1 marca 2010 11:05

Rozmowy o himalaizmie – Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy

Jubileusz 30-lecia zimowego zdobycia Everestu obfitował w uroczystości. 13 lutego w Karpaczu przy głównym deptaku odbyło się odsłonięcie „Zimowego Kamienia Everestu”. Dwa dni później Instytut Adama Mickiewicza zorganizował spotkanie panelowe pod hasłem „Himalaizm a kultura”, które odbyło się w Sali Teatru Współczesnego w Warszawie.


Uczestnicy panelu. Od lewej Krzysztof Wielicki, Janusz Onyszkiewicz, Michał Jagiełło, Jacek Jezierski (Prezes NIK, zdobywca Dhaulagiri i Cho Oyu), Andrzej Paczkowski i Dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza Paweł Potoroczyn
(fot. arch. Inst. A. Mickiewicza)

Wreszcie 17 lutego, w warszawskiej Kinotece w PKiN odbyło się spotkanie z uczestnikami wyprawy i pokaz filmu Stanisława Jaworskiego „Gdyby to nie był Everest”.

Po pokazie uczestnicy wyprawy i zaproszeni goście spotkali się na uroczystej kolacji w restauracji hotelu „Polonia Palace”. W czasie tych uroczystości była okazja na rozmowę z dwoma głównymi bohaterami wydarzenia sprzed 70 lat.


W kuluarach hotelu Polonia Palace. Od lewej Leszek Łącki, Zbigniew Wiśniowski, Adam Izydorczyk (były wiceprzewodniczący Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki) i Ryszard Dmoch
(fot. Janusz Kurczab)


Minister Zdrojewski wita się z Martyną Wojciechowską. Obok Aleksander Lwow i Walenty Fiut, z lewej Anna Milewska
(fot. Janusz Kurczab)

***

  • Leszek Cichy

Czy zacząłeś zdobywanie Korony Ziemi od zimowego Everestu?
No, zależy jak do tego podejść – właściwie od Mont Blanc, jeśli ten szczyt zaliczać do Korony. A potem Everest…, ale w moich planach nie było wtedy zdobycia Korony Ziemi. Wydawało się nieprawdopodobne, że można pojechać za 20 czy 25 tysięcy dolarów na Antarktydę, a tyle kosztowała wyprawa na Mount Vinson. Na szczęście czasy się zmieniły i mój pracodawca, dla którego zarabiałem duże pieniądze, sfinansował mi wyjazd na Antarktydę.


Ryszard Dmoch i Leszek Cichy (fot. Janusz Kurczab)

Na jakich wyprawach zimowych byłeś po Evereście?
Na dwóch wyprawach Andrzeja Zawady: na K2 zimą 1987/88 i polsko-belgijskiej na Lhotse w zimie 1988/89. Na K2 byłem wraz z Krzysztofem Wielickim dwójką, która dotarła najwyżej – założyliśmy obóz III na wysokości 7300 m. W czasie tej drugiej wyprawy Krzysiek Wielicki wszedł samotnie na wierzchołek Lhotse.

Jak w ogóle podobało Ci się wspinanie zimowe w Himalajach?
Trzeba mieć świadomość, że to są wyprawy ogromnego ryzyka. Może nie tyle chodzi o niebezpieczeństwo i wypadki, tylko o to, że wyprawy te mają bardzo małe szanse powodzenia. Trzeba mieć zupełnie inne nastawienie psychiczne. Na inne wyprawy jedzie się z nastawieniem, że się na pewno wejdzie. A tu ma się świadomość, że statystycznie jest 10% szans, żeby wyprawa w ogóle zakończyła się sukcesem, już nie mówiąc o tym, kto wejdzie na szczyt.

Po wyprawie na Lhotse, kiedy na szczyt wszedł Wielicki, była długa przerwa w sukcesach polskich wypraw zimowych. Czy potrafisz powiedzieć dlaczego?
Po pierwsze pamiętajmy, że wtedy część naszych kolegów zginęła, z drugiej strony te łatwo dostępne szczyty w zasadzie się skończyły. Zostały szczyty w Karakorum, gdzie przez lodowiec Baltoro dostęp jest bardzo utrudniony, i zostało kilka takich szczytów w Nepalu, które są również wysokie, jak np. Makalu. Czyli pole do popisu było stosunkowo niewielkie, a kadra, która się tym w ogóle interesowała, wykruszyła się. Z drugiej strony, zagraniczni wspinacze, kiedy spróbowali, zobaczyli, że próg sukcesu i próg trudności jest dużo wyższy niż na wyprawach letnich. W ten sposób idea zimowych wejść himalajskich zamarła na szereg lat.
Organizujesz wyprawę na Everest. Jaką drogą i kto się z tobą wybiera?
Mam taki pomysł. Wycofała się jednak Kinga Baranowska, a potem także Krzysiek Wielicki i Marek Kamiński. Ja tę wyprawę zorganizuję, ale sam i dopiero za rok lub dwa. Będzie to wyprawa od strony tybetańskiej, żeby już nie powtarzać tej samej drogi od Nepalu, bo uważam, że byłoby to bez sensu.

Dziękuję za rozmowę

***

  • Krzysztof Wielicki

Brałeś udział w wielu wyprawach zimowych. Czy widzisz jakieś szanse na wielką polską wyprawę zimową w najbliższym latach?
Widzę szanse, ale małe. Uważam, że największym problemem są ludzie. Nawet nie środki, ale właśnie ludzie. Brakuje takich, którzy zechcieliby poświęcić czas. Brakuje ludzi z zacięciem. Kiedyś byli wspinacze, którzy potrafili rzucić wszystko, nawet dom, zawód. W tej chwili jest trudno kogokolwiek namówić. Artur Hajzer próbuje zrobić jakąś unifikację, ale nagle mu się ludzie wycofują, bo ten ma szkołę, tamten pracę, a inny jeszcze z jakiejś innej przyczyny.

No, z pracy teraz się więcej wyciąga niż kiedyś…
O, właśnie – dziś można się zrealizować. Wiatr teraz idzie w kierunku: fun, przyjemnie, miło…, a wiesz, zimą jednak to jest duże wyrzeczenie, w góry jedziesz mając 5% szans. Z punktu widzenia logiki wydaje się to nie na miejscu.

Znasz mniej więcej ten program Artura, z którym wystąpił do PZA? Jak oceniasz szanse jego realizacji?
Znam, znam. Oczywiście miałby szanse, ale nie da się tego zrobić w rok. Dlatego, że się będą ludzie wykruszać, wycofywać… Mówiłem Arturowi, że może lepiej zorganizować taką wyprawę geriatryczną – najpierw lifting, czyli trzy tygodnie w jakimś sanatorium i potem w góry wysłać tych, którzy już nie mają takich obowiązków jak młodzi. Do Buska jedziemy, tam ćwiczenia, młode pielęgniarki, błota… (Śmiech). Coś mi się wydaje, że po liftingu ta geriatria byłaby lepsza, niż ci młodzi. Niczego im nie ujmując, ale oni już nie muszą, mają swoje życie, swoje sprawy. Kiedyś, jak się zaproponowało komuś udział w wyprawie, to była wielka radość, gotowość na wszystko, żeby tylko wyjechać. A teraz jest ciężko, każdy ma paszport, każdy ma kasę. Brak tylko spręża…

A jakie są twoje najbliższe plany?
Do lata nie mam żadnych planów, dopiero jesienią może jakieś lekkie wspinanie, no i myślę ciągle o zimie – o tym wielkim wyzwaniu, które ciągle jest przed Polakami. Chcę powrócić do tej idei, filozofii zimowego wspinania, i ruszyć w Karakorum.

Denis Urubko i Simone Moro weszli zimą na Makalu – szczyt, który ty atakowałeś w sezonie zimowym 2000/2001. Czy masz coś do powiedzenia na ten temat?
Tak. Oni jednak korzystali z istniejącej infrastruktury, dobrze wiedzieli, że tam są liny porozpinane. Co nie umniejsza ich sukcesu, to są naprawdę świetni faceci.

Mieli też chyba trochę szczęścia?
Szczęście też miało znaczenie. Ja próbowałem samotnie wchodzić francuską „jedynką”, czyli filarem zachodnim, trochę trudniejszą drogą, a oni drogą pierwszych zdobywców. Moje wyzwanie było większe aczkolwiek nieskuteczne, ich mniejsze, ale skuteczne, więc chapeau bas. Mam dla nich wielki szacunek.

Makalu jest uznawany za szczyt bardzo narażony na wiatry…
Tak, bo jest oddalony od pasma i stąd te wiatry. Ja byłem tam dwa razy i muszę potwierdzić, że to jest bardzo wietrzna góra. Ale Simone przysłał mi zdjęcia, taki krótki film z ostatnich metrów wspinania i ja wiatru tam nie widziałem. No, ale trzeba mieć szczęście, trzeba trafić w okno pogodowe. Gdyby tam był wiatr, to by nie weszli. Ale dobrze, że weszli, bo przecież to są nasi uczniowie.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Janusz Kurczab




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    70 lecie ? [6]
    Ciekawa sprawa, ale nie wygladaja na zdjeciach na takich staruszkow

    1-03-2010
    drx