30 października 2009 08:01

Historia polskiego wspinania. Cz. IV – Tatry w latach 80. XX wieku

***

Na wstępie pozwolę sobie na parę słów w odniesieniu do uwag, które pojawiły się po poprzednim tekście oraz zapewne pojawią się również po tym. Pisanie o wspinaniu w latach, które ogromna rzesza czytelników Brytana doskonale pamięta, a co gorsza (dla mnie), w których aktywnie uprawiała taternictwo, jest z założenia skazane na porażkę. Ilość uwag i zarzutów związanych z wąskim zakresem źródeł, selektywnym i często subiektywnym wyborem najciekawszych wydarzeń, uwypukleniem niektórych osób, a pominięciem innych – jest i będzie spora. Co więcej, będzie w zdecydowanej większości uprawniona i uzasadniona.

Na swoje usprawiedliwienie chciałbym jednak dodać, że ten tekst nie aspiruje do pełnej monografii lat 80. z kilku powodów. Najistotniejszy z nich to fakt, że tekst na stronach internetowych z założenia jest krótszy i bardziej pobieżny od tego, który mógłby być zamieszczony w książce „historycznej”. Co więcej, w mojej opinii autorem takiej monografii (związanej z latami 1970-1990) powinien być ktoś aktywnie działający w tamtych latach.

Reasumując i odnosząc się do niektórych uwag:

  • Przy poniższym tekście, w związku z ograniczoną pojemnością tekstu, korzystam głównie z „Taterników” z lat 80., kilku artykułów w innych pismach i niektórych przewodników monograficznych. Tak jak napisałem – pełna historia taternictwa drugiej połowy XX wieku dopiero czeka na opracowanie i spisanie.
  • Bohaterowie wydarzeń zapewne nie zgodzą się, co do wyboru mniej lub bardziej ważnych przejść, szczególnie swoich; niektóre pominięte wspinaczki uznane zostaną z pewnością za ważniejsze od tych, które tu się pojawiają. Oczywiście, nie wszystkie istotne przejścia oraz nie wszyscy ważni wspinacze lat 80. pojawią się na łamach tego tekstu.
  • Położyłem nacisk na okolice Morskiego Oka z racji na fakt, iż zawsze był to wskaźnik tego, co się dzieje w polskim taternictwie. Aczkolwiek Słowacja nie została pominięta, a rewelacyjnych wspinaczek było tam z pewnością więcej niż w ciągu ostatnich 20 lat.

Przepraszam z góry za wszelkie pomyłki związane z imionami, nazwiskami i innymi istotnymi szczegółami. Przypominam, że wspinanie.pl będzie szczęśliwe mogąc (w dziale artykuły) opublikować na swoich łamach Wasze wspomnienia związane z latami 70. i 80.

Miłej lektury!

***

Lata 80. to złoty okres polskiego himalaizmu, co w „Taterniku” znalazło odzwierciedlenie poprzez przeznaczenie przytłaczającej większości miejsca na materiały związane z polskimi wyprawami w góry Azji. I słusznie.

Jakkolwiek taternictwo nie zajmowało byt wiele miejsca w naczelnym periodyku wydawanym przez PZA, to jednak wszystkie „przełomy” lat 80. znalazły w nim swoje miejsce. Co ważniejsze, mniej więcej w połowie dekady zaczyna być zauważalne, że wspinanie w Polsce, to nie tylko góry wysokie i Tatry, lecz także dynamicznie rozwijająca się wspinaczka sportowa w polskich skałach. Obok podsumowań sezonów na Jurze mamy kilka artykułów związanych z rozwojem dyscypliny oraz dylematami i problemami, jakie z tego powodu wynikają – m.in. w „Taterniku” nr 1/1985 pojawia się tekst pt. „O czystości wspinaczki w praktyce” (A. Kurowski (BRNO), L. Milczarek i J.W. Kubań), dotyczący m.in. stylów we wspinaczce sportowej – czyli czegoś, co obecnie i z uwzględnieniem wszystkich aspektów współczesności, kolega Biedruń (przyp. red. Mariusz Biedrzycki) powinien był już dawno napisać i umieścić na łamach wspinania.pl. Wszak czytelnicy forum Brytana wciąż mają dylematy…

  • ZIMA, ZIMA…

Wróćmy jednak do taternictwa i zacznijmy od przeglądu wydarzeń zimowych w latach 80. i tekstu Andrzeja Machnika „O sportowych aspektach wspinaczki zimowej” („Taternik” 3/1980), który stanowił odniesienie dla zimowców przez całą dekadę.

Podsumowując lata 70. Machnik narzeka na „udawanie” wspinania w warunkach zimowych. Spośród 357 przejść ostatniej dekady, tylko 18% zalicza do naprawdę wartościowych i ambitnych. Jego zdaniem motto ówczesnego taternika – „jaką drogę wybrać, żeby było VI i A4, ale nie za ostro i by przejście można było zrobić bez większej liczby biwaków” – wykazuje mankamenty podejścia, w którym wykorzystuje się tylko dobre warunki, a w prawdziwie zimowych tejże aktywności brak. O okresie wiosennym nie wspominając – tego w ogóle autor do kategorii „wspinaczka zimowa” nie zalicza.

(…) uważam, że przyszłość taternictwa leży w Tatrach. To, co wyćwiczymy w Tatrach, przeniesiemy w góry od nich wyższe.

Kolegom o nastawieniu wyczynowym chciałbym polecić styl, który polega na dwójkowych wypadach w odległe ściany. Wymaga on od wspinacza gruntownej znajomości gór, kondycji, wytrzymałości psychicznej oraz pewności techniki wspinania. Podczas wspinaczki w otoczeniu dolin Jaworowej, Białej Wody czy Koprowej trudno liczyć na to, że na pierwsze życzenie zdejmie nas helikopter (…)

Do najciekawszych przejść dokonanych w ostatnich latach metodą dwójkowego wypadu do pustej doliny należą niewątpliwie: przejście drogi Chrobaka na północnej ścianie Wielkiej Teriańskiej Turni, drogi Kurczaba na Wielkiej Jaworowej Turni, środkowego filara wschodniej ściany Rumanowego Szczytu i północnego komina Ryglowej Przełęczy.

Osobno wymienia Machnik najciekawsze przejścia, które rozpoczęto już w załamaniu pogody, co też w tekście postuluje – wtedy dopiero będzie się można dobrze przygotować do wspinaczek w górach wyższych.


Rysunek Sasa Nowosielskiego ("Taternik" 3/80)

W tym samym numerze znajdziemy jego podsumowanie zimy 1979/80. Wynika z niego, iż sezon charakteryzował się bardzo dużą ilością lodu, dzięki czemu miały miejsce dwa przejścia Superścieku prawie w całości po lodzie – poza dwoma okapami (Elżbieta i Jan Fijałkowscy oraz samotnie Ryszard Pawłowski). Machnik chwali też pierwsze polskie przejścia zimą komina Navratov na Ryglowej Przełęczy i Bočkovej Wody na Małym Kieżmarskim Szczycie, szybkie przejścia dróg zimowych w kiepskich warunkach, a także pierwsze przejście bez poręczowania Wielkiego Zacięcia na Kazalnicy oraz pierwsze zimowe przejście drogi Korasa i Wolfa na Kotle (oba – Władysław Janowski, Krzysztof Czarnecki).

Ze środowiskowych obserwacji z niepokojem zauważa Machnik pojawienie się w schronisku przy Morskim Oku tzw. „balangmenów” specjalizujących się w organizowaniu hałaśliwych libacji.

Nowe polskie drogi powstają m.in. w masywie Małego Kieżmarskiego Szczytu: Filar Złotej Kazalnicy (VI, A2) – Andrzej Marcisz i Piotr Lose oraz prawa część Złotej Baszty (V, A3) – Adam Smólski i Andrzej Zakrzewski.

W sezonie tym odbywa się też zimowe przejście drogi „przez Studnię” na Kazalnicy Miętusiej (6 osób), a także kilka innych mocnych powtórzeń na Kazalnicy, Małym Młynarzu, Kotle Kazalnicy czy Żabiej Turni Mięguszowieckiej.

Podsumowanie następnej zimy 1980/81 („Taternik” 1/82) Tadeusz Preyzner zaczyna od złośliwości względem tekstu Machnika. Wszystko to w kontekście wielu wypadków, jakie miały miejsce w omawianym sezonie zimowym:

Gromkie pohukiwania – także na łamach „Taternika” – o wspinaczce bez względu na warunki atmosferyczne sprawiają, że zapominamy, iż w czasie niepogody nawet na ścieżce bywa niebezpiecznie. Pragnąc zadziwić opinię naszą tężyzną wspinaczkową zastanówmy się najpierw, czy nas rzeczywiście na wyczyny stać (…)

Najciekawsze wspinaczki sezonu to pierwsze zimowe przejście drogi Preyznera (im. Myszkowskiego) na Kazalnicy Miętusiej (A. Marcisz, Mirosław Dąsal, Andrzej "Teść" Karst), samotne przejście Czoka-Kiełkowskiego w ciągu 6 dni (Lech Kiedrowski) oraz czysto kobiece przejście prawego filara wschodniej ściany Rumanowego Szczytu, który Anna Czerwińska i Krystyna Palmowska przechodzą w ciągu 3 marcowych dni.

Powstają też nowe drogi m.in. na północnej ścianie Giewontu oraz mityczna w następnych latach droga Fijała (J. Fijałkowskiego z zespołem) na Czołówce MSW (oryginalnie poprowadzona wyżej – na II turnię w pn.-wsch. grzędzie) wyceniona oryginalnie na III+, A1. Warto przy tym dodać, że droga liczy sobie około 200 m trudności, a otwierano ją 6 dni… Jej pierwsze powtórzenie pod koniec lat 90. urealniło wycenę na zimowe V+, A2+.


Jan Fijałkowski

Oprócz różnych ciekawych powtórzeń (m.in. na Kazalnicy) na Giewoncie Kazimierz Pucia i Zbigniew Winiarski robią pierwsze pełne zimowe przejście Diretissimy głównego Giewontu.
Warto dodać, że od 20 stycznia do 10 marca były otwarte Szałasiska!!! Taborem kierował Zbigniew Skoczylas.

Andrzej Skłodowski w podsumowaniu zimy 1981/82 („Taternik” 2 /82) pisze:

Ogłoszenie w dniu 13 grudnia 1981 r. stanu wojennego spowodowało, iż działalność taterników polskich w omawianym sezonie ograniczona została wyłącznie do Tatr Polskich.

Działalność taternicką można było zacząć tak naprawdę dopiero w drugiej połowie stycznia… Dużo wspinano się w związku z tym w Tatrach Zachodnich. Nowe drogi powstają na Wielkiej Turni, Długim Giewoncie, także większość ciekawych powtórzeń ma miejsce właśnie tam (m.in. Direttissima Giewontu, droga Mroza na Wielkiej Turni, a także przejście drogi „przez Studnię” na Kazalnicy Miętusiej), aczkolwiek nie oznacza to, że w Morskim Oku się nie wspinano. Padają m.in. Superdirettissima, Pająki, Wielkie Zacięcie na Kazalnicy, a także po raz pierwszy samotnie zimą Łapiński-Paszucha (Paweł Bujakiewicz).

Jednak najważniejsze przejścia sezonu zimowego (a wiemy to dopiero z perspektywy czasu), to dwie wielki nowe drogi na Kazalnicy: Wish You Were Here poświęcona pamięci Piotra Lose, który zginął latem 1981 na Petit Dru (A. Marcisz, Jacek Kozaczkiewicz) oraz Superparanoja (Michał Momatiuk, M. Dąsal), które z czasem stały się jednymi z najbardziej mitycznych dróg w Tatrach, a na jednodniowe zimowe powtórzenia czekały do nowego tysiąclecia (odpowiednio 20 i 21 lat).

W odniesieniu do następnego sezonu zimowego 1982/83, Andrzej Skłodowski pisze, iż w porównaniu do lat ubiegłych był sezonem słabszym i znacznie mniej interesującym. Za najciekawsze przejścia uznaje on pierwsze przejścia bez poręczowania na Kotle Kazalnicy: Superścieku (Marek Danielak i Maciej Pawlikowski) oraz Ścieku (Krzysztof Drożdżeński i Krzysztof Pankiewicz) oraz późniejsze samotne przejście tej ostatniej drogi przez Ryszarda Pawłowskiego.

Oprócz trudności obiektywnych taternicy w tym sezonie natrafili na takie oto wpisy w książkach wyjść we wszystkich trzech schroniskach polskich Tatr Wysokich: Zagrożenie lawinowe III stopnia; zakazuje się wszelkich wyjść turystycznych i taternickich powyżej granicy lasu – GOPR-PZA. Problem nabrzmiewał (powszechne było łamanie tego zakazu), aż do polubownego rozwiązania, wedle którego Komisja Tatrzańska PZA wraz z GOPRem ustaliły, że wpisy będą miały jednak formę ostrzeżenia, a nie zakazu, co Andrzej Sobolewski przyjął z zadowoleniem…

Sezon zimowy 1983/84 przynosi dwie kolejne bardzo trudne drogi, przez lata uznawane za wyznacznik zimowych trudności. Tym razem chodzi o drogi na Cubrynie (a konkretnie Kazalnicy Cubryńskiej), o tzw. Momę (J. Kozaczkiewicz, M. Momatiuk) oraz Direttissimę (M. Dąsal, Jan Muskat). Powstaje też nowa trudna droga na Czołówce MSW – chodzi o dzisiejsze Miękkie Ruchy (Jarosław Kowalik, Krzysztof Łoziński, Piotr Panufnik). Samotnie Długosza-Popkę na Kotle Kazalnicy przechodzi Marek Raganowicz.

Zima 1984/85 to zamknięte schronisko w Morskim Oku i otwarcie łatwego kanału wyjazdowego na Słowację – ruch tam jak nigdy dotąd. Kilka dużych dróg otrzymuje pierwsze polskie przejścia zimowe (Direttissima Zadniej Baszty, Droga Rybički oraz droga Beneša na Złotej Baszcie, a także Direttissima pn.-wsch. ściany Pośredniej Grani). Jak często dzisiaj oglądamy polskie zespoły na takich drogach na Słowacji?

Otwarcie nowego kanału wyjazdowego na Słowację przynosi dalsze efekty i w sezonie zimowym 1985/86 w Tatrach Słowackich (według szacunków Ziemowita Wirskiego) wspinało się około 300 polskich taterników (!!!); taki Stanisławski na Małym Kieżmarskim został przebyty przynajmniej 10 razy…

Najwyżej oceniane zostały przejścia pn.-wsch. ściany Rumanowego Szczytu przez Rumanowe Koryto (Tomasz Czarski, Ryszard Kołakowski, Paweł Kosiński) oraz drogi Beneša zakończonej na Rumanowym Mnichu (Andrzej Dutkiewicz, Michał Bulik, Arkadiusz Kubicki). Z przejść „morskoocznych” wyróżnienie spotkało autorów przejścia Lewego Ścieku na Mięguszu Pośrednim (Jerzy Brennejzen, Krzysztof Modzelewski) – jest to jedna z dróg, którą wskazywał Machnik (we wspomnianym na początku tekście „O aspektach…”) jako cel, który podniesie poprzeczkę wspinaczki zimowej…

W tekście podsumowującym ten sezon Krzysztof Łoziński wylicza nie tylko najciekawsze przejścia sezonu, ale też koszty ekwipunku.

Gdyby chcieć zakupić pełne wyposażenie niezbędne do zimowego super wyczynu, trzeba by zainwestować niemal około miliona złotych. Minimum średniej klasy sprzętu na letnie wspinaczki klasyczne kosztuje przeszło 300 000 zł (pomijam przy tym kwestię dostępności sprzętu).

Tak więc na wysoki wyczyn stać tylko ludzi, dla których prace wysokościowe, czy mniej lub bardziej legalne „obroty” na wyjazdach stały się głównym źródłem utrzymania.

Inna poruszona przez niego kwestia to problem załapywania się na wyprawy. Wytyka Związkowi m.in. to, że na wyprawy nie są zabierani tacy wspinacze ze ścisłej czołówki, jak Ryszard Malczyk czy Jan Hobrzański.

Jeżeli jeszcze przy tym wiesz, ze choćbyś stanął na głowie i przeszedł Filar Kazalnicy w 10 minut, to i tak tego w PZA nikt nie zauważy, bo oczy Zarządu zwrócone są na Everest, to czy nie lepiej ograniczyć się do skałek lub po prostu zostać w domu? W rezultacie najlepsi nie mają szansy dalszego rozwoju, średni i słabi boją się kompromitacji – i tak środowisko tatrzańskie z roku na rok się kurczy.

Coś się jednak dzieje… :-) Powstają nowe drogi na Wielkiej Turni (m.in. słynny Monolit autorstwa M. Dąsala i J. Muskata) i Cubrynie, powtarzane są drogi na Kazalnicy Miętusiej, na Kazalnicy – choć bez nowości i rekordów (z drugiej strony tylko w tym sezonie przejść na Kazalnicy było pewnie tyle, co w ciągu ostatnich 5-6 lat łącznie…), m.in. kobiece przejście Długosza-Popki (Monika Niedbalska, Bernadetta Stano), samotne przejście Korasa-Wolfa (M. Raganowicz), trzecie przejście całości Filara wraz z Ostrogą i jednocześnie pierwsze w non stopie – w 22h (P. Bujakiewicz i Krzysztof Pilawski).

Zimę 1986/87 w Tatrach Polskich podsumowuje także Krzysztof Łoziński. Sezon, ze względu na aktywność „wyraźnie gorszy„, choć nie bez wybitnych przejść. Spora część z nich zrobiona została jednak przez weteranów.

(…) należałoby Andrzeja Marcisza uznać za juniora, zaś Marka Raganowicza i Andrzeja Pusza za młodzików. Nie mówmy więc, że polskie taternictwo jest dobre, lecz, że jest stare, ale jare.

Ciekawe w związku z tym, co moglibyśmy napisać o Andrzeju Marciszu w kontekście jego prac i przejść w obecnym tysiącleciu? Czy przestał być już juniorem?
Wracając do sezonu – powstają dwie nowe drogi na Kotle Kazalnicy, w tym jedna duża, obok Wielkiego ŚciekuWojciecha Kurtyki i Andrzeja Marcisza. Ta mniejsza to Parada Jedynek (Grzegorz Cieślak, Krzysztof Wesołek). Ma miejsce drugie przejście 15.10 do Yumy (M. Raganowicz, Dariusz Kubik), samotne przejście drogi Czoka (Witold Szmeja) i Kantu Wielkiego Zacięcia (L. Kiedrowski), a także sporo przejść na Kazalnicy oraz na Mięguszu – w tym po przejściu Czołówki – do szczytu Filarem.

Na Słowacji kilka niezłych wspinaczek odbywa się w rejonie Małego Kieżmarskiego Szczytu (na czele z Direttissimą, Superdirettissimą i Šmidem-Rybičką).

Sezon zimowy 1987/88, w którym wspinaczki w Morskim Oku rozpoczyna się w Roztoce (z racji na remont schroniska nad Morskim Okiem), Ziemowit Wirski podsumowuje tekstem „Czy taternictwo zimowe wychodzi z mody?”:

Najbardziej rzuca się w oczy mała liczba przejść w ogóle. (…) Autentyczna czołówka tatrzańska liczy w tej chwili kilka osób. Zimowe wspinanie nie ma już od kilku lat odpowiedniej atmosfery. Jest trudne, nieefektowne, nie stwarza łatwych możliwości oszołomienia gawiedzi własną sprawnością, a jednocześnie wymaga poważnych nakładów finansowych (sprzęt), no i wreszcie jest daleko bardziej niebezpieczne od wspinania sportowego.

No tak, ale żeby to (przyp. autora wspinanie zimowe jako poligon przed poważniejszymi górami) docenić, trzeba w swoim wspinaczkowym programie zmieścić coś więcej niż 6.5 on sight.

Chwalony jednak jest Bogdan Stefko za pierwsze jednodniowe przejście zimą drogi Wolfa, oraz, już z Witoldem Szmeją, drogi Chrobaka na Złotej Turni, a także nowej drogi/wariantu na Kotle Kazalnicy (dzisiejszy Stefko-Szmeja).

Kilka trudnych dróg zimowych pada na Kazalnicy (m.in. drugie zimowe Kurtyki Czyżewskiego – Wiesław Madejczyk, Stanisław Zych), na Ganku, Małym Kieżmarskim, Rumanowym Szczycie, Wielkiej Turni, Kotle Kazalnicy (m.in. pierwsze zimowe drogi HobrzańskiegoJanusz Rosiek, B. Stefko) a także pierwsze polskie zimowe przejście drogi Beneš-Gibaš na Ganku, wschodnią ścianą (W. Madejczyk, Maciej Karoń, S. Zych).

Andrzej Skłodowski z kolei szacuje, że przez obozy zimowe na Słowacji przewinęło się około 300 osób, co podsumowane jest zdaniem, że spadek uprawiających zimowe wspinanie jest dramatyczny… :-)

Wspomina niedawne czasy, kiedy to w ciągu zaledwie 25 dni było 16 przejść Filara MSW. Skłodowski pamięta również dzień, w którym w rejonie Morskiego Oka wspinało się jednego dnia 48 zespołów…

Z perspektywy roku 2009 mogę się jedynie uśmiechnąć, czytając powszechne na łamach Taternika lat 80. narzekanie na małą ilość wspinających się taterników i wątpliwą średnią jakość przejść. Pod względem jakości przejść wszystkie sezony zimowe omawianej dekady są więcej warte niż każdy (może z małymi wyjątkami) z sezonów obecnych, o ilości wspinających się taterników nie wspominając…

***

  • TERAZ LATO, CZYLI „NOWA FALA” I NIE TYLKO…

Lata 80. to złote lata wspinaczki klasycznej w Tatrach. Większość dróg odhaczona została właśnie wtedy, kilkakrotnie przełamywano kolejne granice, a to co wydarzyło się na początku lat 90. było naturalną konsekwencją tego, co działo się w opisywanej dekadzie. Zniknęły jakiekolwiek psychologiczne bariery.

Podobnie, jak w przypadku zimy, tak i tu ważny głos w temacie letnich dylematów zabiera Andrzej Machnik w ciekawym tekście „O skali trudności w Tatrach” („Taternik” 4/1980). Artykuł ukazuje paradoksy postępu we wspinaczce zarówno klasycznej, jak i hakowej, gdzie wraz z podnoszeniem umiejętności (w wyniku zamkniętej dotąd skali) obniżane są wyceny dróg zarówno na Słowacji (głównie klasycznych), jak i u nas (głównie hakowych).

Doskonałe przykłady słowackiej paranoi to m.in. tzw. „extremne IV+” (inaczej Paleničkowe), na których nasi wspinacze dochodząc do tak wycenionych miejsc masywnie się sprężali – np. na Czarnym Filarze na zachodniej ścianie Łomnicy, czy na Superdirettissimie Skrajnego Kopiniaka. Inny wspaniały przykład to droga V. Slimaka na Durnym Szczycie od strony Pięciu Stawów Spiskich, który poprowadził Vel’ky košický problem. Na kolejnych wyciągach ocena II+ przeplata się z III-, chociaż na nich „použito jedničky. Jak pisze Machnik tendencja do zaniżania utrzymała się i u nas przez kilka lat – Było ci trudno? (…) No to dajemy III!

Znalazło to choćby odzwierciedlenie w powszechnym wyśmianiu propozycji wycenienia Schodów do nieba na VI+. Dziś wiemy, że jest to jak najbardziej adekwatna wycena. Jednak mimo wszystko, Polacy w obniżaniu wycen klasycznych pozostali daleko w tyle za Słowakami i Czechami. Za to podczas wspinaczki hakowej nie dawano więcej niż A1 nawet, gdy loty na słabych jedynkach miały po 10 metrów długości. Na pytania – co to za A1 na rurpach? odpowiadano – Jak się nie ma pieniędzy na sprzęt, to niech się nie wspina!

Okazuje się też (informacja dla wielu młodszych czytelników zapewne nowa), że w Polsce w roku 1980 funkcjonują oprócz skali tatrzańskiej, skala krakowska (6.1, 6.2, 6.3 itd.) i skala zawierciańska (5.1, 5.2, 5.3 itd.), a te z kolei Machnik odnosi do amerykańskiej.

Wzajemne wizyty czołowych skałołazów umożliwiły porównanie obu tych skal i tak np. zawierciańskie 5.7 zbliżone jest do krakowskiego 6.2, zaś krakowskie 6.1, to mniej więcej amerykańskie 5.11″… ufff…

W tym samym numerze sezon letni 1980 w Tatrach podsumowują Władysław Janowski i Andrzej Machnik.

Powstaje kilka nowych dróg (m.in. na Małym Młynarzu), wiele dróg zostaje uklasycznionych, w tym, od wczesnej wiosny szereg linii w rejonie Raptawicy. Jednak dwa najważniejsze przejścia sezonu, to pierwsze odhaczenie dużej drogi na Kazalnicy – Kantu Filara (VII+) przez Wojtka Kurtykę i Władysława Janowskiego oraz drogi Pankiewicza i Wolfa na Młynarczyku wariantem Malczyka i Myszkowskiego (za VI+) przez Zbigniewa Czyżewskiego i Ludwika Wilczyńskiego. Dzisiaj droga znana jest jako Szewska Pasja, a zgodnie z oryginalnym przebiegiem odhaczona została dopiero w 1994 roku. Na Kieżmarskim Szczycie Polacy przebyli klasycznie drogę Martiša i Španika (A. Marcisz, B. Śmigielski).


Władysław Janowski na Wroniej Baszcie (Dolina Kobylańska), 1979
(GÓRY/92-93/2002)


Wojtek Kurtyka podczas odhaczania Kantu Filara na Kazalnicy
(GÓRY/nr 92-93/2002)

Odbywa się też kilka szybkich przejść na Kazalnicy (m.in. jednodniowe przejście Kurtyki-Czyżewskiego przez Krzysztofa Pankiewicza i Władysława Niewiarowskiego; wcześniej drugie przejście tej drogi zrobili Arkadiusz Kubicki i Marek Skrzypczak), nie wspominając o 5-6 godzinnych przejściach dróg Momatiuka, Filara, Kiełkowskiego czy Heinricha-Chrobaka na tejże samej ścianie. Przebyto także Czarny Filar na Łomnicy. Kobiety z kolei przechodzą drogę Sadusia na Mnichu (Elżbieta Fijałkowska, A. Zachara).

W Taterniku” nr 2/1981 ma miejsce „Próba obiektywizacji skali trudności” autorstwa Piotra Wojtka. Autor w nawiązaniu m.in. do artykułu Machnika proponuje przyjąć stałe wzorce, jako odnośnik do ustalenia wycen dróg niedawno odhaczonych. Za taki wzorzec proponuje przyjąć m.in. Kant klasyczny na Mnichu (VI-). Zamieszcza też listę dróg z proponowanymi przez siebie wycenami, ale na podstawie przeprowadzonej wśród znanych taterników ankiety. Przytoczę tylko kilka spośród propozycji:

MNICH:
Fereński VIII- (dziś VII/VII+), Sprężyna VII-, Hobrzański VII (dziś VII-), Kant hakowy VII (dziś bardziej VII-)

KAZALNICA MIĘGUSZOWIECKA:
Kant Filara VIII- (dziś VII+), Ścianka z jedynkami VII (dziś VI+), kombinacja Czyżewskiego i Poburki VIII- (dziś raczej VII/VII+), droga Malczyka VII (dziś VI+), Warianty Czyżewskiego VII (dziś VI+)

Większość pozostałych propozycji wycen dróg na Małym Młynarzu, Czołówce MSW, Kopie Spadowej, Zamarłej Turni czy Żabim Mnichu albo pokrywa z przyjętymi dzisiaj wycenami, albo odbiega od nich o nie więcej niż pół stopnia. Świadczy to chyba o emocjach, jakie zawsze związane były z najważniejszymi polskimi ścianami w Tatrach – Mnichem i Kazalnicą oraz trudnościami, jakie oferowały – zdecydowanie odbiegającymi od średniej.

Lato 1981 przynosi zapowiedź nadejścia „Nowej Fali” rodem z Krakowa. Młodzi wytrenowani w skałkach wspinacze bez kompleksów atakują mityczne problemy. Jak wspominał Andrzej Marcisz będący jej głównym i najważniejszym przedstawicielem – to już nie była ta sama Kazalnica. Tylko na ścianach Kotła i Kazalnicy zanotowano w tym sezonie 95 przejść.

Pierwszych powtórzeń klasycznych doczekały się wreszcie Symfonia Klasyczna (J. Kozaczkiewicz, A. Marcisz w 6h, wcześniej odbyły się dwa przejścia w stylu A0) i Kant Filara (Z. Czyżewski i Elżbieta Rymonowicz). Na Kotle odhaczono drogę Czeczko-Łoziński, czyli dzisiejszy Uskok Laborantów (Andrzej Łuczak, W. Janowski). Szybkie przejście nieklasyczne uzyskuje też Superdirettissima na Kazalnicy (6h).


Zbigniew Czyżewski

Uklasycznione zostaje Szare Zacięcie na Raptawickiej Turni (A. Marcisz, Tomasz Klimczyk) – wycenione w Taterniku na VI-, co dzisiaj nie znajduje chyba odzwierciedlenia w realiach?

W klasyczne wspinanie włączają się kobiety – Monika Niedbalska przechodzi w różnych żeńskich zespołach Sprężynę (z Dorotą Czerską) i Kant hakowy (z Iwoną Szymańską) na Mnichu oraz drogę Czerczuka na Małym Młynarzu, a kilka innych dróg w zespołach mieszanych.

Sporo nowości – czasem od razu trudnych (VII-) pojawia się w Tatrach Zachodnich (Raptawica, Siwiańskie, Organy), ale także i na pomniejszych ścianach otoczenia Morskiego Oka. Odhaczona zostaje m.in. (nowym wariantem) droga Hobrzańskiego i Łozińskiego (czyli tzw. Czarne Zacięcie) na Czołówce MSW – pierwotna wycena to VIII (dzisiaj VII-) przez Z. Czyżewskiego i Ryszarda Malczyka (ci sami, dwa lata wcześniej odhaczyli położone obok Szare Zacięcie).

Sezon letni 1982 w związku ze Stanem Wojennym siłą rzeczy ograniczony jest w zdecydowanej większości do Tatr Polskich. Powstaje szereg nowych dróg na Raptawicy (Grani, Turni, Mnichu), w ramach ciekawostek pierwsze letnie przejście otrzymuje Wielkie Zacięcie na Kazalnicy (A. Łuczak, M. Dąsal), a Dąsal porównuje występującą tam latem kruszyznę do tego, co można spotkać w Czerwonym kominie na Filarze Walkera czy na Filarze Abałakowa na Nakra Tau.

Jednakże głównymi bohaterami sezonu są wspinacze krakowscy z tzw. „Nowej Fali”. Ich celem stają się duże drogi na Kazalnicy, które do tej pory uchodziły za „nieodhaczalne”. Najważniejszym przedstawicielem „Nowej Fali” jest Andrzej Marcisz, który jest też głównym aktorem omawianego sezonu. Za jego sprawą powstają dwie nowości – Cena Strachu na Żabiej Turni Mieguszowieckiej (razem z Iwoną Gronkiewicz) oraz Epitafium – nowa kombinacja Filara i Pająków z kilkunastoma nowymi metrami, na Kazalnicy (z Piotrem Gromkiem), o której Marcisz pisze:

Kombinacja nasza nie wykazuje może ekstremalnych trudności, gdyż z pewnością są w Tatrach odcinki klasyczne trudniejsze technicznie niż klasyczne przejście Małego Okapu, stwierdzić muszę jednak, że na żadnej z dróg na Kazalnicy nie spotkałem tak dużego ciągu trudności.


Piotr Gromek (fot. Mariusz Rospondek, GÓRY/92-93/2002)

Marcisz ma kluczowy wpływ na odhaczenie kilku trudnych dróg (poza wymienionymi jest więcej pomniejszych – jak choćby Okap Śmigło na Mniszku):

  1. Łapińskiego-Paszuchy na Mnichu (z I. Gronkiewicz nowym wariantem, wtedy propozycja wyceny VI.2, dziś VII),
  2. Drogi Drzewusa na Raptawickiej Grani z R. Malczykiem i Wojciechem Bryłą (proponowana wtedy wycena VI.3),
  3. Drogi Heinricha-Chrobaka z jednym kilkumetrowym obejściem (wraz z Władysławem Vermessym, propozycja wyceny VI.3 (dziś VIII-),
  4. Ten sam zespół odhaczył drogę Daga na Kotle Kazalnicy (VII+, 4,5h),
  5. Wariant Poburki i Wacha do Superdirettissimy (czyli tzw. UFO) na Kazalnicy (także z Vermessym, także propozycja VI.3). Okap „Motyl” przebyty został częściowo nowym wariantem (dziś VII+), jeszcze w tym samym sezonie UFO otrzymuje drugie przejście klasyczne (Mariusz Gołkowski, P. Gromek).

Na Słowacji Marcisz przechodzi z Vermessym klasycznie dwie drogi Belicy i Kollera na Małej Żółtej Ścianie (Oczi Plne Machu) i Łomnicy (Bonbonova Cesta) wyceniając obie na VII- (VI.1). Na Słowacji samotnie Wielkie Zacięcie na Kieżmarskim oraz drogę Orolina na Żółtej Ścianie przechodzi Piotr Lutyński.


Władek Vermessy i Andrzej Marcisz

W artykule uzupełniającym podsumowanie sezonu 1982 („Wyścigi na Filarze”) Marcisz opisuje nietypowe zawody, jakie stały się udziałem wspinaczy na taborze.

Skracanie czasów przejść jest wynikiem doskonalenia stylu wspinania i podnoszenia umiejętności wspinaczy, nie jest też wcale wynalazkiem naszych lat. Ale w ostatnich sezonach udało nam się dojść do wyników, które wielu taternikom – szczególnie tym nieco starszej daty – nie bardzo mieszczą się w wyobraźni.

A więc najpierw Marcisz z Vermessym przechodzą na Kazalnicy dwie drogi jednego dnia (Heinrich-Chrobak i Warianty Małolata). Następnie Tomasz Kimczyk i Vermessy przechodzą Filar w 3,5h. Wyzwanie podejmuje Marcisz, który z Iwoną Gronkiewicz przechodzi Filar w 2h 50 minut, aż wreszcie w dwie godziny przechodzą Filar Wojciech Bryła i Tomasz Klimczyk. Dziś wiemy, że na tym się nie skończyło… Szybkie przejścia uzyskują też droga Momatiuka (4,5h) i Pająki (6h).


Wojciech Bryła w skałkach, ok. 1982
(fot. Andrzej Marcisz, GÓRY/92-93/2002)

Podsumowując sezon letni 1983, koordynator PZA i kierujący obozowiskiem na Szałasiskach Tadeusz Solicki dzieli wspinaczy w Moku na dwie grupy; mniejszą (około 20%) tych bardziej ambitnych, skutecznie wspinających się, ale wyłącznie po żelaznych standardach (od Filara Kazalnicy, przez Czołówkę MSW, po Kopę Spadową), jednocześnie grupę, która w „przyszłości” może zacząć skutecznie działać poza Tatrami, oraz drugą – większą, około 80%, która z rzadka błyśnie jakimś ciekawym przejściem, ale w dużej mierze walczy na WHP-owskich klasykach, brnąc nierzadko przez trawniki Cubryny. Są to według niego w większości taternicy-kandydaci, którzy nie mając obeznanej topografii, umiarkowanie radzą sobie w górskim terenie.

Jednym z jego zarzutów wobec taterników jest też fakt, iż naciąga się powszechnie styl przejścia, a innym, że za wszelką cenę (nawet niebezpiecznego lotu) dąży się do przejścia klasycznego.

Po powrocie ze wspinaczki zespół jest wyraźnie skłócony. O co chodzi? Jeden z partnerów ma do drugiego żal, że w kluczowym momencie tamten złapał się haka. „Mogłeś zaryzykować, stanowisko było dobre, a mielibyśmy przejście czysto klasyczne”. „Wiesz stary, ja siebie jeszcze trochę lubię”.

Innym problemem jest według niego nagminne omijanie przepisów, zarówno ograniczających dostępny teren (TPN), jak i ograniczających dobór dróg ze względu na niedopuszczalne dla „Kandydatów” trudności (PZA). Co do tych pierwszych Solicki pisze:

Nie wydaje mi się, by traktowanie taterników (a i turystów przy innych okazjach), jako skretyniałych wandali było najlepszą formą budzenia w nich miłości do przyrody. Zresztą nie trzeba budzić czegoś, co bynajmniej nie jest uśpione.

Generalnie czołówka taterników bawiła w tym sezonie poza Tatrami, ale dobrych przejść nie zabrakło. Rico Malczyk przechodzi dwie drogi na Kazalnicy Miętusiej: Filar bez użycia haków (z T. Kimczykiem) oraz Direttissimę (z Robertem Rogożem). Wcześniej powtarza jako pierwszy (z Piotrem Warchołem) drogę Byczkowskiego i Sokali na wschodniej ścianie Kościelca (pierwotnie wyceniona na A4, droga poddaje się „za VI z miejscami A0/A1”). Tę ostatnią informację podaję w kontekście odhaczenia wspomnianej linii przez Jacka Czecha juniora (16 lat) w sierpniu 2009 roku.


Rico Malczyk (Mnich. Przewodnik wspinaczkowy, 2007)

Jeśli chodzi o nowe drogi, to poza dwiema nowościami (kolejnymi już) na Czołówce MSW, większość to linie powstałe w Tatrach Zachodnich i w rejonie Hali Gąsienicowej. Z trudniejszych dróg na Kazalnicy pokonany zostaje latem Ściek (Tomasz Chudy, Piotr Orłowski) oraz po raz pierwszy klasycznie Kiełkowski z obejściem dachu „Y” – po krawędzi (A. Marcisz, I. Gronkiewicz)

W „Taterniku” 2/83 pojawia się notka autorstwa, odgrywającego już wtedy istotną rolę  w środowisku sportowców Piotra „Szalonego” Korczaka, relacjonującego kilka swoich przejść na Słowacji (wraz z Ryszardem Kosaczem), z których najciekawszym jest odhaczenie (za VIII-) Direttissimy Żółtej Ściany oraz drogi Pawlika na zach. ścianie Gerlachu (VII-).


Piotr Korczak i Tomek Klimczyk na szosie w drodze do Morskiego Oka
(Mnich. Przewodnik wspinaczkowy, 2007)

W ramach ciekawostek, czyli tego jak skrupulatnie analizowano wspinanie w Tatrach w latach 80. wspomnę, iż w numerze 1/1984 pojawiają się statystyki dotyczące sezonów zimowego i letniego. Wynika z nich, że w tym czasie do książek wyjść wpisało się 1888 osób, z czego działalność przypadkową (1-2 wpisy) prowadziło 875 osób. Rekordzistą, jeśli chodzi o liczbę wyjść został Alfred Sosgórnik odnotowany aż 41 razy.

W lecie 1984 roku po raz pierwszy klasycznie padają Pająki na Kazalnicy (W. Bryła, W. Vermessy), obecnie wyceniane na VII/VII+, wtedy wycenione na VIII. Był to „ten jeden raz bez Marcisza”…

Z innych ważniejszych wspinaczek – po raz pierwszy Kurtyka-Czyżewski na Kazalnicy poddaje się soliście (Andrzej Pusz), a Ryszard Malczyk z Tomaszem Opozdą przechodzą Direttissimę Małego Młynarza za VII+ 8x A0. O trudnościach tej drogi świadczy fakt, że Direta została przebyta klasycznie przez Polaków dopiero w roku 2009 (za IX-).

Statystyki mówią, iż Kazalnicę w roku 1983 pokonano 158 razy, a w 1984 „tylko” 111. Zbigniew Skoczylas z Komisji do Spraw Tatrzańskich PZA pisze:

Koszty związane z uprawianiem taternictwa w porównaniu z rokiem ubiegłym (1983) wzrosły o dalsze 15-20%. Dotyczy to szczególnie kosztów utrzymania w schroniskach PTTK. Jeśli chodzi o sprzęt stwierdzić trzeba, że z wyjątkiem nielicznych elementów jest on dostępny tylko za dewizy.

Lato 1985 przynosi prawdopodobnie pierwszą nie zdewaluowaną ósemkę w polskich Tatrach Wysokich, kilka nowych dróg oraz szereg ciekawych uklasycznień. Podsumowujący ten sezon Wojciech Denega pisze:

Niewątpliwym rekordzistą sezonu był Jarosław Caban, współautor nowych dróg i powtórzeń, wielokrotnie wspierający wyprawy GOPR. Na obozowisku spędził on 8 tygodni.

Wśród wielu nowych dróg w Moku i okolicach najważniejszą i najbardziej mityczną przez lata jest przejście przez największy okap Tatr Polskich (dzisiaj Polskie Muppet Show) autorstwa właśnie Cabana oraz Jana Muskata. Inną jest nowa droga na Kotle (Jan Hobrzański, Artur Sułowski).

Najważniejszym odhaczeniem sezonu jest wspinaczka Baryłą-Stonawskim na Mnichu (P. Korczak, T. Klimczyk), czyli pierwsza nie zdewaluowana do dziś „ósemka” w polskich Tatrach Wysokich; odbyło się to zresztą po kilku wcześniejszych próbach różnych krakowskich zespołów – w tym Korczaka; przed nim pierwsze przejście na wędkę na drodze zaliczyli Tomasz Opozda i Ryszard Malczyk. Kolejne odhaczenia na Mnichu to Łapiński-Paszucha oryginalnie (P. Korczak, M. Gołkowski) oraz Wachowicz (P. Gromek, Tadeusz Ciszyński).

Z innych ważnych „pierwszych klasycznych” nie można pominąć drogi Preyznera na Kazalnicy Miętusiej (R. Malczyk, Maciej Hunia), Superdirettissimy Mniszka (P. Gromek, R. Malczyk) oraz przejścia Filara Kazalnicy z obejściem Wielkiego Okapu (P. Gromek, A. Marcisz), które można uznać za pierwsze klasyczne przejście Filara, jako formacji (oczywiście z obejściem Wielkiego Okapu, który podda się komu innemu w następnej dekadzie). Także Marcisz (wraz z Iwoną Gronkiewicz) przechodzą Momatiuka „na VIII, 4x A0”, co stanowi ważne preludium do odhaczenia drogi przez Marcisza kilka lat później.

Z innych ciekawostek – kolejne przejścia klasyczne otrzymują Pająki, droga Daga oraz Superściek (nieklasyczne, pierwsze latem) w ciągu jednego dnia (R. Malczyk, J. Muskat).

Następny sezon (1986) nie obfituje w spektakularne przejścia na miarę poprzednich sezonów. Wśród nowości wybijają się dwie drogi Jana Wolfa na Kościelcu; pierwsza z Jackiem Luniakiem (tzw. Lewy Wolf), a druga z Ludwikiem Wilczyńskim. Kilka powtórzeń trudnych linii ma miejsce na Kazalnicy, ale bez przełomu. Wachowicz na Mnichu pada po raz drugi klasycznie. Ciekawe są solówki Krzysztofa Palusa na Cubrynie (na obu mocnych zimowych drogach z 1984 roku – Momie i Direcie).

Lato roku 1987, mimo że nie tak znaczące, jak niektóre z poprzednich sezonów lat 80., przynosi co najmniej kilka istotnych wydarzeń, z których wybija się pierwsza dziewiątka (IX) w Tatrach. Chodzi oczywiście o Hematytówkę na Raptawickiej Grani pokonaną przez warszawiaków (Leszek Wojas, Michał Nowak) w rejonie, w którym w ciągu kilku wcześniejszych lat powstało zagłębie trudnych dróg spod znaku VIII- i VIII.


"Hematykówka" (Taternik 2/1987)

Na Kazalnicy powtarzane są m.in. klasycznie Epitafium (po raz drugi) i Pająki (obie w stylu RP), a na Mnichu Wachowicz – wszystkie przez Jolantę Siwiec i Aleksandra Króla. Otwarta została też nowa kombinacja na Zerwie: Kabaret Starszych Panów (J. Hobrzański, Zbigniew Kacuga)
Ważnym elementem sezonu są próby Krzysztofa Pankiewicza, które przechodzą do historii pod nazwą Night Club Kazalnica. Pankiewicz dwukrotnie podejmuję próbę przejścia 4-5 dróg na Kazalnicy w ciągu 24h. Za pierwszym razem z Darkiem Sokołowskim – po przejściu Małolata i Kantu Filara następuje załamanie pogody. W czasie drugiej próby (z A. Marciszem), przebiegają Małolata i w rekordowym czasie Filar („między 5.20 a 7.00”), po czym… obydwu odechciewa się dalej wspinać w wyniku zmęczenia poprzednim dniem, krótkim snem i za szybkim tempem wspinaczki :-)

W tym samym sezonie ma miejsce najszybsze (w 5h) kobiece przejście Filara Kazalnicy (M. Niedbalska, Ewa Szcześniak).

Z innych znaczących ciekawostek – na Żabim Mnichu za sprawą Bogdana Łaszczewskiego i Marka Olczyka powstaje Fantazja (VII-), prawdopodobnie pierwsza droga w polskich Tatrach – konsekwentnie ospitowana ze zjazdu.

Tatry Polskie latem 1988 podsumowują Grzegorz Głazek i Ziemowit Wirski. Sezon ten zapowiada to, co dziać się będzie przez następnych kilkanaście lat. Koncentracja na drogach krótkich, nowości trudniejsze, ale nie na dużych ścianach. Kilka klasycznych powtórzeń dróg na Mnichu i Kazalnicy – ale bez przełomu.

Z nowych dróg wyróżnia się z pewnością droga Pankiewicza na Mnichu (w towarzystwie Aleksandry Tomkowicz i Lesława Jakubowskiego), wyceniona wtedy na „zaledwie” VII… Droga ta to oczywiście osławione 2+1, będąca obecnie mocną ósemką, o wymagającej asekuracji. Zasłynęła z ryzyka i dużych (zaniżonych podczas pierwszego przejścia) trudności i do dziś posiada zaledwie kilka powtórzeń… Różnice między pierwotną wyceną a rzeczywistością próbowano rozwikłać poprzez najróżniejsze domniemania począwszy od stylu pierwszego przejścia (że RK lub nawet AF), a na poczuciu humoru i mocy Pankiewicza skończywszy.


Schemat drogi "2+1" (Taternik 2/1988)

Reasumując Głazek i Wirski narzekają na sezon, podkreślając małą ilość powtórzeń trudnych dróg, wskazując na kształtujące się prawidła, które dzisiaj są oczywistością – że wyniki mają ci, którzy wpadają na tabor na krótko w przerwach miedzy wspinaniem w skałkach, a w czasie niepogody ładują na drążku pod wiatą. Autorzy narzekają także na znikające na niektórych drogach haki zbierane przez kolekcjonerów sprzętu. Jako ciekawostkę odnotowują, iż:

Na trudniejszych drogach klasycznych rozpowszechnia się obuwie „friction”. Tego lata przekonało się do niego kilku wspinaczy zaczynających karierę we wczesnych latach 60. Niektórzy testowali nawet najnowsze baletki „Ninja II”, m.in. na Żabim Mnichu i w Tatrach Zachodnich, ale na razie nie zaowocowało to nowymi jakościowo wynikami. Poczciwe korkery są jednak nadal niezastąpione przy schodzeniu po trawkach.

Wśród osób zasługujących na wymienienie pojawił się kursant z poprzedniego roku – Paweł Mieszkowski, który zaliczył w trakcie sezonu „morsko ocznego” przeszło 50 dróg, w tym drugie letnie przejście Wielkiego Zacięcia i (bez asekuracji) Międzymiastową na Mnichu, a także Ola Tomkowiczówna z Katowic, 16 lat (przepraszamy) kurs w roku 1988″. Trzecią „osobą” wymienioną w podsumowaniu sezonu jest nawiedzający regularnie tabor – miś.

Z innych ciekawych dróg warto wspomnieć o nowej drodze na Zamarłej Turni duetu Marcin Kantecki i Artur Paszczak powstałej po kilku dniach walki. Jest to oczywiście Sayonara, która już niedługo stanie się celem Piotra Dawidowicza i jedną z najtrudniejszych w pierwszej połowie lat 90. dróg klasycznych w polskich Tatrach Wysokich. Na Kazalnicy (poza wspomnianym Wielkim Zacięciem) kilka razy powtórzone zostają klasyczne linie – m.in. Pająki (w stylu OS – Jacek Czyż, Włodzimierz Knot). Brak jest powtórzeń ósemek na Mnichu.

Na razie o lecie 1989 mogę napisać w kontekście dwóch wspinaczek (zaległości postaram się nadrobić)nowości  na Kazalnicy Cubryńskiej o nazwie Diabelska Alternatywa (Grzegorz i Stanisław Głazkowie) oraz niesamowitej łańcuchówki o nazwie EXPANDER, czyli połączeniu, w ciągu zaledwie 17h czterech dróg Macieja Sprężyny” Gryczyńskiego na Małym Młynarzu, Kotle Kazalnicy, Mnichu i Kościelcu (K. Pankiewicz, P. Panufnik). Najwyraźniej przemiany, jakie miały miejsce wtedy w Polsce odciągnęły taterników od taboru.

Cdn…

Jakub Radziejowski




  • Komentarze na forum Dodaj swój wątek

    "Dobrze czy źle, byleby nazwiska nie przekręcali..." [10]
    Wprawdzie nowej wersji tekstu "O czystości wspinaczki w praktyce" jeszcze…

    31-10-2009
    biedruń