeszcze wszystkie siedmiotysięczniki w Batura Mustagh, najbardziej na wschód położonym rejonie Karakorum, były dziewicze. Piękna piramida Shispare Sar (7611 m) wznosi się pomiędzy lodowcami Pasu i Shispare. Uzyskanie przez Polskę zezwolenia na atakowanie tego szczytu w 1974 roku było dużym osiągnięciem dyplomatycznym i organizacyjnym. Dodać należy, że zezwolenie to było pierwszym wydanym przez władze pakistańskie od czasu wojny o Pakistan Wschodni w 1971 roku, w wyniku której powstało państwo Bangladesz.


Ghenta i Shispare z doliny Hunzy (fot. summitpost.org)

Skład wyprawy polsko-niemieckiej był następujący: ze strony polskiej Leszek Cichy, Mirosław Dąbrowski, Marek Grochowski, Jan Holnicki-Szulc, Piotr Kintopf (lekarz), Janusz Kurczab (kierownik), Ryszard Marcjoniak (kierowca ciężarówki), Andrzej Młynarczyk, Maciej Piątkowski i Jacek Poręba; ze strony niemieckiej Martin Albanus, Hubert Bleicher, Heinz Borchers i Herbert Oberhofer.

26 czerwca założono bazę na bocznej morenie lodowca Pasu (4000 m). Największe nadzieje stwarzała grań wschodnia, opadająca ku szerokiej przełęczy. Jednak wydostanie się na przełęcz wprost od dołu nie było możliwe. Zdecydowano się na szturm potężnego żebra, to jednak wyprowadzało na grań w wielkiej odległości od szczytu.

Po pokonaniu skalnego bocznego żebra, 2 lipca na prowadzenie wyszli Borchers i Oberhofer z zamiarem założenia obozu II. Zespół napotkał bardzo złe warunki śnieżne i zmuszony był zawrócić z wysokości 5400 m. W pewnym momencie pod Borchersem zarwał się niewielki nawis śnieżny i alpinista spadł lodowo-śnieżnym stokiem ponad 400 m w dół. Miał dużo szczęścia, poza ogólnymi potłuczeniami doznał tylko pęknięcia kości śródręcza. Następnego dnia z bazy wyruszyła 5-osobowa grupa ratownicza i wraz z biwakującymi przy rannym Oberhoferze i Porębie, sprowadziła go do bazy.

Przez kilka dni utrzymywała się zła pogoda. Wreszcie 8 lipca udało się założyć obóz II (5750 m) i na pewien czas akcja uległa przyspieszeniu. 10 lipca, już na grani prowadzącej do wschodniej przełęczy Shisparé, został założony obóz III (6250 m).


Obóz III (6250 m) wyprawy na Shispare (fot. Janusz Kurczab)

20 lipca na grań ponad obozem III wyszły cztery związane liną dwójki: Cichy z Młynarczykiem, Holnicki z Porębą, Bleicher z Oberhoferem i Grochowski z Kurczabem. Długa grań się skończyła niewielkim obniżeniem, za którym wznosił się ku wschodniej przełęczy Shisparé stromy stok śnieżny. 300 m wyżej rozbito namioty obozu IV (6750 m).

21 lipca cała ósemka wyszła na przełęcz (6900 m) i 100 m wyżej zatrzymała się na odpoczynek. Na południowo-wschodnim krańcu rozległej przełęczy widać było lodowy szczyt w kształcie dzwonu, oznaczony na mapach kotą 7090 metrów. Kurczab odłączył się od grupy, wrócił na przełęcz a następnie po 3-godzinnej nietrudnej wspinaczce zdobył ów szczyt, nazwany później Ghenta Sar. Była godzina 16.30. W dwie godziny później również wierzchołek Shisparé (7611 m) został zdobyty i wszyscy szczęśliwie powrócili do obozu IV.

W tym czasie Heinz Borchers podleczył kontuzjowaną rękę w Gilgicie, wrócił do bazy i wziął udział w drugim ataku. Towarzyszyli mu Albanus, Dąbrowski, Kintopf i Piątkowski. Przez cały dzień 29 lipca sypał gęsty śnieg i zespół nie opuścił obozu II. Następnego dnia zagrożenie lawinowe było duże, mimo to wszyscy z wyjątkiem Piątkowskiego ruszyli w górę. Około godziny 9 zeszła duża lawina śnieżna, która strąciła prowadzących Albanusa i Borchersa. Pierwszy zatrzymał się na dolnej wardze szczeliny, natomiast Borchers został w niej zasypany grubą warstwą śniegu i lodu.

Tragiczny wypadek przysłonił radość z sukcesu, jednak zdobycie Shispare Sar i Ghenta Sar – pierwszych siedmiotysięczników w Batura Mustagh – zaliczyć należy do osiągnięć pierwszej rangi w historii polskiego himalaizmu eksploracyjnego.


Jan Holnicki-Szulc i Herbert Oberhofer na wierzchołku Shispare (fot. Marek Grochowski)

  • Zwycięstwo i tragedia na Broad Peak Middle

W 1975 roku wyprawę na jeden z dziewiczych ośmiotysięcznych bocznych wierzchołków – Broad Peak Middle (in. Broad Peak Central, 8011 m) – zorganizował Klub Wysokogórski we Wrocławiu. Kierownikiem wyprawy był Janusz Fereński, a w składzie znaleźli się: Stanisław Anioł, Tadeusz Barbacki (kierowca ciężarówki), Roman Bebak, Kazimierz Głazek (zastępca kierownika), Wojciech Jonak (lekarz), Zbigniew Jurkowski, Jan Juszkiewicz, Marek Kęsicki, Janusz Kuliś, Bohdan Nowaczyk, Marian Sajnog (kierowca), Andrzej Sikorski, Andrzej Skoczylas (operator filmowy) i Jerzy Woźnica.


Uczestnicy wyprawy na Broad Peak Middle w bazie. Od lewej, siedzą w pierwszym rzędzie: oficer łącznikowy Abdul Ghani, Janusz Fereński, Zbigniew Jurkowski i Jerzy Woźnica; w drugim rzędzie: Bogdan Nowaczyk, Kazimierz Glazek, Tadeusz Barbacki, Roman Bebak, Stanisław Anioł i Wojciech Jonak; stoją: Andrzej Sikorski, Marek Kęsicki, Jan Juszkiewicz, Marian Sajnóg i Janusz Kuliś (fot. Janusz Fereński)

Polacy wspinali się mniej więcej szlakiem wyprawy austriackiej, która zdobyła główny wierzchołek Broad Peak w 1957 roku.  Podobnie, założono trzy obozy, ale drugi (6550 m) i trzeci (7200 m) stały około 150 m wyżej niż odpowiednie obozy austriackie.

26 lipca dwa zespoły szturmowe w składzie: Bebak, Kęsicki i Kuliś oraz Głazek, Nowaczyk i Sikorski, przeszły jednym ciągiem z bazy do obozu II (1700 m różnicy poziomów!), a w dzień później dotarły do obozu III. 28 lipca o godz. 3 nad ranem cała szóstka wyruszyła z obozu w kierunku Broad Col (7850 m) – przełęczy między wierzchołkami Broad Peaku. Warunki śnieżne były ciężkie – około godziny 13.30 szóstka znajdowała się dopiero 300 m poniżej przełęczy. Alpiniści zdecydowali się odciążyć – zostawili trzy plecaki, i jedną z dwóch 80-metrowych lin. Konsekwencje tego były tragiczne…

100 m poniżej przełęczy Bebak postanowił zawrócić. Pozostali wspinali się stromym progiem przełęczy i około godz. 15.30 cała piątka znalazła się na Broad Col. Mimo późnej pory zdecydowali się na atak stromej grani Broad Peak Middle.

Pierwszy wyciąg poprowadził Kęsicki, potem zmienił go Głazek, i już do końca wspinał się jako pierwszy, a pozostali korzystali z liny jako poręczówki. Na całej grani napotkali dwa miejsca o trudnościach IV. Pogoda zaczęła się teraz gwałtownie pogarszać, widoczność była minimalna. Głazek z Kulisiem dotarli do najwyższego punktu grani około godz. 19.30. Pozostała trójka czekała nieco niżej, w miejscu osłoniętym od wiatru.

Podczas zjazdu w śnieżnej zawierusze doszło do wypadku. Nowaczyk zjeżdżający jako ostatni, tuż nad przełęczą spadł wraz z liną w 3-kilometrowe urwisko po chińskiej stronie masywu. Dopiero teraz nieludzko zmęczeni czterej alpiniści zorientowali się, że nie mają drugiej liny. Przy fatalnej pogodzie, w nocy nie mogli się zdecydować na zejście bez asekuracji. Biwak był nieuchronny. Jedyną osłoną przed wiatrem i zimnem były wiotkie płachty z metalizowanej folii, a każda godzina pobytu na wysokości 7850 m odbierała resztki sił i pogarszała ich sytuację.

Po ciężkiej nocy, 29 lipca rano zdecydowali się schodzić z pomocą sznura z powiązanych pętli osobistych i rozplecionych pasów asekuracyjnych. Było tego zaledwie 25 metrów… Koszmar nie miał końca – w zejściu odpadli i zginęli Kęsicki i Sikorski. Tylko Kulisiowi i Głazkowi udało się zejść, ten pierwszy też miał groźny upadek. Nie udało się im tego dnia dotrzeć do namiotu obozu III, spędzili drugą ciężką noc, poodmrażani, spragnieni i głodni.


Miejsce tragedii – Przełęcz Broad Col 7850 m (arch. Janusz Kurczab)

Tragiczny finał wyprawy – śmierć trójki spośród pięciu zdobywców – przysłonił efekt sportowy. Za piękne zwycięstwo – zdobycie dla Polski pierwszego ośmiotysięcznego wierzchołka – przyszło drogo zapłacić.

  • Wyprawa na Gasherbrumy 1975

Była to tzw. „kobieca” wyprawa, kierowana wprawdzie przez Wandę Rutkiewicz, ale wzmocniona przez liczny zespół męski. Oprócz kierowniczki w skład grupy kobiecej weszły: Alicja Bednarz, Alison Chadwick-Onyszkiewicz (obywatelka brytyjska zamieszkała w Polsce, żona Janusza Onyszkiewicza), Anna Czerwińska, Halina Krüger-Syrokomska, Maria Mitkiewicz (lekarz), Anna Okopińska i Krystyna Palmowska. Grupę męską stanowili: Leszek Cichy, Andrzej Łapiński, Marek Janas, Janusz Onyszkiewicz (zastępca kierownika), Władysław Leszek Woźniak, Marcin Zachariasiewicz i Krzysztof Zdzitowiecki.


Gasherbrumy 1975. Uczestnicy w komplecie na tle celów wyprawy (fot. Anna Okopińska)

Baza stanęła 21 czerwca na lodowcu Abruzzi (5200 m). Zanim dotarły ostatnie ładunki, grupa czołowa założyła obóz I (5950 m) na lodowcu Gasherbrumem Południowym. Następnie rozpoczęto poręczowanie grzędy, którą prowadziła droga Fritza Moraveca na Gasherbrum II (8034 m). 4 lipca na wysokości 6500 m stanął obóz II, a po kilku nieudanych próbach, 10 lipca Bednarz, Cichy, Janas i Zdzitowiecki założyli obóz III (7350 m) niedaleko przełęczy między Gasherbrumem II i dziewiczym Gasherbrumem III (7952 m) – najwyższym z siedmiotysięczników.

Na ten ostatni szczyt wyprawa miała oficjalne pozwolenie i Wanda Rutkiewicz zamierzała go zdobyć w zespole czysto kobiecym. W trakcie wyprawy udało się uzyskać zgodę oficera łącznikowego na atakowanie również ośmiotysięcznego Gasherbruma II, rozwiązując w ten sposób sprawę celu dla zespołu męskiego. Z obozu III można było atakować obydwa szczyty.

Akcje podejmowane w ostatniej dekadzie lipca były skazane na niepowodzenie z powodu niepogody. Dopiero l sierpnia, piątce w składzie: Krüger-Syrokomska, Rutkiewicz, Cichy, Onyszkiewicz i Zdzitowiecki, udało się stanąć na rozległym plateau przełęczy (ok. 7550 m) pomiędzy Gasherbrumami II i III. Zespół kobiecy skierował się w stronę Gasherbruma III, natomiast mężczyźni zaatakowali Gasherbrum II. Krüger-Syrokomska i Rutkiewicz podeszły pod uskok wschodniej grani Gasherbruma III i rozpoczęły wspinaczkę, jednak grań okazała się zbyt trudna, co skutkowało szybkim wycofem.

Cichy, Onyszkiewicz i Zdzitowiecki przetrawersowali plateau w kierunku północnym, pod niezdobytą północno-zachodnią ścianę Gasherbruma II. W ciągu niespełna 4 godzin pokonali 500-metrową lodową ścianę przeciętą dwoma pasami skał. Na wierzchołku byli o godz. 16.15, po czym zeszli drogą pierwszych zdobywców.

Niepowodzenie dziewczyn i sukces chłopców zaowocował zmianą planów. Po ostrej wymianie zdań kierowniczka zgodziła się, że na Gasherbrum III powinien wchodzić zespół mieszany (początkowo uważała, że mężczyźni mają pomagać w torowaniu i poręczowaniu, ale nie wchodzić na szczyt), a dla kobiet zostawiała samodzielne wejście na Gasherbrum II. Wcześniej jednak na GII wyruszyła trójka: Janas, Łapiński i Woźniak i 9 sierpnia weszli na wierzchołek. Drugi sukces wyprawy „kobiecej” miał miejsce w 8 dni po pierwszym i znów był udziałem mężczyzn… Panie się cieszyły, ale też i niecierpliwiły.

11 sierpnia Rutkiewicz, małżeństwo Onyszkiewiczów i Zdzitowiecki dotarli do przełęczy. Tego samego dnia zaatakowali kuluar w środku wschodniej ściany GIII. Początkowo nie brano go pod uwagę, gdyż pierwsze wrażenie nie było zachęcające. O godz. 17.30 cała czwórka stanęła na wierzchołku, po akcji trwającej 10 godzin.


Alison Chadwick-Onyszkiewicz,Wanda Rutkiewicz i Krzysztof Zdzitowiecki
na wierzchołku Gasherbrumu III 7952 m (fot. Janusz Onyszkiewicz)

Następnego dnia, 12 sierpnia, Halina Krüger-Syrokomska i Anna Okopińska weszły na Gasherbrum II (8034 m). Zostały w ten sposób pierwszymi kobietami, które stanęły w samodzielnym kobiecym zespole na szczycie ośmiotysięcznika.

Rekordy zazwyczaj nie utrzymują sie zbyt długo, chyba, że są absolutnie nie do poprawienia. Takim właśnie trwałym rekordem i ogromnym wkładem w eksploracyjne osiągnięcia polskiego alpinizmu pozostanie pierwsze wejście na najwyższy z siedmiotysięczników, piętnasty szczyt świata Gasherbrum III (7952 m).

  • Nową drogą na drugi szczyt świata

Idea zorganizowania wyprawy na K2 (8611 m) nurtowała polskie środowisko alpinistyczne od dawna. Międzynarodową konkurencję o uzyskanie pozwolenia na rok 1976 udało się wygrać Polakom. Kierownikiem narodowej wyprawy został Janusz Kurczab, a w składzie znaleźli się: Eugeniusz Chrobak (film), Leszek Cichy, Andrzej Czok (radio), Ryszard Dmoch, Janusz Fereński, Marek Grochowski, Zygmunt Andrzej Heinrich, Jan Holnicki-Szulc, Piotr Jasiński, Piotr Kintopf (lekarz), Marek Kowalczyk, Jan Koisar (lekarz), Wojciech Kurtyka, Andrzej Łapiński (alpinista i kierowca ciężarówki), Tadeusz Łaukajtys, Ryszard Marcjoniak (kierowca ciężarówki), Janusz Onyszkiewicz i Wojciech Wróż.

Polacy założyli, że celem wyprawy będzie poprowadzenie nowej drogi na K2, choć szczyt ten miał tylko jedno udane wejście przed 22 laty. Już na miejscu wybrana została grań północno-wschodnia, najdłuższa i niezwykle urwista, ale też najmniej stroma. Grań tę atakowała w roku 1902 międzynarodowa wyprawa pod wodzą Oscara Eckensteina, osiągając wysokość około 6300 metrów.

Baza wyprawy stanęła 24 czerwca na lodowcu Godwin Austen (5000 m). Obóz I stanął na wysokości 6100 m, a obóz II (6750 m) tuż pod wierzchołkiem zwornika w grani (6821 m).

Głównym problemem technicznym był ostry lodowo-skalny grzebień, rozciągający się na długości kilometra, na wysokości 6800-6950 metrów. Pięciokrotnie zmieniały się zespoły prowadzące, trawersując i dokładnie poręczując stromy stok poniżej grani po stronie chińskiej. Oberwanie nawisu było przyczyną 15-metrowego upadku Kurtyki. Doznał on dosyć poważnego skręcenia nogi w kostce i dopiero po kilku dniach mógł wrócić do akcji. Nazajutrz po tym wypadku Cichy, Holnicki, Grochowski i Kintopf dokończyli najtrudniejszą część grani i ustawili na wysokości 6950 m dwa namioty obozu IV.


Najtrudniejsza partia grani (fot. Janusz Kurczab)

Kaprysy pogody sprawiły, że nie wiodło się zespołom, które próbowały założyć obóz V. Heinrich, Jasiński i Kowalczyk cofnęli się z obozu III z powodu wiatru i opadu śniegu. W dzień po nich ruszył w górę zespół Czok, Kurczab i Wróż. Na wysokości około 7300 m zdarzyła się przygoda – prowadzący Czok wpadł do ukrytej pod śniegiem szczeliny lodowej. Nie odniósł żadnych obrażeń. Wróż utrzymał go pewnie na linie, jednak na wydostanie się na powierzchnię potrzebował przeszło godzinę. Zespół zostawił depozyt i wycofał się. Następna próba też nie powiodła się z powodu załamania pogody.

Przez tydzień baza wyprawy była zasypywana masami śniegu, a ciężkie monsunowe chmury spowijały szczyty. Gdy poprawiła się pogoda, stało się oczywistym, że akcję trzeba przyspieszyć. Musiała w niej wziąć udział cała wyprawa. Trzeba było dostarczyć zaopatrzenie do obozu V i ataku szczytowego, głównie ciężkie butle z tlenem.

Obozy III i IV zasypane były dwumetrową warstwą. Opóźnienie akcji znów się zwiększyło. Pierwszy zespół dotarł tylko do składziku na wysokości 7300 metrów i tam musiał rozbić namioty. Dopiero 12 sierpnia w popułudniu na wierzchołku rozległej kopuły śnieżnej u prawego skraju Ramienia K2, na wysokości 7670 metrów stanął obóz V. Tego samego dnia dotarł tu drugi zespół, przynosząc tlen i dalsze zaopatrzenie. Na noc w obozie V zostało 10 osób.

13 sierpnia Cichy, Czok, Grochowski, Holnicki, Kintopf, Kurczab i Kurtyka pod szczytową piramidą K2 założyli ostatni, obóz szturmowy (7970 m). W obozie zostali na noc Cichy i Holnicki i następnego dnia rozpoczęli pierwszy atak szczytowy. Na wysokości około 8250 m drogę zagrodziła wielka bariera seraków i pionowych skał, stanowiąca kluczową trudność całej kopuły szczy­towej. Nie zdecydowali się na jej pokonanie i rozpoczęli odwrót.

Drugi zespół szturmowy tworzyli Chrobak i Wróż. 15 sierpnia w nadzwyczaj trudnej wspinaczce dwoma wyciągami liny pokonali barierę, która zastopowała poprzedników. W górę prowadziły teraz strome, choć niezbyt trudne stoki śnieżno-lodowe, którymi podeszli jeszcze sto metrów. Była godzina 18, wysokość około 8400 metrów. Chrobakowi skończył się tlen w drugiej butli. Wobec załamującej się pogody, późnej pory i braku tlenu, postanowili się wycofać.


Chrobak i Wróż zbliżają się do kluczowej bariery na szczytowej ścianie (fot. Janusz Kurczab)

Pogoda nie dała już więcej szans na zaatakowanie szczytu. Mimo, iż wyprawa nie osiągnęła szczytu, nowa droga na K2 została doprowadzona do łatwego terenu 200 metrów poniżej wierzchołka. Pokonanie wschodniej ściany kopuły szczytowej K2 nie udało się również silnej wyprawie amerykańskiej w 1978 roku. Powtórzyli oni po śladach Polaków przejście północno-wschodniej grani, ale z polskiego obozu V (7670 m) przetrawersowali Ramię K2 do drogi włoskiej i nią osiągnęli wierzchołek.


Przebieg polskiej drogi na K2 w 1976 roku (fot. i topo Janusz Kurczab)

Polska wyprawa na K2 w 1976 roku była ważna dla przyszłości polskiego himalaizmu. Doświadczenia tu zdobyte zaprocentowały w dwa lata później na Kanczendzondze (Chrobak i Wróż) oraz podczas zimowego zdobywania Everestu (Cichy).

  • Nowa droga na Rakaposhi (7788 m)

Współpraca między Klubem Wysokogórskim Warszawa a Speleoklubem Morskim z Gdyni zaowocowała w 1979 roku wyprawą na Rakaposhi – olbrzymi szczyt nad doliną Hunzy. Była to wyprawa polsko-pakistańska, kierowana przez kpt. Sher Khana, kierownikiem grupy polskiej (de facto kierującym całą akcją) został Ryszard Kowalewski. W skład polskiej części wyprawy wchodzili: Andrzej Bieluń, Anna Czerwińska, Jacek Gronczewski (lekarz), Krystyna Palmowska, Tadeusz Piotrowski i Jerzy Tillak.

Ponieważ główny cel wyprawy – potężny północny filar – był już zajęty przez Japończyków, postanowiono zaatakować niezdobytą północno-zachodnią grań. 5 czerwca na morenie bocznej lodowca Biro została założona główna baza wyprawy. W drodze na grań założono obóz I (4900 m), a na długiej grani dalsze dwa obozy (5800 i 6200 m). Obóz IV (6500 m) ustawiono na wielkim plateau pod kopułą szczytową, a obóz V (7200 m) pod górnym odcinkiem południowo-zachodniej grani, którą biegnie droga pierwszych zdobywców.

l lipca Kowalewski, Sher Khan i Piotrowski zaatakowali szczyt. W najlepszej formie był Sher Khan, który znacznie wyprzedził Polaków i osiągnął wierzchołek Rakaposhi około godziny 17. Kowalewski i Piotrowski stanęli obok niego po godzinie. Następnego dnia również Bieluń, Gronczewski i Tillak weszli na szczyt. Teraz nadeszła kolej na panie, które dzień pierwszego ataku szczytowego przeczekiwały w obozie III. 5 lipca najpierw Palmowska, a w półtorej godziny po niej Czerwińska, w mrozie i silnym wietrze osiągają wierzchołek Rakaposhi.


Sher Khan i Ryszard Kowalewski na szczycie Rakaposhi (fot. Tadeusz Piotrowski)

Choć wyprawa obfitowała w konflikty, zarówno na linii Pakistańczycy – Polacy, jak i między grupą męską a dwójką kobiet, to efekt końcowy był bardzo korzystny. Dokonano drugiego wejścia na szczyt i w dodatku nową, trudną technicznie, skomplikowaną drogą. Na wierzchołku stanęli wszyscy członkowie polskiej części ekipy. Wyczyn Anny Czerwińskiej i Krystyny Palmowskiej zasługuje na szczególną uwagę. Pracowały i nosiły ładunki na równi z mężczyznami, a ich wejście na szczyt było drugim co do wysokości wynikiem uzyskanym w zespole czysto kobiecym na świecie.

  • Yazghil Dome i Distaghil Sar East

Speleoklub Morski PTTK w Gdyni zamierzał w 1980 roku zorganizować wyprawę na niezdobyty szczyt Ultar (7388 m), położony w rejonie Batura Mustagh, ale dostał pozwolenie na cel rezerwowy – Distaghil Sar (7885 m). Distaghil Sar to najwyższy szczyt Hispar Mustagh, zdobyty w 1960 roku przez Austriaków. Wchodzili oni granią od zachodu, pozostawili więc nietknięte boczne wierzchołki leżące we wschodniej grani: Distaghil Sar Middle (7760 m) i Distaghil Sar East (7700 m). Z tych dwóch, bardziej samodzielnym i wybitniejszym wierzchołkiem jest ten niższy, toteż nim zainteresowali się Polacy.

Polska wyprawa składała się z pięciu osób: Andrzej Bieluń, Jacek Gronczewski (lekarz), Ryszard Kowalewski (kierownik), Tadeusz Piotrowski i Jerzy Tillak. W połowie lipca 1980 r. założono bazę na lodowcu Upper Kunyang (4350 m). Ze względów oszczędnościowych (wygórowane ceny tragarzy zmusiły do ograniczenia ilości żywności i sprzętu) zespół przyjął taktykę „wędrującego obozu”. Po wstępnych wypadach, w czasie których pokonano 700-metrowe spiętrzenie ściany i przeczekaniu załamania pogody, 22 lipca cała piątka, mocno obciążona, wyruszyła z namiotów rozbitych na wysokości 5900 m. Po wielu godzinach uciążliwego marszu i kluczeniu wśród seraków, około godziny 14 znaleźli w gęstniejącej mgle wygodne pólko pod dwa namioty (6200 m).

23 lipca wyruszyli w kierunku dziewiczego szczytu w bocznej grani odchodzącej na wschód od masywu Distaghil Sar. Jak się potem okazało, był to Yazghil Dome (7324 m). Wysoka temperatura i rozmiękły śnieg sprawiły, że dopiero po dwóch biwakach udało się zdobyć ten szczyt.


Masyw Yazghil Dome (7324 m) – odpoczynek przed wejściem na szczyt (fot. Tadeusz Piotrowski)

Po noclegu w obozie na 6800 m zespół postanowił przystąpić do realizacji głównego zadania wyprawy – wejścia na Distaghil Sar East(7700 m), będący jednym z najwyższych nie zdobytych dotąd wierzchołków Karakorum.

Przed nimi stała sześćsetmetrowa, skalno-lodowa ściana piramidy szczytowej. O godz. 14 byli pod szczytowym spiętrzeniem, jednak szczyt był spowity groźnymi chmurami. Nie zrezygnowali i to była słuszna decyzja – zaczęło się przejaśniać, choć wiatr ciągle był silny. Ściana szczytowa była stroma i niełatwa, ale o godz. 18.30 cały zespół stanął na dziewiczym wierzchołku.


Na szczycie Distaghil Sar East 7700 m (fot. Tadeusz Piotrowski)

Wyprawa ustanowiła swoisty rekord: zdobycie całym niewielkim zespołem dwóch dziewiczych siedmiotysięczników w czasie dwutygodniowego pobytu w górach jest osiągnięciem doprawdy wyjątkowym.

Janusz Kurczab





  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek
    Brak komentarzy na forum