Początek zimy w Moku
Po krótkim epizodzie zimowym, podczas którego zrobiłem Łapę (Łapa wczesnozimowy), warunki się pogorszyły, a śniegi spłynęły. Dopiero z początkiem grudnia zima zaczęła ponownie powracać. 5 grudnia, zachęcony prognozami pojawiłem się z Jankiem Kuczerą w Moku.
Wbiliśmy się w Schody do Nieba na Kazalnicy z zamiarem pokonania łańcuchówki, w którą wchodziłby Świerz na MSW. Warunki w 3/4 ściany Kazalnicy okazały się jednak pseudo zimowe – totalny brak śniegu. Z tego powodu Jasiu zdecydował się na użycie miękkich butów. Byłem pod wrażeniem jego odporności na zimno – cały dzień wspinu bez rękawic i w takich butach w temperaturze ok. -1 st. C. Drogę zrobiliśmy ostatecznie w 14,5 godziny w stylu 1x RK.
Janek Kuczera na „Schodach do Nieba” (fot. Marcin Księżak)
Po wyjściu do Bandziocha, w którym panowała pełna zima, postanowiliśmy zrobić krótką przerwę przed dalszą częścią łańcuchówki, ale próba krótkiego spania bez sprzętu biwakowego okazała się nieudana, co miało poważne skutki.
Początek drogi Świerza przywitał nas pięknymi warunkami zimowymi. Zacięcia wypełnione lodem przypominały wspinaczki w Alpach, ale radość wspinu zamieniała się w mękę, gdy na stanowisku przy każdym zamknięciu oczu traciłem kontakt z rzeczywistością. Przywiezione z domu niewyspanie zdecydowało o wycofie po trzecim wyciągu.
Po niecałym dniu odpoczynku, 7 grudnia wbiliśmy się w Diretissimę na północnej Mięgusza. W momencie wejścia w ścianę zaczął padać śnieg, który razem z mgłami towarzyszył nam prawie przez cały dzień. Dopiero na szczycie, po 11,5 godzinie zobaczyliśmy gwiaździste niebo.
Janek Kuczera na „Diretissimie” (fot. Marcin Księżak)
Warunki w ścianie były dziwne, na Kazalnicy brak śniegu, a tutaj wszystko zalepione. Czyszczenie ściany w poszukiwaniu asekuracji oraz schodzące pyłówki skutecznie spowalniały tempo. Poza jednym wyciągiem pod zachodem Janczewskiego, na którym mieliśmy piękny lód, na pozostałych wyciągach śniegi nie trzymały. Na zejściu z Mięgusza w miejscach, gdzie zakłada się dwa zjazdy, są ringi. Można powiedzieć, że wyznaczają one prawidłowy kierunek zejścia w kopule szczytowej. W schronie znaleźliśmy się chwilę po północy. Następnego dnia w strugach padającego deszczu wróciliśmy do codzienności.
W tym samym czasie w Moku działał drugi zespół w składzie Maciej Bedrejczuk i Tomasz Ostasz, który 5 grudnia zrobił Orła z Epiru na Kotle. Natomiast następnego dnia zaliczył mocno zaawansowaną próbę na Innominacie. Zrobił drogę bez ostatniego, ósemkowego wyciągu, pozostałe pokonał w stylu OS.
Marcin Księżak
ortografia [8]
droga Świerza a nie Świeża pyłówki spowalniały tempo a nie…
greg
gdzie to jest? [3]
"Na zejściu z Mięgusza w miejscach, gdzie zakłada się dwa…
aidi